Zaskoczony wpatrywałem się w jego ciało, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Mikleo wyglądał naprawdę przepięknie i osobiście byłbym zachwycony samym oglądaniem go. No ale po co tylko go oglądać, skoro mógłbym go dotknąć? I nawet więcej... nie omieszkam z tego skorzystać. Jeszcze nic nie mówiąc podszedłem do niego i chwyciłem jego dłoń, powoli go obracając. Musiałem najpierw dokładnie go obejrzeć, i to z każdej strony, by wydać ostateczny werdykt.
- Brakuje tu czegoś – powiedziałem po chwili, zdając sobie sprawę, że jakoś to tak niekompletnie wyglądało. – Welonu, takiego ładnego i długiego. I Jeszcze pończoszek. I może biżuterii. O, i fryzury. Przecudnie wyglądasz w rozpuszczonych włosach, no ale do takiej sukienki trzeba czegoś bardziej fantazyjnego...
- Może na jakąś wyjątkową okazje postaram się o te dodatki – obiecał, a oczy zaświeciły mi się na same te słowa.
- A jaka byłaby to okazja? – zapytałem od razu, chcąc się dowiedzieć, kiedy mam się spodziewać mojego pięknego męża w pełnym stroju.
- Na przykład rocznica naszego ślubu. Albo twoje urodziny. Albo może jak będę miał taką okazję – odpowiedział, ale mi w głowie się niezbyt rozjaśniło.
- Ale ja nie wiem, kiedy my mamy rocznicę. I kiedy ja mam urodziny. I kiedy ty masz urodziny. I kiedy dzieci mają urodziny. I... – mówiłem, ale Mikleo położył dłoń na moich ustach, nie pozwalając mi dokończyć zdania.
- O urodziny moje i dzieci to się nie martw. A jak chodzi o rocznicę i twoje urodziny... cóż, będziesz miał niespodziankę, prawda? – uśmiechnął się przeuroczo, co z tym strojem komponowało się przepięknie. – A teraz będziesz tak stał, czy może jakoś inaczej zareagujesz?
- Momencik, muszę cię najpierw popodziwiać. Tu jest tyle tasiemek i falbanek... czemu mnie nie poprosiłeś, by ci pomóc? Musiało ci być okropnie ciężko to wszystko wiązać – zauważyłem, przyglądając się mu uważnie. Przecież ja z chęcią bym mu pomógł, o ile bym się najpierw nie pogubił w tych wszystkich falbankach.
– Ponieważ chciałem, byś miał niespodziankę. I mam nadzieję, że się zaskoczyłem – wyjawił mi, co uznałem za straszne urocze. Moja kochana Owieczka, za dużo myśli o mnie, a za mało o sobie.
– Zaskoczyłeś, i to bardzo – wymruczałem, nachylając się nad nim, by móc ucałować jego cudnie słodkie usta, a dopiero po tym zaprowadziłem go do sypialni, gdzie spędziliśmy trochę czasu.
Miki niejednokrotnie musiał mnie troszeczkę stopować, bym nie zniszczył sukni. Może i wyglądała cudnie na jego ciele, ale okropnie wszystko przedłużała, a ja aż tyle cierpliwości to nie miałem. A przynajmniej nie na tym etapie. To faktycznie taka suknia na wyjątkowe okazje, w zwyczajne dni wolałbym, by ubierał coś z mniejszą ilością falbanek, albo żeby łatwo dało się to zdjąć. Mówił mi coś o jakiejś bardzo skąpej... Może ta byłaby lepsza? Będę musiał go poprosić, by to właśnie ją założył.
– Było dobrze? – spytałem, całując jego ramię, kiedy po wszystkim padł zmęczony na materac. Co prawda, zawsze mi mówił, że dobrze było, ale i tak za każdym razem musiałem się upewniać, że w pełni spełniam wszystkie jego potrzeby.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz