Byłem naprawdę zły i obrażony na Mikleo za to, że tak mnie nazywa. W końcu absolutnie nie byłem dzieckiem, byłem bardzo, ale to bardzo dojrzały. I odpowiedzialny. I też absolutnie nie rozumiałem, czemu wytykał mi takie błędy jak podpalenie obrusu. Po prostu się cieszyłem. To chyba dobrze, ze się cieszyłem, prawda? To nie moja wina, że moja skóra jest taka zmienna, i gorąca. Jest to silniejsze ode mnie, no i też to taka moja natura jako anioła ognia, co nie? Więc co, miałbym postępować sprzecznie z naturą? No nie da się tak.
Tak strasznie na niego zdenerwowany byłem, że nawet nie zauważyłem, że gąbeczka w mojej dłoni po prostu... zapłonęła. Jak? Nie mam pojęcia. Przecież nie powinna, była w końcu nasiąknięta wodą, a jak wiadomo, jak coś jest mokre, to raczej nie zapłonie. Poza tą gąbką, ta gąbka jest magiczna. Nie chcąc, by Miki wyczuł, że coś się pali, bo wtedy Mikleo już w ogóle nie da mi żyć. A ja się zdenerwuję jeszcze bardziej i znów coś podpalę. On to wszystko robi specjalnie. Specjalnie mnie podpuszcza, bym się zdenerwował i coś złego zrobił, dzięki czemu mógł się wywyższyć. No w życiu bym go nie podejrzewał o takie haniebne zagrywki.
Pomimo mojej bardzo szybkiej reakcji gąbka w najlepszym stanie... no nie była. I ten fakt nie do końca mi się spodobał. I jak ja się z tego wytłumaczę? Nie chcę znów usłyszeć z jego ust standardowego „a nie mówiłem”, bo wtedy znów się zdenerwuję i jeszcze zrobię coś głupiego. I jak ja mam trzymać nerwy na wodze, kiedy wszyscy robią wszystko, by mnie z tej równowagi wyprowadzić?
No dobrze, Sorey, spokojnie. Powiesz, że naczynia były tak brudne, że troszkę ją podniszczyłem, i jakoś to będzie. Udowodni ci coś? No nie udowodni, bo go tu nie było. Może mieć przypuszczenia, z którymi się nie zgodzę, i tyle będzie w temacie. Tak, to będzie moja linia obrony. I będę się jej trzymał choćby nie wiem co. Poza tym, to też troszkę jego wina. Gdyby mnie nie wytrącał z równowagi swoim gadaniem o tym, że jestem dzieckiem, to nic takiego by się nie stało.
Mimo, że byłem na Mikleo nadal zły, nie mogłem go zostawić samego z tym wszystkim i posprzątałem pierwsze piętro. Muszę mu w końcu udowodnić, że jestem odpowiedzialny, i raczej nie ma żadnego lepszego sposobu na to niż o prostu robienie swoich obowiązków. Znaczy, sprzątanie jako tako raczej do moich obowiązków nie należało jakoś mocno, no ale pomagałem mu, ponieważ czułem, że właśnie tak trzeba, to po pierwsze. A po drugie, nie jestem takim okrutnikiem, by zrzucić tę część obowiązków na jego barki. W końcu ja zająłem się kuchnią, więc wypadałoby, by on posprzątał salon. No ale mam dobre serce. I odpowiedzialne. Nie wiem, jakim cudem on może twierdzić, że jestem nieodpowiedzialnym dzieciakiem.
- Dobrze, że chociaż ty jesteś po mojej stronie – powiedziałem do pieska, który dzielnie dotrzymywał mi towarzystwo. I on jeden chociaż uważał, że jestem odpowiedzialny. Znaczy, ja tam nie wiem, co mu tam w głowie siedzi, no ale cały czas przy mnie jest, więc coś na rzeczy musi być.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz