czwartek, 30 czerwca 2022

Od Mikleo CD Soreya

Nie komentując już tego, zdałem sobie sprawę, że nie powinienem dłużej trzymać mąż bez koszulki przy naszym gościu, lepiej by poszedł już do łazienki, umył się, przebrał i zszedł do nas o kuchni. Nie podoba mi się bowiem, że paraduje bez koszulki przy gościach i jeszcze na dworze kto to w ogóle widział.
 - Pójdź już, proszę się umyć i przebrać nie powinno się tak paradować przy gościach bez koszulki - Poprosiłem, patrząc na męża, bardzo spokojnie jednocześnie dając mu znać, by już sobie stąd poszedł.
Sorey kiwnął głową, bez dyskusji wychodząc z kuchni, idąc się wykąpać, ach ja sam najchętniej wszedłbym do zimnej wody, jest duszno i bardzo gorąco co nie służy serafina wody, najchętniej spędziłbym cały dzień w wodzie, ale wiem, że nie mogę mam pod opieką dzieci, którym również jest gorąco tyle dobrego, że mieszkamy blisko lasu, przynajmniej dzięki drzewom zdaje się tu być trochę chłodniej.
Wzdychając cicho, podałem zimnej wody Misaki, która chciała się napić, przynajmniej nie jest zmierzła i potrafi sama się przez chwile bawić, gdy ja rozmawiam z gościem, grzeczna z niej dziewczynka.
- Bycie rodzicem nie jest proste prawda? - Pani Caitlyn popijając wodę, uśmiechnęła się do mnie, widząc moje zmęczenie, które nie było spowodowane nieprzespaną nocą czy też opieka nad dzieci zmęczenie to doskwierało mi z powodu wysokiej temperatury i nawet krótkie spodenki i krótka bluzka nie za wiele była w stanie mi pomóc.
- Najprostsze nie jest jednak i tak nie chciałbym z tego rezygnować - Przyznałem, uśmiechając się ciepło do starszej kobiety, zerkając na córeczkę, które bawiła się z Coco, biedny ten kot przy tym dziecku, nie dość, że jest ciepło, to jeszcze dziecko ciągle gania ją po domu co za pech.
Kobieta kiwnęła głową, zaczynając opowiadać mi o tym, jak to ona kilka lat temu została matką, mimo że matką być nie chciała. Pokochała Emme od pierwszego wejrzenia i zaopiekowała się nią, gdy jej mąż odszedł do innej kobiety, to okrutne ludzkie zachowanie pokazuje mi, jak bardzo ludzie nie zasługują na życie wieczne, jednocześnie uświadamiając mnie w tym, że nie każdy taki jest, nie każdy człowiek jest zły i chociażby dla tych dobrych trzeba wierzyć, że ludzkość ma jeszcze szansę na nowe lepsze życie u boku Boga.
Rozmawiało mi się naprawdę dobrze z mamą Emmy, kobieta była starsza i życiowo bardziej doświadczona dlatego tak bardzo lubiłem, gdy przychodziła do nas, spędzając ze mną czas na rozmowach.
- Już jestem ogarnięty, możesz pójść, się położyć - Sorey, który zdążył się już wykąpać i przebrać podszedł do mnie, całując w czoło.
- Spokojnie, nie jestem śpiący, nałóż sobie obiad, powinien być jeszcze ciepły - Wyznałem, zmieniając tym samym temat, nie jestem zmęczony, a więc nie ma tu, o czym rozmawiać czyż nie?
Sorey już chciał coś powiedzieć, zapewne coś, co miałoby przekonać mnie do pójścia spać, jednakże mama Emmy na chwile uratowała mnie przed dalszą dyskusją na temat odpoczynku.
- Muszę się już niestety zbierać. Naprawdę nie będzie problemu, jeśli mała zostanie u was na noc? - Spytała, powoli zbierając się do domu, miała dziś bowiem ważne spotkanie i nie mogła zostawić Emmy samej w domu, co jest zrozumiałe, niech mała tu zostanie, dla mnie nie jest żadnym problemem, a Yuki będzie szczęśliwy, mogąc więcej czasu spędzić z przyjaciółka.
- Nie ma najmniejszego problemu - Zapewniłem, uśmiechając się do kobiety, która jeszcze raz podziękowała mi za opiekę nad Emmą.
- Odbiorę ją jutro wieczorem, do widzenia - Po tych słowach wyszła z naszego domu, pędząc na spotkanie.
- Bardzo miła kobieta - Odezwałem się, wchodząc do kuchni, gdzie Sorey zajadał się obiadem, najwidoczniej mu smakuje, co bardzo mnie cieszy, oznacza to, że jestem dobry w tym, co robię, a to ważne by moi bliscy nie chodzili głodni.
- Zgadzam się - Odpowiedział, przyglądając mi się kilka chwil w milczeniu - Naprawdę powinieneś się położyć widzę, że jesteś zmęczony - I znów to samo wracamy do mojego zmęczenia jak miło.
- Nie zasnę, gdy na dworze jest tak gorąco, chętnie za to pójdę wsiąść zimnom kąpiel, by ochłodzić ciało - Wyznałem, siadając na krześle przy stole w kuchni.
- Dlaczego więc nie idziesz? - Spytał, przestając na chwile jeść.
- Ponieważ zaczekam, aż zjesz spokojnie obiad - Wyjaśniłem, nie chcąc, aby co chwile odrywał się od jedzenia z powodu dzieci, spokojnie zje, a wtedy ja będę mógł na kilka chwil zanurzyć się w chłodnej wodzie. Muszę również poprosić męża, by dziś związał mi wysoko włosy, ich długość i grubość w niczym mi nie pomagają przy takich temperaturach.

<Pasterzyku? C:>

środa, 29 czerwca 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo rozumiałem jego słów, zarówno tej części, w której mówi że zasługuję na jego wybaczenie, oraz tej, bym nie nabroił. Idę do pracy, co głupiego i nieodpowiedzialnego mógłbym zrobić w pracy? Mógłbym zrobić sobie krzywdę, no ale czysto teoretycznie, skrzywdzić się mogę na każdym kroku, chociażby robiąc sobie kawę. 
– Nie przesadzasz aby? Jestem dużym chłopcem, dam sobie radę – odpowiedziałem, popijając kawę. 
– Jedynie się o ciebie martwię – wyjaśnił, poprawiając moje kosmyki, które jak zwykle żyły swoim życiem, a ja nie śmiałem tego zmieniać. I tak by mi się nie udało. 
– Ja przespałem grzecznie całą noc. W przeciwieństwie do ciebie – odparłem wymownie, zabierając się za jedzenie tych przepysznych kanapeczek. – Jak tylko wrócę z pracy i się ogarnę, zastąpię cię – dodałem chcąc, by wiedział, że nie zostawię go ze wszystkim na głowie w takim stanie.
– Przekonywanie cię, że nic mi nie jest, nie zmieni twojego nastawienia, co? – spytał retorycznie, cicho wzdychając. 
– Oczywiście, że nie. Lecę już, bo się jeszcze spóźnię – dodałem, całując go na pożegnanie w policzek i biorąc ostatnie dwa łyki kawy. Dzisiaj zeszło mi trochę dłużej niż zazwyczaj, ale to nic, i tak powinienem się wyrobić. Złapałem pakunek, w którym najprawdopodobniej znajdowały się moje kanapki do pracy i najciężej jak się tylko dało, by nie obudzić reszty domowników, wyszedłem z domu.
Dzisiejszy dzień był okropny, a to wszystko z powodu żaru lejącego się z nieba. Normalnie było już okropnie gorąco, a w kuźni było tak dwa razy gorzej. Gdybym tylko mógł, na pewno już dawno bym się roztopił. Ja przeżywałem okropnie tak wysoką temperaturę, ale jak musiał czuć się Miki i dzieci...? Miałem nadzieję, że mimo wszystko nie naszła ich ochota na wypad nad jezioro. Po tym, co Miki tam wczoraj ujrzał, wolałem się do niego nie zbliżać. Czysto teoretycznie nic nam grozić ze strony mroku nie powinno, ale jednak wolałem dmuchać na zimne. 
Do domu wróciłem okropnie zmęczony, zmarnowany, spocony i bez koszulki. Znaczy, koszulkę miałem, tyle że w ręce. Miałem nadzieję, że brak górnej części odzieży sprawi, że będzie mi trochę chłodniej, ale raczej nie robiło to wielkiej różnicy. Oby niedługo spadło trochę deszczu, potrzebuję tego, i w sumie nie tylko ja. 
Pierwszym domownikiem, który mnie przywitał, była moja malutka księżniczka. Dziewczynka przytuliła się do moim nóg, głośno krzycząc "tata wrócił". W tym momencie najchętniej wziąłbym ją na ręce, ale to nie był najlepszy pomysł. Najpierw się porządnie umyję i przebiorę, na czułości przyjdzie jeszcze czas. 
– Cześć, księżniczko – pogłaskałem ją po główce uważając jednocześnie, by nie zniszczyć przypadkiem jej uroczej fryzurki. Misaki miała już na tyle długie włoski, że można było coś już na jej główce tworzyć. Dzisiaj Miki uczesał jej dwa kucyki, dzięki czemu wyglądała przesłodko. – Gdzie mama? 
– W kuchni – odpowiedziała, chwytając jeden z moich palców i ciągnąc mnie w stronę wcześniej wspomnianego pomieszczenia. 
Czy Miki gotował dla mnie obiad? Najpewniej tak. Biedny, w takim upale jeszcze musi stać przy garach. Znaczy, nie musi, nikt mu nie każe, to on po prostu ma jakieś takie dziwne upodobania. Nieważne, ile razy mu mówiłem, że nie musi dla mnie niczego robić, on i tak to zrobi. 
No i miałem rację. Znaczy, prawie, obiad już był gotowy, jedynie trzeba było go nałożyć, a Miki siedział przy stole, rozmawiając z panią Caitlyn, z którą zaraz się przywitałem. Czyli mam gości... nie tego się spodziewałem. 
– Cześć, skarbie. Wezmę tylko szybką kąpiel i już pozwolę ci odpocząć – powiedziałem, z nim także nie witając się jakoś czule. Doskonale wiedziałem, że nie cierpiał, kiedy jestem przepocony i nie pozwalał mi wtedy nawet na szybkiego całusa. 
– Gdzie zgubiłeś koszulkę? – spytał, wymownie patrząc na mój nagi tors. Gdybym wiedział, że będziemy mieć gości, wcześniej założyłbym z powrotem na siebie tę koszulkę, a tak już jest za późno. Zresztą, to tylko tors, nic wielkiego się nie stało. 
– Mam ją tutaj, zdjąłem ją w pracy, bo było mi gorąco – wyjaśniłem, unosząc rękę z odzieżą.
– I chcesz mi powiedzieć, że paradowałeś bez koszulki przez całe miasto? – dopytał, jakby to było coś złego, a przecież nie było. 
– No tak – powiedziałem, marszcząc brwi, nie rozumiejąc tych jego pytań. Pewnie to było trochę niekulturalne, ale jak najszybciej starałem się dotrzeć do domu. Poza tym, nie tylko ja wpadłem na ten pomysł, w drodze powrotnej minąłem kilku mężczyzn w ubiorze podobnym do mojego. 

<Owieczko? c:>

wtorek, 28 czerwca 2022

Od Mikleo CD Soreya

Zdumiony zjawieniem się męża na dachu rozejrzałem się, uważnie dokoła dostrzegając, nastanie poranku, moja medytacja przedłużyła się, a ja sam straciłem poczucie czasu, rozmawiając z panem o ludziach niewierzących, w niego bardzo chcąc im jakoś pomóc. Niestety pan mój dam ludziom wolną wolę, dał wiedze i szanse na lepsze życie, chcąc tylko by oddali mu za to hołd, niestety tak się nie stało, a zło cieszące się z upadku ludzkości stawało się coraz silniejsze, kusząc ludzkość wszelakim naprawdę nieistniejącym dobrem. Teraz nadszedł czas wiary ci, którzy wierzą, będą bezpieczni ci, którzy natomiast wierzyć nie chcą, zmienią się w posąg i z tym nie możemy zrobić już nic. Mnie ludzie nie widzą, a mojego męża słuchać nie będą, zostanie tylko wyśmiany, w tej oto sytuacji wszystko w rękach pasterza to on jako wysłannik Boga musi nawrócić ludzkość z naszą pomocą czy też bez niej i chociaż bardzo nie chce, jeśli przyjdzie, pomogę mu, chcąc chronić ludzkość, na której tak zależy osobie, którą kocham.
- Wszystko w porządku, straciłem poczucie czasu - Wyznałem, wstając z dachu, powoli wracając do domu, na dziś wystarczy mi medytacji i rozmowy z panem, wrócę tu, gdy znów mnie do siebie wezwie.
- Jesteś na pewno zmęczony, połóż się i odpocznij, puki dzieci jeszcze śpią - Zaproponował, schodząc powoli z dachu za mną, najprawdopodobniej mając na celu przygotować się do pracy.
- Senny nie jestem, przygotuje ci śniadanie, a ty spokojnie ogarnij się do pracy - Wyznałem, wchodząc do kuchni, przygotowując kawę, którą tak bardzo lubił wypić mój mąż z samego rana.
- Nie musisz, sam sobie poradzę, proszę, połóż się - Poprosił, chwytając moją dłoń, całując jej wierzch, wpatrując się w moją twarz ze zmartwieniem.
- Nie muszę, ale chce, kocham cię i z miłą chęcią przygotuje ci posiłek do zjedzenia na śniadanie w domu i w pracy - Bez najmniejszego problemu ucałowałem jego usta, zabierając się do roboty, dając mu tym samym znać, by poszedł szykować się do pracy, ze mną nie wygra i doskonale o tym wiem, potrafię być uparty i to bardziej niż on sam.
Sorey westchnął cicho, nie komentując mojego zachowania, wychodząc z kuchni, robiąc to, o co go poprosiłem i o to właśnie chodziło, niech zajmie się tym, czym powinien, a ja zajmę się całą resztą.
Przygotowanie śniadania zajęło mi kilka chwil, nim się obejrzałem, na stole postawiłem już gorącą kawę i kanapki na blacie odkładając kanapki do pracy, a gdy wróci do domu, będzie czekała na niego ciepła ryżowa potrawka z warzywami, wszystko to, co lubi, a wszystko to po to by był szczęśliwy.
- Jak zawsze za wiele dla mnie robisz - Mój mąż po wejściu do kuchni od razu musiał zwrócić na to uwagę, kiedy on w końcu się nauczy, by cieszyć się z tego, co ma? Robię dla niego wszystko, więc niech nie narzeka, a raczej nie mówi mi, że nie musiałem, tylko podziękuje i tak zwyczajnie ucieszy się, z tego, co robię.
- A ty jak zwykle nie możesz po prostu się z tego cieszyć - Odpowiedziałem, spokojnie patrząc na jego twarz.
- Ależ się cieszę i to bardzo, po prostu nie zasługuje na twoją dobroć - Wyznał, podchodząc do mnie, delikatnie głaszcząc mój policzek.
- I właśnie dlatego, że jej nie oczekujesz ani nie czujesz, że zasługujesz. Wiem, że właśnie na to zasłużyłeś - Wyjaśniłem, czego zauważyłem, kompletnie nie zrozumiał, to nic jakoś sobie z tym musi poradzić, w końcu anioły kryją w sobie więcej tajemnic, niż mógłby przypuszczać on lub ktokolwiek inny na tym świecie. - Nie myśl o tym, zjedz śniadanie, wypij kawę, śniadanie do pracy nie zapomnij spakować do torby i idź bezpiecznie do pracy, a w niej nie narób głupot - Poprosiłem, całując go w czoło, spokojnie siadają obok, by pobyć z nim jeszcze te kilka chwil, nim znów pójdzie do pracy, a ja na kilka tych godzin stanę się całym światem dla naszych dzieci. Myśląc wciąż o tym, jak ochronić ludzi przed nadchodzącym dla nich końcem.

<Pasterzyku? C:>

poniedziałek, 27 czerwca 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Wsłuchiwałem się w słowa mojego męża, trochę zdenerwowany i przerażony. Więc o to mu chodziło, kiedy rozmawialiśmy kilka dni temu. To są bardzo niepokojące wieści. Przy tym, co nadchodzi, pokonanie pana nieczystości to był pikuś. Jeżeli przez niewierzące osoby rozumie się, że są to osoby niemogące dostrzec aniołów, to niemalże całe miasto jest zagrożone. Może nie przepadam za wieloma ludźmi, i pewnie z wzajemnością, ale nikt nie zasługuje na taki los. 
- Dlatego wcześniej mówiłeś, że nam nic nie grozi – powiedziałem cicho, wpatrując się w twarz mojego męża. 
- Tak. Mówiłem też, że nie jest to coś, czym powinieneś się przejmować – odparł, wzdychając cicho. 
- No nie wiem... też jestem człowiekiem, powinienem coś zrobić, na pewno jest coś, co mogę zrobić – odpowiedziałem natychmiast czując, że jako ten wierzący powinienem jakoś zareagować na wszechobecne zło. 
- I co możesz zrobić? Jeżeli zaczniesz chodzić po ulicach i przekonywać każdego niedowiarka, że anioły istnieją, wszyscy wezmą cię za wariata – tu Mikleo miał rację. Wystarczy, że czasem się zapomnę i powiem publicznie coś do Mikleo, a wszyscy już patrzą na mnie jakoś tak dziwnie. Warto też zaznaczyć, że to czasem zdarza mi się całkiem często... chyba ze względu na to, że byłem kiedyś pasterzem, nie zostałem całkowicie wykluczony ze społeczności, ludzie nadal czują wobec mnie pewien respekt. 
- Już teraz niektórzy uważają mnie za wariata, więc niewielka strata – zauważyłem, opierając się o blat. 
- Ale to tylko kilka osób, a nie całe miasto. Sorey, to nie jest twój obowiązek, nie jesteś już pasterzem. Arthur z serafinami powinni się zastanowić, co zrobić w tej sprawie. 
- Myślisz, że Arthur przyjdzie poprosić cię pomoc w tej sprawie? – zapytałem, czując dziwny ucisk w żołądku na samą tę myśl. Ostatnia ich współpraca nie była najlepsza, nadal miałem wrażenie, że mimo wszystko próbuje go poderwać... ale to jest poważna sprawa. A Miki jest jedynym serafinem wody na wyciągnięcie ręki, ostatnim brakującym żywiołem, a jak wiadomo, pasterz jest najsilniejszy, jeżeli ma przy sobie anioły wszystkich żywiołów. 
- Myślę, że ostatnim razem wyraziliśmy się oboje dosyć jasno, że tego nie chcemy – przypomniał mi, na co pokiwałem głową. 
- Tak, ale to jest wyjątkowa sytuacja, a ty jesteś jedynym serafinem wody, jaki jest dostępny. 
- Na razie nas nie odwiedził, dlatego nie rozmawiajmy już o tym – powiedział, chyba chcąc zakończyć ten przykry temat. – Połóż się spać, pamiętaj, że masz jutro pracę – dodał, całując mnie w policzek, po czym zniknął na schodach. 
Wyglądało na to, że Mikleo już pogodził się z tym, co się dzieje na świecie. Nie mogę go winić, najwidoczniej nie tylko on, ale i ja nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić. Znaczy, na to by wyglądało, że nic nie możemy zrobić, ale ja nie chciałem w to wierzyć. Zgadza się, nie jestem już pasterzem, ale widzę anioły, więc tak czysto teoretycznie jestem w stanie coś zrobić. Powinienem. Tylko co? 
Dokończyłem herbatę i poszedłem do łazienki, by zmyć z siebie cały brud dzisiejszego dnia. Mikleo nie było w pokoju, domyślałem się zatem, że znowu poszedł na dach. Oby się tylko znowu nie złapał jakiejś dziwnej choroby. Swoją drogą, miałem nadzieję, że zło rozpowszechniające się w tak szybkim tempie w żaden sposób nie wpłynie na moich najbliższych. Miki mówił, że nam nic złego się nie powinno zdarzyć, ale ja nie byłbym tego taki pewien. 
Po krótkiej kąpieli od raz poszedłem do łóżka, zmęczony trochę tym dniem. Może jak się trochę odpocznę, to wpadnę na jakieś rozwiązanie? 
Kiedy się rano obudziłem, by przyszykować się do pracy, zauważyłem, że Mikleo nie było obok mnie. Już się obudził? A może w ogóle się nie kładł? Spodziewając się, że prędzej będzie ta druga opcja, zdecydowałem się zajrzeć na dach. Przeczucie mnie nie myliło. Miki siedział po turecku z przymkniętymi oczami, spokojnie oddychając. Najwidoczniej czuwał i nasłuchiwał głosu Boga i trochę się zapomniał. 
- Miki? – odezwałem się cicho, kładąc mu rękę na ramieniu i to wystarczyło, by Miki powrócił do rzeczywistości. – Wszystko w porządku? Trochę się zasiedziałeś – dodałem, patrząc na niego ze zmartwieniem. Jak tylko wrócę z pracy, zajmę się domem i dziećmi, a mój mąż w międzyczasie sobie odpocznie. 

<Aniele? c:>

niedziela, 26 czerwca 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Nie miałem powodu, aby martwić się o naszego syna to już duży chłopiec i na pewno nic mu nie grozi, z resztą to tylko woda w jeziorze co też mogłoby mu grozić? Mimo wszystko sprawdzę to dla świętego spokoju mojego męża, nie chce bowiem, by się denerwował, to nie wróży mu niczego dobrego, tylko się rozchoruje i dostanie skrętu żołądka a po co mu to?
Nie myśląc za dużo, wszedłem do wody, jak obiecałem, wcześniej poszukując w jej głębinach chłopca, chłopca którego odnalazłem na dnie jeziora bawiącego się kamieniami znajdującymi się na dnie.
- Co robisz? Tato się martwi - Odezwałem się do chłopca, nie mając problemu z komunikacją w wodzie, oboje jesteśmy serafinami wody, więc nasza komunikacja w wodzie jest taka sama jak na lądzie.
- Bawię się z rybami - Wyznał, pływając za nimi w te i z powrotem najwidoczniej chłopcu zaczęło się nudzić, gdy Codi wyszedł z wody. Co za dziecko ciągle musi być w ruchu, przez cały czas chciałbym znów mieć tyle energii co on.
Westchnąłem cicho, chcąc zostawić chłopca samego, niech się dziecko w końcu wybawi, coś jednak nie dawało mi spokoju, rozejrzałem się, uważnie dostrzegając mrok pojawiający się w mętnej wodzie, wygląda na to, że nie byliśmy tu sami. Mrużąc oczy, starając się tym samym lepiej przyjrzeć, potwór a może mrok zbliżył się do mnie, ale nie zaatakował, wpatrując się w moją twarz z zainteresowaniem, trwając tak kilka chwil, nim nagle wycofał się, znikając w mroku. Co to było? Czyżby to nadchodzący mrok, o który mówił mój pan? Zmartwiony zwróciłem się w stronę chłopca, nie chcąc, aby dłużej tu pozostał, lepiej wyjść nim to coś zechce wrócić.
- Yuki wychodzimy - Poprosiłem, na co chłopiec niechętnie się zgodził, robiąc to, o co go poprosiłem, tak bowiem będzie lepiej bezpieczeństwo przede wszystkim.
- Wszystko w porządku? - Zapytał Sorey, gdy wyszliśmy z wody, podchodząc do koca.
- Tak widzisz, jest cały i zdrowy - Wyznałem, uśmiechając się do męża. - Wracajmy do domu, wystarczy nam już zabawy - Dodałem, wysuszając jednym ruchem ręki naszą dwójkę, biorąc koszyk z resztką jedzenia do ręki wraz z kocem, z którego wstał Sorey z córką.
- Miki? - Mój mąż dostrzegł moje zaniepokojenie, którego nie chciałem tłumaczyć tutaj, o tym porozmawiamy, gdy będziemy sami, lepiej by dzieci nie wiedziały, na razie co nadchodzi.
- Porozmawiamy w domu, a teraz już wracajmy - Poprosiłem, nie chcąc tłumaczyć dlaczego, na szczęście Sorey odpuścił, spokojnie wracając do domu, gdzie położył małą do łóżeczka, a ja odesłałem Yuki'ego z psem do pokoju dając nam dorosłym porozmawiać.
- Coś wydarzyło się w jeziorze prawda? Od momentu, w którym z niego wyszedłeś, zachowujesz się jakoś inaczej - Zaczął, naprawdę chcąc wiedzieć, mimo że nie do końca powinien, to znaczy, nawet jeśli mu powiem, nic to nie zmieni, nie jest już pasterzem, nie może nic więcej uczynić.
- Cóż, nie wiem, czy to do szczęścia ci potrzebne - Odparłem, uśmiechając się przy tym delikatnie, nie do końca wiedząc, czy powinienem, czy może nie powinienem mu mówić.
- Miki, coś sobie obiecaliśmy, pamiętasz? Szczerość prze wszystkim - Po tych słowach westchnąłem cicho, siadając na krześle w kuchni.
- W porządku, w jeziorze dostrzegłem mrok zbliżający się do mnie, mrok, o którym mówił mi nasz pan mrok, który niedługo pochłonie ludzkość niewierzącą w Boga - Wyznałem, musząc powiedzieć mu prawdę bolesną, ale prawdziwą. Co jednak mu to da? Prawda go przerazi, a on sam będzie chciał ratować ludzi tylko jak? Ci niewierzący już niedługo zmienią się w kamień, a mi mój pan nie wyznał, jak mogę im pomóc, jeśli sami się nie nawrócą i my anioły nic na to nie będziemy w stanie poradzić. Taki najwidoczniej już ludzki los, ktoś umiera, by ktoś się narodził, musimy się z tym pogodzić, bo i tak nie uwierzą, jeśli się zobaczą lub bólu nie doznają.

<Pasterzyku? C:>

sobota, 25 czerwca 2022

Od Soreya CD Mikleo

Przez kilka sekund wpatrywałem się w jego twarz, analizując jego słowa. Momentami Miki był trochę za bardzo pesymistyczny. Oczywiście, wiecznie żyć nie będę, mimo że bardzo bym chciał, ale nie potrzebuje mnie do szczęścia. Kiedy mnie już nie będzie, nic nie będzie mu stało na przeszkodzie, aby znaleźć sobie kogoś innego i założyć nową rodzinę. A jeżeli wybierze anioła, tak jak o sam, nie będzie musiał przejmować się takimi głupotami jak moja śmierć. 
- Ale wspomnienie tego dnia będzie cały czas z tobą, niezależnie od tego, w jakim momencie życia się znajdziesz – odpowiedziałem, gładząc jego policzek. 
- To nie będzie to samo – powiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie i jakby z takim smutkiem. 
- I zawsze możesz znaleźć kogoś na moje miejsce. I założyć nową rodzinę – dodałem, przyglądając się mojej córeczce, która spała na mojej klatce piersiowej. 
- Rozmawialiśmy już o tym i dobrze wiesz, że to nie jest możliwe – westchnął cicho, podnosząc się do siadu. 
- Może jest, tylko jeszcze o tym nie wiesz. Świat jest pełen ludzi zdecydowanie lepszych ode mnie, bez problemu sobie kogoś znajdziesz – dalej uparcie trzymałem się swojego zdania. W końcu chciałbym, aby Miki był szczęśliwy zawsze i wszędzie, ze mną i beze mnie. Jest najlepszym aniołem na świecie, więc zasługuje na wszystko, co najlepsze, a ja... cóż, ja najlepszy dla niego nie jestem. To sobie wybrał osobę do zakochania.... chociaż, to ja pierwszy się mu oświadczyłem jako głupi dzieciak. Znaczy, nie tyle, co oświadczyłem, a po prostu zakomunikowałem, że weźmiemy razem w przyszłości ślub. Ale to chyba nie miało żadnego wpływu na decyzję Mikleo, bo nawet o tym nie pamiętał. Ja też, dopóki nie straciłem pamięci i nie zaczęły do mnie powracać te najwcześniejsze wspomnienia. 
- Nie rozmawiajmy już o tym, proszę – odezwał się cicho Miki, wyraźnie smutny. Pięknie, to miał być dzień tylko dla nas, spokojny, miły i całkowicie pozbawiony wszelkich trosk, a co właśnie zrobiłem? Zniszczyłem wszystko. O tym właśnie myślałem, jestem jednym z gorszych rzeczy, jakie mogły przytrafić się Mikleo. 
- Oczywiście, przepraszam – pocałowałem go w policzek nie chcąc, aby się smucił, nie taki  był mój zamysł. 
W tym samym momencie z wody wyszedł Codi, a z jego sierści ociekała woda. Zaczął otrzepywać się z niej na brzegu, niedaleko koca. Na szczęście siedzieliśmy w cieniu, więc nas nie dosięgła żadna kropelka, ale nie można było tego powiedzieć o Coco. Kotka leżała rozleniwiona na słońcu ale zaraz uciekła na drzewo, wściekła i nastroszona. Oboje z Mikim cicho się na ten widok zaśmialiśmy, a następnie wygoniliśmy z koca psa, który przyszedł się z nami przywitać. Obudziliśmy przy tym Misaki, ale malutka nie była o to zła. W sumie nawet lepiej, drzemka dobrze jej zrobiła, ale gdyby przespała większość czasu, nie spałaby w nocy i to mogłoby być problematyczne. 
Po zabawach w wodzie i krótkiej drzemce mała była głodna, dlatego wyciągnąłem z kosza przekąski. Jednak dobrze myślałem, że się przydadzą. 
- Gdzie jest Yuki? – spytałem, troszkę zaniepokojony nieobecnością syna. 
- Najpewniej nadal w wodzie. Nie bój się o niego, nic mu nie będzie, jeśliby chciał, może i cały dzień tam siedzieć – odpowiedział Mikleo, pomagając naszej księżniczce w jedzeniu. 
- Ale co, jeżeli znajdzie jakieś dziwne rzeczy na dnie? Ty znalazłeś jakąś magiczną perłę, która omal cię nie zabiła. Takich rzeczy może być tam więcej – wyjaśniłem swoje zaniepokojenie, wpatrując się w niezwykle spokojną taflę jeziora. Miałem nadzieję, że Yuki zaraz wyjdzie z jeziora, ale tak się nie stało. 
- Jeżeli tak bardzo się o to boisz, rozejrzę się za nim i go zawołam – odparł, oddając mi córeczkę pod opiekę. – Ale raczej już nic dziwnego nie powinno być w tym jeziorze. 
- Po prostu na siebie uważaj – poprosiłem, chyba odrobinkę za bardzo panikując. 

<Mikleo? c:> 

piątek, 24 czerwca 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Ciesząc się ze wspólnego tak przyjemnego czasu z rodziną, miło tak było po prostu bawić się z córką w wodzie, ucząc ją pływać, zerkając od czasu do czasu na bawiącego się w wodzie syna ze swoim psem i męża robiącego coś na trawie, chyba zaczyna się nudzić, sam bowiem do wody wejść nie chciał, a więc pozostało mu niestety siedzenie na kocu i obserwowanie albo nas, albo natury, która moim zdaniem jest piękna i warta obserwacji. Pozwala uspokoić skołatane myśli, a mu coś mi się tak wydaje bardzo to się przyda.
Uśmiechając się pod nosem, musiałem skupić się całkowicie na córce, która wymagała mojej opieki, nie chciałbym bowiem aby stała się jej krzywda, tylko dlatego, że na nią przez chwile nie patrzyłem, chyba bym tego naprawdę nie przeżył.
Po niecałych dwudziestu minutach wyszedłem z córką z wody, nie chcąc przypadkiem, by moje dziecko mi się rozchorowało, jest malutka i, mimo że powinna być odporna z wiadomych powodów, wciąż mimo wszystko jest pół człowiekiem, a ja muszę pilnować, by nic jej nie groziło nawet przeziębienie.
- Dziś zaśnie nam bardzo szybko, coś tak myślę - Odezwałem się do męża, sadzając moją małą zmęczoną kruszynkę na kocu, zerkając na męża, który coś trzymał w swoich dłoniach. - Co tam robisz? - Spytałem, kucając przy mężu, by zerknąć na jego dłonie.
- Cóż, wiem, że to dziecinne, ale chciałem z kwiatów upleść ci wianuszek i właśnie skończyłem - Gdy to mówił, położył wianek na mojej głowie, wywołując uśmiech na moich ustach. To było naprawdę słodkie, mój mąż doskonale wie jak wywołać uśmiech na moich ustach.
- Dziękuję, to naprawdę piękny podarunek - Przyznałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, ciesząc się jak nigdy z tak drobnego prezentu, mi naprawdę nie wiele do szczęścia brakuje. Mam piękny dom z dala od zgiełku wśród drzew blisko jeziora, mam cudownego męża i przyjaciela w jednym, dwoje cudownych dzieci i – co więcej – byłoby mi potrzebne? Życie wieczne z nimi.
- Nie dziękuj to przecież nic takiego, chciałem tylko sprawić ci troszeczkę przyjemności - Wyjaśnił, głaszcząc mnie po policzku, nim wziął naszą małą córeczkę na ręce, kruszyna była tak zmęczona, że aż zasypiała tacie na rękach, chyba pora wracać, mimo że nie jesteśmy tu za długo, mała powinna spać w łóżeczku, z drugiej strony świeże powietrze dobrze jej zrobi spanie na kocu też, nie powinno jej zaszkodzić, jestem troszeczkę przewrażliwiony i to każda matka, do czego to doszło, by nazywano mnie mamą, tego bym się nigdy nie spodziewał.
Zostaliśmy na kocu, kładąc się w cieniu, unikając bezpośredniego słońca, które nie było zdrowe ani dla aniołów wody, ani dla ludzi, nam grozi, to przegrzaniem a mojemu mężowi udar, a tego nie chciałbym dla żadnego z nas.
Zadowolony wpatrywałem się w niebo, ciesząc tą spokojną i co najważniejsze wspólną chwilą z rodzinom.
- Mogłoby być już tak zawsze - Przerwałem cisze, mówiąc na głos to, co myślę i najważniejsze to, co czuje. Chyba powoli zaczynam rozumieć, o co w tym chodzi.
- I może być już zawsze - Odpowiedział, na co westchnąłem cicho. Wiedząc, że nie jest to możliwe, zawsze? Oboje wiemy, że zawsze się nie da, Sorey nie jest nieśmiertelny, a nasze dzieci kiedyś pójdą swoją ścieżką a wtedy, wtedy będę znów sam. Czasem nawet myślałem co zrobię, gdy do tego dojdzie, gdy dojdzie do odejścia z tego świata mojego męża, a dzieci pójdą swoją drogą, nigdy jednak nie chciałem dopuszczać do siebie myśli tego, co będzie, gdy tak się stanie, bo czy będę w stanie żyć znów samotnie? Nie wiem, teraz nie chce, o tym myśleć to nie czas na to..
- Zawsze chyba nie - Powiedziałem twe słowa cicho i bardzo niepewnie nie chcąc, aby źle to odebrał.
- Dlaczego? - Spytał zdumiony, odwracając głowę w moją stronę.
- W życiu nie zawsze może być tak przyjemnie, jak dziś, ponadto kiedyś nasze dzieci pójdą w swoją stronę, a i ty wiecznie żyć nie będziesz. Co oznacza, że nie może być tak już zawsze przynajmniej nie w przypadku nieśmiertelnych - Wyjaśniłem, patrząc prosto w jego oczy, uśmiechając się delikatnie, szczerze poruszając może i bolesny, ale potrzebny temat.

<Pasterzyku? C:>

czwartek, 23 czerwca 2022

Od Soreya CD Mikleo

Wypad nad jezioro był całkiem dobrym pomysłem. Im, jako serafinom wody, dobrze zrobi kontakt z wodą, a ja sobie po prostu posiedzę na brzegu i jedynie dopilnuję, by im nic się stało. Trzeba było wykorzystać ten dzień w zupełności, w końcu nie prędko dostanę kolejny dzień wolny. 
- Dobry pomysł. Wezmę tylko jakiś koc i zrobię przekąski – odparłem, całując go w policzek. 
- Po co przekąski? Dopiero co zjedliście obiad – zauważył, odwracając się w moją stronę. 
- Ale zdążymy jeszcze zgłodnieć – wyjaśniłem, zabierając się za przygotowanie drobnych smakołyków. Wiem, że Miki i Yuki nie muszą jeść i że szykuje to głównie dla mnie i Misaki, ale może troszkę się skuszą. Nie będę w nich niczego wciskał, jeżeli coś zostanie, to będzie na jutro. 
- Może ja się tym zajmę...? – zaproponował niepewnie Mikleo, siadając na blacie obok mnie. 
- Ty już dzisiaj się wystarczająco napracowałeś, pozwól zatem, że ja cokolwiek dzisiaj zrobię – twardo trzymałem się swego. Miki dzisiaj zrobił bardzo dużo; przygotował nam przepyszne śniadanie oraz obiad, zajął się ogródkiem, domem, zwierzakami... a ja jedyne, co robiłem w tym czasie, to opiekowałem się dziećmi. To bardzo mało, a obiecałem sobie, że skoro mam wolne, to mu pomogę. – Usiądź i odpocznij, dam ci znać, kiedy wszystko będzie gotowe – dodałem, skupiając się na tym, co robię. Nie chciałem sobie w końcu odkroić palca, a wiedziałem, że byłem w stanie to zrobić. 
Mikleo wyszedł na dwór, a ja na spokojnie zająłem się przygotowaniami. Szkoda, że nie było to tak dużo do roboty. Chciałbym w jakikolwiek sposób odpłacić się Mikleo za wszystko, co dla nas robi. W końcu to na jego głowie jest cały dom i dzieci. Na tyle, na ile pozwala mi praca, staram się mu pomagać w tych wszystkich obowiązkach, ale oczywiście to nadal nic w porównaniu z tym, co i tak musi robić na co dzień. Swoją drogą ciekawe, czy w przeszłości w ten sposób wyobrażał sobie swoją przyszłość: spokojną, w której zajmuje się domem i dzieci oraz serwuje obiadki swojemu mężowi. Założę się, że nie. Jest przecież bardzo młody, i jako anioł, i jako człowiek. Dosłownie całe życie przed nim, a on już jest uziemiony w domu. Miałem nadzieje, że nie jest o to na mnie zły. Wiem, że rozmawialiśmy o zakładaniu rodziny i Miki na wszystko się zgadzał, ale jestem pewien, że miał nieco inne wyobrażenie o tym wszystkim. 
Po godzinie wyszedłem do moich aniołków, wraz z koszem pełnym przekąsek oraz kocem pod pachą. Mikleo musiał powiedzieć dzieciom, że idziemy nad jezioro, ponieważ już były gotowe i bardzo chętne. Nie chcąc dłużej przeciągać, zamknąłem za sobą drzwi na klucz, by nikt niepożądany nie wszedł do domu podczas naszej nieobecności, i podszedłem do mojej małej księżniczki, by wziąć ją na ręce. Całą rodziną skierowaliśmy się nad jezioro, włączając w to Codi’ego oraz, ku mojemu lekkiemu zdziwieniu, Coco. Wiem, że czasem ze mną chodziła do pracy, ale ostatnio zdecydowanie bardziej wolała zostawać w domu. Cóż, ja tam nie zamierzam narzekać, bardzo polubiłem tę kotkę, dzieci również, a Miki... cóż, chyba już dawno mu przeszła ta dziwna zazdrość o nią. Miki i ta jego zazdrość, ja jej chyba nigdy nie zrozumiem. 
Rozłożyłem koc na brzegu jeziora, a anioły oraz pies weszli do wody. Yuki i Codi buszowali tam na większej głębokości, a Mikleo z małą byli bliżej brzegu, by nic złego się jej nie stało. Nie miałem ochoty na wchodzenie do jeziora, dlatego wraz z Coco rozsiedliśmy się na kocu. Z początku jedynie przyglądałem się mojej rodzinie pilnując, by nic złego się jej nie stało, ale z czasem zaczęło być to nieco nużące. Zauważyłem, że obok mnie było skupisko ładnych kwiatów i do mojej głowy wpadł niezwykle głupi, dziecinny pomysł. Wianki robiło się, jak było się dziećmi, a nie jak jesteśmy dorosłymi, poważnymi ludźmi. Ale z drugiej strony, co innego miałem robić? Woda to był ich żywioł, nic złego im się nie stanie i nie muszę ich pilnować... powoli i dosyć niepewnie zacząłem pleść wianek, który pasowałby na głowę mojego męża. Może ten drobny gest wywoła na jego twarzy uśmiech, bo wyglądać w tym będzie prześlicznie. 

<Owieczko? c:> 

środa, 22 czerwca 2022

Od Mikleo CD Soreya

Zaskoczony patrzyłem na męża, nie wiedząc, czy aby na pewno tego chce, to znaczy on nie ja. Ja, mimo że nie potrzebuje tego tak często, a raczej nie potrzebowałbym, gdybym nie został tego nauczony, mogę poczekać, tak długo, jak tylko będzie trzeba. Nie chcę, aby mój mąż zmuszał się do kochania się ze mną, ze względu na mnie to znaczy nie wiem, czy robi to ze względu na mnie, czy sam po prostu ma na to ochotę. Za dużo myślę a niepotrzebnie mój mąż to po prostu człowiek, jeśli sam proponuję, na pewno musi tego chcieć.
- To ja powinienem zapytać, czy jesteś pewien, że chcesz? Wiesz, ja mogę poczekać - Mimo wszystko musząc się upewnić.
- To nie ja zostałem skrzywdzony - Po tych słowach zrozumiałem, że chce, tylko chyba troszeczkę się boi, nie rozumiejąc tego, że ja skrzywdzony się nie czuję, mimo wszystko był delikatny, a to najważniejsze.
Bez słowa, by ułatwić mu dalsze kroki, połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, popychając go na poduszkę, to wystarczające zielone światło które szybko zrozumiał, pozwalając sobie na chwilę namiętności, której obojga nam chyba brakowało.
- Wszystko było w porządku? - Spytał, po długim stosunku, gdy oboje zmęczeni leżeliśmy na poduszkach.
- Nawet lepiej - Wyznałem, zadowolony zaczynając odczuwać zmęczenie. Przyznać musiałem, przed sobą samym przyjemnie było po tak długiej, przerwie kochać się z mężem brakowało mi tego bardziej, niż mogłem na początku przypuszczać. Stałem się zachłanny, bardziej niż podejrzewałem, no trudno niczego nie żałuję.
- Jeśli tak uważasz - Ucałował moje czoło, mocniej przytulając mnie do siebie, to wystarczyło, abym odczuł zmęczenie, prowadzące mnie wprost w krainę morfeusza.

Następny dzień zaczął się dość monotonnie poranna rutyna szybka kąpiel po wczorajszych doznaniach, dzieciaki i standardowa codzienna opieka nad nimi, śniadanie dla dzieci i męża, sprzątanie i tak oto rozpoczął się mój dzień z różnicą taką, że w dniu tym uczestniczył również mój mąż. Jego obecność naprawdę mi się przydała, nie musiałem ciągle oglądać się z małą, gdy robiłem coś w kuchni, miło tak muc skupić się na jednym zajęciu do samego końca.
- Potrzebujesz pomocy? - Pytając, owinął ręce wokół mojego pasa, całując mnie w policzek.
- Nie, spokojnie nie ma takiej potrzeby - Przyznałem, uśmiechając się delikatnie, biorąc łyżkę do ręki, dając mu spróbować warzywnej zupy. - Dobre? Czy może przyprawić jeszcze? - Spytałem, chcąc poznać jego opinię, gdyż to on, a nie ja będzie spożywał ten posiłek.
- Nie, jest jak zawsze idealnie - Stwierdził, odkładając łyżkę na bok.
Zadowolony z pochwały wziąłem do rąk talerze, które mój mąż zabrał mi, nim zdążyłem je rozłożyć, robiąc to za mnie, no nic, jeśli potrzebuje się wykazać, ja nie mam z tym problemu. Bez gadania podałem mu łyżki, które rozłożył obok talerzy, mi pozostawiając nalanie zupy do talerzy.
Obiad robiony prawie pół godziny zjedzony został w pięć minut i tak o to znów nastał czas na mycie naczyń, które chciałem bez problemu umyć, bo czemu by nie w końcu nabrudziłem, to posprzątam. Sorey jednak miał inny na to plan.
- Ja zmywam - Stwierdził, zabierając gąbkę z moich rąk.
- Ależ nie musisz, ja przecież mogę to zrobić - Wyznałem, stając obok niego.
- Nie muszę, ale chcę i mogę - Wyjaśnił, myjąc naczynia. No nic, jeśli się już uparł, niech myje, mi to nie przeszkadza mam czas na odpoczynek. Kiwając tylko głową, podszedłem do okna, wpatrując się w otoczenie, Misaki bawiła się z Yuki'm, a więc mieliśmy troszeczkę spokoju od dzieci.
- Co takiego tam widzisz? - Zamyślony chyba na chwile odleciałem, nie dostrzegając nawet tego, że mój mąż umył już naczynia, pojawiając się za mną.
- A tak patrzę przed siebie, może pójdziemy na spacer lub nad jezioro? - Spytałem, nie chcąc siedzieć w domu, jest ładna pogoda, a świeże powietrze dobrze zrobi nam wszystkim.

<Pasterzyku? C:>

wtorek, 21 czerwca 2022

Od Soreya CD Mikleo

Mój mąż miał trochę racji. Powinienem pójść spać, bo już za kilka godzin powinienem wstać. Szkoda, że muszę do tej pracy wstawać tak wcześnie... no ale ma to swoje dobre strony. Im wcześniej wychodzę do pracy, tym wcześniej wracam i tym samym mam więcej czasu dla rodziny. Wcześniej nie miałem go praktycznie w ogóle. 
- Mogę się do ciebie przytulić? – spytałem niepewnie, kiedy Miki zmienił usiadł, zapalił świeczkę i wziął książkę do rąk. 
- Oczywiście, głuptasie. Nie musisz się pytać o takie rzeczy – odpowiedział, patrząc na mnie z lekkim rozbawieniem. 
- Nie chciałbym ci przeszkadzać – wyjaśniłem, nie będąc pewien, co robić. Do spokojnego snu jak zwykle potrzebowałem Mikleo blisko siebie, ale jeżeli moje ramię ma mu w przeszkadzać w odpoczynku, to jakoś sobie poradzę. 
- Nie przeszkadzasz – odparł, całkowicie tym niezrażony. – No chodź tutaj – dodał, wyciągając rękę w moją stronę. 
Nadal nie będąc pewnym tego wszystkiego przybliżyłem się do niego i ostrożnie przytuliłem się do jego ciała. Mikleo, zapewne by trochę mnie uspokoić, zaczął gładzić moje włosy. To było całkiem przyjemne... zamruczałem cicho, wtulając się trochę bardziej w jego ciało. Dzięki bliskości mojego męża oraz tym jego głaskaniu mnie po głowie zasnąłem szybciej, niż się spodziewałem. 

***

Następne dni mijały mi bardzo monotonnie. Szedłem do pracy, wracałem z pracy, spędzałem trochę czasu z dziećmi, a przed pójściem spać Miki tradycyjnie rozmasowywał moje obolałe mięśnie. W końcu jednak zapracowałem na dzień wolny, który standardowo zamierzałem spędzić z rodziną. I muszę przyznać, miło się pracowało, kiedy już miało się tę świadomość, że dnia następnego nie muszę wstawać o piątej rano. 
Standardowo po powrocie z pracy poświęciłem czas dzieciom, zjadłem przepyszny obiad przygotowany przez mojego męża, a wieczorem, kiedy dzieci już spały, postanowiłem poczekać w sypialni na mojego męża. Miałem nadzieję, że może trochę skorzystamy z wolnego wieczoru... Minęło trochę czasu od naszego ostatniego stosunku, ale to wszystko było z mojej winy. Po tym, co mu zrobiłem, czułem, że nie zasługuję na niego. Zresztą, nadal tak czuję, ale to poczucie winy już mnie tak nie przytłacza. 
- Ostatnio bardzo dużo czasu spędzasz na dachu – odezwałem się, kiedy Mikleo wrócił do sypialni. Odkąd tylko zacząłem pracować, każdy wieczór spędzał tam na górze, aż do późnych godzin. Co prawda mówił mi, że rozmawiał z Bogiem, ale do tej pory nigdy tego nie robił. Albo może raczej nie robił tego tak często, jak teraz. Odrobinkę mnie to niepokoiło, miałem wrażenie, że dzieje się coś złego. 
- Mówiłem ci już, że rozmawiam z Panem. I tak nie poświęcam mu tak wiele czasu, jak powinienem – odpowiedział, siadając obok mnie. – A ty powinieneś już od dawna spać . Będziesz miał problem, aby wstać jutro do pracy – na jego słowa zmarszczyłem brwi. Przecież mam jutro wolne, mówiłem mu o tym... a może nie? Nie pamiętam już. Czy to już skleroza? Jestem dość stary, więc to całkiem prawdopodobne...
- Tym się nie przejmuj, jutro mam dzień wolny. Słuchaj, czy... wszystko w porządku? Mam wrażenie, że coś się dzieje, coś niedobrego – powiedziałem, przyglądając się mu z uwagą. 
- Nie powinieneś się tym przejmować, to już nie twoje zmartwienie. Nie jesteś już pasterzem, a to jest właśnie zadanie dla niego – jego słowa ani trochę mnie nie uspokoiły. Czyli jednak jest coś na rzeczy. I to coś poważnego, skoro Miki wspomina pasterza. 
- Właśnie, że powinienem, jeżeli grozi coś tobie, albo dzieciom, to... – zacząłem, ale dłoń Mikleo przeszkodziła mi w dalszym mówieniu. 
- Nic nam nie grozi. Tobie też nie – odpowiedział, uśmiechając się delikatnie. Uśmiech ten był szczery, czyli naprawdę nic im nie groziło, przynajmniej na razie. Tyle dobrego, oni już wystarczająco dużo wycierpieli, i to z mojego powodu, zasługują w końcu na spokój. – Połóżmy się spać, pewnie jesteś zmęczony po całym dniu pracy. 
- Właściwie, to miałem nadzieję, że trochę bardziej przyjemnie spędzimy ten wieczór, ale nie wiem, czy masz ochotę – wyjaśniłem, zakładając jeden z jego kosmyków za ucho. Po tym, co od niego usłyszałem, wcale bym się nie zdziwił, gdyby nie miał do tego ochoty, a ja to oczywiście zamierzałem uszanować. 

<Owieczko? c:> 

poniedziałek, 20 czerwca 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Kiwnąłem głową, doskonale rozumiejąc jego dzisiejsze samopoczucie, Sorey dawno nie pracował w tak ciężki sposób fizycznie, dlatego jego ciało może odczuwać zakwasy, których wcześniej w ogóle nie odczuwał. Na szczęście mój mąż ma anioła, który potrafi leczyć i masować a w tym wypadku wydaje mi się, że to potrzebne a może niepotrzebne a przydatne by jego ciało nie cierpiało niepotrzebnie.
- Dasz radę, wieczorem rozmasuje twoje mięsnie - Obiecałem, starając się nie odwracać za bardzo głowy od pracy, by nie zrobić sobie krzywdy.
- Doskonale chyba wiesz, że nie musisz tego robić prawda? - Zwrócił mi uwagę, zwracając się do mnie tak, jakbym był zmuszany do pomocy, a przecież sam tego chce, po co więc ta cała przemowa o tym, co mogę, a czego nie mogę lub raczej nie muszę, nie wiem, czasem naprawdę nie rozumiem, dlaczego aż tak się wzbrania, skoro nie musi.
- Tak, jak najbardziej zdaje sobie z tego sprawę, nie muszę, jednakże chce, dlatego sam to proponuje czyż nie? - Po mojej wypowiedzi mój mąż kiwnął głową, nie drążąc dalej tematu, który moim zdaniem i tak nie miałby najmniejszego sensu, ja na jego nieszczęście jestem uparty i nie odpuszczam tak łatwo i chyba to już doskonale wie.
W milczeniu przygotowałem obiad, stawiając go przed mężem, wołając Misaki i Yuki, ego, bo o ile to pierwsze zjeść musi tak to drugie może nie chcieć, dlatego wolałem dopytać, by być tego pewnym. Nie chciałbym, by któreś z moich dzieci poczuło się poszkodowane.
I tak oto w rodzinnej atmosferze zjedliśmy wspólny posiłek, na który skusili się wszyscy. Kilka minut jedzenia sterta sprzątania.
Bez narzekań, bo i pomoc zacząłem sprzątać, nie przyjmując pomocy męża, on to powinien się położyć i odpocząć po pracy lub pobawić się z dziećmi ja sobie doskonale sam poradzę.
Na szczęście w końcu wyszedł z kuchni, idąc do dzieci, z którymi warto było nadrobić stracony czas.
Resztę dnia upłynęła nam całkiem spokojnie, z powodu gorąca przebywaliśmy w domu a nocą, gdy zrobiło się chłodniej, dzieci spały, a mąż poszedł zażyć długiej kąpieli, wróciłem na dach, obserwując gwiazdy, rozmawiając z naszym stwórcą, wiejący wiatr przysyłał mi jego słowa, ja z chęcią odpowiadałem, ostatnimi czasy słyszałem jego głos c oraz to częściej nadchodzi mrok, demony w nich uwięzione zmieniają ludzi niewierzących w kamień, już niedługo żaden niedowiarek nie będzie bezpieczny. Zdając sobie z tego sprawę, wiedziałem, że niewierzący powinni uwierzyć jak jednak to uczynić? Tego nie wiedziałem.
Wzdychając cicho, rozprostowałem mięśnie, wracając do sypialni, gdzie znajdował się już mój mąż.
- Znów byłeś na dachu? - Dopytał z ciekawości.
- Tak, szum wiatru mnie relaksuje - Stwierdziłem, siadając na łóżku za mężem. - Rozluźnij się - Dodałem, zaczynając delikatnie rozmasowywać jego biedne mięśnie, chcąc mu pomóc, by niepotrzebnie nie cierpiał, po co ma jutro cierpieć z bólu, skoro mogę mu pomóc, to nic trudnego krótki masaż i będzie po wszystkim.
- Od kiedy szum wiatru cię uspokaja? - Spytał zaskoczony.
- Od wtedy, gdy słyszę w nim głos naszego pana - Wyjaśniłem, do porządku wmasowując jego ramiona i plecy.
- Słyszysz głosy? - Nie rozumiał, pewnie znów myślał, że jestem chory, gdy nie byłem, słyszałem głos boga, od zawsze jak każdy inny anioł nigdy jednak o tym nie mówiłem, nie czują takiej potrzeby.
- Nie głosy a głos, głos mojego pana a waszego stwórcy - Wyjaśniłem, kończąc to, co zacząłem.
- W porządku już nie powinno boleć, a teraz idź już spać, nie chce, byś jutro nie mógł przeze mnie wstać - Dodałem, składając delikatny pocałunek na jego ramieniu, kładąc się do łóżka, nakrywając ciało kołdrą, nie byłem jeszcze zmęczony, dlatego postanowiłem poczytać książkę, aby czymś się zająć, nie chcąc przeszkadzać mężowi we śnie, teraz najważniejsze, aby się wyspał, musi być wypoczęty do pracy, bo tylko to jest najważniejsze.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Ostrożnie objąłem go w pasie, cicho wzdychając. Tej części z wiatrem nie za bardzo rozumiałem, w końcu jak mógł słuchać wiatru, skoro był serafinem wody, ale niechaj mu będzie, może to taki skrót myślowy, którego ja nie zrozumiałem. Albo może znowu jest chory...? Dyskretnie sprawdziłem jego czoło, ale wydawał się nie mieć gorączki, czyli to nie jest żadna choroba, a po prostu ja nie zrozumiałem jego słów. 
- Taki mój obowiązek jako ojca i męża – powiedziałem, całując go w skroń. – Muszę zadbać o twoje dobre samopoczucie oraz dzieci. Dzisiaj czujesz się lepiej? – dopytałem, przypominając sobie, że wczoraj był zmęczony. 
- Zdecydowanie lepiej. I to dzięki tobie – odparł, a ja wyczułem, jak się uśmiecham. Dlaczego dzięki mnie, także nie rozumiałem. Nie zrobiłem dzisiaj przecież niczego takiego, tylko kupiłem im sadzonki. I zaproponowałem, że pójdziemy nad jezioro, no ale przecież to nie było nic wielkiego. Gdyby nie ja, pewnie sam Miki na to by wpadł, albo Yuki. 
- Ja tam tak nie uważam – odpowiedziałem mówiąc to, co uważałem. – Jutro wracam do pracy i chciałem troszkę spędzić z wami czas. 
- Wracasz do pracy? Do straży? Nie mówiłeś mi nic o tym – zaskoczony odsunął się ode mnie, by przyjrzeć mi się uważnie. Naprawdę mu nie mówiłem? Wydawało mi się, że coś mu wspominałem... albo może miałem mu powiedzieć, a mi się zapomniało? Sam już nie wiem. 
- Nie wracam do straży, dostałem propozycję pracy w kuźni. I będę pracował jedynie za dnia, co raczej ci się powinno spodobać – wyjaśniłem, nadrabiając trochę tę zaległość.
- Od której zaczynasz? – dopytywał dalej. 
- O szóstej i kończę o piętnastej. I na spokojnie, nie musisz wstawać ze mną. Na spokojnie się wyśpij – dodałem, odwracając wzrok w stronę zamku. – Schodzimy? Trochę się zimno zrobiło – dodałem chcąc, aby zszedł na dół ze mną. 
- Chyba jeszcze chwilę posiedzę – odpowiedział, czym lekko mnie zasmucił. No ale jeżeli tego chce, to go nie będę do niczego zmuszał. Najwidoczniej po całym dniu poświęconym rodzinie potrzebował czasu jedynie dla siebie i to było jak najbardziej normalne.
- Tylko nie za długo – dodałem na zakończenie, powoli schodząc z dachu. Nie chciałbym w końcu spaść i zrobić sobie krzywdę dzień przed pracą. Jakby to o mnie świadczyło? Specjalnie odkładałem pójście do nowej pracy na po ślubie, by zaraz nie brać wolnego, więc miałem nadzieję, że mój misterny plan nie pójdzie się walić. 
Na szczęście zejście z dachu skoczyło się bez żadnych kontuzji z mojej strony. Wróciłem do pokoju i w oczekiwaniu na męża zacząłem czytać książkę. Miki nie wracał przez dłuższy czas, a ja byłem coraz to bardziej zmęczony, dlatego zdecydowałem się nie czekać na niego dłużej i położyć się spać. Musiałem w końcu wstać nieco wcześniej niż zazwyczaj i naprawdę nie chciałbym zaspać. 
Rano obudziłem się o idealnym czasie. Mikleo spał obok mnie, czego nie byłem do tej pory świadom. Musiał przyjść, jak już zasnąłem, ciekawe tylko, jak późno w nocy przyszedł. Może gdybym poczekał jeszcze moment, nie przegapiłbym momentu, w którym to mój mąż przyszedł do pokoju... teraz na to nic nie mogłem poradzić. Wstałem z łóżka, nie budząc Mikleo i zszedłem na dół, by zrobić sobie jakieś szybkie śniadanie i zaraz wychodzić. 
Wróciłem do domu przed szesnastą, nieco zmęczony i może odrobinkę głodny, w końcu jedyne, co dzisiaj zjadłem to dwie kanapki rano. Przywitałem się z dziećmi i zwierzakami, a następnie poszedłem do kuchni, skąd dochodziły przecudowne zapachy. Mikleo jak zwykle tworzył cuda w kuchni, co przecież sensu w ogóle nie miało, bo jako anioł umiejętność gotowania była mu całkowicie niepotrzebna. To ja powinienem umieć gotować i zadbać o swoje interesy, a do tej pory potrafię jedynie kilka rzeczy: najprostszego kurczaka uda mi się upiec, jak się niedawno przekonałem, naleśniki też zrobię, ciasto mierne jakoś zrobię, o i oczywiście kanapki, na najprostszych kanapkach przeżyłem w końcu połowę swojego życia... dobrze dla mnie, że Miki nauczył się gotować, bez niego na pewno bym zginął. 
- I jak było w pracy? – spytał Mikleo, kiedy zaszedłem go od tyłu i pocałowałem go w policzek. 
- Dobrze. Jutro będzie zdecydowanie gorzej – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, siadając na krześle i rozciągając się leniwie. 
- Dlaczego?
- Ponieważ będę miał zakwasy i będą mnie bolały mięśnie, o których nie miałem pojęcia, że są. I które zostały mi brutalnie wyrwane – wyjaśniłem, rozciągając kark. Ta praca w kuźni była znacznie cięższa niż w straży, dawno nie pracowałem fizycznie z taką intensywnością. Po kilka dniach na pewno się do tego przyzwyczaję, ale zanim to się nie zdarzy, każdy dzień będzie dla mnie torturą. Przynajmniej w ten sposób trochę wyrobię sobie sylwetkę...

<Aniele? c:> 

niedziela, 19 czerwca 2022

Od Mikleo CD Soreya

 - To doskonały pomysł - Wyznałem, po wysłuchaniu słów męża, było ciepło, a praca na pełnym słońcu na pewno nagrzeje nasze ciała, woda będzie więc doskonałym lekarstwem na gorąc panującą dokoła. Najpierw jednak musieliśmy spokojnie zająć się tym, co było dla nas najistotniejsze, oczywiście miałem na myśli ogród a bardziej sadzonki, które musieliśmy skończyć sadzić przed pójściem nad jezioro, już niewiele nam zostało kilka roślin i gotowe.
- Mi też się podoba - Zawołał Yuki, podlewając posadzone już roślinki, które od dziś będziemy musieli dziennie kontrolować, aby wyrosły z nich piękne i zdrowe warzywa, jak i owoce.
- I gotowe - Zawołał zadowolony chłopiec, kiedy to podlewał ostatnią sadzące znajdującą się w ziemi. Nasz mały warzywnik wygląda naprawdę dobrze, a będzie wyglądał jeszcze lepiej, gdy pojawią się pierwsze warzywa a obok nich owoce, na samą myśl już mi ślinka cieknie. - Idziemy? - Dopytał chłopiec, stawiając konewkę do miejsca, z którego ją wziął, już nie mogąc się najwidoczniej doczekać pójścia nad jezioro.
- Tak, słońce możemy iść, tylko najpierw się przebierzmy - Poprosiłem, nie chcąc iść nad jezioro w brudnych od ziemi ubraniach i bez tego czasem ciężko wyprać mi ubrania.
Yuki nie miał nic przeciwko, jako pierwszemu biegnąc do pokoju się przebrać, a za nim z widocznym rozbawieniem na twarzy ruszyliśmy i my, bym mógł przebrać się ja i mała, która mimo wszystko się ubrudziła, tym jednak zajął się mój mąż, dając mi chwile spokoju na przebranie się w czyste ubrania.
Przebrany i gotowy nad jezioro spakowałem nam koszyk z jedzeniem w razie, gdyby ktoś zgłodniał i koc, by mieć gdzie usiąść, z takim asortymentem gotowi byliśmy iść nad jezioro, gdzie było zdecydowanie chłodniej i przyjemniej niż tu na pełnym słońcu.
Na szczęście jezioro z chłodną cudowną wodą nie było daleko. Dlatego, gdy tylko znaleźliśmy się na miejscu i ja i Yuki weszliśmy do wody, korzystając z jej darów, czując się jak ryby w wodzie, sam Sorey wszedł do wody z małą, by ta troszeczkę się w niej pobawiła, uroczy widok, gdy twoje maleńkie dziecko tak słodko próbuje pływać w wodzie. Jeszcze trochę i bez naszej pomocy będzie szalała w głębi wód tak jak teraz ja i jej starszy brat.
Zabawa nad wodą, odpoczynek na kocu i koszyk z jedzonkiem stworzył nam całkiem przyjemny dzień, po którym dzieciaki padły, nie mając siły nawet na mycie, to nic jutro się to nadrobi i tak kąpały się w jeziorze.
Mój mąż po położeniu Misaki do łóżka zakombinował mi, że idzie się umyć, na co kiwnąłem tylko głową, wychodząc przez okno na dach naszego domu, wpatrując się w gwiazdy z uśmiechem na ustach. Niebo mimo tego, że zdawało się czyste, wcale takie nie było, złość, smutek, ból, zawiść i kłamstwo rządziło światem, a to, co dobre powoli umierało, ludzie nie widzieli tego, bo nie oni mieli to widzieć, anioły zesłane na ziemie mające chronić ludzi przed złem dostrzegały to, a jednak nic nie mogły z tym zrobić, ludzie nie wierzą i nikt nie może ich do tego zmusić. Oby Misaki była tą, którą ma nawrócić ludzi, w innym wypadku w dalekiej przyszłości a może już nie aż tak dalekiej na świecie znów pojawi się zło wywołujące wojny i śmierć dobrych i złych ludzi.
- Miki co tu robisz? - Sorey który chyba mnie poszukiwał, znalazł się na dachu, stając obok mnie.
- Odpoczywam, lubię wsłuchiwać się w to, co mówi mi wiatr - Wyznałem, uśmiechając się do niego ciepło. - Dziękuje za dzisiejszy dzień, był naprawdę przyjemny, miło tak czasem spędzić dzień z całą rodziną - Dodałem po chwili, kładąc głowę na jego ramieniu, patrząc w gwiazdy, dostrzegając tę jedną spadającą, gdyby tylko naprawdę spełniała życzenia, chciałbym pokój na ziemi, bo tylko to potrzebne jest światu.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Patrzyłem na nich obu nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć. Znaczy, owszem, rozumiałem, skąd taki pomysł, sam myślałem, by zająć się ogródkiem, ale szybko zdałem sobie sprawę, że sam nie dałbym sobie rady. Jako, że teraz będę pracował do późnych popołudni, więc czasu nie będę miał za wiele, którego na takie rzeczy potrzeba, no i też teraz raczej jest trochę za późno na sianie nasion. 
- Jesteś pewien? To wymaga trochę czasu, a i tak już teraz masz trochę obowiązków – odpowiedziałem, przyglądając się mu uważnie. Oczywiście, że będę mu pomagać, kiedy tylko będę mógł, no ale to nie będzie jakaś wielka pomoc. Dom, dzieci, zwierzaki i teraz jeszcze ogródek, to raczej trochę dużo, już wczoraj widziałem, że był zmęczony, a co dopiero będzie później... wiem, że taki ogródek będzie dobrą inwestycją na przyszłość, ale nie za cenę zdrowia mojego męża. 
- Yuki mi będzie pomagał. Nie martw się o mnie, nie porywałbym się na takie coś wiedząc, że nie dałbym sobie rady – odpowiedział mi Miki, uśmiechając się do mnie łagodnie. Nie byłbym co do tego taki pewien, ale już nic nie mówiłem. 
- Jakie chcecie te nasiona? – spytałem, biorąc łyk kawy. 
- Wszystkie! – słysząc odpowiedź Yuki’ego, parsknąłem cicho śmiechem. To było bardzo konkretne, teraz już wszystko wiem. 
- Rozumiem. Zobaczę, co da się zrobić – powiedziałem, odkładając kubek na blat i zacząłem powoli zbierać się do wyjścia. 
- Ale że teraz, już? Może najpierw zjedz śniadanie – odezwał się Mikleo, biorąc na ręce Misaki, która ewidentnie chciała troszkę atencji. 
- Zjem, jak wrócę, nie zajmie mi to dużo czasu. Do zobaczenia – dodałem, całując go w policzek na pożegnanie. 
Wróciłem do domu po niecałej godzinie nie tylko z nasionami, ale także i kilkunastoma sadzonkami. Większość z tych nasion będą mogli wykorzystać dopiero w przyszłym roku, no ale sadzonki mogą posadzić już teraz. Trochę pieniędzy na to wydałem, no ale skoro tak bardzo tego chcą, to niech mają. Miałem tylko nadzieję, że Yuki szybko się nie znudzi, nie chciałbym, aby Miki po dwóch tygodniach został z tym wszystkim sam. To tylko dziecko, więc to naturalne, że trochę się czymś zainteresuje i po jakimś czasie przestanie. Myślałem, że z Codim będzie podobnie, a jednak minęło tyle lat i dalej zajmuje się nim zajmuje: daje mu jeść, czesze go regularnie, kąpie, trenuje... może więc jego zainteresowanie ogrodnictwem także przetrwa trochę dłużej. 
- Proszę. Wszystkie nasiona, jakie znalazłem i kilka sadzonek, które można zasadzić już teraz – odpowiedziałem, kładąc siatkę z zakupami na stole. 
- Super! Mamo, mamo, idziemy już sadzić? – spytał podekscytowany Yuki, tym razem męcząc Mikiego. 
- Czekaj, Yuki, muszę tacie śniadanie przygotować... – zaczął, ale zaraz mu przerwałem. 
- Jestem dużym chłopcem i potrafię sobie przygotować posiłek – odparłem, biorąc łyk swojej wcześniejszej kawy i zaraz się po tym się skrzywiłem. Myślałem, że zimna kawa nie jest taka za, ale zmieniam zdanie, jest obrzydliwa. Jak ludzie mogą pić coś takiego? 
Mikleo wziął na zewnątrz dzieci oraz psa, zostawiając mnie z Coco, która raczej nie chciała opuszczać chłodnego domu. Nie spiesząc się przygotowałem sobie kanapki z serem i sałatą oraz także przygotowałem sobie nową kawę. Kiedy już wszystko zjadłem, wyszedłem na dwór zobaczyć, jak idzie moim aniołkom sadzenie w ogrodzie. Spodziewałem się, że na tym etapie Yuki będzie zajęty czymś zupełnie innym, dlatego lekko się zaskoczyłem, kiedy zastałem go przy grządkach: Mikleo sadził z jednej strony, Yuki z drugiej. W sumie, to z chęcią bym im pomógł, ale dla trzeciej osoby miejsca by tam nie było, a nie chciałbym przypadkiem zaszkodzić sadzonkom, trochę mnie one kosztowały. 
- Co wy na to, abyśmy później poszli nad jezioro? – zaproponowałem, biorąc Misaki na ręce i trochę ratując przy tym Codiego, którego trochę zaczepiała. Od jutra zaczynam pracę w kuźni, więc to jest ostatni dzień przed pracą, który mógłbym całkowicie poświęcić rodzinie i właśnie to chciałem uczynić. 

<Mikleo? c:>

sobota, 18 czerwca 2022

Od Mikleo CD Soreya

Chwytając delikatnie jego dłoń, spojrzałem mu prosto w oczy, cicho wzdychając, słysząc jego pytanie, bo ile jeszcze razy mogę powtarzać jedno i to samo, nie chcę, aby odchodził, nie chce, aby zostawiał mnie i dzieci, nie mogę bez niego żyć, tak jak on nie może żyć beze mnie, po co więc rozdzielać dwie połówki, które rozdzielone nigdy nie powinny być.
- Ile jeszcze razy chcesz usłyszeć ode mnie, że nie chce, abyś mnie opuszczał? Ile jeszcze mam ci mówić, że cię kocham i chcę trwać przy tobie do końca dni, ile jeszcze razy mam wspomnieć, że dzieci cię potrzebują, a ja nie dam sobie sam rad? Co jeszcze mam powiedzieć, abyś więcej nie zadawał takich pytań? - Spytałem, naprawdę nie wiedzą jak miałem mu zakomunikować to wszystko bardziej dosadnie, aby już nigdy o to nie pytał. Ciągle i prawie na każdym kroku mu to mówię, dlaczego więc wciąż o to pyta? Sam nie wiem, czasem po prostu go nie pojmuję.
- Ja po prostu nie potrafię w to wierzyć, jak możesz być z kimś takim jak ja, skrzywdziłem cię i doprowadziłem prawie do twojej śmierci, jak możesz mi to wszystko wybaczyć? - Spytał, patrząc prosto w może oczy, nim przytuliłem się do niego.
- To proste kocham cię i wiem, że ty kochasz mnie, oboje nie potrafimy bez siebie żyć, więc to tłumaczy chyba nam wszystko, dla tego pros przestań już o to pytać i połóż się obok mnie - Wyjaśniłem, jednocześnie prosząc, naprawdę mając już dość dzisiejszego dnia, byłem zmęczony i chciałem odpocząć, jutro znów rozpocznie się nowy dzień, opieka nad dziećmi, sprzątanie gotowanie i ogródek, dziś mama od Emmy przynosząc nam świeże warzywa, zainspirowała mnie do zajęcia się naszym ogródkiem, trochę wyplewić, trochę pograbić, zasadzić warzywa i owoce woda, słońce szczypta nawozu i ani się nie obejrzymy, a już będziemy mieli własny ogródek pełen owoców i warzyw.
Mój mąż nie dyskutując już, położył się grzecznie obok mnie, bez zbędnych słów lub nie daj Bóg pytań, przytulił się do mnie, zamykając oczy i tak właśnie zakończył się dzień, który miałem nadzieje, zakończy niepewność narastającą w sercu mojego męża.

Dnia następnego o świcie wstałem z łóżka, sprawdzając cicho, czy dzieci śpią, na moje szczęście spały a ja miałem czas, aby troszeczkę posprzątać w domu, przygotowując wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do ogródka, w międzyczasie obudziła się Misaki, którą nakarmiłem, a i chwile później pojawił się Yuki, który słysząc mój pomysł o ogródku z warzywami i owocami, zdeklarował się do pomocy i tak nim słońce za bardzo zaczęło grzać, przygotowaliśmy nasz własny warzywnik, do którego wypadałoby coś posadzić, najpierw jednak musiałem po nasiona wysłać męża to jednak później po śniadaniu, gdy będzie już w stanie.
Jak na dwie godziny pracy w ogrodzie udało nam się zrobić naprawdę dużo, oczywiście jeszcze dużo przed nami, ale i z tym sobie poradzimy, Yuki bardzo jest chętny do pomocy, a i Sorey pewnie będzie chciał pomóc, tyle ile będzie mógł.
Wracając do domu, wysłałem chłopca do łazienki. Chcąc, aby się umysł, gdy ja wraz z Misaki przygotowaliśmy śniadanie i kawę dla taty, który wstał chwile później.
- Tato, tato musimy iść na zakupy - Zawołał Yuki, gdy tylko dostrzegł znajdujące się w kuchni Soreya.
- Na zakupy? Ale po co? - Dopytał, zaskoczony dopiero co siadając przy stole.
- Yuki, spokojnie jeszcze zdążymy - Uspokoiłem chłopca, patrząc na niego z rozbawieni.
- Ale ja chce już, chce już sadzić nasiona - Zawołał, nie wdrążając w to wszystko swojego taty.
- Nasiona? Yuki, co masz na myśli? - Sorey uniósł jedną brew, wciąż niczego nie pojmując.
- Razem z mamą przygotowujemy grządki do sadzenia warzyw i owoców - Wytłumaczył, co chyba lekko go zaskoczyło, bo spojrzał na mnie z widocznym zdumieniem na twarzy.
- To prawda? - Dopytał, tak jakby nie do końca wierzył chłopcu.
- Tak, jestem w domu prawie cały czas, dlatego mogę zająć się ogrodem, warzywa są droższe, a z własnego ogrodu będę nie tylko tańsze, ale i zdecydowanie smaczniejsze - Wyjaśniłem, uśmiechając się do męża, robiąc to przede wszystkim dla niego i małej, bo z miłości czasem warto się dla innych poświęcić.

<Pasterzyu? C:>

piątek, 17 czerwca 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Podobnie jak Mikleo, mnie także nie podobał się ślub z przymusu. Zresztą, kto tego by chciał, każdy człowiek wolałby wziąć ślub z osobą, do której żywi prawdziwe uczucie. Niestety, to nie może być takie proste, żyjemy w takich czasach, że rzadko który człowiek bierze ślub z miłości. Teraz najważniejsze są pieniądze, wpływy, siła, i łatwo można je zdobyć, stając się częścią jakiejś wpływowej rodziny poprzez właśnie ślub. Z jednej strony rozumiałem takie postępowanie, dobrobyt w życiu jest ważny, ale z drugiej nie wyobrażam sobie życia bez Mikleo. Bez niego nie byłbym szczęśliwy, a jeżeli nie jest się szczęśliwym, to nie ma się po co żyć, przynajmniej w mojej opinii. Może to dlatego teraz tak trudno mi go opuścić.
- Rozmawiałem z nim trochę i nie wydawał być zły. Poza tym, Alisha też nie da sobie w kaszę dmuchać. Da sobie radę – powiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie. 
- Oczywiście, że da sobie radę, ale zasługuje na szczęście – odpowiedział, cicho wzdychając i zabierając się zmywanie. 
- W takich zaaranżowanych małżeństwach czasem zdarza się tak, że ludzie zakochują się w sobie dopiero po czasie. Może tym razem tez tak będzie – próbowałem rzucić troszkę bardziej pozytywnego światła na całą tę sytuację. 
- Wtedy to nie jest miłość, tylko przyzwyczajenie. 
- Lepsze takie przyzwyczajenie niż nienawiść do końca życia – odparłem, dopijając do końca kawę. – Zostaw te naczynia i idź odpocznij. Ja posprzątam i później zajmę się dziećmi – dodałem, chwytając jego nadgarstek, uniemożliwiając mu trochę dalsze zmywanie. 
- Nie potrzebuję odpoczynku – oczywiście Miki standardowo zaprzeczył, bo przecież dlaczego on potrzebowałby odpoczynku, skoro jest aniołem...
- Może, ale na pewno ci nie zaszkodzi. Korzystałbym na twoim miejscu, ponieważ wkrótce będę musiał wrócić do pracy – ja dalej uparcie trzymałem przy swoim, tym razem delikatnie odciągając go od zlewu. 
- Niech ci będzie – powiedział w końcu, wycierając ręce. 
Tak jak obiecałem, zająłem się trochę domem, zaczynając od kuchni. Miki przez ten czas bawił się z Misaki, która bardzo pragnęła czyjejś uwagi. Później przejąłem od niego ten obowiązek, dzięki czemu Miki mógł całkowicie poświecić ten czas na odpoczynek. Zdecydowanie na to zasługiwał, powinien mnie częściej prosić o pomoc, by miał tym samym więcej czasu dla ciebie. Wiem, że ostatnio byłem trochę nieobecny i byłem pogrążony w smutku, ignorując przy tym swoją rodzinę, dlatego teraz muszę się trochę poprawić. Nadal uważałem, że najlepiej byłoby dla wszystkich, gdybym odszedł i ich zostawił. Tak byłoby najbezpieczniej. Już trzy razy oddałem się złu i trzy razy Miki było krok od śmierci. Mało tego, nawet kiedy byłem sobą, został zamordowany z mojej winy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie jestem dla niego odpowiednim partnerem. Gdybym był, Miki nigdy nie byłby w niebezpieczeństwie. Racjonalnym pomysłem jest to, aby od niego odejść, bo tylko w ten sposób zapewnię im bezpieczeństwo, a jednak nie potrafiłem. Najwidoczniej nie jestem na tyle silny, by go zostawić...
Wieczorem po Emmę przyszła pani Caitlyn, czym lekko mnie zaskoczyła, ponieważ nie miałem o tym zielonego pojęcia. Jak wróciłem do domu po weselu, wszyscy poza Misaki, no ale ona nie mogła mi niczego powiedzieć. Porozmawiałem z nią chwilę, a kiedy zaczęły zbierać się do wyjścia zaproponowałem im, że odprowadzę je do domu, po zmierzchu było nie do końca bezpiecznie, a ja nie chciałbym, aby im się coś stało. Misaki już była wykąpana i teraz tylko należało jej przeczytać kolejny rozdział i położyć spać, Yuki aż takiej opieki nie wymagał, więc Mikleo powinien dać sobie radę. 
Po dwóch godzinach byłem w dom z powrotem, cały i zdrowy, podobnie jak Emma i pani Caitlyn. Starając się zachować jak największą ciszę, poszedłem na górę do sypialni, którą dzieliłem z Mikleo, by się umyć i przebrać spodziewając się, że mój mąż będzie spał, dlatego trochę się zaskoczyłem, kiedy zastałem go w łóżku czytającego książkę. Wyglądał nieco lepiej niż rano, zatem odpoczynek dobrze mu zrobił. A tak bardzo zarzekał się, że nie potrzebował odpoczynku... 
- Czujesz się lepiej? – spytałem, siadając na łóżku przebrany w piżamę. Mikleo także był już gotów do snu, miał na sobie koszulę w kratę, którą tak dawno temu mi podebrał. 
- Niepotrzebnie się mną martwisz, cały dzień czuję się dobrze – odpowiedział, odkładając książkę na szafkę, by poświęcić mi całkowicie swoją uwagę. 
- Kocham cię, wiec to naturalne, że się martwię – odpowiedziałem, uśmiechając się delikatnie i kładąc dłoń na jego policzku, delikatnie gładząc kciukiem jego dolną wargę. – Na pewno wolałbyś, abym został z wami? Mogę znowu poddać się złu i następnym razem może być gorzej. Mogę skrzywdzić ciebie, albo dzieci. Według mnie, najbezpieczniej dla was byłoby, gdybym odszedł – spytałem po raz ostatni, przyglądając mu się uważnie. Wiem, że Mikleo już mi mówił, że wcale tego nie chce, ale to było tuż po tym, jak się wybudził. Teraz jest spokojny i wypoczęty, dlatego na pewno podejmie racjonalną decyzję. Wystarczy jego jedno słowo i już jutro mnie tu nie ma... z jednej strony chciałem odejść, by byli bezpieczni, a z drugiej wiedziałem, że bez Mikleo nie dam sobie w życiu rady. Okropne uczucie, jakiejkolwiek decyzji nie podejmie, i tak będę czuł się źle. 

<Owieczko? c:>

czwartek, 16 czerwca 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Zerknąłem kątem okna na męża, słuchając jego słów, do tańca? Nie jestem widoczny dla ludzi, jak więc chciałby mnie zaprosić do tańca? Ludzie by gadali, że jest szalony, a on by za chwile w to uwierzył, już ja go znam dobrze, że poszedłem do domu, nim wpadł na ten głupi pomysł.
- Nic się nie stało, chciałem wracać już do dzieci nic poza tym - Wyjaśniłem, skupiając się na pracy, nie chcąc przypadkiem stracić palca albo nawet dwóch to nie skończyłoby się dla mnie najlepiej.
- Na pewno? Nie brzmisz, jakbyś faktycznie tego chciał - Wyznał, stając obok mnie, tak jakby chciał zobaczyć moją twarz, która nic szczególnego nie ukazywała.
- Naprawdę chciałem iść do domu do dzieci, mówiłem ci przecież, że nie chce na za długo zostawić Misaki na pani Caityn - Odpowiedziałem, naprawdę mówią to, co myślałem, chciałem już wczoraj wracać do domu, do dzieci mając już dość siedzenia i patrzenia na ludzi. Mój limit został przekroczony, czas było się więc zbierać i tyle.
- No tak - Kiwnął głową, mimo wszystko wciąż uważnie mi się przyglądając, ciekawe co takiego widzi ciekawego, przyglądając mi się intensywnie, ciekawe co chodzi mu po głowie.
- Wszystko w porządku? - Zapytałem w końcu, odwracając głowę w jego stronę, chcąc zrozumieć, co siedzi mu w głowie i po co lub dlaczego się we mnie tak wpatruje.
- Jesteś dziwnie przygaszony, zastanawiam się dla czego - Wyjaśnił, zaskakując mnie tą odpowiedzią. Przygaszony? Ja? Zmęczony odrobinkę tak, ale przygaszony? Chyba mu się osoby pomyliły, to on ciągle chodzi przygaszony, po tym, co się stało, a ja tylko chce dać mu spokój i przestrzeń. Czując, że tego właśnie teraz potrzebuje.
- Nie jestem przygaszony ani nawet smutny, jestem spokojny i skupiony na tym, co robię, a to dwie inne sprawy - Oznajmiłem, wracając do krojenia warzyw, w końcu wypadałoby zrobić jakiś obiad, tym bardziej że Sorey wstał na tyle późno, aby nie opłacało się robić mu już śniadania, za godzinę obiad powinien wytrzymać.
Mój mąż nie skomentował już tego, przygotowując sobie kawę, grzecznie czekając na obiad. Dziś serwowałem warzywa na patelni, szybkie i dobre danie, które każde z nas lubiło, mimo że ja i Yuki nie musimy jeść czasem wspólnie zjemy z naszymi członkami rodziny. Mam tylko nadzieje, że Emma też lubi warzywa, bo o to w sumie nie zapytałem.
Dziś właśnie był ten dzień, gdzie wspólnie usiedliśmy przy stole, zjadając obiad. Pilnując, aby Misaki nie bawiła się jedzeniem, co często jej się zdarzało. Dzieciaki te starsze dosyć szybko uporały się z obiadem, dziękując i uciekając na dwór, niech się bawią, puki mogą, przyjdzie taki czas, że i na to nie będzie już chwili.
- Jak czuje się Alisha w nowej roli? - Podpytałem, kiedy to dzieci zniknęły z kuchni, nie chcąc przy nich o tym rozmawiać.
- Trzyma się, nie mając w sumie wyboru - Wyjaśnił, spokojnie jedząc posiłek. Takie sytuację powodując u mnie głębokie przemyślenia, nie wyobrażam sobie być człowiekiem, który później będzie zaobrączkowany, z osobą której nie kocham. Dziadek chciał tego samego, chciałbym miał żonę, dziewczyna piękna, mądra i utalentowana, brak jakichkolwiek was a mimo to nie potrafiłem jej pokochać, już dawno mając zajęte miejsce w sercu.
- To trochę smutne - Wyszeptałem, karmiąc małą, naprawdę współczując królowej. Co prawda na początku ni przepadałem za Alishą, z czasem jednak nawet ją polubiłem, a teraz gdy została zmuszona do ślubu, z człowiekiem którego nie zna i nie kocha, współczuje jej jeszcze bardziej.
- Czasem dobro poddanych jest ważniejsze od własnych pragnień - Słysząc te słowa, czułem jeszcze większe współczucie, biedna dziewczyna oby życie z nim nie było pełne smutku i uczucia samotności, bo i to powoduje żal, żal do Boga, który nie ma z tym nic wspólnego, jednocześnie odwrócenie od niego, a to najgorsze co mogłaby uczynić.
- Oby ten mężczyzna był dla niej dobry, zasługuje na dobrego męża - Stwierdziłem, stawiając mają na ziemi, która już zdążyła się najeść, chcąc się bawić, życie dzieci jest takie proste, czasem chciałbym znów być dzieckiem biegającym po ruinach z przyjacielem nieprzejmującym się jutrzejszym dniem.. Piękne czasy, które nigdy już nie wrócą.

<Pasterzyku? C:>

środa, 15 czerwca 2022

Od Soreya CD Mikleo

Zauważyłem, jak mój mąż wstał od stołu i skierował się do królewskich ogrodów. W pierwszym momencie chciałem pójść za nim, ale finalnie powstrzymałem się. Gdyby chciał, abym mu towarzyszył, dałby mi znać, a tak najwidoczniej potrzebował dla siebie troszkę czasu i odpoczynku. Mimo, że cały czas rozmawiałem z Alishą, gdzieś tam kątem oka obserwując swojego męża, czy aby nic mu się nie dzieje. Widziałem także, jak Arthur wykorzystuje chwilę, jak Mikleo jest sam, ale ponieważ że Miki nie sprawiał wrażenia, że potrzebuje mojego ratunku, to także się nie ruszałem. Zamierzałem podejść do Miki’ego dopiero, jak Arthur sobie pójdzie, ale wtedy ten wysłał mi wiadomość, że wraca do domu. Na siłę go tutaj trzymać nie chciałem, w ostatnich dniach wystarczająco popisałem się swoją siłą wobec niego. 
Na weselu posiedziałem jeszcze jakieś cztery godziny, cały czas trzymając się Alishy. Pewnie posiedziałbym jeszcze trochę dłużej, ale większość gości była już troszkę podpita, a jak wiadomo, alkohol dodaje trochę odwagi. Byłem jedną z niewielu osób bez partnera przy sobie, tak więc miałem małe powodzenie i co chwila zaproszenie do tańca, zarówno ze strony mężczyzn jak i kobiet. Jedyne, z kim mogłem i chciałem zatańczyć, to panna młoda, z którą już to robiłem, oraz z moim mężem, ale ten wyszedł nim zdążyłem go zaprosić do tańca. Zmęczony ciągłym odmawianiem w końcu pożegnałem się z Alishą i wróciłem do domu, który najwidoczniej był pogrążony we śnie. 
Najciszej jak tylko mogłem wszedłem po schodach i już chciałem wejść do sypialni, by się przebrać i położyć spać, ale wydawało się, że słyszałem jakiejś dźwięki z pokoju Misaki. Postanowiłem sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku, dlatego delikatnie uchyliłem drzwi, zerkając do środka. Okazało się, że dziewczynka nie spała, tylko z łóżeczka próbowała dosięgnąć książkę, która leżała na szafce obok łóżka. 
- Powinnaś raczej już spać, młoda damo – odezwałem się cicho, wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi. 
- Chcę bajkę – odpowiedziała, patrząc na mnie tym swoim rozczulającym spojrzeniem. 
- O tej porze nie czyta się bajek, tylko śpi – powiedziałem, mimo wszystko biorąc książkę do rąk. – Dlatego to jest pierwszy i ostatni raz – dodałem, zapalając świeczkę. Na moje słowa Misaki zaśmiała się i zaklaskała w rączki. 
I w ten sposób spędziłem kolejną godzinę na usypianiu jej. Przyznam, przez moment myślałem, ze prędzej ja usnę niż ona, ale jednak udało mi się. Wcześniej miałem jeszcze zamiar pójść do łazienki i na szybko się umyć, ale teraz czułem, że na bank usnąłbym w balii. Postanowiłem, że jak wstanę jutro rano, to wezmę porządniejszą kąpiel, a teraz przed snem przemyję tylko twarz oraz umyję zęby. Przebrany w piżamę usiadłem na brzegu łóżka i po chwili wahania ostrożnie przytuliłem się do Mikleo nie będąc pewien, czy powinienem to robić. Może mój mąż sobie tego nie życzył po tym wszystkim, co mu zrobiłem...? Kiedy Miki przebudził się na moment i przekręcił na bok, przodem do mnie, zamarłem, gotowy do odsunięcia się i dania mu przestrzeni, ten wtulił się w moje ciało, mrucząc coś cicho pod nosem. Wziąłem to za zielone światło i przytuliłem się do niego troszkę mocniej, wsuwając nos w jego włosy. 
To była pierwsza noc od dawna, którą przespałem spokojnie, bez żadnych koszmarów i pomocy Mikleo. 

Następnego dnia obudziłem się bez męża obok mnie. Przeciągnąłem się leniwie i po krótkiej chwili poszedłem do łazienki, by się umyć. Po tym zszedłem z na dół, gdzie byli już wszyscy, poza mną. Przywitałem się z dziećmi, biorąc moją małą księżniczkę na ręce, kiedy ta podbiegła do mnie, by przytulić się do moich nóg. 
- Wszystko w porządku? – spytałem cicho Mikleo, podchodząc do niego, podczas kiedy on przygotowywał jedzenie. 
- Tak, dlaczego pytasz? – spytał, patrząc na mnie kątem oka, trochę bardziej skupiając się na krojeniu warzyw. 
- Szybko wczoraj wyszedłeś. Nie zdążyłem poprosić cię do tańca – wyjaśniłem, odkładając Misaki na ziemię, ponieważ ta zaczęła się troszeczkę się wiercić. W końcu przywitała się z tatą i teraz może dalej ganiać za biednym Codim... strasznie ruchliwe z niej dziecko. Już za nią nie nadążam, więc co to będzie później, jak trochę podrośnie... 

<Owieczko? c:> 

wtorek, 14 czerwca 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Zerknąłem kątem oka na męża, szczerze powiedziawszy, nie zwracając uwagi na ludzi, znajdujących się dokoła nas, no może prócz Yui która tu była. Dziewczyna nic się nie zmieniła wciąż była tak samo ładna, jak wcześniej, ciekawe czy już kogoś ma zasłużyła na szczęście jak każde z nas.
- Kilka osób na pewno by się znalazło - Odezwałem się po dłuższej chwili, obserwując otoczenie, które naprawdę mnie ciekawiło, w tym miejscu było naprawdę sporo osób, które mnie intrygowały, nie mam na myśli ich wyglądu, bardziej to, jak mówiły lub się zachowywały, goście od strony pana młodego byli mi jakoś tak dziwnie znajomi jakbym już kiedyś ich gdzieś widział, a przecież to nie było możliwe.
Samo wesele w sobie upływało bardzo przyjemnie, siedząc przy stole, mogłem popijać wino, nie musząc z nikim rozmawiać i tak było mi dobrze. Sorey trochę całkowicie poświęcił uwagę Alishy, wspierając ją, w tym nazwijmy to wyjątkowym dniu, który jak dla mnie nigdy nie powinien mieć miejsca. Nie godzi się brać ślubu, z której osobą się nie kocha, to nie jest normalne. Ludzie sami się krzywdzą, a potem błagają Boga o pomoc.
W pewnym momencie po cichu nie przeszkadzając nikomu, wstałem od stołu, wychodząc z sali, idąc na ogród, królewski zastanawiając się nad powrotem, powinienem już chyba wracać, nie chciałem, aby Misaki za długo była sama. Sorey jeszcze trochę pewnie tu zostanie, by wesprzeć Alishe a ja i tak już troszeczkę się tu nudzę, miło jest tak popatrzeć na szczęście innych, jednakże już mi tego wystarczy wolę iść do domu.
Zanim jednak do tego doszło, usiadłem na chwilę w ogrodzie, wpatrując się w niebo, odczytując znaki mojego pana do mnie wysłane.
Cicho wzdychając, dostrzegłem po chwili Arthura podchodzącego do mnie, któż by się tego mógł spodziewać.
- Mogę się dosiąść? - Zapytał, tak jakby w ogóle miał zamiar mnie słuchać.
- Jeśli chcesz - Odparłem, bawiąc się obrączką na swoim palcu.
- Ciężkie chwile? - Spytał, tak nagle, lekko mnie zaskakując.
- Słucham? - Zaskoczony aż odwróciłem głowę w jego stronę, nie rozumiejąc jego pytania.
- W małżeństwie - Wyjaśnił, czyżby aż tak było to widać? Tak to jest, jak Sorey cały czas chodzi ponury, a ja naprawdę mam już dość ciągłego uśmiechania się, na który reaguje ciągłą powagą. Czasem naprawdę go nie rozumiem, wybaczyłem mu, potrzebuje go, a on odtrąca mnie i chyba to najbardziej mnie boli, co jednak mogę uczynić? Nic, zajmę się sobą i dziećmi, dając mu spokój którego potrzebuje.
- Nie, wszystko w porządku - Odparłem, nie chcąc rozmawiać z nim o tym, że czuje się troszeczkę odrzucony przez męża, na szczęście chłopak kiwnął tylko głową, już nie dopytując, za co szczerze byłem mu wdzięczny, nie chciałem o tym rozmawiać, bo nie było też o czym.
Z Arthurem spędziłem kilka minut, nim postanowiłem zebrać się do domu, w końcu musiałem iść do naszej córki, by mama Emmy nie musiała znosić jej humorków.
~ Wracam do domu - Wysłałem myśl mężowi, robiąc to, co planowałem, spokojnie kierując się do swojego gniazda, gdzie jak myślałem, Misaki zaczęła się złościć, na szczęście widząc mnie, uspokoiła się. Już widzę jak mogłoby być tu nieciekawie, gdybym przyszedł później.
Podziękowałem pani Caityn za pomoc, jednocześnie rozmawiając z nią na temat nocowania jej córki u nas, jutro Emma ma wolne w szkole, tak więc mogła tu zostać i tak nic w planach nie mamy, a więc możemy, a raczej ja mogę zająć się dziećmi.
Pani Caityn nie miała nic przeciwko, ciesząc się, że mała będzie pod moją opieką, żegnając się z córką i ze mną obiecując, że juto wieczorem zjawi się po córkę, jak dla mnie to nawet ja mogę odprowadzić jutro jej córkę żaden problem.
Dzieciaki po wyjście pani Caityn pobiegły do swojego pokoju, zostawiając mnie z małą, którą trzeba było nakarmić, wykąpać i położyć, spać, później zajmę się starszymi najpierw ten mały brzdąc.
Yuki i Emma mieli prawie dwie godziny na zabawę, nim ogarnąłem małą, kładąc ją spać, następnie zabierając się za nich, goniąc najpierw na kolacje a później do kąpieli, w pokoju mogli się bawić, jednak najpierw musieli się umyć i zjeść.
Późnym wieczorem, gdy sam byłem już wykapany, a dzieciaki spały miałem czas dla siebie, kładąc się do łóżka, wziąłem do ręki książkę, pogrążając się w świecie, gdzie wszystko było po prostu prostsze..

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Kiwnąłem głową na jego słowa nie widząc powodu, dla którego mielibyśmy tutaj zostawać. Znaczy, jeżeli chodzi o mnie, to nie miałem najmniejszej ochoty na wychodzenie do ludzi, co niedługo i tak będę musiał uczynić, w końcu musiałem iść do pracy, by zarobić na naszą rodzinę. Po ostatnich wydarzeniach zdecydowałem się trochę spędzić czasu z rodziną i uspokoić znerwicowany umysł, z czego to drugie nie do końca mi się udało. Trudno było mi się pogodzić z tym, co zrobiłem Mikleo, mimo że ten już dawno mi wybaczył. Przysięgałem mu miłość, że zawsze będę go bronił i że nigdy go nie skrzywdzę, i co potem robię? Nadal uważałem, że Miki nie powinien był mi wybaczać. 
Teraz jednak najważniejsze było, aby być przy Alishy i wspierać ją w tym niby najszczęśliwszym dniu jej życia, ale oboje wiedzieliśmy, że wcale tak nie było. Wiedziałem, że dziewczyna nie chciała tego ślubu, ale tak jakby nie miała wyjścia. Dla Mikleo to było nie do pomyślenia, by brać ślub z kimś, kogo się nie kocha, no ale on był aniołkiem, który miał bardzo proste myślenie o świecie i nie wiedział, jak bardzo skomplikowany i zdradziecki potrafił być świat arystokracji i jak wiele oczekują po tobie, kiedy jesteś kimś ważnym. 
- Pamiętaj tylko, że nie możemy tam siedzieć za długo, Misaki może się zacząć denerwować – usłyszałem, kiedy kierowaliśmy się w stronę katedry. Swoją drogą, to była ta sama katedra, w której Miki walczył z demonem o odzyskanie kontroli nad swoim ciałem i o której zdewastowanie zostałem potem oskarżony przez tutejszego kapłana... czasem naprawdę dobrze jest mieć za przyjaciółkę królową kraju. Mam tylko nadzieję, że ten kapłan mnie nie pozna, jestem przekonany, że nie byłby za bardzo zadowolony z mojej obecności w tym miejscu. 
- Najwyżej ty wyjdziesz wcześniej, a ja jeszcze trochę zostanę z Alishą – odpowiedziałem, nie widząc w tym żadnego problemu. I tak Miki’ego nikt nie widzi, a ludzie z pewnością by gadali, gdybym przypadkiem wyszedł za wcześnie.
- I mam cię zostawić samego z tymi wszystkimi ludźmi? Nie mogę, nie wiadomo, co im może strzelić do głowy, kiedy zobaczą samotnego przystojnego mężczyznę – mówiąc to uśmiechnął się do mnie zadziornie, ale mnie nie było za bardzo do śmiechu.
- Nie jestem przystojny, nie jestem samotny i nie jestem tu dla ludzi, ale dla Alishy, więc nie musisz się o mnie zamartwiać – powiedziałem całkowicie poważnie i nagle zamilkłem, ponieważ byliśmy blisko katedry. Od tej pory będę musiał komunikować się z mężem telepatycznie, by nie dawać ludziom dodatkowego powodu do plotkowania. 
Weszliśmy do katedry, gdzie już wszyscy się zebrali. Jako, że z przodu wszystkie miejsc były zajęte, stanęliśmy sobie z tyłu, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Znaczy, pewnie gdyby Miki był widoczny, na pewno wzbudzałby zainteresowanie, ponieważ wyglądał przepięknie, a ja raczej... cóż, normalnie, tylko po prostu trochę bardziej odświętnie. I bardzo dobrze, nie chciałem się za bardzo wyróżniać pośród tłumu. Jestem tu tylko po to, by udzielić przyjaciółce wsparcia mentalnego, ponieważ wiem, że to nie jest dla niej łatwe. 
Po ceremonii zaślubin wszyscy goście skierowali się do zamku. Przyznam szczerze, nie kojarzyłem żadnego z zaproszonych gości. Domyślałem się, że zaproszeni zostali ludzie z dwóch królestw, no ale bez przesady... a jednak nagle mignęła mi w oddali znajoma twarz, ale nie przyjaźnie znajoma, ponieważ była to Yui. To chyba jednak wolałbym nikogo stąd nie kojarzyć, chociaż czysto teoretycznie, z Yui nigdy nie miałem kontaktu. I bardzo dobrze, bo mieć nie chcę i nie będę. 
Kiedy nadeszła nasza kolej, podszedłem do pary młodej, życzyłem wszystkiego najlepszego i wręczyłem drobny podarunek przepraszając za nieobecność mojej niewidzialnej żony, która musiała zostać z chorymi dziećmi. Alisha, starając się ukryć uśmiech, wyraziła smutek że nie może się z nią spotkać i wskazała mi miejsce, gdzie mogłem usiąść. Były to miejsca najbliżej pary młodej, po stronie Alishy, czyli prawie że w centrum uwagi. A tak bardzo chciałem uniknąć zainteresowania...
~ Ile już naliczyłeś osób, które mnie nie lubią? – spytałem telepatycznie Mikleo, podczas kiedy pan młody wygłaszał jakieś przemówienie o tworzeniu nowej historii, czy coś w ten deseń. Nie wiem, jak z jego charakterem, ale przynajmniej z twarzy nie wyglądał najgorzej. Oby także był dobrym człowiekiem, Alisha zasługiwała na szczęście. 

<Aniele? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Cieszyłem się i to ucieszyłem naprawdę szczerze, gdy mój mąż wraz z dziećmi pojawili się w sypialni z jedzeniem, to fakt nie jadam ludzkiego posiłku, co nie oznacza, że nie mogę lub nie lubię, słodycze zawsze chętnie skonsumuje a naleśnik to jednak taki słodycz, który bardzo chętnie bym zjadł.
- Zjem, bardzo chętnie zjem - Wyznałem, bez zbędnego czekania zabierając się za jedzenie, które było naprawdę dobre. - Naprawdę dobre - Dodałem, zadowolony z posiłku przygotowanego dla mnie. Rzadko, kiedy to mój mąż robi dla mnie śniadania najczęściej ze względu na to, że nie jadam ich, a i za wcześnie dla niego wstanę. A gdyby tak ktoś przygotowywałby mi posiłki tak, jak ja przygotowuje im, też chętnie bym je zjadł, a tak nigdy nie mam na to ochoty, bo wiem, że jeść nie muszę.
- Cieszę się, że ci smakuje - Wyznał, uśmiechając się do mnie łagodnie.
Zadowolony zjadłem z rodziną wszystko, co znajdowało się na talerzu, ten dzień zaczyna się naprawdę przyjemnie, oby tylko nic go dziś nie popsuło..

I tak powoli płynął nam czas z dziećmi, dzień za dniem trochę tak czułem, że staliśmy się całkowicie rodzicami, przestając być partnerami, ciągle tylko dzieci, które pragnęły naszej uwagi a wieczorami, gdy kładliśmy się przy sobie, mój mąż nadal był lekko spięty, użyłem więc swoich mocy, aby mu pomóc, samemu wtulając się w jego ciało, by zasnąć.

Dzisiejszy dzień jednak miał wyglądać zupełnie inaczej, mama Emmy wraz z dziewczyną przyjdzie, zaopiekować się naszymi dziećmi nie za bardzo chcąc, aby szły z nami. Misaki jest za mała na taki hałasy i sytuację, jakie tam mogą się wydarzyć, a Yuki chciał zostać z Emmą, wiec sprawa sama się rozwiązała.
Od samego rana szykowaliśmy się do wyjścia, najpierw msza w katedrze gdzie młoda para przysięgnie przed sobą miłość aż do śmierci, w tym jednak wypadku nie sadze by było to szczere. Jeśli Alisha została zmuszona do ślubu, to nie tego chciał Bóg, pan dał ludziom wolność i umysł, nie powinno się zmuszać do małżeństwa, nie na tym to polega, nie tego chciał pan. Gdy o tym myślę, robi mi się przykro, ja sam w życiu nie chciałbym być z kimś, kogo nie kocham, czasem lepiej od siebie odejść niż męczyć się ze sobą.
- O czym tak myślisz? - Zapytał Sorey, wiążąc mi włosy, które jego zdaniem musiały prezentować się równie dobrze, jak strój noszony przeze mnie tak jakby ktoś miał mnie dostrzec, no dobrze Alisha, mój mąż inne serafiny i Arthur, który znów morze próbować mnie podrywać.
- Zastanawiam się nad sytuacją Alishy brać ślub, z której osobą się nie kocha, to musi być smutne, nie każdy byłby na to gotowy - Wyznałem, naprawdę współczując dziewczynie tego poświęcenia, na jej miejscu miałbym naprawdę spory problem, by to uczynić nawet dla dobra kraju.
- Alisha jest królową, a królowa musi myśleć o swoich poddanych - Wyjaśnił, kończąc układanie moich włosów. - Gotowe przejrzyj się w lustrze - Jak powiedział, tak też zrobiłem, naprawdę ciesząc się z efektu końcowego, wyglądałem jak książę, aż miło było tak na siebie spojrzeć.
- Wyglądam idealnie, prawie tak jakbym to ja brał ślub - Wyznałem zachwycony tym, co uczynił ze mnie mój mąż, który teraz powinien jeszcze skupić się na sobie, aby przed wyjściem wyglądał równie dobrze co ja.
- Nie mógłbym się nie zgodzić - Ucałował moją dłoń, następnie rozczesując swoje włosy, które jak zawsze układały się w każdą stronę, robiąc trochę na złość mojemu mężowi. To zabawne jak czasem włosy potrafią żyć własnym życiem.
Sorey w końcu uporał się w złosami gotowy do wyjścia, w takim razie pozostało pożegnać się z dziećmi i iść, na pewno nie będziemy tam za długo siedzieć, bądź co bądź nie możemy pozwolić, by mama Emmy za długo męczyła się z trójką dzieci i dwójką zwierzaków, nie każdy ma ochotę, pilnować takie duże nazwijmy to stadko.
- Idziemy? - Spytałem męża, gdy pożegnaliśmy się już z dziećmi gotowi w sumie do wyjścia.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Widząc zawód i smutek w oczach Mikleo poczułem się jeszcze gorzej. Widać było, że miał ochotę, a ja go tak odtrąciłem. Z drugiej strony, nie czułem się w nastroju do takich rzeczy. Nie teraz i nie w tym momencie. Naprawdę jest ze mnie beznadziejny mąż i kochanek... do czego takiego mnie Miki potrzebuje, nie mam pojęcia. Beze mnie, albo z kimś innym byłoby mu zdecydowanie lepiej. Może nie powinienem się wtedy na niego gniewać za flirt z tamtym kupczykiem. Jak teraz sobie pomyślę wydaje mi się, że dałby mu więcej szczęścia niż ja. 
- Nie siedź za długo, powinieneś jeszcze dużo odpoczywać – powiedziałem cicho, kładąc się po przeciwnej stronie łóżka. Nie byłem pewien, czy mój umysł pozwoli mi na odpoczynek, ale warto było spróbować. 
- Spokojnie, dobrze wiem, kiedy przestać – odpowiedział, przewracając kolejną kartkę. Nie byłem co do tego taki pewien, znałem Miki’ego i wiem, że lubił czasem trochę przeginać, no ale nie zabiorę mu przecież książki. Najwyżej jutro sobie odeśpi, a ja zajmę się domem i dziećmi. 
Zamknąłem oczy, próbując zaznać trochę snu, ale tak jak sądziłem wcześniej, moje sumienie mi na to nie pozwoliło. Nie byłem pewien, czy to tylko mój umysł podsyłał mi te wszystkie okropne rzeczy, czy może znowu zaczynam sobie coś przypominać, ale przed oczami miałem tylko to, jak krzywdzę Mikleo. Nie tylko, jak zmuszam go do stosunku, ale jak także go szarpię, krzyczę na niego, biję... Raz faktycznie udało mi się zasnąć, ale zaraz po tym wybudziłem się przerażony i zlany potem, czym zaniepokoiłem Mikleo. 
- Trzeba było mi dać, że nie możesz spać. Pomógłbym ci – Mikleo odłożył książkę na bok i przysunął się bliżej mnie. 
- Wszystko ze mną w porządku, nie musisz się przejmować – odpowiedziałem automatycznie, przeczesując dłonią włosy. 
- Wybacz, skarbie, ale wyglądasz okropnie. Połóż się, to zajmie mi tylko chwilę – polecił mnie Miki, odrobinkę mnie do tego zmuszając popychając na poduszki. 
- Prędzej czy później zasnę, nie musisz się mną przejmować – dalej uparcie trzymałem się swego uważając to za jego stratę czasu oraz moc. Miki jest stworzony do czegoś większego, a nie do usypiania mnie. To dosłownie marnotrawstwo jego cudownych mocy. 
- Żebyś mi się zadręczył na śmierć? Mowy nie ma – swoje dłonie położył tak jak wczoraj i uwolnił niewielką cząstkę mocy, która już po chwili zaczęła działać cuda. – Dobranoc, kochanie – usłyszałem, kiedy powoli zapadałem w przyjemny sen. 
Rano wyjątkowo obudziłem się przed Mikleo, co za często mi się ostatnio nie zdarza. Dodatkowo zauważyłem, że chłopak zasnął wtulony w moje ciało, co oczywiście było jak najbardziej normalne, ale i tak mnie zaskoczyło. Uważałem, że po tym wszystkim Miki nie powinien łaknąć tak bardzo mojej obecności, no ale to tylko moje zdanie. Ostrożnie wstałem z łóżka, starając się go nie obudzić, po czym skierowałem się do pokoju małej, ponieważ słyszałem stamtąd jakieś odgłosy. Nie myliłem się, nasza pociecha już wstała i ewidentnie domagała się uwagi. To tylko moje wrażenie, czy po prostu z dnia na dzień robiła się coraz to bardziej ruchliwa...?
- Szybko wstałaś, księżniczko – powiedziałem cicho, biorąc moją małą kruszynkę na ręce. 
- Głodna – wymamrotała, łapiąc mnie za szyję. 
- Zaraz coś ci przygotuję. Może naleśniki? I może mamie też zrobimy parę, co? Jestem pewien, że spodoba jej się taka niespodzianka – zaproponowałem, schodząc z malutką na dół. Miki lubił słodkie rzeczy, a naleśniki właśnie do takich należą. Oczywiście jeszcze podam dodatki, może jakiś syrop, albo konfiturę... Inna sprawa, czy dobrze je zrobię. U mnie z gotowaniem najlepiej nie jest, ale przepis znam, wiem, jak je się robi... cóż, będę się starać, a co z tego wyniknie, nie wiem. Najważniejsze, by nie były za bardzo spalone. – Zrobimy nam wszystkim śniadanie do łóżka?
- Tak! – mała zaklaskała w dłonie, zadowolona z takowego pomysłu. Jestem pewien, że podczas takowego śniadania pościel na pewno się ubrudzi, w końcu będziemy jeść z dzieckiem, ale to nic, upiorę i będzie po kłopocie. 
Podczas przygotowywania śniadania Yuki zszedł na dół i kiedy tylko dowiedział się o pomyśle ze śniadaniem do łóżka, zaczął mi pomagać. On zajął się ogarnięciem sztućców i napoi oraz przygotowywaniem dodatków, a ja w pełni skupiłem się na naleśnikach, które wyszły perfekcyjnie. Byłem z siebie nawet zadowolony, ponieważ w końcu coś mi się udało, i to jeszcze w kuchni. Szkoda, że później będzie tyle zmywania, ale skoro to przygotowałem, to i po tym posprzątam.
Załadowałem wszystko na tacę, poprosiłem Yuki’ego, by wziął siostrę na ręce i ruszyliśmy do naszej sypialni. Myślałem, że zapachy zdążą obudzić Mikleo, ponieważ nie były jakieś najgorsze, ale zrobiła to Misaki. Kiedy tylko Yuki odłożył ją na ziemię, ta podbiegła do łóżka i wgramoliła się na nie, krzycząc głośno „mama”. 
- Hej, skarbie... a to z jakiej okazji? – spytał Miki, podnosząc się do siadu i biorąc małą na ręce, chyba odrobinkę zaskoczony tym całym zgromadzeniem.
- Żeby troszkę sobie życie osłodzić. Proszę, spróbuj, chyba nie wyszły mi takie najgorsze – dodałem, zabierając się za krojenie pierwszego naleśnika dla małej. – Chyba, że nie masz ochoty, to nie szkodzi, ja i dzieci zjemy – dodałem szybko zdając sobie sprawę, że Miki nie musi jeść i może nie mieć ochoty... nie pomyślałem o tym wcześniej. Zrobiłem mu śniadanie, którego najprawdopodobniej nie zje i jeszcze niepotrzebnie go wybudziłem... nagroda do najgorszego męża roku zdecydowanie powinna trafić do mnie.

<Owieczko? c:>