Nie za bardzo chciałem wychodzić z ruin; im bardziej schodziliśmy w dół, tym bardziej mnie one fascynowały, chociaż nie wiedziałem, skąd się we mnie ta fascynacja wzięła. Co jak co, ale z zewnątrz to miejsce nie prezentowało się jakoś fajnie. I pewnie dalej obserwowałbym to miejsce z taką samą fascynacją, no ale nie mogłem. Widziałem, że Miki czuł się gorzej i wyglądał gorzej, to po pierwsze. A po drugie Lucky też już coraz mniej chętnie szedł za nami, ciężko dysząc i raz za razem popiskując. Było tutaj dla nich zdecydowanie za gorąco... ja tego tak nie czułem, ale mimo tego miałem świadomość, że takiego pieska może parzyć w opuszki łap, a Miki... dobrze, że go obserwowałem, ponieważ w pewnym momencie zasłabł, więc bez problemu mogłem go złapać.
- Wychodzimy – zadecydowałem, bezceremonialnie biorąc go na ręce i kierując się na górę. Fascynacja tym miejscem fascynacją, ale Mikleo i Lucky najważniejsi.
- Nic mi nie jest – wymamrotał ledwo, po raz kolejny zanosząc się kaszlem.
- No, właśnie słyszę. Nic nie mów i oszczędzaj oddech, już prawie jesteśmy u wyjścia – poprosiłem, kierując się jak najszybciej do wyjścia.
Kiedy w końcu znalazłem się na zewnątrz, jeszcze go nie postawiłem na ziemi, a zaniosłem go prosto do rzeki pamiętając, że woda dobrze na niego działała. Moja biedna Owieczka, aż westchnęła z ulgą, kiedy tylko jej skóra została dotknięta przez wodę. A więc postanowione, mój Miki zostaje tutaj z pieskiem, a ja idę tam sam. Dam sobie radę., w końcu nie mam wyjścia, albo znajdę ten dziwny artefakt, który... w sumie nie wiem, jak ma mnie chronić przed aniołem, ale ma mnie chronić, albo będę do końca swojego życia ukrywał się przed nim. A jako, że będę żył wiecznie, to trochę się będę ukrywał... muszę przyznać, nie chcę tak żyć. Też chodziło mi o Mikleo, który przez ten ciągły stres nigdy nie wydobrzeje.
- Niepotrzebnie mnie stamtąd wyprowadzałeś – burknął, a w jego głosie słyszałem lekką chrypkę.
- Właśnie, że potrzebnie. Coś mogło ci się poważnego stać, nie pomyślałeś o tym? Poza tym, Lucky też się źle tam czuł. Zostaniecie tutaj, a ja się rozejrzę tam na dole – powiedziałem, hardo trwając przy swoim zdaniu.
- Ale... – zaczął, ale nie pozwoliłem mu dokończyć.
- Nie ma żadnego ale. Zanim jednak tam wrócę, zostanę z tobą i upewnię się, że nic się nie jest – zacząłem, siadając na brzegu i głaszcząc psa, który zbliżył się do mnie chętny na pieszczoty.
- Za bardzo się nade mną trzęsiesz – bąknął, ewidentnie niezadowolony z mojej decyzji. Może tam sobie burczeć pod nosem, ile chce, ale ja zdania nie zmienię. On będzie siedział na zewnątrz, a ja rozejrzę się tam na dole. Swoją drogą, to zastanawiające, że tak szybko robi się tam gorąco...
- Jestem twoim mężem i tylko się o ciebie martwię. Poza tym, pomyślałem też, że teraz możesz mi co nieco opowiedzieć o tych ruinach. Na co uważać, na co zwracać szczególną uwagę, czego szukać... im dokładniej opowiesz mi o tym miejscu, tym szybciej do ciebie wrócę – zachęciłem go delikatnym uśmiechem. Mimo, że trochę ciekawiły mnie niektóre freski na ścianach, nie będę się im przyglądał, tylko jak najszybciej zdobędę miecz i wrócę do Mikleo. Już teraz wiem, że nie będę się cieszył z tego chwilowego rozdzielenia, ale nie widziałem innego wyjścia.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz