Wypad nad jezioro był całkiem dobrym pomysłem. Im, jako serafinom wody, dobrze zrobi kontakt z wodą, a ja sobie po prostu posiedzę na brzegu i jedynie dopilnuję, by im nic się stało. Trzeba było wykorzystać ten dzień w zupełności, w końcu nie prędko dostanę kolejny dzień wolny.
- Dobry pomysł. Wezmę tylko jakiś koc i zrobię przekąski – odparłem, całując go w policzek.
- Po co przekąski? Dopiero co zjedliście obiad – zauważył, odwracając się w moją stronę.
- Ale zdążymy jeszcze zgłodnieć – wyjaśniłem, zabierając się za przygotowanie drobnych smakołyków. Wiem, że Miki i Yuki nie muszą jeść i że szykuje to głównie dla mnie i Misaki, ale może troszkę się skuszą. Nie będę w nich niczego wciskał, jeżeli coś zostanie, to będzie na jutro.
- Może ja się tym zajmę...? – zaproponował niepewnie Mikleo, siadając na blacie obok mnie.
- Ty już dzisiaj się wystarczająco napracowałeś, pozwól zatem, że ja cokolwiek dzisiaj zrobię – twardo trzymałem się swego. Miki dzisiaj zrobił bardzo dużo; przygotował nam przepyszne śniadanie oraz obiad, zajął się ogródkiem, domem, zwierzakami... a ja jedyne, co robiłem w tym czasie, to opiekowałem się dziećmi. To bardzo mało, a obiecałem sobie, że skoro mam wolne, to mu pomogę. – Usiądź i odpocznij, dam ci znać, kiedy wszystko będzie gotowe – dodałem, skupiając się na tym, co robię. Nie chciałem sobie w końcu odkroić palca, a wiedziałem, że byłem w stanie to zrobić.
Mikleo wyszedł na dwór, a ja na spokojnie zająłem się przygotowaniami. Szkoda, że nie było to tak dużo do roboty. Chciałbym w jakikolwiek sposób odpłacić się Mikleo za wszystko, co dla nas robi. W końcu to na jego głowie jest cały dom i dzieci. Na tyle, na ile pozwala mi praca, staram się mu pomagać w tych wszystkich obowiązkach, ale oczywiście to nadal nic w porównaniu z tym, co i tak musi robić na co dzień. Swoją drogą ciekawe, czy w przeszłości w ten sposób wyobrażał sobie swoją przyszłość: spokojną, w której zajmuje się domem i dzieci oraz serwuje obiadki swojemu mężowi. Założę się, że nie. Jest przecież bardzo młody, i jako anioł, i jako człowiek. Dosłownie całe życie przed nim, a on już jest uziemiony w domu. Miałem nadzieje, że nie jest o to na mnie zły. Wiem, że rozmawialiśmy o zakładaniu rodziny i Miki na wszystko się zgadzał, ale jestem pewien, że miał nieco inne wyobrażenie o tym wszystkim.
Po godzinie wyszedłem do moich aniołków, wraz z koszem pełnym przekąsek oraz kocem pod pachą. Mikleo musiał powiedzieć dzieciom, że idziemy nad jezioro, ponieważ już były gotowe i bardzo chętne. Nie chcąc dłużej przeciągać, zamknąłem za sobą drzwi na klucz, by nikt niepożądany nie wszedł do domu podczas naszej nieobecności, i podszedłem do mojej małej księżniczki, by wziąć ją na ręce. Całą rodziną skierowaliśmy się nad jezioro, włączając w to Codi’ego oraz, ku mojemu lekkiemu zdziwieniu, Coco. Wiem, że czasem ze mną chodziła do pracy, ale ostatnio zdecydowanie bardziej wolała zostawać w domu. Cóż, ja tam nie zamierzam narzekać, bardzo polubiłem tę kotkę, dzieci również, a Miki... cóż, chyba już dawno mu przeszła ta dziwna zazdrość o nią. Miki i ta jego zazdrość, ja jej chyba nigdy nie zrozumiem.
Rozłożyłem koc na brzegu jeziora, a anioły oraz pies weszli do wody. Yuki i Codi buszowali tam na większej głębokości, a Mikleo z małą byli bliżej brzegu, by nic złego się jej nie stało. Nie miałem ochoty na wchodzenie do jeziora, dlatego wraz z Coco rozsiedliśmy się na kocu. Z początku jedynie przyglądałem się mojej rodzinie pilnując, by nic złego się jej nie stało, ale z czasem zaczęło być to nieco nużące. Zauważyłem, że obok mnie było skupisko ładnych kwiatów i do mojej głowy wpadł niezwykle głupi, dziecinny pomysł. Wianki robiło się, jak było się dziećmi, a nie jak jesteśmy dorosłymi, poważnymi ludźmi. Ale z drugiej strony, co innego miałem robić? Woda to był ich żywioł, nic złego im się nie stanie i nie muszę ich pilnować... powoli i dosyć niepewnie zacząłem pleść wianek, który pasowałby na głowę mojego męża. Może ten drobny gest wywoła na jego twarzy uśmiech, bo wyglądać w tym będzie prześlicznie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz