Ciesząc się ze wspólnego tak przyjemnego czasu z rodziną, miło tak było po prostu bawić się z córką w wodzie, ucząc ją pływać, zerkając od czasu do czasu na bawiącego się w wodzie syna ze swoim psem i męża robiącego coś na trawie, chyba zaczyna się nudzić, sam bowiem do wody wejść nie chciał, a więc pozostało mu niestety siedzenie na kocu i obserwowanie albo nas, albo natury, która moim zdaniem jest piękna i warta obserwacji. Pozwala uspokoić skołatane myśli, a mu coś mi się tak wydaje bardzo to się przyda.
Uśmiechając się pod nosem, musiałem skupić się całkowicie na córce, która wymagała mojej opieki, nie chciałbym bowiem aby stała się jej krzywda, tylko dlatego, że na nią przez chwile nie patrzyłem, chyba bym tego naprawdę nie przeżył.
Po niecałych dwudziestu minutach wyszedłem z córką z wody, nie chcąc przypadkiem, by moje dziecko mi się rozchorowało, jest malutka i, mimo że powinna być odporna z wiadomych powodów, wciąż mimo wszystko jest pół człowiekiem, a ja muszę pilnować, by nic jej nie groziło nawet przeziębienie.
- Dziś zaśnie nam bardzo szybko, coś tak myślę - Odezwałem się do męża, sadzając moją małą zmęczoną kruszynkę na kocu, zerkając na męża, który coś trzymał w swoich dłoniach. - Co tam robisz? - Spytałem, kucając przy mężu, by zerknąć na jego dłonie.
- Cóż, wiem, że to dziecinne, ale chciałem z kwiatów upleść ci wianuszek i właśnie skończyłem - Gdy to mówił, położył wianek na mojej głowie, wywołując uśmiech na moich ustach. To było naprawdę słodkie, mój mąż doskonale wie jak wywołać uśmiech na moich ustach.
- Dziękuję, to naprawdę piękny podarunek - Przyznałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, ciesząc się jak nigdy z tak drobnego prezentu, mi naprawdę nie wiele do szczęścia brakuje. Mam piękny dom z dala od zgiełku wśród drzew blisko jeziora, mam cudownego męża i przyjaciela w jednym, dwoje cudownych dzieci i – co więcej – byłoby mi potrzebne? Życie wieczne z nimi.
- Nie dziękuj to przecież nic takiego, chciałem tylko sprawić ci troszeczkę przyjemności - Wyjaśnił, głaszcząc mnie po policzku, nim wziął naszą małą córeczkę na ręce, kruszyna była tak zmęczona, że aż zasypiała tacie na rękach, chyba pora wracać, mimo że nie jesteśmy tu za długo, mała powinna spać w łóżeczku, z drugiej strony świeże powietrze dobrze jej zrobi spanie na kocu też, nie powinno jej zaszkodzić, jestem troszeczkę przewrażliwiony i to każda matka, do czego to doszło, by nazywano mnie mamą, tego bym się nigdy nie spodziewał.
Zostaliśmy na kocu, kładąc się w cieniu, unikając bezpośredniego słońca, które nie było zdrowe ani dla aniołów wody, ani dla ludzi, nam grozi, to przegrzaniem a mojemu mężowi udar, a tego nie chciałbym dla żadnego z nas.
Zadowolony wpatrywałem się w niebo, ciesząc tą spokojną i co najważniejsze wspólną chwilą z rodzinom.
- Mogłoby być już tak zawsze - Przerwałem cisze, mówiąc na głos to, co myślę i najważniejsze to, co czuje. Chyba powoli zaczynam rozumieć, o co w tym chodzi.
- I może być już zawsze - Odpowiedział, na co westchnąłem cicho. Wiedząc, że nie jest to możliwe, zawsze? Oboje wiemy, że zawsze się nie da, Sorey nie jest nieśmiertelny, a nasze dzieci kiedyś pójdą swoją ścieżką a wtedy, wtedy będę znów sam. Czasem nawet myślałem co zrobię, gdy do tego dojdzie, gdy dojdzie do odejścia z tego świata mojego męża, a dzieci pójdą swoją drogą, nigdy jednak nie chciałem dopuszczać do siebie myśli tego, co będzie, gdy tak się stanie, bo czy będę w stanie żyć znów samotnie? Nie wiem, teraz nie chce, o tym myśleć to nie czas na to..
- Zawsze chyba nie - Powiedziałem twe słowa cicho i bardzo niepewnie nie chcąc, aby źle to odebrał.
- Dlaczego? - Spytał zdumiony, odwracając głowę w moją stronę.
- W życiu nie zawsze może być tak przyjemnie, jak dziś, ponadto kiedyś nasze dzieci pójdą w swoją stronę, a i ty wiecznie żyć nie będziesz. Co oznacza, że nie może być tak już zawsze przynajmniej nie w przypadku nieśmiertelnych - Wyjaśniłem, patrząc prosto w jego oczy, uśmiechając się delikatnie, szczerze poruszając może i bolesny, ale potrzebny temat.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz