niedziela, 14 maja 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Jak to odejść? Ale że teraz? Przecież tyle zostało do zrobienia, nie mogliśmy opuścić tych ludzi w potrzebie. Czułbym się okropnie, gdybym opuścił tę wioskę ze świadomością, że niektóre rodziny dosłownie nie mają dachu nad głową. Wydaje mi się, że anioł raczej tak nie postępuje, zwłaszcza, kiedy nie ma żadnego realnego zagrożenia. Nadal nie potrafię pojąć, jak strasznie zadziałały na niego te wszystkie lata po mojej śmierci. Z tego co zdążyłem zrozumieć, to ona nie była nagła, od kilku dni czułem się źle, no a problem z sercem też był raczej wszystkim od dawna dobrze znany, więc chyba jako tako mógł się spodziewać mojego odejścia. Chyba, że ja coś źle interpretuję, absolutnie bym się nie zdziwił, w końcu za mądry to ja nie jestem. 
– Owieczko, nie możemy porzucić tych ludzi w potrzebie tylko dlatego, że miałeś koszmar – wyjaśniłem spokojnie, dalej gładząc go po głowie. Zauważyłem, że go to uspokaja, więc dopóki nie uspokoi się całkowicie, dopóty nie przestanę z tego korzystać. 
– Nie rozumiesz, to nie był tylko koszmar. Ja mam taki... dar, że potrafię czasem wyśnić przyszłość. Na przykład raz wyśniłem swoją śmierć. Boję się, że teraz także to nie był tylko koszmar, a jedna z moich koszmarnych wizji – odpowiedział, dezorientując mnie troszkę. Jakie wizje? Jaka śmierć? Czemu po tak długim czasie dopiero teraz się tego dowiaduję? 
– Nie mówiłeś mi o tym wszystkim wcześniej – odpowiedziałem, delikatnie oburzony jego słowami. 
– Nie było okazji. To wracamy jutro domu? – spytał z nadzieję w głosie, a ja musiałem zastanowić się nad odpowiedzią. 
Takich wizji raczej nie można lekceważyć, ale czy to też nie jest przypadkiem tak, że im bardziej próbuje się czegoś zapobiec, tym bardziej się to dzieje? No i jeszcze do tego wszystkiego dochodzi kwestia ludzi. Z odbudową poradzą sobie na pewno, tego byłem pewien. Z bandytami już niekonieczne. Najchętniej to bym tutaj został i doprowadził tę sprawę do końca, ale przecież Mikleo mi na zawał zejdzie, jeżeli jeszcze raz przyśni mu się taki koszmar, a mnie tu przy nim nie będzie, no a pewnie nie będzie, bo będę ćwiczył. Czy aniołowie mogą zajść na zawał? To jest bardzo dobre pytanie, na które odpowiedzi nie znam. 
– Wracamy. Ale najpierw zamiast w stronę domu pójdziemy w kierunku bandytów. Ci ludzie z naprawą chat sobie poradzą, ale z kolejnym atakiem już nie – powiedziałem po chwili milczenia. Innego kompromisu nie zaakceptuję. 
– Jeszcze ich sobie z głowy nie wybiłeś? – spytał z niedowierzaniem i jakby lekko zrezygnowany. 
– Nie pozwolę, by niewinni ludzie zginęli, kiedy mogę im pomóc – powiedziałem hardo, na co mój mąż westchnął cicho. 
– Dobrze, ale jeżeli nie znajdziemy w przeciągu jednego dnia ich obozowiska, wracamy do domu – nie do końca spodobało mi się to ultimatum, no ale chyba nie miałem wyboru.
– Niech już ci będzie. Dobranoc, Owieczko – powiedziałem, całując go w czubek głowy. Mimo, że zmęczony nie byłem, trzeba było chociaż przespać się odrobinkę, w końcu może mnie czekać walka, a ja walczyć jeszcze nie za bardzo potrafiłem. 
Noc minęła jednak bardzo szybko i nim się zorientowałem, już byłem budzony przez Mikleo, i to przerażonego do granic możliwości. Nie do końca rozumiałem, dlaczego i co się działo, już chciałem się go o to spytać, ale ten położył mi palec na ustach, nakazując mi być cicho. 
– Znalazł nas. Musimy uciekać, chodź – wyszeptał bardzo, ale to bardzo cicho, mocno mnie zaskakując. Jak to nas znalazł? Zerknąłem w stronę okna i faktycznie, wiem jakiegoś całkiem przystojnego mężczyzny stała grupka wieśniaków. – Szybko, póki jest zajęty rozmową – dodał, zakładając torbę na ramię. 
– Czekaj, a Lucky...? – zacząłem, zakładając szybko na swoje ciało koszulę. 
– Tutaj w wiosce będzie miał dobrze, ruszajże się – ponaglił mnie, chwytając mnie za nadgarstek i ciągnąc w stronę drzwi, nawet nie pozwalając mi zapiąć koszuli. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz