środa, 31 maja 2023

Od Mikleo CD Soreya

Rozbawiony zerknąłem na naszą córkę porozumiewawczo, uśmiechając się do siebie.
- Oczywiście, że możemy nawet jutro, pod warunkiem, że Misaki ma jutro czas - Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą czekając tylko i wyłącznie na odpowiedz naszej córki, która najwidoczniej bardzo chciała spędzić z nami czas, z czego chyba oboje się cieszymy, nie mówiąc już o Misaki która znów może spędzać czas ze swoim ukochanym tatusiem, za którym na pewno bardzo tęskniła.
- Oczywiście, że mam czas, jutro mam wolne dla tego tym bardziej chętnie was ugoszczę - Odpowiedziała, uśmiechając się do nas ciepło, biorąc łyk kawy, którą przyniosła, abyśmy mogli się jej wspólnie napić.
Sorey, przyglądając się uważnie Misaki, również biorąc w dłonie kubek z kawą, uważnie jej się przyglądając.
- Spokojnie to cię nie otruje, za życia bardzo to lubiłeś - Odezwałem się lekko rozbawiony, widząc jego spojrzenie pełne ciekawości. Pierwszy raz widzę kogoś tak zaciekawionego zwykłą kawą.
- Co to jest? - Zapytał cicho tak, aby Misaki nie słyszała, najwidoczniej trochę wstydząc się tego faktu przed swoją córką.
- To kawa, spróbuj napewno ci zasmakuje - Odpowiedziałem, zachęcając go do spróbowania tego napoju.
Mój mąż patrzył jeszcze chwilę na czarny jak węgiel napój, biorąc pierwszy łyk gorącego napoju do ust.
- Jakie to jest dobre - Zawołał, pełen radości przypominając mi małego radosnego chłopca, który właśnie dostał paczkę ulubionych słodyczy od rodziców, nie mogąc się nimi nacieszyć.
Ach ten mój Sorey, mu to zdecydowanie niewiele potrzeba do życia i szczęścia.
- Tak? - Zapytałem rozbawiony, cicho się śmiejąc, co uczyniła również nasza córka. Ta sytuacja była bardzo zabawna, dla tego nie dało się z tego nie śmiać.
- Hej, nie śmiejcie się ze mnie, ja mam prawo się nie znać - Opowiedział, burcząc pod nosem, pusząc przy tym swoje policzki.
- Oj kochanie, nie złość się przecież tylko sobie żartujemy - Odparłem, całując go w policzek. - Najważniejsze, że Ci smakuje - Odparłem, zabierając się za jedzenie ciasta, które przyniosła naszą córką. - Misaki, to jest naprawdę pyszne - Tym razem zwróciłem się do córki, rozkoszując się tym pysznym kawałkiem ciasta.
- Bardzo się cieszę, że smakuje, miałam najlepszy wzór na świecie - Odpowiedziała, uśmiechając się do mnie ciepło, a mi serce zabiło szybciej, jestem dumny z naszej córki która wyrosła na taką cudowną kobietę.
- Cieszę się, że mi się udało was czegoś nauczyć - Przyznałem, wzruszony słowami dziecka, uśmiechając się do niej ciepło.
- Najlepsza mama na świecie - Tym razem odezwał się mój domy ze mnie mąż, chociaż i on powinien być dumny z siebie, bo, mimo że nie pamięta, był cudownym rodzice...
Misaki spędziła z nami jeszcze kilka godzin, opowiadając tacie o przeszłości i tym jakim był cudownym tatą, mimo że czasem potykał się jak każdy z nas, taką już jest rola rodziców, aby starać się dla dzieci nawet mimo błędów, które popełniają.
Misaki opuściła nasz dom wieczorem, zapraszając nas na jutrzejszy obiad, pozostawiając nas samych, z czego nawet się cieszyłem, lubiłem spędzać czas z naszymi dziećmi, ale jeszcze bardziej lubiłem spędzać czas z moim mężem.
- To, co teraz robimy? Misaki już poszła, a my pozostaliśmy sami, może to jakoś wykorzystamy? - Zapytał zadowolony Sorey, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Ty nie wiem, co będziesz robił, ja muszę zająć się roślinką, mój mały brzydal, od dziś będziesz moim małym skarbem - Drugie zdanie skierowałem do kwiatka ekscytujące się jego cudownym, chociaż markotnym wyglądem.

<Pasterzyku? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo wiedziałem, czym Miki aż tak się cieszy, bo to był tylko zwykły kwiatek... a nawet i nie, to był liść z łodygą, to wszystko. I żeby ten listek chociaż ładny był, no to może jeszcze odrobinkę bym to zrozumiał, ale nie, on był jakiś taki mały, chyba podeschnięty i jeszcze jakoś tak trochę... dziurawy. Ślimak go trochę podjadł, czy co? No nieważne, ważne, że Miki jest ucieszony, nic innego nie ma dla mnie znaczenia. No i najważniejsze, że mi przebaczył. Chociaż nie wiem, co miał mi wybaczać, skoro wszystko, co zrobiłem i na co się zdecydowałem, było dla jego dobra. No nic, to nie jest takie ważne, ważne teraz jest, że już się odobraził na mnie. 
- A co to tak pachnie? – spytałem z zainteresowaniem, odwracając głowę w jego stronę, bo to właśnie z jego strony ten przecudowny zapach dochodził, no ale to nie był jego zapach. On pachniał inaczej, on pachniał tak słodziutko, kwiatowo, ale to było bardziej gorzkie. I takie specyficzne, bardzo, ale to bardzo nietypowe. 
- A zobaczysz zaraz. No już, zanoś ciasto, nie możemy pozwolić naszej córce czekać – popędził mnie, a ja nie miałem innego wyjścia jak tylko zrobić to, o co zostałem poproszony. Czemu ten Miki jest dla mnie taki niedobry? Ja tu się staram, przynoszę mu zwiędłe listki, z których się cieszy, chodzę na ćwiczenia pomimo tego, że wolałbym iść do pracy, pilnuję, by jego ciało miało czas wypocząć i co? Zobaczysz zaraz. Jak wspaniały by nie był na co dzień, tak czasem jest naprawdę okrutny...
- No dobrze – bąknąłem, grzecznie idąc do salonu. Odpowiedź na moje pytanie to byłoby raptem dwie sekundy... 
Zaniosłem więc ciasto i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że przecież przyszła nasza córka. No tak, Miki o niej przecież mówił... ja to jednak szybko potrafię kojarzyć fakty, nie ma co. Przywitałem się z nią, stawiając ciasto na stole zastanawiając się, czemu przyszła nas odwiedzić. Nie powinna teraz zająć się ślubem? Znaczy się, to bardzo miło z jej strony, że przyszła nas odwiedzić. Gdybym tylko wiedział, że dzisiaj przyjdzie, to zostałbym w domu, posprzątał, coś przygotował... jeszcze nie wiem, co miałbym zrobić, ale coś bym wymyślił.
- Cześć, księżniczko, wszystko w porządku? – spytałem, siadając obok niej na kanapie. 
- Tak, oczywiście, że tak, po prostu chciałam was odwiedzić, zobaczyć co u was. I też zaprosić was do nas na obiad, jeżeli oczywiście chcecie – odpowiedziała, trochę mnie zaskakując. 
- Na obiad? Dzisiaj? – dopytałem, bardzo zaskoczony. Przecież było po południu, pora obiadowa, albo raczej poobiadowa, jak teraz mielibyśmy iść na obiad?
- Oczywiście, że nie, słońce. Misaki chodzi na pewno o inny dzień. Proszę bardzo – dodał, stawiając każdemu z nas coś gorącego i tak cudownie pachnącego... zaraz się tym na pewno zainteresuję. 
- To jak nie dzisiaj, to kiedy? – dopytywałem dalej, kompletnie nie rozumiejąc, co się wokół mnie dzieje. 
- Kiedy tylko będziecie chcieli. I kiedy tata będzie mógł, oczywiście, bo wiem, że nadal się uczysz świata – wyjaśniła Misaki, na co pokiwałem głową. 
- Jak dla mnie, to możemy iść już jutro. Chyba. Miki, możemy iść jutro? Chyba, że to tobie nie pasuje, Misaki, to wtedy... no nie wiem, ja tam mogę zawsze – spytałem się oczywiście męża, gdyż ja z tym żadnego problemu nie miałem. Ja to mógłbym zrobić nawet teraz, gdyby to ode mnie zależało, no ale chyba tak nie do końca zależy. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Spacer naprawdę mi się przydał, od razu jakoś tak lepiej się poczułem, mimo że na dworze było okropnie ciepło, z tego powodu musiałem wejść do wody, zachęcając do tego jeszcze psiaka, który również chętnie wskoczył do wody, pływając ze mną.
Trochę czas spędziliśmy nad wodą, pływając i bawiąc się z psiakiem, rzucając mu patyk, za którym ganiał, merdając ogonkiem z radości.
- Chodź Lucky, wracamy do domu - Zwróciłem się do psiaka, kierując się w stronę domu, zerkając na pieska, który ruszył za mną z patykiem w pysku, nie chcąc się z nim rosnąć, no pięknie ten patyk na pewno zostanie już na naszym podwórku.
Szczerze ten spacer a może bardziej słońce palące moje ciało bardzo mnie zmęczył, dla tego tak chętnie wszedłem do domu, zdejmując ubrania, aby przebrać się w krótkie spodnie i bluzkę przechadzając się po całym domu, gdzie jak się okazało nie było nikogo, wygląda na to, że Sorey wciąż jest gdzieś na mieście, no nic, w takim razie mam więcej czasu dla siebie, no i tak właściwie co zrobię? Z nudów chyba się położę, bo i tak nie mam nic lepszego do zrobienia.
I tak jak pomyślałem, tak też zrobiłem, położyłem się na chwilę, biorąc do rąk książkę, czytając stronę po stronie, tak dobrze ją już znając, nic nowego nie posiadamy w swojej kolekcji a wszystko to dlatego, że nie mamy zbyt wiele pieniędzy, dla tego nie kupimy nowych książek, ale to nic, nie potrzebuję ich i z te mogę znów przeczytać.
Skupiając się na książce, usłyszałem pukanie do drzwi, co przyznam, bardzo mnie zaskoczyło, dlaczego Sorey miałby pukać do drzwi własnego domu?
Zdumiony tym faktem, poszedłem otworzyć drzwi, a moim oczom ukazała się Misaki trzymająca w dłoniach ciasto.
- Cześć skarbie, zapraszam - Przywitałem się z córką, zapraszając ją do domu, ciesząc się z jej przyjścia, miła odmiana na ten czas.
- Cześć mamo, przyniosła ciasto i kawę bo wiem, że nie macie, gdzie tata? - Zapytała, idąc za mną do kuchni, gdzie pokroiłem ciasto, słysząc otwierające się drzwi do naszego domu.
- Właśnie wrócił - Odpowiedziałem, nim dziewczyna opuściła kuchnię, idąc przywitać się z tatą.
Nasłuchując ich rozmowy, nakładałem ciasto, już czując cieknącą ślinkę na słodkości, które tak bardzo lubiłem, a niby to anioły do szczęścia niczego nie potrzebują, najwidoczniej jestem wyjątkiem, bo bez męża i słodyczy moje życie nie ma sensu.
- Dzień dobry owieczko - Przywitał się ze mną, podchodząc bliżej, stawiając na stole roślinkę, z powodu której moje oczy aż zalśniły.
- Dzień dobry, skąd ją masz? - Zapytałem zaskoczony, zerkając na niego.
- Dostałem od Lailah - Na te słowa uśmiech na moich ustach stał się jeszcze szerszy, poszedł do pani jeziora ćwiczyć, jak dobrze, że się posłuchał kochany.
Zadowolony stanąłem na palcach, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Dziękuję kotku - Podziękowałem, od razu w lepszym nastroju stawiając kwiatka na blacie, tym zajmę się później teraz mamy gościa i właśnie nim musieliśmy się zająć.
Podając mu pokrojone kawałki ciasta, poprosiłem, aby postawił wszytko na stole, w salonie przygotowując jeszcze kawę, aby przynieść ją do salonu, gdy tylko będzie już zalana przegotowaną wodą.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Zauważyłem, że Miki nie był zbytnio zadowolony z tego, że nie chciałem się z nim kochać. Znaczy się, ja chciałem, i to bardzo, ale nie mogliśmy. Ciało Mikleo musiało się zregenerować i chociaż ten jeden dzień przerwy musi być. Ja to bym jeszcze zdecydował się na jeszcze jeden dzień przerwy, ale nie wiem, czy Miki by to wytrzymał. I czy ja wytrzymam. Chyba powinienem zacząć bardziej nad sobą panować, bo trochę tak jakby zachowuję się jak zwierzę. A to się aniołowi nie godzi. Chyba. A przynajmniej tak mi się wydaje. 
Nie chciałem spędzać z obrażonym Mikleo całego dnia, dlatego postanowiłem rankiem udać się do katedry, do Lailah na naukę podstaw. Wolałem oczywiście najpierw udać się do pracy, ale Miki mówił mi, że powinienem opanować swoje moce, no i więc to zrobię. Oby tylko szybko mi się to zrobić, bo już chciałbym zacząć pracować... bo kiedy zacznę pracować, będę zarabiać pieniądze, a kiedy zarobię pieniądze, będę mógł kupić Mikleo co tylko chce. Znaczy się, może nie wszystko, bo niektóre rzeczy są droższe, niektóre tańsze, ale będę mógł zacząć od jakichś małych rzeczy. Na przykład słodkości to będą pierwsze, co mu kupię. Uwielbiał słodkości, wiec to chyba bardzo dobry ruch. A później może kwiatki...? Ale takie w doniczkach, do domu, bo chyba trochę Miki za nimi tęskni, a i ja uważam, że w tym domu tak jakoś pusto... 
Po skończonych naukach nawet porozmawiałem o tym z Lailah, bo jakoś tak tę rozmowę zaczęła, a ja z chęcią ją podjąłem. Teraz byliśmy sami, więc jakoś tak odrobinkę lepiej się czułem; Alisha chyba była w zamku, a Miki, bezpiecznie, choć obrażony, spał sobie w domku. Nadal czułbym się nieco lepiej, gdyby Miki był tu ze mną, no ale uznałem, że mogę być spokojny. W końcu jest gorąco na zewnątrz, a jak jest gorąco, to nie będzie się mu chciało wychodzić. Tylko oby się na mnie odobraził, bo już dłużej tego nie wytrzymam. Ledwo przespałem tę noc, a to wszystko przez to, że Miki się do mnie nie przytulił. Niby taka głupiutka rzecz, a jak strasznie na mnie wpłynęła.
- Proszę, to powinno zapewnić pustkę w waszym domu – powiedziała Lailah, podając mi pustą, niewielką doniczkę i.... listek z łodygą. I co ja mam z tym niby zrobić?
- Mam go do ziemi włożyć...? – zapytałem niepewnie, patrząc na niewielką cząstkę roślinki. Bardziej do domu chciałbym coś większego, bardziej takiego liściastego i bujnego... A to jest takie malutkie. 
-  Nie, oczywiście, że nie. Najpierw musisz go włożyć do szklaneczki z wodą, by wypuścił korzenie, i dopiero wtedy możesz go przesadzić... zresztą, po prostu daj to Mikleo, on już będzie wiedział, co z tym zrobić – wyjaśniła, na co powoli pokiwałem głową. Znaczy się, nic nie rozumiałem, ale wiem, że Miki zrozumie, więc to jemu to pozostawię do rozkminienia. 
- No dobrze, dziękuję bardzo – powiedziałem, z niewielkim przekonaniem przyglądając się listkowi. Może faktycznie wyrośnie z tego listka coś ładnego...? Na roślinach się nie znam za dobrze. I chyba nigdy nie znałem. 
Pożegnałem się z nią i wróciłem do domu z nadzieją, że ten niepozorny listek sprawi, że Miki’emu poprawi się humor. Lailah była pewna, że tak, a ja już sam nie wiem... no cóż, zobaczymy. 

<Owieczko? c:>

wtorek, 30 maja 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Zdziwiony jego pytaniem zerknąłem na gorącą czekoladę, marszcząc brwi, analizując jego pytanie, w sumie jest ciepło, a ja pije ciepły napój, no cóż, nie mamy w domu niczego innego poza gorącą czekoladą i wodą, na którą nie mam najmniejszej ochoty.
- Dlaczego? Hym, nie mamy niczego ciekawszego do picia, w domu mamy tylko gorącą czekoladę i wodę a ja nie chce wody, chce coś słodkiego - Wyjaśniłem, biorąc do rąk gorącą czekoladę, pijąc czekoladę, która na szczęście była już chłodniejsza, co jeszcze bardziej mi odpowiadało, im napój chłodniejszym tym zdecydowanie smaczniejszy.
- Rozumiem, gdy będę już pracował kupie ci tyle słodkości, że już nie będziesz musiał pić niczego gorącego - Wyznał, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
Na dźwięk jego słów zamruczałem cicho pod nosem, uśmiechając się łagodnie do męża, kochany nawet jak nie musi dbać o mnie to i tak dba i jak tu go nie kochać.
- Najpierw to ty zdecyduj się na prace, a później obiecuj - Poprosiłem, pijąc sobie gorący napój tylko z nazwy, bo sam w sobie napój był już zimny.
- O to się już nie martw owieczko, ja już się tym zajmę - Obiecał, a ja mu wierzył, gdy on już coś obieca, na pewno tego dopełni a ja, mimo że nie potrzebuje słodyczy, bardzo będę się z nich cieszyć, słodycze i owoce to coś, co uwielbiam i mogę jeść kilogramami.
- Wiem kotku, doskonale to wiem - Zapewniłem go, wstając z krzesła, trzymając kubek w dłoni, zerkając na budę przygotowaną przez Soreya. - Ładnie ci ona wyszła - Pochwaliłem go, naprawdę doceniając jego wspaniale wykonaną pracę.
- Mogło mi wyjść lepiej, tamta buda wyglądała znacznie ładniej od tej - No i tego można było się po nim spodziewać, on nie docenia swojej pracy, czego ja zupełnie nie pojmuję, w końcu wyszło mu to bardzo dobrze, dla tego właśnie nie pojmowałem tego podejścia.
- Przestań, nie mów tak, prace się docenia, a ja doceniam to, co zrobiłeś - Zapewniłem, ostatni raz łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, nim opuściłem szopę, w której było mi gorąco, dla tego właśnie wróciłem do domu, gdzie było mi znacznie chłodniej, dla tego pozostałe w domu aż do wieczora nim wrócił mój Sorey, na którego nawet miałem ochotę, ale oczywiście moja pupa wciąż bolała, a sam mój mąż nie chciał o ty nawet słyszeć, no tak i teraz czeka mnie kara na sex, to mnie uświadamia w tym, aby więcej mu tego nie mówić.
Niezadowolony z tego faktu obraziłem się troszeczkę na męża, idąc spać wtulony tym razem w poduszkę zamiast w jego ciała, jak foch to foch..

Kolejny dzień był tak samo monotonny, jak ten poprzedni z tą różnicą, że Soreya nie było w domu, czyżby poszedł sam do miasta? Prawdopodobnie tak jest i kto wie, może poszedł szukać pracy i to beze mnie? Ciekawe, chyba wziął sobie do serca moją obrazę i poszedł sam.
I co ja teraz ma zrobić? Nie obraziłem się tak poważnie. Chciałem, tylko aby zrozumiał, że mi nie przeszkadza ten ból, niektórych miejsc po stosunku nie rozumiejąc, dlaczego tak panikuje a zamiast tego mam teraz kare na samotne przebywanie w domu, a przynajmniej teoretycznie w praktyce postanowiłem zabrać psa na spacer, idąc z nim nad jezioro, nie chcąc siedzieć w domu całkiem sam, zająłem się sobą, aby nie nudzić się w domu, godzina, a nawet dwie spaceru to zawsze przyjemniejsze od samotnego siedzenia w czterech ścianach domu.

<Pasterzyku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Czy ja dzisiaj w nocy trochę przesadziłem podczas kochania się? No nie wydaje mi się... Raczej traktowałem go tak samo, jak zawsze, a mimo to Miki jest dzisiaj bardziej obolały niż zazwyczaj. Co więc sprawiło, że dzisiaj czuł się inaczej...? Może kochaliśmy się za często? Chyba powinniśmy odrobinkę przystopować, bo jeszcze naprawdę zrobię mu krzywdę, a tego bym nie chciał. Mi tam w końcu nic złego się nie dzieje, w przeciwieństwie do Mikleo. Tu go przycisnę, tu będę jakoś mało ostrożny, tu szarpnę... zdecydowanie powinniśmy ograniczyć nasze stosunki, bo odkąd tylko zaczęliśmy się kochać, to kochamy się codziennie. Oczywiście z małymi wyjątkami, no ale rzadko kiedy mieliśmy takie przerwy. Najczęściej było to wtedy, kiedy Mikleo był jeszcze tak strasznie chudziutki i słabiutki, bo nie miał aż tyle siły, no a poza tym... a, i jeszcze jak Miki nazwał mnie dzieckiem, to mnie naprawdę ubodło. 
- Powinniśmy mniej się kochać – powiedziałem poważnie, przyglądając się mu uważnie. Może faktycznie wczoraj za bardzo przesadziłem... ale jak ja mam się powstrzymywać, kiedy mój Miki jest taki niesamowity, piękny, wspaniały... no nie da się. Dlatego powinniśmy ograniczyć ilość naszych stosunków... mógłbym też próbować być delikatniejszy podczas stosunków, no ale bądźmy realistami, nie uda mi się przecież. 
- Co? Dlaczego? – spytał, chyba nie do końca rozumiejąc powagę sytuacji. 
- Jak to dlaczego? Bo jesteś obolały. Teraz możesz mi mówić, że to nic takiego, ale może się to pogorszyć i dlatego powinniśmy się uspokoić – odpowiedziałem, popijając napój, który Miki mi przyniósł i o słodki Boże, był on przecudowny. Mógłbym pić go cały czas, a nawet i dłużej. Tylko jeszcze jedno mnie zastanawiało, jego napój także parował, a z tego co czułem, to na zewnątrz było gorąco. A on nie lubił gorąca. Więc skoro nie lubi gorąca, to dlaczego sobie zrobił gorący napój? Nie rozumiem tego.
- Daj spokój, jestem aniołem, nic mi nie będzie. Poza tym, ja na nic nie narzekam – dodał, uśmiechając się niewinnie. 
- Właśnie, na nic nie narzekasz, nawet jak ci się dzieje krzywda. I dlatego ja muszę podjąć odpowiednie kroki, by o ciebie zadbać – odparłem, z powrotem biorąc do rąk farbę i kończąc malowanie budy. Oby tylko Lucky’emu się spodobała, bo ja tam tego za bardzo nie widzę. Jak dla mnie mogło mi to lepiej wyjść. Nawet ta stara buda wydawała się lepsza, tylko była po prostu stara... może kiedy umarłem to utraciłem jakieś umiejętności manualne, czy coś... Albo nigdy ich nie miałem, a tamta buda to po prostu czyste szczęście. 
- Nie przesadzasz aby troszeczkę? – dopytywał dalej, nie do końca zachwycony z powodu mojej decyzji. 
- Przesadzać to przesadzamy z ilością i intensywnością. Muszę teraz dawać ci czas, by twoje ciało zdążyło się zregenerować, by znów nie doszło do takiej sytuacji – mówiłem całkowicie poważnie, naprawdę strasznie się o niego martwiąc. Za bardzo się skupiam się na sobie, za mało na Mikim, i dlatego teraz cierpi A zamiast cierpieć, miał się cieszyć z tego mojego powrotu... – Właściwie, to czemu sobie zrobiłeś gorące picie? Nie wolisz w taką pogodę napić się czegoś chłodnego? – dopytałem, odkładając w końcu pojemniczek z farbą, gdyż właśnie udało mi się skończyć. Jedna rzecz z listy zrobiona, jeszcze tylko opanować podstawy, znaleźć pracę, i... sam nie wiem, ale na pewno coś tam bym jeszcze znalazł, tylko muszę nad tym pomyśleć. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Naturalnie, że dam mu się umyć, nie chciałbym, aby brudny i nie do końca świeży dotykał moje ciało, co jak co ale nie chce, aby trociny wbiły się w moje ciało.
- Oczywiście, nie mam nic przeciwko temu - Przyznałem, mając zamiaru cierpliwie na niego poczekać.
Sorey na moją odpowiedź kiwnął głową, chwytając moją dłoń, prowadząc do domu, gdzie każde z nas poszło w inną syrenę.
Sorey poszedł się umyć, a ja skierowałem się do sypialni, gdzie kładąc się na łóżku, wyczekiwałem mojego męża, który zjawił się kilka a może kilkanaście minut później.
- Już jestem cały twój moją mała owieczko - Wymruczał, zbliżając się do mnie, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, poświęcając mi całą swoją uwagę, z czego byłem bardzo zadowolony, wspólna noc z mężem była jak zawsze bardzo przyjemna jak zresztą każdą poprzednia. Sorey naprawdę bardzo dobrze wie, jak mnie zaspokoić wywołując u mnie dreszcze, które nie tylko mnie doprowadzały do szaleństwa, ale i jego samego ściskając mocno moje biodra, gdy ja drapałem go po plecach, odchylając głowę do tyłu zadowolony z naszego zbliżenia, mogąc wybaczyć mu to ignorowanie mnie, przymykając na to oko ten jeden jedyny raz.
Padnięty, wtuliłem się w ciało męża, zadowolony z naszych doznań, zamknąłem oczy, oddychając ciężko, odpływając do krainy snów, mając już dość dzisiejszych doznań..

Dnia następnego obudziłem się już sam, najwidoczniej Sorey już z samego rana poszedł pracować nad budą, aby jak najszybciej przygotować ją dla naszego psiaka.
Odrobinkę niepocieszony tym, że jestem tu sam, westchnąłem cicho, wtulając się w jego poduszkę, nie mając ochoty jeszcze wstać, było za wcześnie, do tego wszystkiego cale ciało mnie bolało, nie mówiąc już o pupie, na której nawet nie umiałem usiąść, teraz to już zdecydowanie nie mogę narzekać na brak męża, gdy przy najmniejszym ruchu czuję ból każdego centymetra mojego ciała.
Wzdychając ciężko, zastanowiłem się, co chciałbym dziś robić cały dzień i w sumie tak jak sobie o tym myślę, to nie mam nic do robienia w tym domu, mój mąż nie potrzebuje już mojej opieki, a ja bez celu zaczynam się zastanawiać, co będę robił, gdy Sorey faktycznie zacznie pracować, ja zanudzę się w tym domu, no cóż, zacznę częstej nad jezioro wychodzić, aby mieć co robić każdego następnego dnia bez niego.
Znudzony bezczynnym leżeniem w łóżku podniosłem się do siadu, wydobywające z ust cichy syk powoli podnosząc się z łóżka, zakładając koszulę Soreya.
Nie chciało mi się ubierać, w samej koszuli również było mi dobrze.
Cicho wzdychając, wstałem z łóżka, rozpoczynając nowy dzień, zażywając długiej kąpiel, która pozwoliła mi się odprężyć, tuż po niej idąc powoli do kuchni, gdzie przygotowałem nam gorący napój dla mnie i dla męża któremu chciałem zanieść gorącą czekoladę, zakładając na nogi spodnie, aby nie wysłuchiwać narzekań Soreya, który nie chce, abym pokazywał swoje nogi.
- Dzień dobry kotku - Przywitałem się z nimi, stawiając mu kubek z gorącą czekoladą na stole, całując jego usta.
- Dzień dobry owieczko, jak się czujesz? - Zapytał, widząc moje skrzywienie, gdy tylko usiadłem na krześle tuż obok niego.
- Dobrze się czuje, tylko strasznie boli mnie pupa od wczorajszych doznań - Przyznałem, biorąc łyk gorącego napoju, mimo wszystko nie żałując tych ostrych wczorajszych doznań, których nie żałuję i chronić je znów powtórzę.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Nie za bardzo chciałem kończyć pracę, zwłaszcza, że już tak niewiele mi zostało do zrobienia. Przybić jeszcze kilka desek i pomalować, no ile takie coś może zająć? Niewiele czasu, więc Miki powinien uzbroić się jeszcze troszkę w cierpliwość... Chociaż, on jakoś bardzo za cierpliwy nie był, o czym już zdążyłem się przekonać przez te wszystkie dni, jakie z nim jestem tutaj na ziemi. Ciekawe, czy wcześniej też był taki niecierpliwy... Nie mam pojęcia, ale jest to zdecydowanie rzecz, którą trzeba w nim nauczyć. 
– Jeszcze troszkę, Owieczko. Prawie skończyłem – powiedziałem, niespecjalnie przejęty jego słowami. Ostatnio ma mnie cały czas, nic się więc nie stanie, jeżeli teraz troszkę popracuję. Zwłaszcza, że niedługo może mnie nie być całymi dniami... Tylko jeszcze nie wiem, którą pracę miałbym wybrać. Chyba bym się skierował w stronę kuźni, w końcu to też tak jakby praca z ogniem, i to mnie najbardziej przekonywało. I też wydawała się być bardzo wymagająca fizycznie, co już w ogóle było najlepsze. W końcu będę miał gdzie przeznaczyć swoją energię, i chociaż Miki świetnie mi w tym pomaga, mała odmiana też jest czasem miła. 
– Robisz to cały dzień, mam dosyć bycia ignorowanym – burknął, czym mnie zaskoczył. Przecież ja go nie ignoruję, co my w ogóle do głowy przyszło? Nie przesadza aby troszkę? Od przesadzania to jestem tu ja, nie chcę, by odbierał mi robotę. 
– Nie ignoruję cię. Chwilowo skupiam uwagę na czymś innym... – zacząłem spokojnie, ale Miki nie pozwolił mi dokończyć. 
– Czyli mnie ignorujesz. I to przez cały dzień – bąknął, a ja już wiedziałem, że to będzie tyle, jeżeli chodzi o dokończenie budy. No nic, zrobię ją jutro... Chociaż też zanim farba nie wyschnie, Lucky będzie musiał spać w tej starej. Mam nadzieję, że mi wybaczy. Naprawdę chciałem zrobić ją już dzisiaj, by jutro móc ją postawić przed domem, ale skoro moja niecierpliwa Owieczka czuje się ignorowana, muszę jej poświęcić uwagę, prawda? 
– I co ty mój biedaku zrobisz, jak ja do pracy pójdę? Też mnie nie będzie całymi dniami... – zacząłem niewinnie, odkładając narzędzia i odwracając się w jego stronę, by móc go pogłaskać po policzku. I tak zanim cokolwiek z nim zrobię, będę musiał umyć i ręce, i siebie, i ubrania, ponieważ trochę trocin i kurzu na sobie mam. 
– Umrę z tęsknoty – powiedział to takim tonem, że nie wiedziałem, czy mówi prawdę, czy też ją bardzo koloryzuje. 
– Więc trzeba ci będzie znaleźć jakieś bardzo czasochłonne zajęcie, byś o mnie tyle nie myślał – wymruczałem, nachylając się nad nim, by móc ucałować jego usta. Tylko jakie byłoby to zajęcie...? Sam nie wiem, w końcu w domu nie ma za wiele do roboty. Czasem chyba trzeba coś zrobić w ogrodzie, albo zająć się pieskiem, ale to i tak stosunkowo niewiele, przynajmniej moim zdaniem.  – Dasz mi chwilkę? Muszę się umyć i już poświęcę calutką uwagę tobie – poprosiłem, uśmiechając się delikatnie.  Zresztą, kąpiel też mi dobrze zrobi. Poza tym, coś mi się wydawało, że Miki nawet wolałby, bym był czysty i pachnący... Zresztą, kto by tego nie chciał, będąc czysty i pachnący jestem najlepszy. 

<Owieczko? c:>

poniedziałek, 29 maja 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Cicho westchnąłem, już nic nie mówiąc rozumiejąc, że jakiekolwiek zdanie wypowiedziane przeze mnie niczego tu nie zmieni, jedynie bardziej mogąc go zirytować, a tego bym nie chciał, kłótnia z nim nie była mi potrzebna.
Pokornie szedłem za mężem, wracając do domu, tak jak tego chciał, mając nadzieję, że spędzimy resztę dnia razem. Niestety Sorey wpadł na genialny pomysł, odświeżenia budy dla naszego pieska co w ogóle mi się nie podobało, chciałem spędzić z nim czas sam na sam, a zamiast tego muszę siedzieć tu sam .
Znudzony siedziałem na kanapie, czytając książkę jedną z wielu znajdujących się w domu.
Nie mogąc jednak tak przebywać cały dzień, wyszedłem z domu, idąc do Soreya który przebywał w szopie, tworząc nową budę dla psa całkowicie nią pochłonięty.
- I jak ci idzie? - Podpytałem, podchodząc do niego, kładąc dłonie na jego ramionach, przyglądając się jego pracy.
- Całkiem dobrze, chociaż mogło być lepiej - Stwierdził, zerkając na mnie, całując moją dłoń.
- Jak zwykle jesteś za bardzo krytyczny, buda jest piękna - Zapewniłem go, całując w policzek, siadając obok niego, aby chociaż troszeczkę mu pomóc, wspólna praca jest również bardzo przyjemna, nie chciałem być sam, dla tego wolałem być z nim, aby spędzać wspólnie czas.
- Może zrobimy coś innego razem? - Zapytałem, już troszeczkę znudzony tą pracą, z resztą było tu tak strasznie gorąco, zdecydowanie bardziej wolałbym stad wyjść i pójść nad jezioro, gdzie byłoby mi chłodno.
- Coś innego? Co masz na myśli? - Zapytał, na chwilę przestając zbijać deski mające służyć za boki budy.
- No nie wiem, tu jest gorąco - Przyznałem, zgodnie z prawdą, mając nadzieję, że razem pójdziemy nad jezioro lub spędzimy przyjemne czas w domu.
- W takim razie idź do domu, przecież nie musisz tu siedzieć - Na jego słowa westchnąłem cicho, niepocieszony tym, co mi powiedział, a już myślałem, że spędzimy razem czas.
- No dobrze, w takim razie idę nad jezioro - Odpowiedziałem, wstając z krzesła, na którym siedziałem, otrzepując się z kurzu.
- A nie możesz pójść do balii? - Dopytał, czym przyznam, lekko mnie zaskoczył, bo niby czemu miałbym się na to zgodzić.
- Dlaczego miałby iść do balii? - Podpytałem, unosząc jedną brew ku górze.
- Ponieważ bardzo nie chce, abyś poszedł sam nad jezioro, a ja teraz z tobą nie pójdę, dlatego proszę, idź do balii i tam zażyje zimnej kąpiel - Na jego odpowiedź westchnąłem cicho, przewracając oczami, no cóż, trudno niech już mu będzie, pójdę do balii i tam spędzę resztę dnia, aby wychodzić swoje ciało.
I tak właśnie zrobiłem, resztę dnia spędzając w balii, nie idąc nad jezioro, tak jak chciał Sorey, niech już mu będzie dla świętego spokoju.
Wieczorem, gdy już mi się znudziło siedzenie w wodzie, wyszedłem z niej, przebierając się w jedną z koszulę męża, mając nadzieję, że ten już w moich odpuścił sobie prace nad budą. Nic jednam bardziej mylnego, Sorey nadal był w szopie, a ja nie chcąc mu przeszkadzać w pracy, przynajmniej na początku później jednak stwierdzając, że ma zwrócić nareszcie uwagę na mnie, a nie na będę psa.
- A może skończysz to już jutro, jest trochę późno - Zapytałem, wchodząc do szopy, przypominając mu która godzina właśnie wybije.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie wiedziałem, dlaczego Mikleo był taki spokojny po takim tekście, powinien tak samo jak ja być wzburzony. I nic w tym momencie nie mogło mnie uspokoić, ja od początku wiedziałem, że Miki nie powinien zakładać tych spodni, mówiłem mu nawet, że ma je zmienić, ale nie, bo po co, przecież nikt się nie będzie patrzył... doskonale wiedziałem, że ludzie będą się patrzyli, przynajmniej ci, którzy są tej orientacji, co ja. I miałem rację? Miałem rację. Oczywiście, że miałem rację, ponieważ kiedy moja racja jest podważana, to wtedy mam rację. No ale nie, bo po co się mnie słuchać... ostatni raz zakłada te spodenki poza domem, i mnie to nie obchodzi. Najlepiej to byłoby, gdyby w ogóle nie odkrywał swoich nóg, no ale wiem, jakie to ciężkie może być dla niego. 
- Na razie to najbardziej spodoba mi się, kiedy znajdziemy się w domu – burknąłem, cały czas zły na tamtego faceta, i także na Mikleo, bo w końcu się mnie nie posłuchał mimo tego, że miałem rację. 
- Sorey, przecież nic się nie stało... – Miki próbował mnie uspokoić, ale jakoś nie za bardzo mu to wychodziło. Najspokojniejszy będę, dopiero jak już będzie poza zasięgiem wzroku innych. Wczoraj, jak szliśmy nad jezioro i nikogo po drodze nie mijaliśmy, to założył długie spodnie, ale dzisiaj, kiedy wyszliśmy do ludzi, to zdecydował się na tak krótkie, że równie dobrze mógł mieć na sobie tylko moją koszulę, bo ona zakrywała tyle samo... czy moja uwaga już mu nie wystarcza? Może coś robię nie tak? Za mało poświęcam mu uwagi? Nie no, odkąd tylko jestem tu, na ziemi, to Miki jest zawsze moim numerem jeden, nawet jak na początku go nie znałem i nie wiedziałem, kim jest. A może to jednak dla niego za mało? Robię coś źle? – Hej, słońce, już uspokój się, musisz uważać na swoje serce. 
- A co jest nie tak z moim sercem? – spytałem, trochę zbity z tropu. No tego to się po nim nie spodziewałem. 
- Ja... nic, z przyzwyczajenia tak powiedziałem – wyjaśnił mi, chyba lekko zawstydzony. 
- Po prostu więcej nie zakładaj tych spodenek, jak wychodzisz do ludzi – bąknąłem, nieco bardziej uspokojony, a to wszystko przez ten głupi tekst. 
- Jeżeli to ma cię uspokoić, to dobrze, niech ci będzie, nie będę już ich więcej zakładał, dobrze? – powiedział cicho, pochodząc do mnie, by się przytulić do moich pleców. Jego dotyk uspokoił mnie, ale tak tylko odrobinkę. Nadal byłem jeszcze wzburzony tym, jak bezwstydnie zachował się tamten facet.
- Mówiłem ci, że ludzie będą się patrzeć – bąknąłem, chwytając jego dłoń, by poprowadzić go w stronę domu. Teraz to tylko chciałem wrócić do znajomych czterech ścian, gdzie jest cisza, spokój i mało ludzi. To po pierwsze, a po drugie, najwyższa pora, bym zabrał się za odświeżenie tej budy. Jeszcze nie do końca wiem, jak miałbym się za to zabrać... no ale skoro już raz ją zrobiłem, może udałoby mi się ją zrobić po raz drugi. Jakoś. Obym tylko tego nie zepsuł. 
- Od razu ludzie, tylko jeden facet... 
- Nie, tylko jeden facet odważył się ciebie skomentować, inni się na ciebie tylko patrzyli – burknąłem, chcąc tym samym dać mu znać, że naprawdę wzbudzał zainteresowanie w tłumie i jak bardzo źle to przeżyłem. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Niezadowolony z jego słów wstałem z łóżka, mając już dość leżenia, jakoś tak nagle spanie wydało mi się niepotrzebne, niech stracę, wstanę już i się nim zajmę, aby żaden przystojny chłopak go nie zaczepił.
- Jednak wstajesz? - Podpytał, przyglądając się uważnie mojemu nagiemu ciału.
- Tak wstaje, muszę cię przypilnować, bo może kolejny przystojny białowłosy chłopak cię zaczepi - Mruknąłem, biorąc w dłonie bieliznę krótką koszulkę i krótkie spodenki, bo w długich nigdzie nie wyjdę.
- Jesteś zazdrosny? - Dopytał, chcąc podejść do mnie, abym zwrócił na niego swoją uwagę.
- Nie - Odpowiedziałem, udając niewzruszanego, wychodząc z sypialni, aby pójść do łazienki, gdzie przebrałem się, umyłem twarz, rozczesałem włosy, związując je w kucyka, wychodząc z łazienki gotowy do wyjścia z domu. - Jestem gotowy - Odezwałem się, spotykając go przed wejściem do łazienki.
Sorey, uważnie mi się przyjrzał, marszcząc przy tym brwi, odwracając mnie do tyłu,
- Nie pójdziesz tak - Wypalił nagle, czym przyznam, lekko mnie zaskoczył. Bo niby czemu nie mogę tak wyjść? Co w moim stroju jest nie tak?
- Co? A to czemu? - Zapytałem w końcu, unosząc jedną brew ku górze, zerkając na niego z uwagą.
- Te spodenki są za krótkie, ledwo pupę ci zakrywając - Usłyszałem, co wywołało ciężkie westchnięcie z mojej strony.
- Ależ zakrywa a skoro mam cię oprowadzić to lepiej się streszczaj - Przerwałem, zerkając na niego, nim pozostawiłem go samego, schodząc po schodach na dół, aby wpuścić do domu i nakarmić naszego psiaka.
- Dzień dobry Lucky - Przywitałem się z pieskiem głaszcząc go po łebku, idąc do kuchni, aby nałożyć mu jedzonka do miseczki, nakładając mu jedzonko, czekając na męża, który w końcu się zjawił, patrząc na mnie z uwagą. - Daj spokój, nikt nawet nie zwróci na to uwagi - Zapewniłem, podchodząc do niego, aby połączyć nasze usta w delikatnym pocałunku. - Idziemy? - Podpytałem, na co Sorey z niechęcią pokiwał twierdząco głową, czekając jeszcze na pieska, abyśmy wszyscy razem ruszyli do miasta.
Sorey przez cały czas patrzył na ludzi, upewniając się, że nikt nie patrzy na moje nogi, on to naprawdę przesadza. Aby więc go uspokoić, pokazałem mu miejsca, gdzie poszukując pracy, z tego, co zauważyliśmy w budkach z owocami i warzywami szukał pracy, w kuźni gdzie kiedyś mój mąż jako człowiek pracował również, co ciekawsze sam kowal dobrze go wspominał, proponując mu prace od zaraz, no cóż, Sorey powinien się tu odnaleźć pod warunkiem, że tego będzie chciał.
Dziękując mężczyźnie za propozycję pracy, ruszyliśmy dalej, dowiadując się jeszcze, że w straży królewskiej poszukując pracy, a więc i to było dobrą propozycją pracy.
Teraz tylko pytanie, co mój mąż wybierze, w końcu to mu ma być dobrze w tej pracy nie mi, dla tego właśnie pozostawię to jemu, niech się zdecyduje, a co sam woli a ja i tak go zawsze wesprę w każdym jego wyborze.
Pozostawiając tę decyzję mojemu mężczyźnie, zabrałem go na targ, aby tam zakupić jakąś koszule dla niego i dla mnie no i spodenki krótkie, ale nogawki troszeczkę dłuższe, aby Sorey nie kręcił z niezadowolenia nosem, twierdząc, że każdy patrzy na moje nogi..
- Takich ładnych nóg nie ma co zakrywać - Usłyszałem głos sprzedawcy, który chyba nie zdał sobie sprawy, że nie jestem tu sam.
- Dla tego muszą być zakryte, aby tacy jak ty się na nie nie gapili - Syknął mój mąż, słyszący słowa mężczyzny kładąc pieniądze na blacie, chwytając moją dłoń, ciągnąc gdzieś przed siebie, aby jak najdalej od sprzedawcy. - Więcej nie ubierzesz tych spodni poza domem - Burknął w moją stronę, zerkając na mnie kątem oka.
- Sorey, skarbie spokojnie nie przejmuj się tym facetem - Starałem się go uspokoić, nie przejmując się tym tak jak on, przecież to tylko starszy facet, który lubi patrzeć na młode ciało, nie ma się czym przejmować - Zastanów się lepiej które miejsce pracy najbardziej ci się podoba - Zmieniłem temat, nie chcąc, aby myślał o tamtym facecie, gdy może myśleć o wyborze pracy, co jest zdecydowanie ciekawsze, czyż nie?

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Zmarszczyłem brwi na jego słowa, jak to dobrej zabawy mi życzy? To on nie idzie? Ale ja chcę, by poszedł ze mną. Nie może być tak, że on się całymi dniami wylegiwuje, a ja wszystko robię... Znaczy się, czasem tak może być, nawet wręcz musi, ale nie w tej sprawie. Potrzebuję jego oceny o danej pracy, jego rady, i też oczywiście jego wsparcia. Jak na razie to on zna się lepiej na mieście, pewnie też będzie mniej więcej się orientował, gdzie ludzie szukają pracowników... Poza tym, co, jeżeli znów się zgubię? Ostatnim razem dostałem za to ochrzan, a co, teraz ma na to machnąć ręką? Skoro ja muszę wstać, to on wstaje ze mną. 
– A co z tobą? – zapytałem, odrobinkę oburzony jego reakcją. 
– Ja sobie leżę i odpoczywam. Dla mnie jest tam za gorąco – stwierdził, kompletnie się tym nie przejmując. 
– I chcesz mnie puścić do miasta samego? Ostatnio byłeś na mnie bardzo zły, jak to zrobiłem i się zgubiłem. Teraz już nie uważasz, że mnie mogą ludzie wykorzystać? – pytałem dalej mając nadzieję, że jakoś wpłynę na jego sumienie. 
- Jesteś dużym mężczyzną, poradzisz sobie – stwierdził, nie za bardzo przejęty. 
- Aha, czyli wcześniej uważałeś mnie za dzieciaka? – burknąłem, delikatnie oburzony. Ja tutaj widzę, co on takiego kombinuje, chce, bym nabrał poczucia odpowiedzialności, nie muszę tego robić, ponieważ doskonale wiem, że jestem mężczyzną i że jestem odpowiedzialny, zawsze w końcu byłem, tylko Miki coś inaczej uważa. Zresztą, czy jestem odpowiedzialny, czy nie, Miki musi przy mnie być. Później, kiedy będę w pracy, nie będę miał dla niego tyle czasu. I będę tęsknić. Dlatego teraz trzeba korzystać z każdej chwili, póki je mamy. No i też muszę się nauczyć planu miasta, i Miki będzie mógł mi w tym pomóc. 
- Wcześniej tak, ale teraz uważam, że już dorosłeś do takich poważnych rzeczy – wybrnął z tego dosyć sprytnie.
- No a kto mnie oprowadzi po mieście? Ja nie wiem, co gdzie jest – spróbowałem innego argumentu, mając nadzieję, że to do niego przemówi. Nie poddam się i dopilnuję, by Mikleo wyszedł na dwór ze mną. 
- Spytasz się kogoś, na pewno wskażą ci drogę. 
A więc tak gra... no dobrze, Sorey, pomyśl taktycznie. Co sprawiłoby, że Miki wstanie i pójdzie ze mną...? Za bardzo się o mnie nie boi, co w sumie jest dobre, bo o mnie się nie trzeba bać, ja sobie poradzę, to o niego się trzeba bać. Może.... zazdrość? Ja na pewno jestem o niego strasznie zazdrosny. Czy on o mnie też? Chyba... tak. A może i nie? Miki jest mądry, raczej by się nie podpuścił takiemu brzydkiemu uczuciu. Ale mogę spróbować. Jak to się nie sprawdzi, to wtedy będę się zastanawiał. 
- No w sumie, to nie jest taki zły pomysł. Mam nadzieję, że znów spotkam tego miłego chłopaka, proponował mi ostatnio, że mnie oprowadzi po mieście, ale wtedy szukałem ciebie, więc musiałem odmówić – powiedziałem niewinnie, co od razu zwróciło uwagę Mikleo. 
- Jakiego chłopaka? – spytał, mrużąc niebezpiecznie swoje oczy. – Ostatnio cię zastałem z jakąś dziewczyną. 
- Tak, ale ona była później. Najpierw spytałem o drogę takiego młodego chłopaka, miał strasznie podobne włosy do twoich, i był strasznie miły, kiedy tłumaczył mi, jak wrócić do bramy. Tylko znów Lucky odbiegł gdzieś w bok i się zgubiłem ponownie, ale wtedy spotkałem tę panią, no a później ciebie – wyjaśniłem mu szybko, zbierając się z łóżka. W sumie, jak tak teraz sobie myślę, to nie jest taki zły pomysł, by poprosić kogoś o pomoc... może nie tego chłopaka, bo nie wiem, czy go znajdę, ale w mieście jest naprawdę wielu miłych ludzi, co udzielą mi pomocy. A przynajmniej ja tak uważałem. 

<Owieczko? c:>

niedziela, 28 maja 2023

Od Mikleo CD Soreya

Na jego słowa pokręciłem z niedowierzaniem głową, nie chcąc przez całą wieczność słyszeć, że piórko, które mam na uchu jest brzydkie i powinienem je wymienić, zwariować można, gdy cały czas słyszy się jedno i to samo bez przerwy, a to mnie czeka, jeśli się nie zgodzę.
- No dobrze, już dobrze zgodzę się na wymianę tego piórka, jeśli ma to dla ciebie takie spore znaczenie - Zgodziłem się w końcu tylko i wyłącznie dla świętego spokoju nie chcąc przy okazji się z nim pokłócić, bo i po co? Przecież to nie powód, aby z powodu piórka się kłócić.
- Tak? Czyli się zgadza? - Podpytał, tak jakbym mówił w innym języku, a jak na razie mówię do niego w naszym ojczystym języku, a nie jednak nie, język aniołów jeszcze pozostawię dla siebie.
- No tak, przecież już to powiedziałem - Zauważyłem, przy okazji marszcząc brwi, tylko czekając na jego wyjaśnienia, które na pewno za chwilę będą dla mnie logiczne..
- Wole się upewnić, aby nie było niedomówień z tobą nigdy niczego nie wiadomo - Na to słowa zamrugałem kilku krotnie oczami, nawet tego nie komentując, no i to ja jestem wredny tak? Anioł się odezwał..
- Pff, lepiej uważaj, co mówisz, bo potrafię być bardzo mściwy - Wyszeptałem, stając na palcach, aby podgryźć jego dolną wargę.
- A co ja powiedziałem nie tak? - Podpytał, nie rozumiejąc moich słów. Ach ten mój głupiutki mąż, z nim jak z dzieckiem, a i tak kocham go nad życie i nie wymiennie na nikogo innego.
- Nic, nic kotku, czasem muszę sobie pogadać aby mi lepiej na serduszku było - Wyznałem, uśmiechając się zadziornie do niego, czym jak zauważyłem rozbawiłem go, no cóż kto by się domyślił, że mi się to uda w końcu głupie słowa zawsze najlepiej na niego działały.
- W takim razie muszę zamknąć ci buzię, abyś już nic nie mówił i skupił się na czymś znacznie przyjemniejszym - Stwierdził, bez ostrzeżenia biorąc mnie na ręce, aby delikatnie położyć na łóżku, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, zatykając mi buzię, tak jak to wcześniej zapowiedział, doprowadzając mnie do szaleństwa, nie dając mi wytchnienia. I właśnie takie noce bardzo lubiłem, ja mój Sorey i nasze łóżko całą noc razem aż do utraty tchu.

Dzień następny zaczął się dla mnie, a nawet dla nas późnym porankiem, gdy mój ukochany facet głaskał mnie po policzku, wywołując uśmiech na moich ustach.
- Dzień dobry owieczko - Przywitał się ze mną, zbliżając się do moich ust.
- Dzień dobru kotku - Wyszeptałem, uśmiechając się do niego ciepło, wtulając w jego ciało, lubiąc to ciepło bijące od niego, a niby to jestem zimnolubny, no cóż, on jest zdecydowanie moim jedynym wyjątkiem.
- Moja mała owieczka wyspała się? - Zapytał, biorąc w dłonie moje włosy, które tak uwielbiał i których nigdy nie zetnę właśnie dla niego samego.
- Oj tak, jestem wyspany i usatysfakcjonowany naszą intensywną nocą - Wymruczałem, podnosząc się na łokciach do góry, aby zbliżyć się do jego ust.
- Bardzo mnie ten fakt cieszy - Odrzekł, kładąc dłoń na moim policzku, delikatnie go głaszcząc.
- nie również. To co jakieś plany na dzisiejszy dzień? - Zapytałem, ciekaw jego planów na dzisiejszy dzień.
- Myśl, że zaraz wstanę i może pójdę poszukać pracy, w końcu im szybciej ją znajdę tylko lepiej prawda? - Na jego słowa kiwnąłem głową, całując go w usta.
- W takim razie baw się dobrze - Odezwałem się, odwracając do niego plecami, zamykając oczy, aby spędzić leniwie dzień, w końcu i tak będę sam, gdy Sorey wyjdzie w domu, a ja w długich spodniach nigdzie nie wyjdę, dla tego zostaje tu w łóżku, gdzie spędzę cały dzień..

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem mocno zaskoczony jego słowami i z zainteresowanie podszedłem do niego, by sprawdzić co tam ma mi do pokazania. Poza tym, nie rozumiałem, czemu chce kupować nam nowe ubrania, podczas kiedy nie chce kupować dziecku nowych rzeczy? No i nie chce wymieniać starego piórka na nowe, ładniejsze... Te ubrania wcale nie wyglądają tak źle, a już na pewno nie tak źle jak ten jego nieszczęsny, stary kolczyk. W końcu, nie były one długo noszone, były cały czas w szafie, więc nie mogły być one bardzo w takim strasznie złym stanie. A poza tym, po co nam aż tyle ubrań? Faktycznie, trzeba je regularnie prać, no ale takie dwa skompletowane stroje mi by w zupełności wystarczyły. W sumie, to mi tylko wystarczyłyby same spodnie, no ale Miki nie pozwoliłby chodzić bez koszuli. Ja to bym mu pozwolił założyć krótkie spodenki, by było mu chłodniej. Owszem, nie chciałem, by tak kusił swoimi nogami, bo jego nogi są naprawdę wspaniałe, no ale gdyby tak założył odrobinkę dłuższe spodenki niż te teraz... no to bym się zgodził. W domu oczywiście może chodzić jak tylko chce, pod warunkiem, że nikt go w oknach nie zobaczy. 
- To Misaki – stwierdziłem od razu, kiedy tylko zobaczyłem tę malutką bluzeczkę. – Jaka ona musiała być malutka – dodałem, strasznie rozczulony tym faktem. 
- No bo była strasznie malutka. Ale też strasznie szybko rosła – potwierdził, uśmiechając się delikatnie. – Chyba nie do końca ci się to podobało. 
- A czemu miałoby mi się to nie podobać? – zapytałem, nie do końca go rozumiejąc. 
- Ona nie rozwijała się jak normalne, ludzkie dziecko. Kiedy miała roczek już zachowywała się i wyglądała jak pięciolatka. Ty chciałeś się nią zajmować jak najdłużej, i nawet ci się nie dziwiłem. Misaki była naprawdę kochanym i spokojnym dzieckiem. 
- A Merlin? – dopytałem, oczywiście ciekaw, jak tam u niego to wyglądało. 
- Merlin był... troszkę bardziej wymagającym i odrobinkę atencyjnym dzieckiem. Trochę nieprzespanych nocy z nim mieliśmy i też niejednokrotnie potrafił zaleźć nam za skórę – wyjaśnił mi, na co powoli pokiwałem głową. No tak, skoro jedno dziecko jest spokojne, to drugie, by równowaga była zachowana, musi być mniej miłe dla rodzica. 
- A po co chcesz kupować nam nowe ubrania? Co jest złego z tymi? – zapytałem o kolejną rzecz, która mnie nurtowała. 
- Są stare, a my, jak aniołowie, musimy się prezentować – wytłumaczył, ale ani trochę mi się we łbie nie rozjaśniło. 
- To jest gdzieś zapisane? Że musimy ładnie wyglądać? – dopytywałem dalej, chcąc lepiej ten temat zrozumieć. 
- To taka niepisana zasada – odparł, ale dalej nie za bardzo tego rozumiałem. 
- Więc to oznaczałoby także, że musisz zmienić piórko. Bo to, które masz teraz, jest stare i sprawia, że się nie prezentujesz godnie, a to jest wbrew zasadą – powiedziałem dobitnie, na co mój mąż zaśmiał się cicho. 
- Nie dasz mi spokoju, co?
- Oczywiście, że nie. Będę cię męczył, dopóki się ze mną nie zgodzisz. A przypominam ci, że teraz mam na to całą wieczność – wyszczerzyłem się głupkowato chcąc, by miał tę świadomość, że nigdy nie spocznę. I to jak tylko znów dorwę Yuki’ego w swoje ręce, to także będę musiał go przekonać do małej zmiany, bo nie może być tak, że tylko Miki będzie miał nowe piórko. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie chciałem zmieniać piórka, nawet jeśli to było już stare, przecież dostałem je od męża dawno, dawno temu i nie ma sensu wyrywać swoich piór, aby odświeżyć kolczyk na moim uchu.
- Nie chce, lubię to state piórko - Przyznałem, odsuwając się od niego, zanurzając w wodzie, czując gorąco uderzające w moje plecy, niby jest już wieczór a na dworze wciąż tak strasznie gorąco. Lato to naprawdę podły czas dla aniołów wody.
- Dlaczego? Przecież dla mnie to nie problem, oddam ci jedno piórko i odświeżymy stary i brzydki już kolczyk - A on nadal swoje, upierał się na zmianie piórka, które jest moje i którego ja nie zmienię, wyrywanie piór to nic przyjemnego i sam dobrze to wiem.
- To pamiątka a pamiątek się nie zmienia - Odpowiedziałem, zanurzając się w wodzie, ignorując jego dalsze słowa, chcąc zniknąć w odmętach wody, oddając się jej w całości, trwając tak kilka długich chwil, opadając na samo dno, pozwalając sobie na odpoczynek, nim znów wynurzyłem się z wody, patrząc na mojego męża który patrzył na mnie z niedosytem w oczach, a to znaczyło, że nadal będzie chciał namówić mnie na zmianę piórka, ależ on jest uparty, to tylko piórko, może i stare, ale wciąż jak dla mnie wygląda dobrze.
- Nie chce wymienić piórka - Odpowiedziałem, chcąc go uświadomić w tym fakcie, aby więcej mnie już nie męczył, bo to i tak nic nie da i niczego nie zmieni.
- Ale Miki - Burknął niezadowolony, pusząc swoje policzki, przypominając mi małego obrażonego chłopca, którego i tak kocham ponad swoje władne życie.
- Powiedzmy, że się zastanowię dobrze? - Nie powiedziałem w końcu ani tak, ani nie dając mu nadzieję, że moje jednak zmienię zdanie i może zmienię, kto wie, ale na razie jest mi dobrze, tak jak jest.
- Dobrze, chociaż liczę na to, że zmienisz zdanie i ja o to zadbam - Odparł, uśmiechając się przy tym zadziornie.
Zaśmiałem się cicho, słysząc te słowa, zbliżając się do jego ust, łącząc je w delikatnym pocałunku.
- To się jeszcze okaże - Wyszeptałem, gdy tylko się od niego odsunąłem, zerkając na niebo, mając już szczerze dość pływania w wodzie, zdecydowanie woląc wrócić już do domu.
- Wracamy? - Zapytałem, wychodząc z wody, osuszając ciała z wody, chwytając dłoń męża, który od razu wstał z mostu, ruszając za mną do domu, gdzie czekał na nas piesek, tym razem został w domu i już tak bardzo się stęsknił za swoim ludźmi.
- Nakarmię go od razy - Odezwał się do mnie Sorey, idąc do kuchni, aby przygotować pieskowi jedzonko, w tym czasie ja skierowałem się do sypialni, gdzie przebrałem się w krótką bluzkę i krótkie spodnie do snu przeglądając stare ubrania, znajdujące się w szafie zdając sobie sprawę z tego, że wszystkie te ubrania są strasznie state i dla tego powinniśmy pójść na targ, gdzie zakupimy mowę ubrania. W szafie znajdując również małe ubranko, które kiedyś nosiła przez chwilę Misaki, a myślałem, że wszystko jest na strychu.
- Co ciekawego porabiasz? - Zapytał Sorey, przytulający się do moich pleców całując mnie w policzek.
- Przeglądam stare rzeczy w szafie i stwierdzam, że powinno się ją odświeżyć, no spójrz, co przy okazji znalazłem - Odpowiedziałem, podając mężowi ubranko, które kiedyś nosiła nasza córeczka.

<Pasterzyku? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem lekko zaskoczony jego słowami. Jak to mamy już wszystko? Ale tak wszystko, wszystko? Czułem się nawet trochę... zawiedziony. Chciałbym w końcu pewnego dnia wybrać z się z Mikleo na właśnie takie zakupy, wybrać ubranka, zabaweczki... przecież to tyle frajdy by było. Może jednak uda mi się go przekonać na małe zakupy? Może to i dobrze, że nie będziemy musieli kupować takich rzeczy jak kołyski, łóżeczka czy inne tego typu meble, bo to jednak jest drogie i ciężkie. No ale zabaweczki? Wszelkie pluszaki, misie, różne urocze przytulanki... i jeszcze ubranka. Nie no, ubranka nowe to trzeba kupić. Albo chociaż kilka nowych. I misia dla mojej księżniczki. Ale to takiego wspaniałego misia, jakiego jeszcze żadne dziecko nie widziało, dla mojej drugiej księżniczki. Albo księcia, no bo w końcu nie wiadomo, jakiej będzie płci. A może to będą bliźniaki...? Nie no, chyba jednak wolałbym jedno dziecko, a nie dwa na raz. Dopadło mnie wrażenie, że dwójka małych dzieci może być za bardzo problematyczna. Oczywiście, jeżeli by się zdarzyły bliźniaki, to nie uciekałbym od obowiązków, tylko pomagał Mikleo najlepiej, jak tylko potrafię, ale gdybym miał jakikolwiek wybór w tej kwestii, to na początek chciałbym tylko jedno dziecko. I żeby to była dziewczynka. I miała kolor włosów jak Miki... oj, ale byłym zachwycony, gdyby nasze następne dziecko miało takie włosy, jak mój mąż. Jego włosy są przecudownie... już nie mówię o ich długości, która owszem, także mi się podoba, ale bardziej chodzi mi o ich fakturę, o kondycję, jak się wspaniale układały i jak cudownie miękkie były... no nie znam nikogo, kto miałby tak wspaniałe włosy, jak on. Chociaż, Misaki ma takie włosy, ale jej były brązowe, jak moje, a nie białe z niebieskimi podtonami... tak, zdecydowanie za bardzo się teraz rozmarzyłem, zapominając w tym wszystkim zupełnie o Mikim. 
- I nie kupimy żadnej zabawki i ubranka? Tak absolutnie nic? – zapytałem z niemałym smutkiem. Naprawdę chciałbym dać coś od siebie temu dziecku. Najlepiej to wszystko, czego by tylko ono chciało, ale jakichś cichy głosik w mojej głowie mówił mi, że to raczej nie jest odpowiednia metoda. No ale tak kupić coś raz, na jakiś czas, to chyba nie jest nic złego... i znów się za bardzo się rozmarzyłem. Tęsknota Mikleo do małych dzieci udzieliła się i mi, a ja jeszcze nie pamiętam, jak to jest mieć dzieci. Znaczy się, nie tak dokładnie, coś mi tam świta, coś mi podpowiada, jak to jest, ale co dokładnie, to jeszcze nie wiem. 
- Trzeba spojrzeć, w jakim stanie są zabawki i ubranka, ale wydaje mi się, że powinno być z nimi wszystko w porządku. Chociaż, coś mi się wydaje, że ty i tak coś byś kupił i tak – dodał, odrobinkę rozbawiony. 
- Oczywiście, że coś bym kupił, chciałbym, by nasze dziecko miało coś ode mnie, tak tylko dla niego – wyjaśniłem, mając nadzieję, że zrozumie, o co mi chodzi. Poza tym, to brzmi lepiej, niż „nie mogę się doczekać zakupów rzeczy dla naszego maluszka”. 
- Wiesz, że każde z naszych dzieci ma coś od ciebie? I ma to cały czas? Merlinowi i Misaki kupiłeś po misiu, a Yuki’emu podarowałeś jeden ze swoich kolczyków. Drugi mam ja – wyjaśnił mi, dłonią dotykając swojego ucha, do którego faktycznie przypięte było takie samo dziwne i stare piórko, jakie miał Yuki. Zwróciłem na to wcześniej uwagę, bo widać było, że było to już tak odrobinkę stare i znoszone, no ale ja już wolałem się nie dopytywać, o co z tym chodzi. I teraz już wiem. 
- No właśnie, a propos tych kolczyków... z tego, co widzę to piórko chyba da się łatwo wymienić. Nie chcesz tego wymienić? To zdecydowanie wymaga wymiany. 
- A znasz takie słowo, jak nostalgia? – kiedy pokiwałem głową, Miki kontynuował. – No to już wiesz, że powiem ci nie. 
- No dobrze, a jeżeli zaproponuję ci zamianę tego starego, brzydkiego pióra na jedno z moich skrzydeł? Wtedy będziesz mógł stwierdzić, że zawsze jestem przy tobie, bo będziesz miał cząstkę mnie – wyjaśniłem mu, mając nadzieję, że go przekonam. W końcu starej koszuli się już pozbyliśmy, więc teraz pora na stare piórko. 

<Owieczko? c:>

sobota, 27 maja 2023

Od Mikleo CD Soreya

Grzecznie poszedłem do pokoju, aby się przebrać w codzienne ubrania, zakrywając moje ciało, jednocześnie zastanawiając się nad krótkimi spodniami, no tak w sumie one też odkrywają nogi, a przecież tego pokazywać nie można prawda? A więc co mam teraz chodzić w długich spodniach? No nic trudno będę chodzić w długich przynajmniej do czasu, gdy mój mąż pozwoli mi odkryć nogi, aby nie czuć zazdrośni, przecież to tylko nogi nic z tego nie pojmuję.
- Już jestem gotowy - Odezwałem się, zastając męża stojącego w drzwiach z założoną koszulką na swoim ciele.
- Nie będzie ci za ciepło? - Zapytał, przyglądając mi się uważnie od stóp do samej głowy.
- Cóż, trochę tak, ale nie ubiorę krótkich spodni, aby nie kusić nogami - Przypominałem mu o tym, co powiedział mi wcześniej, wychodząc z domu, czekając tylko na niego. - No idziesz? - Dopytałem, zerkając na niego, odwracając głowę za siebie.
- Tak idziemy - Odezwał się, wychodząc z domu, zamykając za sobą drzwi, idąc wraz ze mną na spacer prosto nad jezioro, gdzie wskoczyłem do wody, nie mogąc się jej oprzeć. Mój panie było mi tak gorąco poza wodą, zdecydowanie lepiej by mnie było w krótkich spodniach, ale czego się nie robi dla ukochanej osoby.
- Dobrze się czujesz? - Zapytał, gdy tylko podpłynąłem do niego, gdy siedział na moście, wygrzewając się na słoneczku.
- Tak, teraz jest mi dobrze - Przyznałem, kładąc dłonie na jego nogach, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Mogę teraz zadać kilka pytań? - Zapytał, kładąc dłoń na moich dłoniach, delikatnie je przy tym głaszcząc.
- Możesz, pytaj o co tylko chcesz - Zgodziłem się gotowy na pytania, które mogą nie być takie proste, w końcu to Sorey on nie zadaję prostych pytań i tego jestem świadom.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie pracowałem, póki moje serce mi na to pozwalało? - Zapytał, zadając dosyć proste pytanie, aż przyznam, jestem w szoku.
- Pracowałeś, w straży dbałeś o bezpieczeństwo mieszkańców, lubiłeś tę pracę i niejednokrotnie wyrywałeś się do niej, aby pracować i ratować ludzi raz nawet uratowałeś Junko, która się w tobie zakochała.. - I tu właśnie opowiedziałem mu historie Junko, która została opętana przez demona z miłości, co zaskoczyło Soreya, który zadał mnóstwo pytań w tej sprawie, chcąc wiedzieć wszystko, a ja tłumaczyłem mu wszystko, odpowiadając na pytania.
- No dobrze, to teraz inne pytanie, powinienem najpierw zacząć pracę czy może ćwiczyć panowanie nad mocami? - Podpytał, co wciąż było prostym pytaniem, niesamowite same proste pytania.
- Moim zdaniem powinieneś najpierw opakować moce, aby przypadkiem nikogo nie skrzywdzić pod wpływem emocji - Przyznałem, od początku mu to tłumacząc.
- A więc jednak powinienem ćwiczyć - Westchnął niepocieszony.
- To skarbie przede wszystkim dla twojego dobra i bezpieczeństwa innych - Wyjaśniłem chcąc, aby sam bez mojego przymusu zdecydował się ćwiczyć.
- Może i masz rację - Kiwnął głową, zastanawiając się nad czymś bardzo intensywnie. - A powiedz mi, co potrzebujemy dla dziecka? - To pytanie lekko mnie zaskoczyło, ale mimo to odpowiadałem.
- Tak naprawdę to mamy wszystko po naszych dzieciach, schowaliśmy wszystko na strych, w razie, gdyby nasze dorosłe już dzieci potrzebowały czegoś dla swoich maluchów - Wytłumaczyłem, kładąc głowę na jego nogach zadowolony z jego bliskości.

<Pasterzyku? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Nie rozumiałem, czemu Miki się tak bardzo wzbraniał. Ja tego chciałem. On tego chciał. W czym więc problem? Że powinienem więcej czasu z nim spędzić sam na sam? A po co? To mało czasu z nim dotychczas spędziłem? Faktycznie, jeszcze nie wiem o nim wszystkiego, podobnie jak o sobie samym, i wiele rzeczy jeszcze się uczę... no ale już wiem, że kocham go nad życie. I że nigdy nie przestanę, i że zrobię wszystko, by był bezpieczny. I jeżeli chodzi o dziecko, i czy je faktycznie chcę... no chcę, i to bardzo. Czuję, że chcę. Szczerze, to nie mogę się doczekać. Ja wiem, że dziecko to obwiązek, że pewnie będzie trochę wyrzeczeń, chociażby jak chodzi o seks, trzeba też się będzie się przygotować do takiego dziecka, kupić wyprawkę, przygotować pokój, a to się wiąże z dodatkowymi wydatkami... i chyba tylko z tego powodu mógłbym z tym poczekać. Najpierw powinienem skupić się na dzieciach, które już mam. Misaki będzie brała ślub, więc trzeba będzie pomyśleć po tym, by wesprzeć ją finansowo, Yuki i Emma odnawiają dom, co także wiąże się nie tylko z wydatkami, ale i może trzeba będzie mu pomóc w wykonaniu, czyli trzeba będzie poświęcić czas, który normalnie można by było przeznaczyć dla naszej małej córeczki. Albo synka. 
- Jestem w stu procentach pewien – wyszeptałem, nachylając się nad nim, by móc ucałować jego cudnie miękkie i pyszne usta. – Tylko teraz tak sobie pomyślałem, że można poczekać z dzieckiem i najpierw skupić się na dzieciach, które już mamy. I Yuki, i Misaki mogą potrzebować naszej pomocy – powiedziałem, kiedy się od niego odsunąłem. 
- Muszę przyznać, aż takiej odpowiedzialności się po tobie nie spodziewałem – przyznał, co sprawiło, że napuszyłem policzki. A tu się już tak odrobinkę urażony poczułem. 
- Mówiłem ci, że dzieckiem nie jestem – bąknąłem, delikatnie obrażony. 
- Nie, nie o to mi chodzi, po prostu zawsze byłeś zawsze taki... w gorącej wodzie kąpany. Jestem pewien, że doszedłbyś do takich wniosków po pewnym czasie, ale to bardzo, bardzo dobrze o tobie świadczy. I strasznie mnie to cieszy – wyjaśnił, stając na palcach, by móc mnie pocałować. 
- Powiedzmy, że przyjmuję te wytłumaczenia – burknąłem, tak jeszcze odrobinkę obrażony. – Więc oznaczałoby to, że muszę wracać do pracy, czy...
- Może skorzystamy z ładnej pogody i na zakończenie dnia przejdziemy się nad jezioro? Tam porozmawiamy o wszystkim, o czym chcesz – poprosił. Normalnie bym nie miał z tym żadnego problemu, i w sumie to teraz też nie mam, ale zaciekawiła mnie jedna rzecz. 
- Na zakończenie dnia? – dopytałem, nie rozumiejąc tego wyrażenia. 
- Jest szesnasta. Niedługo będzie wieczór i trzeba będzie iść spać. Albo... porobić troszkę bardziej przyjemne rzeczy – wymruczał, palcem kreśląc kółeczka na mojej jeszcze nagiej klatce piersiowej. 
- Myślę, że ja bym się bardziej skłaniał do tego drugiego pomysłu – odpowiedziałem, uśmiechając się zawadiacko. – Ale nim wyjdziesz znów na dwór, musisz się przebrać, bo ja cię takiego nie wypuszczę. 
- A ty musisz założyć na siebie koszulę, bo tak samo ja cię nie wypuszczę – odbił piłeczkę, powodując na mojej twarzy niezadowolenie. 
- Czemu mam założyć koszulę? – burknąłem, nie do końca rady z tego powodu. 
- Bo to jest widok przeznaczony tylko i wyłącznie na moje oczy – odparł, uśmiechając się niewinnie. – No już, streszczajmy się, bo jeszcze nas wieczór zastanie – poprosił mnie, idąc na górę. No chyba nie będę miał innego wyjścia... a szkoda. Bo tak niezbyt mi się chciało cokolwiek na tors zakładać, z nagą klatką piersiową jest mi wygodniej... no ale niech już m będzie. Muszę też zastanowić się, jakie pytania mu zadać tam nad jeziorem. Na pewno będę chciał wiedzieć, gdzie pracowałem wcześniej. I czy według Mikiego najpierw powinienem zacząć pracę, czy może skupić się na ćwiczeniach nad swoimi mocami. I co takiego będziemy musieli kupić do dziecka. I może jeszcze... albo nie, skupię się tylko na tych pytaniach, bo większej ilości to ja przecież zapomnę. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Szczerze mówiąc, wciąż nie rozumiałem, co złego jest w pokazywaniu moich nóg, to tylko nogi on pokazuje umięśnioną klatkę i to jest dobre? Coś zdecydowanie mi się nie zgadza, ale czy jest sens się z nim kłócić? Nie, zdecydowanie nie...
Dla tego na jego słowa zmarszczyłem brwi, analizując jego wypowiedź, pieniądze potrzebne są dla zwierzaka to prawda, ale czy to powód, aby szedł do pracy? No nie wiem, przecież jeszcze pieniądze są pytanie tylko jak długo.
- Cóż jeszcze trochę pieniędzy mamy dla pieska starczy jeszcze na cóż może miesiąc lub dwa a co do ślubu masz rację, będzie trzeba odłożyć pieniądze, aby pomóc dzieciom z wydatkami, które na pewno małe nie będą, a co do dziecka jeszcze przecież nawet nie podjęliśmy prób ani decyzji o tym, czy w ogóle będziemy je podupadli - Przypominałem mu, z powodu czego mój mąż zmarszczył brwi, chyba czegoś nie rozumiejąc, tylko czego przecież wszystko jest logiczne prawda? A może nie jest, sam już nie wiem.
- No właśnie dla pieska musimy mieć pieniądze na jedzenie, na ślub warto już coś odkładać, aby później nie było problemu z pomocą dla naszej córki, a jeśli chodzi o dziecko, przecież ty tego chcesz i ja tego chce, więc w czym jest problem? - Dopytał, chwytając moje dłonie, aby je ucałować.
- No cóż, zdajesz sobie sprawę, że będę musiał przybrać kobiecą postać? To może cię zaskoczyć - Wyjaśniłem, chcąc, aby był świadom tego, co go czeka aby udało nam się spłodzić dziecko.
- Raczej to jest logiczne, chociaż ciekawi mnie jak to robisz - Wyznał, kładąc dłoń na moim ramieniu, kciukami dotykając moich kości obojczykowych.
- Jak co robie? - Dopytałem, unosząc jedną brew ku górze, chcąc pojąć, co siedzi mu w głowie i o co mnie pyta.
- Jak stajesz się kobietą? - To pytanie wcale mnie nie zaskoczyło, w końcu to mogliby wydawać się dziwne, nie tylko dla niego ale i dla każdego innego człowieka.
- Anioły same mogą wybrać jakiej płci są, jeśli chcą, mogą przybrać przeciwną płeć do tej, którą w tej chwili posiadają - Wytłumaczyłem, czym zaskoczyłem męża, który pokiwał głową.
- W takim razie nic nie stoi nam na przeszkodzie - Wyszeptał, zbliżając się do moich ust, łącząc je w namiętnym pocałunku, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Zaczekaj, zaczekaj, chcesz tak od razu? Nie wolisz jeszcze się czegoś nauczyć? Spędzić czas ze mną sam na sam? Dziecko możesz poczekać i obowiązki z nim związane - Przypominałem mu i to nie tak, że nie chce dziecka, bo chce i to bardzo tylko nie wiem, czy to dobra na to pora.
- Nie chcesz mieć dziecka w takim razie? - Zapytał, opuszkami palców jeżdżąc po moich policzkach.
- Nie to nie tak, chce i to bardzo, chce z tobą dziecko, tylko nie wiem, czy to już teraz, jeszcze nie wiesz jak być aniołem i czy jesteś pewien, że tego chcesz, w końcu jeszcze się nie do końca na świecie znasz - Wytłumaczyłem, nie chcąc aby zmuszał się do czegoś, tylko dlatego, że ja był, tego chciał.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem zadowolony z tego, że tak po prostu wychodzi sobie na dwór jednie w koszuli, bo czemu niby miałbym być? Miki był piękny już normalnie, w pełnym ubraniu, że się tak wyrażę, a będąc jedynie w koszuli wyglądał stanowczo za bardzo atrakcyjnie, by wychodzić na dwór. To prawie to samo, jakby wyszedł na taras w tej sukience, co wczoraj wieczorem mi się pokazał. W końcu, i ona zakrywała wszystko, co zakrywać powinna...
- Oczywiście, że jestem zazdrosny. Jesteś piękny i atrakcyjny, kiedy masz ma sobie wszystko, a wiesz, jaki jesteś kuszący, kiedy masz na sobie tylko część ubrań? Od tej pory masz zakaz wychodzenia w takim stroju – burknąłem, trochę na niego obrażony, że w ogóle nie myśli, i że ja muszę myśleć za niego. Przecież ja się do takich rzeczy nie nadaję, ledwo potrafię za siebie myśleć, a co dopiero za nas dwóch. 
- Nie przesadzasz za bardzo? – spytał, chyba lekko rozbawiony moją reakcją. Przepraszam bardzo, ale czemu on jest taki rozbawiony? Ja tutaj rozmawiam z nim o bardzo poważnych rzeczach, tu się nie ma z czego śmiać. 
- Idąc twoją logiką, mogłeś także wyjść we wczorajszej sukience. W końcu też zakrywała wszystko, co trzeba było – bąknąłem, mając nadzieję, że dzięki temu Mikleo w końcu zrozumie, co mam na myśli. 
- Idąc twoją logiką, nie możesz tak sobie leżeć na leżaczku bez koszuli, bo także kusisz – odbił piłeczkę, co trochę mnie z tropu zbiło. 
- Ja swoją klatką piersiową nie kuszę tak bardzo, jak ty swoimi nogami, bo moje ciało nie jest tak atrakcyjne, jak twoje – wyjaśniłem, naprawdę tak uważając. Mikleo był zdecydowanie bardziej atrakcyjny, co mogłem zaobserwować już wczoraj, kiedy wracaliśmy do domu. Mój mąż już wtedy przyciągał spojrzenia, czemu się nie dziwiłem, ponieważ jest naprawdę piękny. No ale skoro już wtedy wzbudzał zainteresowanie wśród przechodniów, to co dopiero teraz, kiedy odsłonił swoje cudne nogi. Jego osoba w mojej koszuli to widok, który jest przeznaczony tylko i wyłącznie moim oczom i zdania nigdy nie zmienię. 
- No dobrze, już dobrze, nie będę więcej tak wychodził z domu. Ale i ty nie powinieneś tak często eksponować swojej klatki piersiowej – drugiej części jego wypowiedzi nie rozumiałem. A czemu niby? Co jest złego w mojej klatce piersiowej? Jest przecież całkowicie normalna. No i za mało opalona, w porównaniu do reszty mojego ciała. Jak więc mam wyglądać dobrze, kiedy jestem nierównomiernie opalony? A kiedy mój mąż wygląda tak dobrze, to ja także musiałem wyglądać dobrze. 
- A co jest z nią nie tak? – zapytałem, kompletnie tego nie rozumiejąc. 
- Jest za wspaniała – wyjaśnił, na co pokręciłem z niedowierzaniem głową. Może gdybym nie był na niego zły, to jeszcze by mi się ten komplement spodobał. 
- Zamiast mi mówić o wspaniałości moich mięśni lepiej powiedz mi, jak stoimy z pieniędzmi – poprosiłem, chcąc poruszyć temat, o którym chciałem już porozmawiać wczoraj, no ale miałem troszkę ciekawsze rzeczy do roboty, a tak konkretniej to mojego męża. 
- A czemu to chcesz wiedzieć? – odpowiedział pytaniem, patrząc na mnie z niezrozumieniem. 
- No bo teraz mamy małe wydatki na Lucky’ego, i chcemy mieć dziecko i to będą kolejne wydatki, i też Misaki ślub bierze... to są pewne wydatki, i ja w poprzednim życiu pracowałem i teraz zastanawiam się, czy teraz też nie powinienem pójść do pracy, by zapewnić tobie i najbliższym dobre życie – wyjaśniłem mu, mając nadzieję, że będzie ze mną tak w stu procentach szczery. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Łagodnie uśmiechając się do ukochanego męża, pokręciłem przecząco głową.
- To w ramach przeprosin za to, co wczoraj zrobiłem, troszeczkę cię zdenerwowałem, zachowując się nieładnie, dla tego właśnie chce cię przeprosić za to, co zrobiłem i dla tego w ramach rekompensaty za to zachowanie założyłem dla ciebie coś ładnego, abyś nacieszył swoje oczy.
- Tylko oczy? Nie mogę cię dotknąć? - Dopytał, przyglądając mi się z uwagą i błyskiem w swoich oczach.
- Wszystko zależy od tego, co będziesz chciał ze mną zrobić - Wymruczałem, stając na palcach, aby złączyć usta w delikatnym pocałunku.
- A co będę mógł zrobić? - Wyszeptał, ustami dotykając delikatnie mojego karku, dłońmi kierując się na moje pośladki, które ścisnął, wywołując u mnie cichy pomruk zadowolenia.
- Co tylko będziesz chciał - Wyznałem, czując, że unosi mnie do góry, odruchowo oplatając nogi wokół jego pasa, pozwalając prowadzić się do łóżka, na którym położył mnie delikatnie, podziwiając mnie w całości, oblizując swoją dolną wargę.
- Co tylko będę chciał, bardzo dobrze - Szepnął, zbliżając usta do mojego ciała, pieszcząc powoli odkryte miejsca bez materiału, wywołując głośne westchnięcie zadowolenia.
Sorey słysząc dźwięki wydobywające się z moich ust, zamruczał cicho, pieszcząc jeszcze intensywnie moje ciało.
- Sorey - Wydusiłem, wbijając pazurki w jego ramiona, ciężko dysząc, zaczynając się pod nim wiercić.
- Tak to ja owieczko, co być chciał? - Zapytał, językowe dotykając mój sutek, wywołując palące dreszcze przechodzące po moim ciele.
- Proszę, nie wytrzyma - Wyjechałem, czym rozbawiłem mojego męża, który pokręcił przecząco głową, zbliżając się do moich ust, które lekko ucałował.
- Ćwiczymy cierpliwość maleństwo, musisz być grzecznym chłopcem i poczekać - Wymruczał, nie będąc dla mnie litościwy, robiąc wszystko bardzo powoli, doprowadzając mnie do szaleństwa, pragnąc go jeszcze bardziej i bardziej. Jego dotyk wzmacniał we mnie głód i pragnienie a wszystko to dla tego, jak cudownym facetem jest i jak bardzo kocham go.
Zadowolony po tylu cudownych doznaniach padłem na poduszkę, ciężko przy tym oddychając, usatysfakcjonowany naszą nocną zabawą, po której oboje poszliśmy spać wtuleni w swoje ciała, ciesząc się tym, że się mamy.

Dzień następny nadszedł bardzo późno, gdy się obudziłem, zegar wskazywał już czwartą w południe, co oznaczało, że spałem naprawdę długo a wszystko to z powodu godziny, o której poszliśmy spać.
- Sorey? - Odezwałem się, powracając na drugą stronę łóżka, dostrzegając brak męża, wygląda na to, że Sorey już nie chciał spać, a więc to oznaczało, że tylko ja tak długo i leniwie przebywam w łóżku.
Rozciągając się leniwie, podniosłem do siadu, biorąc koszulę mojego męża, którą założyłem na swoje ciało, wstając z łóżka w poszukiwaniu mojego męża, którego znalazłem na leżaku w ogrodzie.
No proszę, ktoś tu się wygrzeje na słoneczku.
- Dzień dobry kochanie - Odezwałem się do męża, podchodząc do niego, całując w policzek.
- Dzień... Miki co ty wyrabiasz? - Zapytał, wstając z leżaka, przeżywając mnie przez ramię, zanosząc do domu. - Co z tobą?
- Ale co? - Zapytałem, nie rozumiejąc, o co chodzi.
- Wyszedłeś na dwór tylko w koszuli - Burknął, pusząc swoje policzki.
- Przecież wszystko mam zakryte - Odezwałem się, cicho śmiejąc z jego zachowania. - Skarbie, czyżbyś był zazdrosny? - Dopytałem, kładąc dłonie na jego ramionach, uśmiechając się do niego ciepło, stając na palcach, aby ucałować jego policzek..

<Pasterzyku? C:>

piątek, 26 maja 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Muszę przyznać, nie za bardzo rozumiałem tej taktyki Mikleo. W sensie, najpierw nalega na to, byśmy poszli do Lailah, bym zaczął trenować, bo to ważne jest, bo bez tego dziecka nie będzie, a jak już byłem po pierwszych ćwiczeniach, to stwierdził, że to tylko ode mnie zależy, czy chcę dalej chodzić, czy nie. To czemu w takim razie wcześniej nalegał...? Może dlatego, że jeszcze byliśmy w zasięgu słuchu królowej i Lailah, więc stwierdził, że lepiej będzie, jak nie wyjście na takiego złośnika, jakim jest w rzeczywistości...? Bo domyślam się, że one nie wiedzą, że Miki jest aż tak złośliwy. Albo wiedzą...? Nie mam pojęcia, czy Mikleo bardzo kryje się ze swoją złośliwością, chociaż dzisiaj był bardzo, ale to bardzo miły. Trochę jak nie on. 
Zszedłem więc na dół, by móc nakarmić naszego pieska. W końcu, przygarnąłem go do siebie i teraz należało się nim zająć. Znaczy się, w sumie, to go nie przygarnąłem, tylko raz go nakarmiłem, bo się kręcił biedak po obrzeżach wioski i strasznie mi się go szkoda zrobiło, a jako że jeść nie musiałem, to jedzonkiem się podzieliłem, a on później jakoś sam do mnie dołączył. Czy można nazwać to przygarnięciem? Może troszeczkę tak. Ale jak dla mnie psiak sam sobie wybrał pana. Chociaż też, czy miał jakiś wielki wybór? Nie wydaje mi się, by ktokolwiek z wioski go przygarnął. Sądząc po tym, ja strasznie chudy był, pewnie trochę się tam kręcił i nikt go nie przygarnął. Ciekawe, jaka była jego historia. Zgubił się? Jego poprzedni zginął? A może po prostu ktoś się go pozbył, bo nie miał środków na jego utrzymanie, albo zwyczajnie się m znudził. No nic, najważniejsze, że ma teraz dom, miejsce do spania oraz picie i jedzenie. Znaczy, miejsce do spania będę mu musiał trochę odnowić, bo ta buda jest naprawdę stara, a picie i jedzenie będzie miał, póki będą pieniądze, bo w końcu za darmo takich rzeczy się nie dostanie. Chyba, że spotka się na swojej drodze taką wspaniałą osobę, jak Ally. Mam nadzieję, że u niej tam wszystko w porządku. 
- No już, zmykaj na dwór. Jutro pomyślę, co zrobić z tą twoją budą – odezwałem się do pieska, wypuszczając go na dwór. Jakoś polubił to całonocne przebywanie na dworze, a ja na to nie narzekałem. Niech pilnuje podwórka, przed złymi ludźmi. 
Po szybkim ogarnięciu kuchni wróciłem na górę mając cichą nadzieję, że Miki jeszcze nie zasnął. Chciałem z nim porozmawiać o jednocześnie bardzo przyziemnych sprawach, ale i jednocześnie strasznie ważnych. Znaczy się, zawsze mi się wydawało, że były one ważne. Pieniądze z reguły raczej są ważne, zwłaszcza, jeżeli ma się wydatki. Jako człowiek, pracowałem. Może teraz także powinienem? A może jednak najpierw powinienem nauczyć się panować nad swoimi mocami? Gdyby ktoś mnie zdenerwował, i coś bym podpalił... Miki miał pieniądze, ale to są jego pieniądze. Będę koniecznie z nim o tym musiał porozmawiać. 
- Miki, uważasz, że powinienem... Miki? A co ty na sobie masz? – zapytałem zaskoczony, kiedy owszem, zastałem mojego męża w sypialni, ale jeszcze nie śpiącego, i za to ubranego w coś bardzo ładnego. No tego to ja się nie spodziewałem. 
- No wiesz, prosiłeś, bym ci kiedyś niespodziankę zrobił... to robię – powiedział, powoli podnosząc się na równe nogi, że w końcu mogłem go obejrzeć w całości, i podszedł do mnie, zarzucając mi ręce na szyję. 
- A to dzisiaj coś wyjątkowego się wydarzyło, że zasłużyłem na taką wspaniałą niespodziankę? – spytałem, nie mogąc zrozumieć, czemu go tak nagle wzięło na założenie czegoś tak wspaniałego. Nie, żebym narzekał, po prostu jestem zaskoczony. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Lailah rozbawiły słowa Soreya z powodu czego uśmiechnęła się łagodnie.
- Pasterz to istota mająca za zadanie chronić ludzi przed złem i przemianą w Heliony, wyprzedzając twoje pytanie, helion to istota człowiecza, która została opętana przez zło, zostając helionem, a pasterz wysłannik boga posiadający swoje serafiny chroni świat przed złem razem ze swoimi aniołami, które są jego bronią i tarczą jednocześnie. I ty kiedyś byłeś pasterzem, posiadającym cztery serafiny u swojego boku z ich pomocą ratując świat przed helionami i innymi podłymi istotami żyjącymi na tym świecie - Wyjaśniła, co zaciekawiło jeszcze bardziej mojego męża.
- Czterema? Kim były moje serafiny? - Podpytał, sypiając się całkowicie na kobiecie.
- Byłam to ja, jako serafin ognia, był to Mikleo jako serafin wody, Edna serafin ziemi i Zaveid serafin powietrza - Wytłumaczyła, co zaskoczyło mężczyznę, który zerkał raz na mnie, a raz na panią jeziora, nie dowierzając w to, co właśnie usłyszał.
- A więc oboje byliście moimi serafinami? - Dopytał, z fascynując w swoim głosie.
- Tak, byliśmy i nawet kilka razy ocaliliśmy świat razem - Tym razem odezwałem się, ja skupiając uwagę męża na sobie który wypytywał o szczegóły, które oczywiście wraz z panią jeziora mu przekazaliśmy, mówiąc wszystko od porządku, aby rozjaśnić mu wszystko, przynajmniej na tyle na ile potrafiliśmy, co cieszyło Soreya, który miał przysłowiowe promyki w oczach, słuchając naszych wypowiedzi, chyba układając sobie wszystko w głowie, a przynajmniej na takiego właśnie wygląda.
Czas spędzony z Alishą i Lailah był naprawdę bardzo przyjemny, miło było tak zmienić otoczenie, nie żeby z mężem było mi źle, bo wręcz przeciwnie było przyjemnie, ale i tak zawsze lepiej od czasu do czasu zmienić otoczenie.
- Będziesz więc codzienne przychodził na treningi? - Zapytała Lailah, gdy już po posiłku zbieraliśmy się do wyjścia, w końcu miło było, ale w końcu skończyć się musiało to całkiem naturalne.
- Postaram się - Odpowiedział, uśmiechając się do kobiety niepewnie, oj ten mój Sorey niby chce ćwiczyć, ale nie jest pewien czy chce, może potrzebuje czasu, no nic, trudno najwyżej wstrzymamy się i gdy tylko będzie gotowy, sam zechce ćwiczyć swoje umiejętności.
- Dobrze w takim razie będę na ciebie czekać - Odpowiedziała, uśmiechając się do niego, nim pożegnaliśmy się z kobietami, powoli kierując się do domu.
- I jak będziesz chciał, przychodzić do Lailah ma trening? - Zapytałem, chwytając dłoń męża, który spojrzał na mnie niepewnie.
- Nie wiem, muszę to jeszcze przemyśleć - Stwierdził, a ja nie miałem zamiaru go do niczego zmuszać.
- To będzie twoja decyzja, zrobisz co będziesz uważał, za słuszne - Odpowiedziałem, już go nie męcząc w tej sprawie, dając mu spokój, wracając do domu, gdzie mogliśmy odpocząć, a nawet więcej zażyć wspólnej kąpieli, w której po prostu siedzieliśmy razem, ciesząc się swoim towarzystwem.
- Pójdę nakarmić pieska - Odezwał się po wyjściu z balii, całując mnie w czoło, dając mi czas na przygotowanie niespodzianki dla niego którą była sukienka, odkrywająca to, co odkrywać powinna. Robiąc to, w czasie nieobecności męża siadając na łóżku, aby pierwsze co zobaczył po wejściu do sypialni to moja osoba czekająca na jego osobę.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Czy chciałem zostawać tutaj na obiad? Tak szczerze, to tak niezbyt... znaczy się, może innym razem nawet bym chciał, ale dzisiaj nie dość, że byłem zmęczony tymi całymi ćwiczeniami, no i odrobinkę brakowało mi Mikleo. Na początku owszem, był przy mnie, widziałem go i wręcz czułem jego cudownie słodki zapach, ale później gdzieś sobie poszedł, co sprawiło, że byłem odrobinkę zdenerwowany. Ja to jednak najpewniej się czuję, kiedy Miki jest obok i mogę go zobaczyć, w przeciwnym razie strasznie się o niego martwię, zwłaszcza po tym jego dzisiejszym wybuchu emocji. Ludzie coś mu zrobili. Znaczy się, nie mówię o tym pobiciu, a o to, że ktoś go wykorzystał. Nie wiem, czy wtedy mówił o tym dziwny typie, z którym się przespał, czy może o jakiejś innej sytuacji... no ale wolałem być ostrożny i mieć na niego oko. Bo tylko jak go widzę jestem pewien, że nic mu nie jest. 
Niestety, Miki powiedział „tak” odnośnie obiadu i musieliśmy zostać w zamku jeszcze dłużej. Może normalnie nie byłoby to takie złe, ale strasznie się zdążyłem stęsknić za Mikleo. Nie chciałem w tej chwili nic innego, jak po prostu położyć się na łóżku i wtulić się w jego ciało. Albo na kanapie, kanapa też całkiem wygodna jest. Albo na leżaczku, przed domkiem, na cieplutkim słoneczku... chociaż, to ostatnie raczej niedobrze skończyłoby się dla Mikleo. Ale dla mnie już tak, ja bym tam z chęcią się wygrzał na słoneczku. 
- Słyszałam, że tam w niebie wydarzył się pewien... incydent... ale nie sądziłam, że będzie się rozchodziło o ciebie – powiedziała Lailah, uśmiechając się do mnie ciepło. 
- Po prostu nie mogłem zostawić Mikleo tutaj samego – powiedziałem tak, jakby była to najoczywistsza rzecz pod słońcem. No bo dla mnie była. Mikleo cierpiał beze mnie, więc jestem tutaj i już nie cierpi. Chyba. 
- A co ze strażnikiem? W takich przypadkach niebo powinno kogoś za tobą wysłać – dopytywała dalej, ewidentnie zainteresowana moim przypadkiem. 
- No był. Ale Miki polecił mi zdobyć artefakt, bym mógł zostać czyjąś bronią. I to zrobiłem, i od tamtej pory mam spokój – mówiłem dalej, nie rozumiejąc, czemu ja to mówię, a nie Miki. To Miki wie więcej ode mnie, ja nie mam pojęcia za bardzo, co się wokół mnie dzieje. 
- Sorey jeszcze wielu rzeczy nie pamięta i nie wie, właściwie to uczy się życia na nowo – przypomniał im Mikleo, za co byłem mu wdzięczny. Bałem się, że zaraz mnie zasypią takimi pytaniami, że nie będę wiedział, co mam odpowiedzieć. 
- Oczywiście, przepraszam, ja po prostu... nadal trudno mi uwierzyć w twój powrót – odpowiedziała przepraszająco Lailah. 
- Nic się nie stało – powiedziałem nie chcąc, by czuła się winna. Bo w końcu, nic się jeszcze nie stało. Na razie w końcu pytała się o rzeczy, o których pojęcia tak mniej więcej miałem, ale bardziej mniej niż więcej. – Właściwie, to ja mam takie jedno pytanie. Jak to, że mogę zostać bronią pasterza, chroni mnie przed powrotem do nieba? Miki mi coś tłumaczył, ale ja coś to tak niezbyt zrozumiałem. 
- Wiesz, kim jest pasterz? – zapytała mnie Lailah, ale od razu pokręciłem głową. 
- Wiem, że nie musi pilnować owieczek, ale to wszystko – wyjaśniłem, mając nadzieję, że w końcu rozgryzę kolejną zagadkę w moim życiu, a jeszcze trochę ich było.

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Naturalne było to, że Sorey się stresował, to wszystko było całkowicie naturalne, każdy by się stresował na jego miejscu, co powoduje, że jego moc nie chce z nim współpracować, aby mu więc odrobinkę pomóc, podszedłem do nich, siadając na ziemi, dotykając spodu dłoni męża, patrząc mu w oczy.
- Zamknij oczy - Poprosiłem, robiąc to samo, mówiąc mu, co powinien w tej chwili robić, głęboki wdech i wydech pozwalający mu skupić się na użyciu swoich mocy co po dłuższym czasie mu się udało.
- Udało mi się - Zawołał z uśmiechem na ustach, pokazując nam sztuczkę, która mu się udała.
- Widzisz, musisz tylko się skupić i co najważniejsze odprężyć, jesteś w dobrych rękach, Lailah ci pomoże, tylko się słuchaj i nie stresuje aż tak - Poprosiłem, całując go w policzek, wstając z ziemi, pozostawiając go w rękach pani jeziora, w tym czasie samemu idąc do Alishy, z którą chciałem porozmawiać, dawno mnie tu nie było i wiele się na pewno zmieniło, a ja chciałem wiedzieć co takiego.
A z tego, co się dowiedziałem nasz mały książę niedługo stanie się królem tego kraju wraz z księżniczką z równoległego kraju, które połączą się przez związek małżeński, którego wciąż nie pojmowałem, jak można brać ślub, z osobą której się nie kocha, a nawet nie zna tylko po to, aby kraj był szczęśliwy. To niedorzecznie, gdybym ja był na miejscu mojego siostrzeńca, nie zgodziłbym się na to, chociaż czy miałbym wybór? Nie raczej nie, tu nie ma prawa wyboru, a to chyba właśnie jest najgorsze.
Nigdy chyba nie zrozumiem, dlaczego ludzie sobie to robią, to wbrew bogu a ponoć dla niego właśnie to robią, to niesamowite jak sami potrafią się krzywdzić, mając następnie pretensje o to do Pana, który tak naprawdę do niczego ich nie zmuszał.
Zmartwiony tym, co dzieje się na tym świecie patrzyłem na Alishe, czując dłonie oplatające się wokół mojego ciała, zerknąłem za siebie, dostrzegając mojego ukochanego męża, który z uśmiechem na ustach przytulił mnie, całusem w policzek ciesząc się jak mały piesek widzący swojego właściciela.
- I jak ci poszło? - Zapytałem, ciekaw jego postępów, które na pewno nie są imponujące ze względu na to, że to dopiero początek jego treningów.
- No powiedzmy, że względnie - Odpowiedział, odsuwając się ode mnie, chwytając moją dłoń.
- Nie bądź tak krytyczny dla siebie, to naturalne, że się dopiero uczysz, jak na pierwszy raz i tak poszło ci bardzo dobrze - Odezwała się Lailah, uśmiechając się ciepło do Soreya który nie był przekonany co do jej słów.
- W końcu się nauczysz - Zapewniłem go, całując w policzek, co wywołało zadowolenie na jego twarzy.
- Idziemy do domu? - Zapytał cicho, tak abym tylko ja mógł to usłyszeć.
- Zachowuj się, jesteśmy zaproszeni na obiad - Wyszeptałem, nim skupiłem się na królowej, przejmując jej propozycje, nie może w końcu być tak, abyśmy tu na chwilę przyszli, a następnie uciekli tylko dlatego, że Sorey chce już wracać do domu.
Z grzeczności zgodziłem się na obiad i podwieczorek, który był od razu po obiedzie, rany jak dużo posiłku znajduje się na talerzach, jak dobrze, że jesteśmy aniołami, bo spalenie takiej ilości jedzenia mogłoby być naprawdę trudne...

<Pasterzyku? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Nadal nie byłem przekonany, czy to cokolwiek da. Znaczy się, może i coś to da, tylko pytanie, kiedy będą rezultaty tych wszystkich ćwiczeń. Bo jeżeli miałbym dwadzieścia lat opanowywać ciągle te same rzeczy, bo jestem na tyle głupi, że nie trafia to do mnie szybko... przecież ja tutaj nie wytrzymam. Czemu wróciłem tutaj jako anioł? Skoro wcześniej byłem człowiekiem, to teraz też powinienem nim zostać. Bycie człowiekiem było znacznie mniej skomplikowane. Nie trzeba ogarniać żadnych dziwnych mocy, a tylko pamiętać, by jeść i pić. A jedzenie i picie to jest akurat bardzo fajne, takie przyjemne i smaczne. Trzeba jednak uważać, by nie zjeść za dużo, ponieważ jeszcze zostanie się grubym, co nie jest zbytnio atrakcyjne, przynajmniej dla mnie, i jeszcze się będzie miało problemy ze zdrowiem, w tym między innymi z sercem... a może ja byłem gruby, że umarłem na serce? Nie, to była albo choroba genetyczna, albo przeciążenie spowodowane fuzją ze wszystkimi żywiołami. O co chodzi z tą fuzją, nie mam pojęcia. Nawet nie wiem, skąd ta myśl mi się pojawiła w głowie. Po prostu się pojawiła i już. Kiedy mieszają mi się myśli z poprzedniego życia z tymi z tego, zaczynam się gubić. Gdyby chociaż powracały wspomnienia, tak całkowicie, które wyjaśniłyby moją myśl, która tak znikąd się pojawiła, to nie byłoby to takie złe. Ciekawe, czy kiedykolwiek odzyskam w pełni swoją pamięć, czy jednak będę musiał nauczyć się żyć na jej szczątkach i polegać na tym, co powiedzą mi inni. Jako, że wyczerpałem już chyba całe swoje szczęście, to pewnie to drugie. 
Białowłosa kobieta poprosiła, byśmy usiedli na ziemi, co oczywiście uczyniłem jak najszybciej, może odrobinkę tak tyci zdenerwowany. Chciałem wypaść dobrze zarówno przed nią, jak i Mikleo oraz Alishy, których spojrzenia czułem już na sobie. To dopiero jest presja... znaczy się, chciałem, aby Miki był blisko, on zawsze musiał być blisko, bym był spokojny. Wtedy wiem, że nic mu nie jest, że jest bezpieczny i szczęśliwy... nie no, czy jest szczęśliwy to nie mam pojęcia. Ale jest bezpieczny i to w tym momencie jest najważniejsze. O jego szczęście zadbam później, jak zakończę to całe szkolenie, teraz nie mam za bardzo jak to zrobić. 
- Spokojnie, ja nie gryzę – powiedziała Lailah na rozluźnienie, ale na mnie to niezbyt podziałało. – Może zacznijmy od czegoś prostego – zaczęła powoli, wyciągając dłoń, na której zapalił się mały płomień. To była bardzo fajna sztuczka, przydatna w jakiś ciemnych jaskiniach, czy aby szybko rozpalić ognisko bądź zapalić świeczki do romantycznej kąpieli... problem był jednak jeden, i to taki dosyć poważny. Kobieta nie wytłumaczyła mi jednego. 
- Ale jak ja mam to zrobić? – zapytałem głupio, patrząc na nią z niezrozumieniem. 
- Musisz przywołać swój żywioł – powiedziała, absolutnie mi tym samym niczego nie wyjaśniając. 
- No dobrze, wiem, co zrobić, ale nie wiem, jak to zrobić. 
- Po prostu o tym pomyśl. Nie martw się, taka sztuczkę potrafią zrobić nawet najmniejsze serafiny – dodała, ale to też niezbyt mi pomogło. 
Zrobiłem więc, tak jak mi powiedziała. Wyciągnąłem rękę dokładnie jak ona, pomyślałem o ogniu i... nic. Zero. A może ja wcale nie jestem tym aniołem ognia? W końcu gdybym był, to zrobiłbym to bez problemu, a tymczasem nic się nie wydarzyło. Może jakoś przypadkiem podpaliłem gąbkę i obrus...? Przecież normalne anioły też mają jakieś moce, i może takie są właśnie te moje? Ale musiałem żałośnie wypaść przed nimi wszystkimi... wiedziałem, że to zły pomysł, by tutaj przychodzić. 

<Owieczko? c:>