Spojrzałem na niego, cicho wzdychając, on naprawdę wziął sobie do serca moje słowa, będąc potulny jak baranek, mój głupiutki mąż przejął się tym, że się gniewam, oby to była dla niego nauczka, która da mu do myślenia na przyszłość.
- Nic nie musisz dla mnie robić, nie potrzebuję kąpiel, masażu, sprzątania ani niczego innego - Przyznałem, naprawdę niczego od niego nie chcąc, jesteśmy w domu cali i zdrowi i tylko tego mi w tej chwili potrzeba.
- W takim razie czego sobie życzysz? - Pytał dalej, bardzo chcąc zrewanżować się za swój błąd, który już został mu wybaczony.
- Życzę sobie pozostania w domu, gdzie jest cicho i spokojnie - Przyznałem, odkładając wszystko na swoim miejscu, nim ruszyłem w stronę wyjścia z kuchni, musząc iść do sypialni, gdzie miałem ochotę odpocząć, przynajmniej na chwilę.
Stres związany z dzisiejszym wyjściem wywołał u mnie nie mały stres, a stres jak wiadomo, nie sprzyja mi ani trochę, dla tego właśnie musiałem na chwilę się położyć i zamknąć swoje oczy.
- Gdzie idziesz? - Sorey jak mój piesek ruszył za mną do samej sypialni, nie rozumiejąc mojego zachowania, nie do końca jeszcze zdając sobie sprawę z tego, jak źle czuje się z powodu zbyt dużego stresu.
- Muszę się położyć i odpocząć - Przyznałem, kładąc się na łóżku, wtulając w poduszkę.
- I chcesz pójść spać? - Zapytał, podchodząc do łóżka, kucając przy mnie, patrząc prosto w moje oczy.
- Może - Odpowiedziałem, zamykając swoje zmęczone oczy.
- I co ja mam teraz robić? - Podpytał, chwytając w dłonie moją dłoń, zmuszając mnie do otwarcia oczu.
- Możesz albo położyć się ze mną, ale zająć się sobą - Wyjaśniłem, nie mając siły się teraz nim zajmować, musiałem się położyć i odpocząć właśnie dla tego to robię.
Sorey westchnął cicho, finalnie kładąc się obok mnie, wtulając w moje ciało, grzejąc mnie swoim ciepłym ciałem, który powoli mnie usypiał, pomagając mi odprężyć się.
Ten dzień upłynął nam naprawdę spokojnie, większość czasu spędziliśmy leżąc w łóżku, nie robiąc niczego niestosownego, odpoczywając przed jutrzejszym stresującym dla nas dniem.
Dzień spotkania z naszymi dziećmi był naprawdę stresujący, ale nie dla mnie, a raczej dla męża mojego, który bardziej bał się tego, jak wszystko to będzie wyglądało, w końcu nie pamiętał naszych dzieci, zdecydowanie za bardzo się przejmując.
Z tego wszystkiego nawet pomoc podczas gotowania nie do końca mu szła, biedny za bardzo się martwi, a nie ma przecież czym.
- Sorey wszystko będzie dobrze - Uspokoiłem go, słyszał dźwięk pukania do drzwi, od razu kierując się w ich stronę, dostrzegając Misaki i Merlina stojących w drzwiach, z uśmiechem na ustach przywitałem się z nimi, mocno przytulając do siebie, zapraszając do domu.
- Coś się stało mamo? - Misaki od razy zapytała, siadając z bratem na kanapie.
- I tak i nie - Zacząłem, w tym samym momencie słysząc ponowne pukanie do drzwi, kierując się w ich stronę, witając się z Yukim i Emmą bardzo ciesząc się, że ich widzę.
- Co takiego chcesz nam przekazać? - Zapytał Yuki po przywitaniu się z rodzeństwem tak jak i obi siadając z Emmą na kanapie.
- Chce, abyście się z kimś przywitali, Sorey chodź do nas - Zawołałem męża przebywające przez cały czas w kuchni, chcąc, aby przyszedł do nas do salonu, gdzie wszyscy już na niego czekali.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz