Nie za bardzo rozumiałem jego słów, zarówno tej części, w której mówi że zasługuję na jego wybaczenie, oraz tej, bym nie nabroił. Idę do pracy, co głupiego i nieodpowiedzialnego mógłbym zrobić w pracy? Mógłbym zrobić sobie krzywdę, no ale czysto teoretycznie, skrzywdzić się mogę na każdym kroku, chociażby robiąc sobie kawę.
– Nie przesadzasz aby? Jestem dużym chłopcem, dam sobie radę – odpowiedziałem, popijając kawę.
– Jedynie się o ciebie martwię – wyjaśnił, poprawiając moje kosmyki, które jak zwykle żyły swoim życiem, a ja nie śmiałem tego zmieniać. I tak by mi się nie udało.
– Ja przespałem grzecznie całą noc. W przeciwieństwie do ciebie – odparłem wymownie, zabierając się za jedzenie tych przepysznych kanapeczek. – Jak tylko wrócę z pracy i się ogarnę, zastąpię cię – dodałem chcąc, by wiedział, że nie zostawię go ze wszystkim na głowie w takim stanie.
– Przekonywanie cię, że nic mi nie jest, nie zmieni twojego nastawienia, co? – spytał retorycznie, cicho wzdychając.
– Oczywiście, że nie. Lecę już, bo się jeszcze spóźnię – dodałem, całując go na pożegnanie w policzek i biorąc ostatnie dwa łyki kawy. Dzisiaj zeszło mi trochę dłużej niż zazwyczaj, ale to nic, i tak powinienem się wyrobić. Złapałem pakunek, w którym najprawdopodobniej znajdowały się moje kanapki do pracy i najciężej jak się tylko dało, by nie obudzić reszty domowników, wyszedłem z domu.
Dzisiejszy dzień był okropny, a to wszystko z powodu żaru lejącego się z nieba. Normalnie było już okropnie gorąco, a w kuźni było tak dwa razy gorzej. Gdybym tylko mógł, na pewno już dawno bym się roztopił. Ja przeżywałem okropnie tak wysoką temperaturę, ale jak musiał czuć się Miki i dzieci...? Miałem nadzieję, że mimo wszystko nie naszła ich ochota na wypad nad jezioro. Po tym, co Miki tam wczoraj ujrzał, wolałem się do niego nie zbliżać. Czysto teoretycznie nic nam grozić ze strony mroku nie powinno, ale jednak wolałem dmuchać na zimne.
Do domu wróciłem okropnie zmęczony, zmarnowany, spocony i bez koszulki. Znaczy, koszulkę miałem, tyle że w ręce. Miałem nadzieję, że brak górnej części odzieży sprawi, że będzie mi trochę chłodniej, ale raczej nie robiło to wielkiej różnicy. Oby niedługo spadło trochę deszczu, potrzebuję tego, i w sumie nie tylko ja.
Pierwszym domownikiem, który mnie przywitał, była moja malutka księżniczka. Dziewczynka przytuliła się do moim nóg, głośno krzycząc "tata wrócił". W tym momencie najchętniej wziąłbym ją na ręce, ale to nie był najlepszy pomysł. Najpierw się porządnie umyję i przebiorę, na czułości przyjdzie jeszcze czas.
– Cześć, księżniczko – pogłaskałem ją po główce uważając jednocześnie, by nie zniszczyć przypadkiem jej uroczej fryzurki. Misaki miała już na tyle długie włoski, że można było coś już na jej główce tworzyć. Dzisiaj Miki uczesał jej dwa kucyki, dzięki czemu wyglądała przesłodko. – Gdzie mama?
– W kuchni – odpowiedziała, chwytając jeden z moich palców i ciągnąc mnie w stronę wcześniej wspomnianego pomieszczenia.
Czy Miki gotował dla mnie obiad? Najpewniej tak. Biedny, w takim upale jeszcze musi stać przy garach. Znaczy, nie musi, nikt mu nie każe, to on po prostu ma jakieś takie dziwne upodobania. Nieważne, ile razy mu mówiłem, że nie musi dla mnie niczego robić, on i tak to zrobi.
No i miałem rację. Znaczy, prawie, obiad już był gotowy, jedynie trzeba było go nałożyć, a Miki siedział przy stole, rozmawiając z panią Caitlyn, z którą zaraz się przywitałem. Czyli mam gości... nie tego się spodziewałem.
– Cześć, skarbie. Wezmę tylko szybką kąpiel i już pozwolę ci odpocząć – powiedziałem, z nim także nie witając się jakoś czule. Doskonale wiedziałem, że nie cierpiał, kiedy jestem przepocony i nie pozwalał mi wtedy nawet na szybkiego całusa.
– Gdzie zgubiłeś koszulkę? – spytał, wymownie patrząc na mój nagi tors. Gdybym wiedział, że będziemy mieć gości, wcześniej założyłbym z powrotem na siebie tę koszulkę, a tak już jest za późno. Zresztą, to tylko tors, nic wielkiego się nie stało.
– Mam ją tutaj, zdjąłem ją w pracy, bo było mi gorąco – wyjaśniłem, unosząc rękę z odzieżą.
– I chcesz mi powiedzieć, że paradowałeś bez koszulki przez całe miasto? – dopytał, jakby to było coś złego, a przecież nie było.
– No tak – powiedziałem, marszcząc brwi, nie rozumiejąc tych jego pytań. Pewnie to było trochę niekulturalne, ale jak najszybciej starałem się dotrzeć do domu. Poza tym, nie tylko ja wpadłem na ten pomysł, w drodze powrotnej minąłem kilku mężczyzn w ubiorze podobnym do mojego.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz