Mimo, że mężczyźni, z którymi pracowałem przy naprawianiu dachów, raczej się męczyli, ja nie czułem się ani trochę zmęczony. Wręcz przeciwnie, czułem się znakomicie, mogąc w końcu coś porobić fizycznie. Odkąd tylko wróciłem na ziemię, miałem strasznie dużo energii, której nie za bardzo miałem jak spożytkować. Wędrówka wbrew pozorom męcząca nie była, seks też nie potrafił mnie porządnie zmęczyć, a ćwiczenia dotyczyły mojej psychiki, nic z męczeniem nie miało wspólnego. Naprawdę miła odmiana, chociaż już czułem, że zanim odczuję to satysfakcjonujące mnie zmęczenie, to trochę czasu minie.
Gdyby nie nalegania moich nowych kolegów, pewnie dalej bym pracował, tylko sam, no ale posłusznie zszedłem z dachu, zauważając niedaleko mojego męża rozmawiającego z Ally. A przepraszam bardzo, czemu on nie śpi? Powinien spać, zbierać siły, odpoczywać, a nie siedzieć w pełnym słońcu. Dzisiaj było wyjątkowo ciepło, co mnie w sumie cieszyło, ale nie wiem, czy Miki także coś takiego pasowało. Sam mi przecież mówił, że woli chłód. A może nie woli, tylko ja sam to sobie dopowiedziałem? Sam już nie wiem. Trochę się gubię we własnych myślach. Nie wiem, co myślałem, co mi mówiono, a co sobie przypomniałem. Czasem trochę to męczące jest.
– A ty czemu nie wypoczywasz? – zapytałem, podchodząc do nich troszkę ciekaw też, o czym to tak rozmawiali.
– Bo już wypocząłem. Przeszedłem zobaczyć, jak ci idzie praca – przyznał, uśmiechając się do mnie uroczo. Nadal jednak wyglądał na zmęczonego. No i jak go tutaj zostawić samego? Przecież chwila nieuwagi i ten znów przestanie na siebie uważać, a ja się przecież nie rozdwoję. Do do zrobienia zostały nam jeszcze dwa dachy oraz jedną chatkę odbudować całkowicie od zera, bo została doszczętnie spalona. Trochę więc tutaj posiedzimy... Mam nadzieję, że anioł tak szybko po mnie nie wróci. I że jest tylko jeden. Trzeba będzie się rozejrzeć za tym artefaktem całym, ale ja się na takich sprawach zupełnie nie znałem. I jeszcze chcę odwiedzić moje dzieci, których nadal sobie nie przypomniałem. Mam naprawdę dużo rzeczy do roboty tutaj na ziemi.
– I podobają się widoki? – wyszczerzyłem się głupkowato, doskonale wiedząc, gdzie wędruje jego wzrok. Mi to nie przeszkadzało, jak chce, to niech patrzy, chociaż i tak nie ma tam na co patrzeć.
– Sorey – burknął, strasznie zarumieniony a ja nie wiedziałem, czego się tak wstydzi. To przez Ally? Przecież ona nie jest ani ślepa, ani głupia, na pewno widziała, jak się na mnie patrzy, w końcu Miki za bardzo się z tym nie ukrywał.
– Tak się nazywam, a o co chodzi? – mój wyszczerz poszerzył się, gdyż jego zachowanie naprawdę mnie bawiło. Jak jesteśmy sami, to nie ma żadnych hamulców, no a teraz też nic złego nie robimy.
– Może chcecie coś zjeść? – odezwała się Ally, przerywając moje drażnienie go. A szkoda, bo świetnie się bawiłem.
– Nie, dziękujemy, nie czujemy głodu, więc nie ma co na nas marnować jedzenia. Jest tu gdzieś jakieś jezioro, albo rzeka? Trochę bym się obmył, i spędził z mężem tę przerwę – odpowiedziałem, tym razem skupiając się na dziewczynie.
– Na wschód od wioski jest strumyk – powiedziała, na co kiwnąłem głową. Miki się w nim całkowicie nie zanurzy, bo to tylko strumyk, no ale zawsze coś.
– Idziemy? – odezwałem się do Mikleo, chwytając jego dłoń.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz