Łagodny uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy doszły do mnie słowa mojego męża. Bardzo chciałem, aby był przy mnie, gdy będziemy rozmawiać o demonie, który chce zabrać nam córkę.
- Nie jesteś zadowolony prawda? - Spytałem, unosząc głowę ku górze, aby spojrzeć mu w oczy. Czując, że mój mąż nie do końca chce wsiąść pod uwagę mojego pomysłu, dążąc do tego, byśmy zdecydowali się na jego pomysł, który nie jest za mądry, już raz prawie z powodu naszej fuzji mógł zginąć, drugi raz mu na to nie pozwolę.
- Z tego, że chcesz oddać kontrole nad sobą demonowi? Czy z tego, że możesz zginąć? Jak myślisz? - Spytał, a jego głos wyrażał więcej, niż mógłbym sobie wyobrazić.
Westchnąłem cicho po wysłuchaniu jego odpowiedzi, no tak on widzi to w taki sposób, a ja widziałem to w inny sposób. Demon pomoże mi wygrać walkę, ratując naszą córkę, nic więcej nie ma znaczenia, nie dla mnie.
- Troszeczkę przesadzasz, demon chce nam pomóc uratować nasze dziecko, nie pozwoli mi zginąć i nie, nie oddam mu całkowitej kontroli, potrzebujemy go, bo bez niego demon nas zabije. Serafiny są silne, jednak przy obliczu tak potężnej siły mogą nie dać sobie rady i oboje to wiemy - Wyjaśniłem, patrząc prosto w oczy ukochanej mi osoby. Która nie chciała mnie zrozumieć, bo tak było łatwiej, on się poświęci. Umrze, a ja mam zostać sam, chyba oszalał, ja wiem, wiem, że nadejdzie czas, w którym to odejdzie z tego świata i wtedy to już na pewno będę musiał zostać sam, jednak puki to nie nastąpiło. Wolałbym, aby żył i to tak długo, jak to tylko możliwe.
Sorey mimo mojej odpowiedzi wciąż wydawał się niezadowolonym, no nic, może jutrzejszy dzień coś w nim zmieni.
- Porozmawiam o tym jutro, dziś już nie mam na to sił - Odparł, tak jakby czytając mi w myślach, cały on rozumie mnie be słów nawet, wtedy gdy nie rozumiem. Stara się i to bardzo cenię i w nim kocham.
- Masz racje, zostawmy to na jutro dobranoc - Ziewnąłem cicho, przecierając oczy, przytulając się mocniej do męża.
- Dobranoc - Szepnął, całując mnie w czoło, nim odpłynąłem w krainie morfeusza.
Dnia następnego nasza córka zbudziła mnie wczesnym porankiem. Nie mając ochoty jeszcze wstawać, wziąłem małą do sypialni, kładąc się z nią do łóżka, aby jeszcze kilka chwil poleżeć przy mężu i córce nim on sam się obudzi. Misaki nie chciała jednak spokojnie leżeć w łóżku, zaczynając po nim skakać, wybudzając ze snu tatę, głośno przy tym go nawołując.
Zaspany tato otworzył oczy, zerkając na córkę, przytulając ją do siebie, mała uspokoiła się, gdy tylko przytuliła się do taty, leżąc grzecznie przy jego boku, dopóki ten sam się nie podniósł, wybudzając ze snu, rozpoczynając nowy dzień.
Nowy dzień zaczął się bardzo spokojnie, poranna kawa dla męża, śniadanie dla dziecka i męża, szybkie ogarnięcie domu, wyjście męża do krawca i przybycie serafinów do naszego domu.
Serafiny rozsiadły się wygodnie w oczekiwaniu na Soreya który zjawił się chwile później, rozpoczynając rozmowę, która dotyczyła demona i mojego oddania kontroli nad nimi. Rozmowa ciągnęła się i ciągnęła, ja sam jednak nie za wiele mówiłem, wpatrując się tępo w okno, tak jakbym czegoś tam szukał.
- Czemu się tak przyglądasz? - Mój mąż stanął za mną, kładąc swoje dłonie na moich ramionach, zwracając tym samym moją uwagę.
- Niczemu, tak tylko patrzę - Wyznałem, odwracając się w jego stronę, uśmiechając przy tym delikatnie. - Co tak właściwie wymyśliliście? - Spytałem, zerkając na resztę, na chwile się wyłączając, tracąc na chwilę z nimi kontakt.
- Sorey chce spróbować fuzji, która może się udać - Odparł, Zaveid, Edna nie miała nic przeciwko, Lailah nie była pewna tego pomysłu, a ja nie chciałem nawet o tym słyszeć, to było niebezpieczne.
- Może, ale nie musi - Westchnąłem, cicho niezadowolony z tego pomysłu.
- Uda się na pewno - Stwierdził mój mąż, uśmiechając się do mnie delikatnie.
Kiwnąłem delikatnie głową, tym samym dostrzegając demona za oknem, a on co tu robi? Anioły dostrzegając demona, wstały od stołu, podchodząc do okna. To chyba był ten czas, wilk sam przyszedł do zwierzyny, która przygotowała się już na jego atak.
Serafiny chcąc nas bronić, ruszyły na demona, który nie specjalnie przejął się ich obecnością, pod wpływem swojej potężnej mocy odebrał im energię, zrównując z ziemią. A więc to o tym wspominał Mormo, nie czekając ani chwili wyszedłem z domu, oddając kontrolę demonowi. Teraz dwie bestie stały naprzeciw siebie, szczerząc kły.
Walka trwała długo za długo demon w pewnym momencie przejmował sporą przewagę, zmuszając nas do połączenia się z Soreyem, dzięki któremu wygraliśmy, pokonując demona. Oboje mieliśmy dość walka z demonem, kosztowała nas wiele wysiłku a mnie wiele ran na ciele, rozwalona warga i głowa do tego rana w brzuchu, na szczęście to nic takiego bardziej martwiłem się o męża.
- Wszystko w porządku? - Spytałem, podchodząc do niego, klękając przy nim, fuzja z aniołem, który był pod kontrolą demona, mogła wywołać w nim coś, czego bym nie chciał. Jego złe ja jest okrutne i lepiej by się nie pojawiało, poza tym bałem się o niego czy aby przypadkiem nie doznał żadnej rany, nie chce, aby przeze mnie cierpiał, nie o to mi bowiem chodzi, gdy prosiłem go o pomoc..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz