środa, 8 czerwca 2022

Od Soreya CD Mikleo

Nie za bardzo rozumiałem, co się wokół mnie dzieje. Wszystko robiłem jak w transie; wstawałem, myłem się, jadłem... i ledwo to wszystko rejestrowałem. Miałem wrażenie, że to nie ja kontrolowałem swoje ciało. Wiedziałem, że coś się działo, chyba coś mówiłem, ale co to było dokładnie, już nie za bardzo wiedziałem. To był bardzo dziwny stan, który nie za bardzo mi się podobał. Chciałem się wyrwać z tego transu, ale nie wiedziałem, jak to zrobić. Miałem tak od wczoraj, od chwili w której to Junko się obudziła. Ostatnie, co pamiętam, to wielki gniew na dziewczynę. Nawet już teraz nie jestem w stanie powiedzieć, o co takiego...
Pierwszy dźwięk, jaki dotarł do mnie, czysto głośno, to płacz dziecka. Drgnąłem delikatnie i rozejrzałem się po pomieszczeniu, zastanawiając się, co ja tutaj robię. Niby zszedłem do kuchni, ale czy ja sobie coś przygotowywałem...? Nie kojarzę. W sumie, to od wczoraj bardzo wielu rzeczy nie pamiętam. Płacz stał się głośniejszy, dlatego wstałem od stołu i ruszyłem do pokoju małej, zastanawiając się, dlaczego tak strasznie płacze. I gdzie jest Mikleo...? Na pewno minął tylko jeden dzień, odkąd straciłem kontakt ze światem? 
A jednak Mikleo był już o małej. Trzymał ją na rękach i próbował ją uspokoić. Kiedy mnie zobaczył, ewidentnie pobladł, jakby moja obecność go przestraszyła. Dlaczego, nie miałem pojęcia. Zrobiłem coś nie tak...? Rozumiałem, dlaczego mała płakała pomimo obecności mamy. Misaki ewidentnie chciała do mnie, ponieważ wyciągała w moją stronę swoje malutkie rączki. Normalnie na tym etapie Mikleo zawsze do mnie podchodził i oddawał dziecko w moje ręce, ale teraz z jakiegoś powodu tego nie zrobił. Sam zatem do nich podszedłem, by w końcu uspokoić płaczące dziecko. 
- Hej, księżniczko – wyszeptałem, całując dziewczynkę w policzek. – Miki? Wszystko w porządku – dopytałem mojego męża, starając się zrozumieć, skąd u niego ten strach. 
- T-tak, tak – zająknął się lekko, a ja wyczułem, że powiedział tak tylko dlatego, by mnie nie zezłościć. 
- Nie pamiętam, co wczoraj robiłem. I dzisiaj rano też nie. Ocknąłem się dopiero teraz, jak mała zaczęła płakać. Co się stało? – spytałem, przyglądając się mu uważnie. Przyznam, byłem lekko przerażony tym, że nie wiedziałem, co się ze mną działo. I co spowodowało ten stan. Trochę mieszały mi się myśli, nie mam pojęcia, co się dzieje. 
- Nie pamiętasz? Nic, a nic? – dopytywał, jakby chcąc się upewnić, że go nie okłamuję. 
- Ostatnie, co pamiętam, to to, że byłem bardzo zły na Junko. Wręcz wściekły. I w sumie też nie wiem, dlaczego byłem aż tak na nią zły – wyjaśniłem mu, chcąc wiedzieć, co się dzieje. Miałem pełne podejrzenie, ale to było tylko podejrzenie, a nie pewność, więc jakaś szansa zawsze była. Malutka i znikoma, ale była. 
- Wydaje mi się, że nasza fuzja musiała w tobie obudzić w tobie zło, ale wróciłeś i to jest najważniejsze – słysząc jego słowa zamarłem. 
A więc jednak moje podejrzenie okazało się prawdą. Pozbyliśmy się zagrożenia w postaci demona, ale teraz pojawiło się nowe i jestem nim ja. Miki uważał, że już jest w porządku, ale ja czułem, że to jeszcze nie koniec. Jestem pewien, że jeżeli tylko trochę się na coś zdenerwuję, ten drugi ja znowu spróbuje przejąć kontrolę. I co, jeżeli się mu uda? Znowu kogoś skrzywdzę? Jestem pewien, że albo wczoraj, albo dzisiaj rano zrobiłem Mikleo krzywdę. Jak inaczej można wytłumaczyć jego strach przede mną? 
Pocałowałem córeczkę w czółko i oddałem ją Mikleo, pomimo jej protestów. Z mamą będzie zdecydowanie bardziej bezpieczna niż ze mną. Ja nie ufam już sobie samemu. 
- Nie wydaje mi się, aby to był koniec – odpowiedziałem, przeczesując dłonią włosy. Moja rodzina zdecydowanie nie jest ze mną bezpieczna... co zatem powinienem zrobić? Odejść? Zostawiłbym Mikleo z tym wszystkim, ale dzięki temu wszyscy byliby bezpieczni. Już w tak krótkim czasie skrzywdziłem Mikleo, więc ile czasu minie, zanim skrzywdzę jedno z dzieci...? 
- Co masz na myśli? – dopytywał, nie spuszczając ze mnie wzroku. 
- Czuję, że to jeszcze nie jest koniec. Że jeszcze będzie próbował przejąć nade mną kontrolę, więc nie jesteście ze mną bezpieczni... mój boże, co ja narobiłem – wymamrotałem, chowając twarz w dłoniach. Gdybym był silniejszy, nie byłoby takiego problemu. 

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz