Moje małe słońce było takie utalentowane... byłem z niej bardzo dumny, w końcu żadne dziecko nie potrafi czytać w wieku półtorej roku. Tak, wiem, że nie powinienem na to patrzeć, bo mała rośnie znacznie szybciej od takiego zwykłego dziecka – czy to ludzkiego czy to anielskiego – ale i tak byłem z niej dumy. Pamiętam, że ja chciałem zacząć ją uczyć właśnie takich podstawowych umiejętności kiedy byliśmy w Azylu, ale o to zadbała tamtejsza szkoła, a teraz najwidoczniej dba o to Miki. W sumie, to ja teraz mógłbym się tym zająć. I tak nie robię nic innego jak siedzę i jedynie chodzę do łazienki. Dzisiaj mam trochę ambitniejszy plan, chciałbym zejść na dół o własnych nogach i tam posiedzieć z najbliższymi. Może nawet pomógłbym trochę Mikleo...? Na pewno jest coś, co mógłbym zrobić w tym stanie. Miki wystarczająco długo pozostał bez mojej pomocy, więc teraz czas to zmienić.
- Moja dziewczynka – uśmiechnąłem się szeroko do mojej słodziutkiej księżniczki i pocałowałem ją w czubek głowy. – Coś jeszcze potrafisz napisać?
- Nie, dopiero się uczę – przyznała ze smutkiem, a ja poczochrałem jej włoski.
- Nie przejmuj się, przecież sama powiedziałaś, że dopiero się uczysz. Jestem już z ciebie bardzo dumny i ty powinnaś być z siebie dumna. Jesteś bardzo zdolna – moje słowa sprawiły, że dziewczynka znowu się uśmiechnęła. Moje słońce kochane, powinna uśmiechać się jak najwięcej, podobnie jak Miki. Jak dobrze, że przy mnie znowu zaczął się uśmiechać, ale przyznam, ciężko było z początku. Dobrze, że to już za nami i Miki znowu tak pięknie się uśmiecha i śmieje. Śmiało mogłem stwierdzić, że jego śmiech to jeden z najpiękniejszych dźwięków, jaki istnieje i jak o mnie chodzi mogłem go słuchać cały czas. – Zjesz ze mną kanapki?
- Ale one są dla ciebie. A powinieneś teraz dużo jeść, bo musisz wrócić do zdrowia – nasza córeczka jest naprawdę przecudowna i kochana.
- Jak tatuś będzie głodny, to zawsze mogę mu coś zrobić. Jedz słońce i się niczym nie przejmuj – w tym momencie do akcji wkroczył Miki, poprawiając jej kosmyki, które wcześniej jej poczochrałem. – Idę na dół, więc jakbyś czegoś chciał, to wołaj.
Tak więc zostałem z Misaki oraz przepysznymi kanapkami, które zjadłem w bardzo krótkiej chwili. Chyba powoli wraca mi apetyt, co było raczej dobrym znakiem. Chciałbym jak najszybciej wrócić do zdrowia, by jak najszybciej zacząć pomagać Mikleo. Lista moich obowiązków cały czas rosła, nie mogłem cały czas leżeć i się wylegiwać. Po tym, jak zrobię remont u Misaki, muszę wrócić do pracy. Jeżeli dobrze kojarzę, mieliśmy jeszcze oszczędności, ale one kiedyś też się skończą.
Kiedy zjadłem kanapki i wypiłem kawę, dziewczynka zaproponowała, że odniesie naczynia, jak na kochane dziecko przystało. Zgodziłem się na to, ponieważ doskonale wiedziałem, że nie dam rady zejść na dół, trzymając coś w dłoniach, musiałem w końcu jakoś podpierać się o wszystko wokół mnie. Misaki trochę się oburzyła, kiedy powiedziałem jej, że zejdę z nią na dół. Chyba tak jak mama uważała, że powinienem jeszcze leżeć w łóżku, podczas gdy leżenie w łóżku było nudne i miałem go dosyć. Co prawda, jak już zejdę będę pewnie siedział na krześle w kuchni, albo leżał na kanapie, więc to niewielka zmiana, ale przynajmniej będę z resztą doliny.
Uspokoiłem małą, powiedziałem jej, że wszystko w porządku i że czuję się lepiej, ale i tak nie chciała mi wierzyć, dlatego postanowiła mi towarzyszyć i przypilnować, by mi się przypadkiem nic nie stało. Schodziliśmy bardzo powolutku, miałem wrażenie, że trwało to wieki, ale w końcu dotarłem do kuchni. Oby niedługo mój organizm się zregenerował, bo powoli zaczynam wariować. Jak długo muszę się leczyć z powodu straty odrobinki krwi? Przecież to żałosne.
- Powinieneś leżeć w łóżku – od razu było słychać, że Mikleo jest niezadowolony i aż za bardzo zmartwiony.
- Później w nim poleżę, a teraz sobie posiedzę tutaj, z tobą. Właściwie, to gdzie jest Yuki? Mam wrażenie, że nie widziałem go od wieków – zapytałem, kiedy nigdzie nie dostrzegłem naszego syna. Odkąd zachorowałem, nie widywałem go za bardzo, ponieważ większość czasu spędzałem w sypialni, a kiedy już poczułem się lepiej, ktoś próbował mnie zabić. Naprawdę długo go nie widziałem... i za nim się stęskniłem, w końcu to mój syn, nawet jeśli na samym początku strasznie mnie irytował, albo raczej moją złą stronę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz