Zajęty zakupami ignorowałem ludzi, którzy co jakiś czas czegoś ode mnie chcieli, chcąc zrobić to, jak najszybciej się tylko da, wracając do niecierpliwego męża, który mam nadzieje nie zrobił niczego głupiego.
Zmęczony już dźwiganie zakupów wyszedłem z miasta, idąc do miejsca, w którym pozostawiłem mojego męża którego... Nie było.
- Sorey? - Odezwałem się, szukając go po okolicy, rozglądając się za nim lub chociaż za pieskiem, który mógłby wskazać mi, gdzie jest pan. - Gdzieś ty poszedł? - Stawiając zakupy na ziemi, ruszyłem w stronę miasta, mając nadzieję, że zakupy, które zrobiłem, nie pozostaną skradzione, nie chce robić ich po raz drugi.
Poszukując męża, nie mogłem nawet zapytać ludzi o to, czy go widzieli, nie chcąc go wydać, w teorii przecież nie żyje, a w praktyce przecież do mnie wrócił.
- Sorey gdzieś ty się podział - Mruknąłem cicho pod nosem stając w miejscu, dostrzegając w oddali naszego psiaka, z ulgą więc ruszyłem w jego stronę, dostrzegając po chwili zagubionego Soreya, który właśnie z kimś rozmawiał. I tyle by było z jego unikania ludzi przynajmniej na jakiś czas.- Sorey - Odezwałem się lekko zirytowany, podchodząc do niego bliżej.
- Miki znalazłem cię nareszcie - Odezwał się, mocno do mnie przytulając.
Miał szczęście, że nie byliśmy sami, bo gdyby tak było, od razu dostałby w łeb, za to, jak głupi jest i jak głupio się zachował.
- Przepraszam za niego mam nadzieje, że się nienaprzykrzań za bardzo - Przeprosiłem dziewczynę, mając nadzieje, że mój mąż niczego głupiego nie zrobił, w końcu to wciąż głupiutki nieświadomy życia aniołek.
- Nic się nie stało, nic nie zrobił, tylko się zgubił - Wyjaśniła, zamieniając ze mną jeszcze kilka zdań, nim odeszła pozostawiając mnie samego z ty głupkiem.
- Nie odzywaj się do mnie - Burknąłem, odsuwając go od siebie, idąc w stronę wyjścia z bocznych uliczek miasta, wracając do miejsca, w którym miał na mnie czekać, właśnie miał, ale nie czekał, bo przecież, po co mnie słuchać jak można się nie słuchać i sprawiać problemy.
- Miki - Odezwał się niepewnie, równając ze mną krok - Ja chciałem tylko cię znaleźć, martwiłem się o ciebie, dla tego ruszyłem do miasta - Odezwał się, chwytając moją dłoń, z powodu czego zmarszczyłem brwi, zabierając dłoń.
- Powiedziałem ci już coś, nie odzywaj się do mnie, miałeś tylko jedno zadanie zostać na miejscu i nie sprawiać problemów, ale nie bo po co przecież ty nie potrafisz się słuchać, naraziłeś się i tych biednych ludzi i w ty wszystkim masz tylko szczęście, że nie ukradli nam zakupów, bo gdyby jeszcze one zniknęły, spałbyś na kanapie - Burknąłem poirytowany, biorąc zakupy do rąk, ignorując całkowicie mojego męża, bo właśnie na to sobie zasłużył, aby zrozumieć, co głupiego właśnie uczynił. Gdybym go nie znalazł, nie wiadomo co by się stało, jakiż on nieodpowiedzialny.
Aż do powrotu do domu nie odezwałem się do niego ani słowem skupiając się na drodze do domu.
- Owieczko, nadal jesteś na mnie zły? - Zapytał głosikiem małego dziecka, przytulając się do moich pleców, nie chcąc się ode mnie odsunąć.
- Zastanowię się nad tym, jak sobie na to zasłużysz - Odparłem, wyciągając z torby zakupy.
- A jak sobie mam zasłużyć? - Podpytał, brzmiąc na naprawdę przejętego, mój biedny może i jestem zły na niego, ale nie potrafię cały czas go tak karać.
- Słuchaj się, gdy o coś cię proszę, niczego więcej nie chce - Przyznałem, już uspokojony nie mogą przecież cały czas się na niego gniewać.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz