Nie za bardzo chciałem widzieć się z Lailah z bardzo prostego powodu, otóż bałem się, że wyjdę na głupka. Znaczy się, nie takiego zwykłego głupka, no bo zwykłym głupkiem to już jestem i tego to się akurat nie wstydzę, no ale chodziło mi bardziej o to, że jestem głupkiem, który może skrzywdzić swoją rodzinę i głupim aniołem, który nawet nie potrafi posługiwać się skrzydłami. Już pal licho, że siebie też mogę skrzywdzić, to jest akurat moje najmniejsze zmartwienie, zresztą, niezbyt mądre osoby mają w sobie tendencję do nieumyślnego krzywdzenia siebie samych, i jestem w sumie bardzo zaskoczony, że sobie jeszcze nic nie zrobiłem. Za to Mikleo już raz poparzyłem, ale to przez tego denerwującego typa, co chciał coś mu zrobić... no ale odkąd go nie ma, raczej dobrze panuję nad sobą. Wyjątkiem był wczorajszy dzień, kiedy to za bardzo się ucieszyłem z powrotu dzieci, no i jak mnie Miki niepotrzebnie mnie zdenerwował, i były jedyne sytuacje takie, więc pytanie brzmi: po co?
- Ale ja wiem, jak kontrolować emocje. A to, że raz czy dwa troszkę mi się poniosło... no każdemu zdarzyć się może. Nawet tobie – przypomniałem mu sytuację sprzed jakiejś godziny. O mnie mówi, że mam panować nad sobą, a i jemu się takie wpadki zdarzają. I ja nie mam z tym absolutnie żadnego problemu, bo wiedziałem, że takie coś to zupełnie normalna rzecz.
- No wiesz, ale kiedy ja się denerwuję, to nie podpalam wszystkiego wokół – wyjaśnił mi bardzo spokojnie, ale ja i tak byłem tak ociupinkę oburzony jego słowami.
- Bo nie jesteś aniołem ognia – bąknąłem, tak leciutko niezadowolony.
- Nie jestem, fakt, ale jestem Serafinem wody. I zamiast podpalać, zamrażałbym wszystko wokół, a tego nie robię. Słońce, każdy anioł przechodzi przez takie nauki, by opanować podstawy. To jest zupełnie normalne i nie ma czego się wstydzić – dodał, chyba odrobinkę mnie rozgryzając. A on jak na to wpadł? Przecież nic takiego o tym nie wspominałem, ani jakkolwiek nie dawałem znać o tym, że się właśnie tego obawiałem. Może po prostu zgaduje? Jeżeli tak, to się nie będę zdradzał.
- Ale ja się nie mam czego wstydzić – bąknąłem, delikatnie pusząc swoje policzki, jak obrażone dzie... mężczyzna. Jak obrażony mężczyzna, bo właśnie mężczyzną jestem, a nie dzieckiem.
- Zapomniałeś chyba, że znam cię całe twoje życie, i tamo ludzkie, i te anielskie – wyjawił, a ja już wiedziałem, że moja misterna przykrywka została spalona. A szkoda, bo była ona naprawdę genialna.
- Nadal nie wiem, czy to taki dobry pomysł, w końcu co sobie pomyśli, kiedy zobaczy, że nawet skrzydeł nie potrafię schować – wymamrotałem, kreśląc na jego ramieniu szlaczki.
- Jesteś aniołem dopiero od kilku tygodni, a niektórym z nas opanowanie podstaw zajęło kilka dobrych lat, więc na pewno cię zrozumie – próbował mnie pocieszyć, ale tak niezbyt się to mu udało.
- Więc będę musiał się uczyć kilka lat? – bąknąłem, już na samą myśl będąc niezadowolony. Przecież ja zwariuję po kilku latach uczenia się ciągle jednego i tego samego...
- Powiedziałem, że niektórzy z nas, a nie, że ty. A ty jesteś bardzo mądry i uzdolniony – chyba miało to mnie pocieszyć, ale mnie bardziej tylko zdołował. Jeszcze jego zawiodę i tyle z tego będzie.
- Nie dasz mi spokoju, dopóki do niej nie pójdziemy, prawda? – zapytałem, już przeczuwając odpowiedź, no ale tak dla pewności musiałem go usłyszeć.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz