niedziela, 5 czerwca 2022

Od Soreya CD Mikleo

Przyznam, odetchnąłem z ulgą, kiedy usłyszałem, że Lailah do nas przychodzi. To znaczy, że nad naszą córeczką będą czuwać dwa silne serafiny, wiec mogę być spokojny w pracy. Poza tym, jak wrócę, mogę od razu porozmawiać z Panią Jeziora o moim wspaniałym pomyśle. Po co narażać życie Mikleo, skoro mamy alternatywę? I to całkiem nie taką najgorszą. W końcu, raz mi się to udało, czemu nie mogłoby się to nie udać po raz drugi? No dobrze, może mi się nie udać, bo nie jestem już pasterzem, więc faktycznie to jest pewna przeszkoda. No i też może wtedy istniało prawdopodobieństwo, że mogłem umrzeć... ale lepiej, bym umarł ja niż Miki. To moja rodzina, więc jasne jest to, że zawsze będzie u mnie na pierwszym miejscu. Najważniejsze jednak, że mamy znacznie lepszy pomysł, niż oddawać demonowi kontrolę nad ciałem Mikleo. I przede wszystkim bezpieczniejszy. 
- Mimo wszystko uważaj na siebie i małą – poprosiłem, mimo wszystko się o niego martwiąc. To po prostu leży w mojej naturze, bo odkąd pamiętam, zawsze miałem na uwadze jego bezpieczeństwo i broniłem go przed dziadkiem, kiedy ten był na nas zły za szlajanie się po ruinach. Czasy dzieciństwa były całkiem beztroskie, nawet się za nimi stęskniłem. 
- Bardziej ty powinieneś uważać na siebie. I na swoje dłonie – dodał, wymownie zerkając na oparzenie. 
- Dobrze, w takim razie na dłonie będę uważał i poparzę sobie jakąś inną część ciała. Może stopę – zażartowałem sobie, całując go w policzek. – Do zobaczenia wieczorem – odpowiedziałem, wychodząc z domu. 

Podczas mojej pracy nic szczególnego się nie stało. Nie byłem ranny, nie oparzyłem sobie ani dłoni, ani stóp, więc tak jakby spełniłem prośbę Mikleo. Miałem nadzieję, że i on na siebie uważał i że nic mu się nie stało. Tak czysto teoretycznie nic im nie grozi, póki nie opuszczą domu i podwórka, ale nigdy nie wiadomo, na co może wpaść demon. Poza tym, odebrałem także Yuki’ego od Emmy, ponieważ gdybym to zrobił później zaszłoby słońce i wtedy byłoby to zbyt niebezpieczne. Chłopiec nie był z tego zadowolony, trochę marudził pod nosem i próbował jeszcze trochę czasu sobie kupić, ale ja nie jestem Mikim, więc nie udało mu się to.
- Wróciliśmy – odezwałem się, kiedy tylko przekroczyłem próg domu i zamknąłem drzwi. Nie wykrzyczałem tego, ponieważ mała mogła spać, więc nie chciałem jej przypadkiem budzić. Doskonale wiedziałem, jak czasem ciężko było ją położyć spać, ponieważ ona chciała się bawić, a ty chciałeś spać. 
- W kuchni jesteśmy – usłyszałem równie nie za głośny głos Mikleo. Czyli Misaki musiała spać.
Poszliśmy zatem do kuchni, by się przywitać; Yuki powiedział tylko szybkie „cześć” i zaczął przygotowywać kolację dla psa, a ja pocałowałem Mikiego w policzek. Był cały i zdrowy, nic złego im się nie stało podczas mojej nieobecności i to było dla mnie najważniejsze. 
- Cześć, Lailah. Mała śpi? – spytałem, zaczynając przygotowywać sobie kawę. Pewnie nie powinienem tego robić, bo później nie będę potrafił zasnąć w nocy, ale jeżeli teraz tego nie zrobię, zasnę. A muszę jeszcze dzisiaj kilka rzeczy zrobić. – Potrzebuję twoich wymiarów, Miki – dodałem, kiedy usłyszałem twierdzącą odpowiedź na moje pytanie. 
- Jakich wymiarów? I po co? – spytał, chyba nie za bardzo wiedząc, o co mi chodzi. 
- No jak to po co?  Po strój na wesele, już o tym rozmawialiśmy – wyjaśniłem mu, zalewając kubek gorącą wodą. Dobrze, że zanim porozmawiam z Lailah, mogę omówić z Mikim takie błahe tematy. Póki Yuki nie pójdzie spać, albo chociaż nie pójdzie do swojego pokoju, nie powinienem nawet zaczynać tego tematu. Nie jest on przeznaczony dla uszu chłopca. 
- Tak, i mówiłem ci też, że go nie potrzebuję. 
- Potrzebujesz, potrzebujesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz – odpowiedziałem, szczerząc się do niego szeroko. – Zobaczysz, spodoba ci się. Będziesz wyglądał wspaniale – dodałem, poprawiając swoje włosy, które wpadały mi do oczu. Oczami wyobraźni już go widziałem w tym stroju i przy odpowiednim upięciu włosów będzie wyglądał przepięknie. Dobrze, że nikt go nie będzie mógł zobaczyć, bo wtedy na pewno nie mógłby odpędzić się od adoratorów. I adoratorek. 
- I widzisz, co ja z nim mam – Mikleo odezwał się do Lailah, niby taki zrezygnowany i niezadowolony z życia. 
- Same najlepsze rzeczy – wyszczerzyłem się do niego głupkowato, nie za bardzo rozumiejąc ten jego komentarz. Przecież on nic nie musi robić, to ja mu wszystko załatwiam i staram się, by miał w życiu najlepiej. Jak wiadomo, różnie mi to wychodzi, bo ja głupek jestem, ale kiedy już popełniam błąd, staram się go naprawić. Nie jestem perfekcyjny i pewnie nigdy nie będę, ale cały czas się staram i starać się będę. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz