poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Na jego słowa zmarszczyłem brwi, chyba mu  mówiłem, że także chcę dziecka i że jestem gotowy. A może i nie mówiłem? Albo mówiłem tylko połowę tego? Sam już nie wiem, jestem stary, więc kłopoty z pamięcią mogę mieć. Korzystając z chwili, w której to dzieciaki bawiły się na dworze, położyłem dłonie na biodrach mojego ukochanego męża i przytuliłem się do jego pleców. Nadal jeszcze nie za bardzo rozgryzłem, jakie zachowane jest niewłaściwe dla dziecięcych oczu, a jakie nie, dlatego wolałem się być przy nich nieco powściągliwy, tak dla własnego spokoju. 
- Skoro już wszystko zaplanowaliśmy i się trochę wyszaleliśmy, to jestem gotowy nawet dzisiaj – wyszeptałem mu do ucha i delikatnie podgryzłem płatek jego ucha. Nie zrobiłem tego za mocno, już wystarczająco dużo śladów zostawiłem na jego ciele, dlatego uznałem, że lepiej by było, aby trochę wypoczęło. 
- Jesteś pewien? – dopytał, odwracając głowę w moją stronę. 
- Oczywiście, Owieczko. Chyba już ci to mówiłem, nie wiem, nie pamiętam. Ale jeżeli nie mówiłem, to mówię ci teraz. Jestem w stu procentach pewien, że chcę mieć jeszcze jedno dziecko z moim najukochańszym mężem – powiedziałem nieco bardziej dobitnie i pocałowałem go w policzek. – A teraz skup się trochę na naczyniach, bo jeszcze coś potłuczesz – dodałem, odsuwając się od niego, by już go nie rozpraszać. Na to przyjdzie czas wieczorem, kiedy już zmieni swoją postać. Tak właściwie, to będzie znowu dziwne, podziwiać i kochać się z nim jak z kobietą, ale dam radę. Jedyne co, to muszę pamiętać, że to jest mój Miki, którego tak kocham i uwielbiam, co trudne za bardzo nie będzie. Jedynie jego ciało się różni, a twarz pozostaje praktycznie niezmienna, tylko jakby tak troszkę bardziej delikatne rysy miał. Nigdy nie sądziłem, że w jego przypadku jest to możliwe, a jednak. 
- Właściwie, nie wszystko jest zaplanowane. Nie myśleliśmy o imionach – odpowiedział, kontynuując swoje zadanie. 
- TY nie myślałeś o imionach. Ja się nawet za to nie zabieram – odparłem defensywnie, nawet nie chcąc o tym myśleć. Byłem beznadziejny w wymyślaniu imion, nie chciałbym przypadkiem skrzywdzić dziecka, którego nawet jeszcze nie było na świecie. – Poza tym, masz na to bardzo dużo czasu, na pewno zdążysz wpaść na coś ładnego. 
- Nie przesadzaj, może właśnie wymyślisz jakieś ładne imię. Chociaż spróbuj, dobrze? Dwa imiona, jedno dla dziewczynki, drugie dla chłopca – Mikleo dalej próbował mnie przekonać, a ja dalej nie byłem przekonany. Finalnie się zgodziłem, tak dla świętego spokoju, chociaż i tak byłem już w tym momencie pewien, że wybierzemy jedno z imion, które zaproponuje mój mąż. W końcu z nas dwóch to on jest mądrzejszym, zawsze tak było i będzie, taka jest wola boska. 
Dni mijały nam bardzo powoli i całkiem przyjemnie, nawet pomimo tego, że mój mąż został moją żoną. Za dnia zajmowałem się dziećmi, remontowałem pokój młodej i pomagałem Mikiemu w pracach domowych, a wieczorami, korzystając z chwili spokoju i prywatności, staraliśmy się o dziecko. Chciałem się także trochę rozejrzeć za jakąś pracą, ale pewnego dnia do naszych drzwi została dostarczona skrzynia pełna złotych monet, która według kurierów oraz listu była rekompensatą od króla za jego haniebne potraktowanie mnie. Faktycznie, coś wspominał o rekompensacie, ale kompletnie mi się o tym zapomniało... cóż, przynajmniej na jakiś czas nie musimy się martwić o pieniądze.
Od czasu do czasu Miki przypominał mi, że mam myśleć nad imieniem, ale to było moim najmniejszym zmartwieniem. Zacznę myśleć, jak będziemy mieć pewność, że jest on w ciąży, teraz to nie ma najmniejszego znaczenia. 
Pewnego poranka obudziłem się znacznie wcześniej niż zazwyczaj i od razu spostrzegłem, że leżę sam. Czyżby Mikleo wybierał się do Lailah? Kiedy ostatnim razem staraliśmy się o dziecko i pewnego poranka obudziłem się bez niego, nie spał bo szykował się do Lailah. Jeżeli teraz jest podobnie... chciałbym przy nim być, nawet jeśli kobieta powiedziałaby nam, że to fałszywy alarm. 
- Hej, nie przeszkadzaj sobie i śpij, jest jeszcze wcześnie – odezwał się mój kobiecy Mikleo, wychodząc z łazienki. Był już ubrany i troszkę bledszy niż zazwyczaj. 
- Idziesz do Lailah? – spytałem, pełen nadziei. Jeśli tak, to minęło niewiele czasu, od kiedy się staramy. O Misaki staraliśmy się znacznie dłużej... fakt, jeszcze nie mamy pewności, ale skoro Miki chce iść do Lailah, to pewnie czuje, że coś z nim się dzieje. Znaczy, jeszcze nie wiem, czy chce iść do Pani Jeziora, tak tylko zgaduję. 
- Tak, ale spokojnie, niedługo wrócę – odpowiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie. 
- Więc idę z tobą – powiedziałem, zaraz podnosząc się z łóżka, by zacząć się szykować. 
- To tylko rutynowe badanie, które zajmie mi moment, a ktoś z dziećmi zostać musi... – zaczął, próbując mnie odwieść od tego pomysłu. 
- Właśnie, nie będzie nas moment, więc nic złego się nie stanie. Na wszelki wypadek zamkniemy dom i zostawimy im kartkę z wiadomością, gdzie idziemy – a ja dalej upierałem przy swoim. Czy to źle, że chciałem towarzyszyć mężowi podczas badań? Chciałbym być dla niego wsparciem w każdym znaczeniu tego słowa, to chyba nie jest nic złego. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz