piątek, 12 maja 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo rozumiałem, skąd u niego to nagłe stęsknienie się. Przecież widzieliśmy się raptem kilka godzin temu. Chcę jak najszybciej dokończyć tę pracę, by móc udać się do moich dzieci, albo raczej, byśmy my mogli się do nich udać. Nie wiem, jak Miki, ale ja się za nimi stęskniłem mimo, że ich nie znałem. A im więcej pracowałem, tym szybciej będziemy mogli wyruszyć w dalszą drogę... no, prawie. Musieliśmy jeszcze zająć się tymi bandytami. Znaczy się, nie musieliśmy, ale ja bardzo chciałem. Będę wtedy spokojniejszy o to miejsce, w końcu ci ludzie bardzo mi pomogli. Przynieśli mnie tutaj, opatrzyli moje rany, ubrali mnie i nakarmili, mimo, że nie musieli. I ja mam ich tutaj zostawić na pastwę losu? Nie ma mowy. Nie mam żadnej broni, nie wiem, jak używać moich mocy, no ale nie pozwolę, aby sytuacja się powtórzyła. Ci ludzie nie mają wiele, i pewnie jeżeli powtórzy się to kilka razy, to nie przetrwają zimy. 
– Chciałem już dzisiaj skończyć jeden dach, i się nam to udało. Wiesz, im szybciej to skończymy, tym szybciej będziemy mogli udać się dalej. No i jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałbym się zająć – wyjaśniłem, gładząc go po włosach. 
– Jaka to sprawa? – zapytał, chyba odrobinkę tym zainteresowany. 
– Bandyci. Musimy coś z nimi zrobić – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. 
– Sorey... – westchnął ciężko, lekko zakłopotany. – Nie powinniśmy się wtrącać w takie sprawy. Możemy im pomóc w odbudowie wioski, ale nie możemy wtrącać się w takie sprawy. Wojny, spiski, najazdy... to są sprawy ludzi, do których nie możemy się mieszać – wyjaśnił, ale kompletnie tego nie rozumiałem. Ale jak to nie? Dlaczego nie? Przecież to się kupy nie trzymało. 
– Aniołowie powinni pomagać ludziom, prawda? – zapytałem, chcąc się upewnić, że dobrze wszystko rozumiem. 
– No tak... 
– Więc musimy coś zrobić z tymi bandytami. Jeżeli odejdziemy, a oni znowu tutaj wrócą? Co, jeżeli spalą im spichlerze, zniszczą pola? Bez nas nie przeżyją zimy – przerwałem mu, starając się mu przekazać swój punkt widzenia. 
– Nie możemy integrować w sprawy międzyludzkie, Sorey. Takie są zasady – ja swoje, on swoje, to mi się nawet znajome wydało. Ja jednak tej sprawy nie porzucę, nie, kiedy wiem, że od mojej ingerencji zależy życie tych ludzi. 
– Zasady pewnie też nie pozwalają ludziom uciekać z nieba, a mimo to tu jestem. I zamierzam złamać kolejną zasadę, jeżeli to będzie oznaczało, że ocalę życie tych ludzi – odparłem, naprawdę zły. Miki może i jest grzecznym aniołkiem, który zasad nie łamie, ale mnie to już nic nie grozi. Ja tak czy siak jestem poszukiwany, więc nie mam żadnych wymówek. Wiem mniej więcej, w którą stronę udali się bandyci, czasem za dnia można ujrzeć dym z ich obozowiska, więc mogę udać się tam sam. Jeżeli ich tutaj zostawimy, to do końca życia sobie tego nie wybaczę, bo to będzie tak, jakbyśmy skazywali ich na śmierć. Te wszystkie zasady są naprawdę beznadziejne. Kto je w ogóle wymyślił? Przecież dzięki takim naszym interakcjom można uratować życie wielu ludzi... Ja ich na pewno nie przyjmę i będę robił to, co mi serce dyktuje. Jeżeli Miki nie chce, to nie będę go do tego zmuszał, ale i też on nie odciągnie mnie od tego pomysłu.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz