Nie miałem powodu, aby martwić się o naszego syna to już duży chłopiec i na pewno nic mu nie grozi, z resztą to tylko woda w jeziorze co też mogłoby mu grozić? Mimo wszystko sprawdzę to dla świętego spokoju mojego męża, nie chce bowiem, by się denerwował, to nie wróży mu niczego dobrego, tylko się rozchoruje i dostanie skrętu żołądka a po co mu to?
Nie myśląc za dużo, wszedłem do wody, jak obiecałem, wcześniej poszukując w jej głębinach chłopca, chłopca którego odnalazłem na dnie jeziora bawiącego się kamieniami znajdującymi się na dnie.
- Co robisz? Tato się martwi - Odezwałem się do chłopca, nie mając problemu z komunikacją w wodzie, oboje jesteśmy serafinami wody, więc nasza komunikacja w wodzie jest taka sama jak na lądzie.
- Bawię się z rybami - Wyznał, pływając za nimi w te i z powrotem najwidoczniej chłopcu zaczęło się nudzić, gdy Codi wyszedł z wody. Co za dziecko ciągle musi być w ruchu, przez cały czas chciałbym znów mieć tyle energii co on.
Westchnąłem cicho, chcąc zostawić chłopca samego, niech się dziecko w końcu wybawi, coś jednak nie dawało mi spokoju, rozejrzałem się, uważnie dostrzegając mrok pojawiający się w mętnej wodzie, wygląda na to, że nie byliśmy tu sami. Mrużąc oczy, starając się tym samym lepiej przyjrzeć, potwór a może mrok zbliżył się do mnie, ale nie zaatakował, wpatrując się w moją twarz z zainteresowaniem, trwając tak kilka chwil, nim nagle wycofał się, znikając w mroku. Co to było? Czyżby to nadchodzący mrok, o który mówił mój pan? Zmartwiony zwróciłem się w stronę chłopca, nie chcąc, aby dłużej tu pozostał, lepiej wyjść nim to coś zechce wrócić.
- Yuki wychodzimy - Poprosiłem, na co chłopiec niechętnie się zgodził, robiąc to, o co go poprosiłem, tak bowiem będzie lepiej bezpieczeństwo przede wszystkim.
- Wszystko w porządku? - Zapytał Sorey, gdy wyszliśmy z wody, podchodząc do koca.
- Tak widzisz, jest cały i zdrowy - Wyznałem, uśmiechając się do męża. - Wracajmy do domu, wystarczy nam już zabawy - Dodałem, wysuszając jednym ruchem ręki naszą dwójkę, biorąc koszyk z resztką jedzenia do ręki wraz z kocem, z którego wstał Sorey z córką.
- Miki? - Mój mąż dostrzegł moje zaniepokojenie, którego nie chciałem tłumaczyć tutaj, o tym porozmawiamy, gdy będziemy sami, lepiej by dzieci nie wiedziały, na razie co nadchodzi.
- Porozmawiamy w domu, a teraz już wracajmy - Poprosiłem, nie chcąc tłumaczyć dlaczego, na szczęście Sorey odpuścił, spokojnie wracając do domu, gdzie położył małą do łóżeczka, a ja odesłałem Yuki'ego z psem do pokoju dając nam dorosłym porozmawiać.
- Coś wydarzyło się w jeziorze prawda? Od momentu, w którym z niego wyszedłeś, zachowujesz się jakoś inaczej - Zaczął, naprawdę chcąc wiedzieć, mimo że nie do końca powinien, to znaczy, nawet jeśli mu powiem, nic to nie zmieni, nie jest już pasterzem, nie może nic więcej uczynić.
- Cóż, nie wiem, czy to do szczęścia ci potrzebne - Odparłem, uśmiechając się przy tym delikatnie, nie do końca wiedząc, czy powinienem, czy może nie powinienem mu mówić.
- Miki, coś sobie obiecaliśmy, pamiętasz? Szczerość prze wszystkim - Po tych słowach westchnąłem cicho, siadając na krześle w kuchni.
- W porządku, w jeziorze dostrzegłem mrok zbliżający się do mnie, mrok, o którym mówił mi nasz pan mrok, który niedługo pochłonie ludzkość niewierzącą w Boga - Wyznałem, musząc powiedzieć mu prawdę bolesną, ale prawdziwą. Co jednak mu to da? Prawda go przerazi, a on sam będzie chciał ratować ludzi tylko jak? Ci niewierzący już niedługo zmienią się w kamień, a mi mój pan nie wyznał, jak mogę im pomóc, jeśli sami się nie nawrócą i my anioły nic na to nie będziemy w stanie poradzić. Taki najwidoczniej już ludzki los, ktoś umiera, by ktoś się narodził, musimy się z tym pogodzić, bo i tak nie uwierzą, jeśli się zobaczą lub bólu nie doznają.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz