środa, 10 sierpnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

Nie za bardzo rozumiałem, dlaczego miałbym zacząć pić zioła, które zażywała Misaki. Nie byłem chory, czuję się całkiem dobrze i nawet jeżeli będę chory, za nic nie będę ich pić, chyba że będę naprawdę umierał. Była to ta, łagodnie rzecz ujmując, niezbyt dobra w smaku kompozycja, której szczerze nienawidziłem. Misaki także to nie zasmakowało – i bym był bardzo zdziwiony, gdyby były odwrotnie – ale zabezpieczyłem się na przyszłość i kupiłem jej ulubione ciasteczka. Po wypitych ziołach dostaje jedno na osłodę i bardzo jej to pasuje. Mnie jednak nie da się tak łatwo przekupić, znam swoją wartość i ciasteczko nie wynagrodzi mi tego obrzydliwego posmaku. 
- Nie jestem chory, więc nie mam po co. No i też jeżeli teraz zacznę je brać, może zabraknąć Misaki, a ona jest najważniejsze – odpowiedziałem mu całkowicie poważnie, wstając od stołu i zabierając się za mycie naczyń. Miki przygotował przecudowny rosół, więc teraz mnie przypada posprzątanie po obiedzie. Znaczy, nie przypada, jestem pewien, że Miki by i tak to posprzątał, więc ja nie mogłem mu na to pozwolić, ponieważ wtedy byłoby to zwyczajnie nie fair wobec niego. 
- Jeżeli zabraknie, zawsze można dokupić – rzucił argumentem, który był całkiem logiczny i trudny do odbicia. 
- No wiesz, takie rzeczy też kosztują. Poza tym, nie martw się o mnie, jak na razie wszystko w porządku – ja postanowiłem dalej uparcie trzymać swego. Jak już wcześniej sobie wspominałem, nie ma siły, która sprawi, że z własnej woli będę to pił. Poza tym, dawno nie chorowałem, co może oznaczać, że mam całkiem wysoką odporność i w ogóle nie zachoruję? Przecież taka możliwość tez istniała i wykluczyć jej jeszcze nie możemy. 
- Po prostu się o ciebie martwię, nie chcę, żebyś cierpiał – powiedział Mikleo, na co westchnąłem cicho. Jako, że już pozmywałem, wytarłem ręce z wody i podszedłem do niego, uśmiechając się delikatnie. 
- A ja martwię się o ciebie, ponieważ ty martwisz się o mnie – odpowiedziałem, całując go w policzek. – Za bardzo się o mnie martwić. Nawet jeżeli się przeziębię, to nadal będzie tylko i wyłącznie przeziębienie, czyli nic wielkiego ani niebezpiecznego. 
- Właściwie to może być niebezpieczne, ponieważ takie zwykłe przeziębienie może się zmienić w zapalenie płuc, albo... – nie pozwoliłem mu dokończyć łącząc nasze usta w nieco dłuższym pocałunku. Czy ktoś mu kiedyś mówił, że za dużo myśli i kombinuje? Wydaje mi się, że czasem ja mu to mówiłem, ale chyba go do tego nie przekonałem. 
- Nie dostanę zapalenia płuc siedząc w domu – powiedziałem, kiedy w końcu się od niego oderwałem. – A jak Yuki? Trzeba go będzie później odebrać? 
- Zostaje u nich na noc. Dzieciaki dawno się nie widziały i teraz chcą to nadrobić – odpowiedział, na co pokiwałem głową. Dobrze dla nich i dla nas, bo nie wiem, jak Miki, ale ja nie miałem za bardzo ochoty na dwugodzinny spacer. Trochę miałem dosyć podróży i przez najbliższe kilka tygodni z chęcią sobie posiedzę w naszym domku. 
- A zaglądałeś do naszego warzywniaka? – spytałem, a sądząc po jego minie odpowiedź była przecząca. – Chyba trzeba go trochę ogarnąć. Chodź, pomogę ci, do wieczora jeszcze trochę czasu – zaproponowałem, chwytając jego dłoń i ciągnąc w stronę dworu. Miki potrzebował teraz czegoś, na czym musi się skupić, a doprowadzenie ogródka do poprzedniego stanu będzie się do tego nadawało idealnie. Później tylko przygotować młodej kolację i podać jej lekarstwo i można w końcu odpocząć. 

***

Kiedy obudziłem się następnego dnia czułem, że trochę drapie mnie w gardle. Nie czułem się jakoś specjalnie źle, ale później zacząłem trochę kasłać, co starałem się jak najbardziej ukrywać. Właśnie tak zaczęło się u Misaki, dlatego nie chciałem niepotrzebnie martwić Mikleo. Jak na razie nie było ze mną specjalnie źle, może później czułem się taki trochę niemrawy, ale bywały w moim życiu dni, w których czułem się gorzej. 
- Sorey, jak się czujesz? – Mikleo zaskoczył mnie swoim pytaniem po południu, kiedy przygotowywałem młodej zioła.
- Dobrze, czemu pytasz? – odpowiedziałem niewinnie, cicho odchrząkując, by znowu przypadkiem nie zakasłać. Nie chciałem po prostu martwić męża, który ostatnio i tak ma za dużo zmartwień na głowie, więc nie chciałem mu przysparzać ich jeszcze więcej. W końcu jeszcze nic w mojej sprawie nie jest przesądzone, może po prostu u mnie rozpocznie i skończy się jedynie na kaszlu... trzeba mieć tą nadzieję. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz