Wystarczyło tylko kilka ruchów, a już poczułem niewyobrażalną ulgę. Nie wiem, co konkretnie się do tego przyczyniło, jego magia, cudowne umiejętności czy po prostu chłodne dłonie, ale ja od razu poczułem zmianę. Chyba muszę nieco częściej prosić go o takie masaże, o ile oczywiście sam będzie chciał. Jak dla mnie nie musiał się w ten sposób rekompensować, wystarczyłoby mi, gdyby mnie tak przysłowiowo poklepał po główce i po prostu nie pospieszał. Niby nic takiego, ale dzięki temu poranek byłby troszkę przyjemniejszy.
- Jest bosko – wymruczałem, przymykając oczy,
- Cieszy mnie to – odpowiedział, a w jego głosie usłyszałem ulgę.
Podczas jego masowania zacząłem myśleć nad tą sytuacją z rana. Chyba odrobinkę źle zareagowałem i za wiele od niego wymagam. Nie mam za bardzo pojęcia, przez co przechodzi mój mąż i przed pełnią, w jej trakcie oraz po, i nawet nie za bardzo staram się zrozumieć, ponieważ wiem, że mi się nie uda. To jest jakaś dziwna, anielska rzecz, której ja jako człowiek nie zrozumiem. Wystarczyłoby więc tylko tyle, abym go wspierał, a nawet tego nie potrafiłem zrobić. Teraz przeze mnie czuł się winny, a nie powinien. Miał rano trochę racji, zdecydowanie dramatyzowałem, to był jedynie ból szyi, a od czegoś takiego się nie umiera.
- I jak się czujesz? – spytał po kilkunastu minutach, odsuwając swoje dłonie od mojego ciała. Szczerze, to absolutnie nie chciałem, aby to się kończyło, ale domyślałem się, że Miki mógł mieć już dosyć, w końcu jego dłonie pracowały nieprzerwalnie te kilkanaście minut.
- Cudownie, dziękuję – odpowiedziałem, a aby temu dowieść odwróciłem głowę w jego stronę i ucałowałem jego usta. Ból nie zniknął całkowicie, jeszcze tam był, ale mogłem bez większego dyskomfortu poruszać głową, a to już wielki progres. Wcześniej odwrócenie głowy w jego stronę było dla mnie niewykonalne. – Zjesz razem ze mną? – dopytałem, chcąc wstać i dokończyć przygotowanie posiłku, Skoro już przygotowałem wszystkie potrzebne do tego rzeczy, to czas się za to zabrać.
- Ja miałem to zrobić, pamiętasz? Mówiłem, że to rekompensata – odparł, wstając zdecydowane szybciej ode mnie, ale to pewnie dlatego, że jego ciało było młode i zdrowe.
- Już mi się zrekompensowałeś cudownym masażem, dlatego... – zacząłem, ale od dokończenia zdania powstrzymała mnie dłoń Mikleo na moich ustach.
- Dlatego siedź na kocu, rozluźnij się i czekaj cierpliwie na posiłek – powiedział, po czym z uśmiechem zabrał się za małe gotowanie.
Nie miałem więc większego wyboru, jak poczekać na mojego męża, z czego nie byłem do końca zadowolony. To było raczej proste gotowanie, którego nie dało się zepsuć, dlatego to ja powinienem się za to zabrać, a Miki tworzyć cuda w kuchni. Cóż, przynajmniej posprzątam po posiłku, tego już Mikleo mi zabronić nie może. On powinien teraz odpoczywać, albo relaksować się w wodzie, widać, że było mu to potrzebne. Zauważyłem, że właśnie po takim relaksowaniu się Miki jest jakiś taki spokojniejszy i milszy, a ja zdecydowanie wolę go właśnie takiego. Albo beztroskiego i dziecinnego, taki Miki też cudowny, zwłaszcza, że bardzo rzadko go takiego widuję. Mógłby być taki częściej, j naprawdę bym nie narzekał.
Minęły kolejne dwa dni, podczas których Mikleo zachowywał się... różnie. Raz był dla mnie przemiły, cudowny i po prostu kochany, innym czasem troszkę mnie pospieszał i był nieco opryskliwy, ale nie było aż tak źle. Nawet byłem budzony o normalnych godzinach, przynajmniej tak było do dzisiaj. Wczesnym rankiem Mikleo zaczął mnie szturchać, chcąc mnie wybudzić ze snu, co mu się udało.
- Musimy już wyruszać, szybko – pospieszał mnie, kiedy powoli się zbierałem. Od razu zauważyłem, że był jakiś taki dziwnie podekscytowany, miał rozbiegany wzrok i nim ja się ogarnąłem, Mikleo już zebrał wszystkie nasze rzeczy. Najwidoczniej już dzisiaj jest pełnia... zapowiada się ciężki dzień.
- Miki, wszystko w porządku? – spytałem profilaktycznie, przyglądając mu się uważnie.
- Tak, oczywiście, mam tylko trochę za dużo energii, ale to nic takiego, chodź, musimy się pospieszyć i przebyć jak największą drogę, nim będzie najostrzejsze słońce – powiedział na jednym wdechu i wsiadł na swojego konia. Czekaj, one już były gotowe do drogi? Kiedy Miki się tym zajął? Nie chcąc zostawać w tyle, pospieszyłem się i także zająłem miejsce na grzbiecie swojego wierzchowca. Już nie wspominałem o jedzeniu i kawie, ponieważ to chyba nie miało sensu. Miki teraz nie za bardzo kontaktował, a ja bez tego przeżyję.
Podczas pierwszych kilku minut naszej podróży Miki cały czas się wiercił się w siodle. Nie komentowałem jego zachowania, starając się jak najszybciej rozbudzić i wymyśleć, jakie to atrakcje mu na dzisiaj zapewnić, by mi zaraz nie zniknął i nie wyruszył na własną wyprawę. Już raz mi tak zrobił, kiedy byłem ranny i mocno osłabiony; nie było go cały dzień, ja odchodziłem przez ten czas od zmysłów, a kiedy w końcu już wrócił, nie pamiętał co robił, a jego ubrania były zniszczone i ubrudzone między innymi krwią.
- Mikleo... co ty robisz? – spytałem, kiedy ten zdecydował się nagle zejść z konia i po prostu iść obok niego. I to jeszcze w takim tempie, że ja musiałem pospieszyć swojego, by dotrzymać mu kroku. To będzie bardzo, ale to bardzo ciężki dzień... jutro zresztą też, kiedy ta cała energia z niego zejdzie. Mam nadzieję, że utrzyma się jutro w siodle, a jak będzie aż tak źle, to zrobimy sobie jeden dzień przerwy. O ile dotrwamy do jutra, bo już dzisiaj może być ciężko.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz