Zaskoczony patrzyłem na męża, nie wiedząc, czy aby na pewno tego chce, to znaczy on nie ja. Ja, mimo że nie potrzebuje tego tak często, a raczej nie potrzebowałbym, gdybym nie został tego nauczony, mogę poczekać, tak długo, jak tylko będzie trzeba. Nie chcę, aby mój mąż zmuszał się do kochania się ze mną, ze względu na mnie to znaczy nie wiem, czy robi to ze względu na mnie, czy sam po prostu ma na to ochotę. Za dużo myślę a niepotrzebnie mój mąż to po prostu człowiek, jeśli sam proponuję, na pewno musi tego chcieć.
- To ja powinienem zapytać, czy jesteś pewien, że chcesz? Wiesz, ja mogę poczekać - Mimo wszystko musząc się upewnić.
- To nie ja zostałem skrzywdzony - Po tych słowach zrozumiałem, że chce, tylko chyba troszeczkę się boi, nie rozumiejąc tego, że ja skrzywdzony się nie czuję, mimo wszystko był delikatny, a to najważniejsze.
Bez słowa, by ułatwić mu dalsze kroki, połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, popychając go na poduszkę, to wystarczające zielone światło które szybko zrozumiał, pozwalając sobie na chwilę namiętności, której obojga nam chyba brakowało.
- Wszystko było w porządku? - Spytał, po długim stosunku, gdy oboje zmęczeni leżeliśmy na poduszkach.
- Nawet lepiej - Wyznałem, zadowolony zaczynając odczuwać zmęczenie. Przyznać musiałem, przed sobą samym przyjemnie było po tak długiej, przerwie kochać się z mężem brakowało mi tego bardziej, niż mogłem na początku przypuszczać. Stałem się zachłanny, bardziej niż podejrzewałem, no trudno niczego nie żałuję.
- Jeśli tak uważasz - Ucałował moje czoło, mocniej przytulając mnie do siebie, to wystarczyło, abym odczuł zmęczenie, prowadzące mnie wprost w krainę morfeusza.
Następny dzień zaczął się dość monotonnie poranna rutyna szybka kąpiel po wczorajszych doznaniach, dzieciaki i standardowa codzienna opieka nad nimi, śniadanie dla dzieci i męża, sprzątanie i tak oto rozpoczął się mój dzień z różnicą taką, że w dniu tym uczestniczył również mój mąż. Jego obecność naprawdę mi się przydała, nie musiałem ciągle oglądać się z małą, gdy robiłem coś w kuchni, miło tak muc skupić się na jednym zajęciu do samego końca.
- Potrzebujesz pomocy? - Pytając, owinął ręce wokół mojego pasa, całując mnie w policzek.
- Nie, spokojnie nie ma takiej potrzeby - Przyznałem, uśmiechając się delikatnie, biorąc łyżkę do ręki, dając mu spróbować warzywnej zupy. - Dobre? Czy może przyprawić jeszcze? - Spytałem, chcąc poznać jego opinię, gdyż to on, a nie ja będzie spożywał ten posiłek.
- Nie, jest jak zawsze idealnie - Stwierdził, odkładając łyżkę na bok.
Zadowolony z pochwały wziąłem do rąk talerze, które mój mąż zabrał mi, nim zdążyłem je rozłożyć, robiąc to za mnie, no nic, jeśli potrzebuje się wykazać, ja nie mam z tym problemu. Bez gadania podałem mu łyżki, które rozłożył obok talerzy, mi pozostawiając nalanie zupy do talerzy.
Obiad robiony prawie pół godziny zjedzony został w pięć minut i tak o to znów nastał czas na mycie naczyń, które chciałem bez problemu umyć, bo czemu by nie w końcu nabrudziłem, to posprzątam. Sorey jednak miał inny na to plan.
- Ja zmywam - Stwierdził, zabierając gąbkę z moich rąk.
- Ależ nie musisz, ja przecież mogę to zrobić - Wyznałem, stając obok niego.
- Nie muszę, ale chcę i mogę - Wyjaśnił, myjąc naczynia. No nic, jeśli się już uparł, niech myje, mi to nie przeszkadza mam czas na odpoczynek. Kiwając tylko głową, podszedłem do okna, wpatrując się w otoczenie, Misaki bawiła się z Yuki'm, a więc mieliśmy troszeczkę spokoju od dzieci.
- Co takiego tam widzisz? - Zamyślony chyba na chwile odleciałem, nie dostrzegając nawet tego, że mój mąż umył już naczynia, pojawiając się za mną.
- A tak patrzę przed siebie, może pójdziemy na spacer lub nad jezioro? - Spytałem, nie chcąc siedzieć w domu, jest ładna pogoda, a świeże powietrze dobrze zrobi nam wszystkim.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz