Z uśmiechem na ustach puściłem słoń mojego męża, który teraz skupił się na naszej córce, idąc na kanapę do reszty naszych dzieci, które wciąż nie dowierzali w powrót taty, wypytując mnie, jak to jest w ogóle możliwe, niestety nie wiele mogłem im na ten temat powiedzieć z resztą czy to ważne? Wrócił do mnie do nas i nic więcej mnie nie interesuje.
Misaki nie ukrywała radości ze spotkania z tatą, która była chyba największa spośród naszych dzieci.
Każde z nich się cieszyło i to bardzo ale to Misaki nie potrafiła przestać płakać, ciesząc się z powrotu taty. I pomyśleć, że on aż tak bardzo się martwił spotkaniem z dzieciakami, które przyjęły go bardzo ciepło nawet Merlin, który zazwyczaj był obojętny, cieszył się z powrotu taty.
- Miki, mówiłeś, że mamy troje dzieci - Odezwał się do mnie, gdy Emma się z nim przywitała.
- Bo mamy, Emma to dziewczyna Yuki'ego, którą opiekowaliśmy się po śmierci pani Catlin jej mamy - Wyjaśniłem, co obudziło w mi małe iskierka w oczach.
- Spotkałem twoją mamę - Wypalił, czym zaskoczył dziewczynę.
- W niebie? - Podpytał, patrząc z zaciekawieniem na swojej twarzy.
- Chyba tak, tak to było w niebie - Odpowiedział już bardziej pewien swoich słów.
- Jak się ma? Jesteś szczęśliwa? - Emma zalała go masą pytań, chcąc dowiedzieć się wszystkiego, bardzo chcąc, aby Sorey coś powiedział o mamie, która już od lat jest w niebie.
- Przepraszam, ale nie pamiętam - Wyznał, co było całkiem logiczne, w końcu wracając na ziemię, stracił pamięć, a to oznacza, że nie będzie do końca wiedział, co wydarzyło się podczas przebywania w niebie.
Dziewczyna nie miała o to żalu, w końcu rozumiała, że Sorey stracił pamięć, odpuszczając wypytywanie go.
Wspólny obiad był naprawdę miłą odmianą w naszym życiu, wraz z dziećmi mogliśmy się śmiać, rozmawiając o ich życie i planach na przyszłość.
Z tego, co się dowiedzieliśmy Yuki i Emma planują zamieszkać w starym domu jej mamy, chcąc go odnowić i zamieszkać chcąc powiększyć swoją rodzinę, co bardzo nasz ucieszyło, niech próbują dzieci to wielki dar od Boga. Misaki z Norim planują wziąć ślub kościelny, na który oczywiście byliśmy zaproszeni, nasza córka została medykiem, pracując w szpitalu, pomagając ludziom z wieloma chorobami. Od razu widać, że tak jak jej tato chce pomagać ludziom i tak jak ja zawsze zrobi wszystko, aby uleczyć chorych i cierpiących ludzi. A Merlin, cóż on nie musi się o nic martwić, jego partner ma dużo pieniędzy, a więc on sam nie robić nie musi, ustawił się, no kto by pomyślał, że tak się potoczy jego życie, no na pewno nie ja, znając jego charakter i to jak potrafił okręcić sobie każdego wokół palca.
Dzieci nasze były u nas aż do wieczora, opowiadając nam, jak się toczy ich życie teraz, jak dobrze, że nasze dzieci są szczęśliwe i bezpieczne.
Żegnając się z nami obiecali, że będą częściej do nas przychodzić, z powodu czego bardzo się cieszyliśmy.
Po wyjściu jednak dzieci jakoś tak zrobiło się tu cicho, co wywołało smutek na moich ustach.
- Wszystko w porządku? - Zapytał Sorey, patrząc na mnie ze zmartwienie na twarzy.
- Tak, oczywiście, że tak po prostu teraz zrobiło mi się jakoś tak dziwnie, trochę tęsknię za posiadani takich maluchów, od razu jakoś inaczej jest w domu, gdy dzieci są z nami - Wytłumaczyłem, po chwili jednak uśmiechając się do niego, zmieniając temat. - Nie ważne, spójrz nie było aż tak źle, twoje dzieci o robię nie zapomniały - Odezwałem się do męża, gdy dzieciaki poszły, a pozostaliśmy sami. - Dodałem, uśmiechając się do niego ciepło.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz