Na dźwięki jego słów westchnąłem cicho, biorąc do ust wodę, która przyjemnie chłodziła moje wewnętrzne organy.
- Dobrze, najważniejsze, abyś uważnie się rozglądał, wystarczy chwila nie uwagi i możesz wpaść w pułapkę, ruiny stworzone są, z nazwijmy to dwóch pięter, tam, gdzie byliśmy to dopiero początek, przed tobą jeszcze sporo wyzwań, które musisz pokonać, aby dostać się do miecza, rozpoznasz go od razu, jeśli cię wybierze, sam wezwie cię do siebie i uważaj teraz najważniejsze, miecz w dłoniach trzyma posąg Greckiego Boga ognia, nie odda ci tak łatwo swojej własności, musisz udowodnić mu, że jesteś warty jego miecza - Odparłem, mówiąc mu tylko to, co wiem, czytając księgi, sam w końcu nigdy nie byłem w stanie przejść więcej niż kawałek tej zbyt męczącej dla mnie trasy.
- Jak mam mu to udowodnić? - Zapytał zaskoczony, patrząc na mnie, niepewnie tak jakbym ja miał odpowiedzi na wszystkie pytania tego świata, ja tylko na takiego mądrego wyglądam nic poza tym.
- Sam będziesz musiał do tego dojść, ja na to pytanie odpowiedzi nie znam, odpowiedzi kryją się na ścianach, uważnie oglądaj to, co mijasz, to zapewni ci bezpieczeństwo - Poprosiłem, bojąc się o niego, nie wiedząc, przecież co tam się kryje.
Co, jeśli coś mu się stanie? Nie wybaczę tego sobie, jeśli on nie wyjdzie z tego cały i zdrowy.
- Dobrze, w takim razie wracam - Odpowiedział, całując mnie w czoło, wstając z ziemi, na której jeszcze przed chwilą przy mnie siedział.
- Sorey - Zawołałem, za nim wychodząc z rzeki, aby podejść do męża.
- Tak?
- Uważaj na siebie, będę tu na ciebie czekał - Poprosiłem, stając na palcach, aby ucałować jego usta.
- Będę, nie martw się na mnie owieczko - Poprosił, głaszcząc mnie po policzku, nim odszedł w stronę ruin, znikając mi z oczu.
Mój panie miej go e swojej opiece, nie pozwól, aby coś się mu tam stało - Prosiłem boga. Chcąc, aby miał go pod swoją opieką.
Nasz piesek przez chwilę nawet szedł za swoim panem, zatrzymując się dopiero przed wejściem do ruin, wiedział w końcu, jak było tam gorąco, dla tego nie chciał znów tam wchodzić, jednocześnie nie rozumiejąc, dlaczego jego pan mimo tego tam wchodzi, stojąc przed wejściem i głośno szczekając.
- No już Lucky spokojnie, twój pan wróci, musimy tylko na nikogo poczekać - Zwróciłem się do pieska, biorąc go na ręce, głaszcząc po łebku, wybierając miejsce nie daleko ruin, pod koronami drzew chowając się przed słońcem na kocu, wyczekując powrotu męża, który miał bardzo ważne zadanie, aby zdobyć artefakt pozwalający mu pozostać na ziemi, tu ze mną.
Zniecierpliwiony czekałem i czekałem, no i czekałem wraz z pieskiem chcąc już jak najszybciej zobaczyć mojego męża, o którego się już martwiłem, nie wiedziałem w końcu czy wszystko z nim w porządku, czy też nie, co gorsza anioł, który szukał mojego męża, pojawił się nie daleko ruin, przerażony tym szybko wszedłem do ruin, musząc schować się przed aniołem, mając nadzieję, że już dostrzegę mojego męża.
- Sorey, jesteś tu? On cię szuka, już tu jest - Zawołałem przerażony, trzymając psiaka na rękach, idąc w głąb, na tyle na ile potrafiłem iść przytłoczony tym okropnym ciepłem...
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz