Nie za bardzo podobał mi się pomysł, by puszczać Mikleo samego do miasta w takim stanie. Dzisiaj działo się z nim coś dziwnego, najpierw wszędzie go było pełno, a zaraz później znikał z zasięgu wzrok. No i jeszcze tamten facet... nie, żebym nie ufał Mikleo, ale on był teraz w takim stanie, że lepiej mieć go na oku. No i jeszcze trzeba było mieć na uwadze innych ludzi, do których nie posiadałem nawet grosz zaufania. Mikleo jest za bardzo atrakcyjny i nieprzewidywalny w tym momencie, by puszczać go samego.
- A może się jednak wybiorę z tobą? Czuję się już dobrze, więc nie musisz się o mnie martwić – zaproponowałem, nie chcąc za bardzo go gdziekolwiek puszczać. Poza tym, nie kłamałem, naprawdę czułem się dobrze. Może jeszcze czasem trochę mi się w głowie kręciło, kiedy za długo coś robiłem, ale to było tylko robienie zakupów. Co w tym mogło być ciężkiego.
- Teraz czujesz się dobrze, a później będziesz mi marudził, że zmęczony jesteś. Poza tym, ktoś musi zostać z dziećmi, dlatego przepraszam, ale muszę już iść – odparł i nim jakkolwiek zdążyłem zareagować, zniknął. Westchnąłem cicho przez moment rozważając, czy powinienem za nim iść, ale właśnie wtedy podeszła do mnie Misaki, strasznie chcąc mojej uwagi.
Zająłem się więc moją księżniczką, poświęcając jej cały swój czas. Misaki doskonale wiedziała, co zrobić, bym poświęcił jej całą swoją uwagę i zapomniał na ten czas o moim mężu. Wieczorem, kiedy kładłem ją spać, trochę mi się kręciło w głowie, ale powolutku dałem radę. Upewniłem się jeszcze, czy u Yuki’ego wszystko w porządku, ale chłopiec spał jak zabity, więc zszedłem na dół, by pogadać z Mikleo, ale jego nie było. Byłem pewien, że był w domu, bo zakupy tutaj były i były one już poukładane. Więc gdzie, do cholery, był Mikleo? Rozejrzałem się po całym domu i podczas mojego rozeznania musiałem sobie robić kilka przerw, by przypadkiem nie upaść, ale i tak go nie znalazłem. Wysłałem mu telepatycznie jedną wiadomość, drugą, nawet i trzecią, a odpowiedzi nie otrzymałem. Coraz bardziej zaczynałem się o niego martwić, nie wiedziałem, co się dzieje i nie wiedziałem, gdzie on jest. Cholerna pełnia... czemu to akurat musiało być dzisiaj? Gdyby była ona kilka dni później, jakoś udałoby mi się nad nim zapanować, ale teraz wymęczyły mnie najprostsze zabawy z Misaki.
Mocno zdenerwowany zrobiłem sobie kawę i czekałem, aż Mikleo wróci. Jeszcze niedawno z chęcią poszedłbym spać, ale teraz za bardzo się martwiłem. Ostatnim razem kiedy ta mi zniknął, wrócił cały we krwi, błocie, postrzępionych ubraniach i z dziurą w pamięci. Co prawda, wtedy zniknął na dłużej, bo na cały dzień i całą noc, ale teraz też może coś mu się stać. Nie powinienem go wtedy puszczać na te zakupy, owszem, mieliśmy braki, ale te dwa dni jeszcze byśmy wytrzymali... jeżeli coś mu się stanie, nigdy sobie tego nie daruję.
Tak jak podejrzewałem, Mikleo wrócił dopiero nad ranem, w całkiem podobnym stanie, co ostatnio, gdy zniknął, tylko nie zakrwawiony, a ubrania wystarczyło wyprać i wszystko będzie z nimi w porządku. Mimo tego od razu do niego podszedłem i sprawdziłem, czy przypadkiem nie jest ranny i, na szczęście, wszystko było z nim w porządku.
- Co tu robisz? – spytał niemrawo, patrząc na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
- Czekam na ciebie. Jest sens pytać, gdzie byłeś i co takiego robiłeś, czy znowu nie pamiętasz? – widząc jego spojrzenie, westchnąłem cicho. Przez takie jego zachowanie wykończę się kiedyś... jak dożyję czterdziestki, to będzie cud. Nie wyobrażam sobie, jak w późniejszym wieku nad nim panuję podczas pełni. Już teraz ledwo sobie daję radę i z nim, i ze sobą samym. – Chodź, pomogę ci się umyć i się położysz. Wyglądasz, jakbyś się wytarzał w błocie – dodałem, chwytając go w pasie i prowadząc na górę. Sam ledwo się trzymałem, no ale nie miałem za bardzo wyjścia, takiego brudnego go do łóżka nie puszczę.
Mikleo się nie stawiał, kiedy pomagałem mu myć jego ciało oraz włosy. Najwidoczniej miał jeszcze mniej siły ode mnie, co często się nie zdarzało, ale to nawet lepiej, im mniej się stawiał, tym lepiej dla mnie, znacznie ułatwiał mi pracę. W końcu umytego i przebranego w moją koszulę, położyłem do łóżka, gdzie zasnął niemal od razu. Także o tym marzyłem, ale nie było mi to dane. Doprowadzanie go do porządku zajęło mi za wiele czasu i młoda zdążyła się obudzić oraz zażądać śniadania. To będzie ciężki dzień.
Powiedziałem Misaki, by poszła się przebrać, a sam powoli zszedłem na dół. Zacząłem przygotowywać proste kanapki, nie mając siły na nic innego. Podczas ich przygotowania zakręciło mi się w głowie i by nie upaść, chwyciłem się blatu i przypadkiem tym samym strąciłem talerz z już gotowymi kanapkami. Przekląłem dosyć głośno i siarczyście i jak na złość w tym samym momencie do kuchni weszła Misaki.
- Wszystko w porządku, tato? – spytała, patrząc na mnie z niezrozumieniem.
- Tak, tak. Lepiej idź załóż jakieś butki, byś się przypadkiem w jakieś szkło nie weszła. A, i nie powtarzaj tego, co właśnie powiedziałem, mama będzie wtedy bardzo zła – odpowiedziałem, uśmiechając się do mniej szeroko. Dziewczynka pokiwała posłusznie głową i poszła zrobić to, o co ją poprosiłem, a ja zacząłem zbierać potłuczone szkło. Nie skończyło się to dla mnie dobrze, ponieważ przypadkowo się skaleczyłem. Już na samym początku potłukłem talerz, straciłem dwie kanapki i pokaleczyłem dłoń, więc już gorzej być nie może. Chyba, że się zaraz przewrócę na twarz w to szkło. Głupio to brzmi, owszem, ale byłem w takim stanie, że było to całkiem możliwe... szykuje się naprawdę interesujący dzień.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz