Wsłuchiwałem się w słowa mojego męża, trochę zdenerwowany i przerażony. Więc o to mu chodziło, kiedy rozmawialiśmy kilka dni temu. To są bardzo niepokojące wieści. Przy tym, co nadchodzi, pokonanie pana nieczystości to był pikuś. Jeżeli przez niewierzące osoby rozumie się, że są to osoby niemogące dostrzec aniołów, to niemalże całe miasto jest zagrożone. Może nie przepadam za wieloma ludźmi, i pewnie z wzajemnością, ale nikt nie zasługuje na taki los.
- Dlatego wcześniej mówiłeś, że nam nic nie grozi – powiedziałem cicho, wpatrując się w twarz mojego męża.
- Tak. Mówiłem też, że nie jest to coś, czym powinieneś się przejmować – odparł, wzdychając cicho.
- No nie wiem... też jestem człowiekiem, powinienem coś zrobić, na pewno jest coś, co mogę zrobić – odpowiedziałem natychmiast czując, że jako ten wierzący powinienem jakoś zareagować na wszechobecne zło.
- I co możesz zrobić? Jeżeli zaczniesz chodzić po ulicach i przekonywać każdego niedowiarka, że anioły istnieją, wszyscy wezmą cię za wariata – tu Mikleo miał rację. Wystarczy, że czasem się zapomnę i powiem publicznie coś do Mikleo, a wszyscy już patrzą na mnie jakoś tak dziwnie. Warto też zaznaczyć, że to czasem zdarza mi się całkiem często... chyba ze względu na to, że byłem kiedyś pasterzem, nie zostałem całkowicie wykluczony ze społeczności, ludzie nadal czują wobec mnie pewien respekt.
- Już teraz niektórzy uważają mnie za wariata, więc niewielka strata – zauważyłem, opierając się o blat.
- Ale to tylko kilka osób, a nie całe miasto. Sorey, to nie jest twój obowiązek, nie jesteś już pasterzem. Arthur z serafinami powinni się zastanowić, co zrobić w tej sprawie.
- Myślisz, że Arthur przyjdzie poprosić cię pomoc w tej sprawie? – zapytałem, czując dziwny ucisk w żołądku na samą tę myśl. Ostatnia ich współpraca nie była najlepsza, nadal miałem wrażenie, że mimo wszystko próbuje go poderwać... ale to jest poważna sprawa. A Miki jest jedynym serafinem wody na wyciągnięcie ręki, ostatnim brakującym żywiołem, a jak wiadomo, pasterz jest najsilniejszy, jeżeli ma przy sobie anioły wszystkich żywiołów.
- Myślę, że ostatnim razem wyraziliśmy się oboje dosyć jasno, że tego nie chcemy – przypomniał mi, na co pokiwałem głową.
- Tak, ale to jest wyjątkowa sytuacja, a ty jesteś jedynym serafinem wody, jaki jest dostępny.
- Na razie nas nie odwiedził, dlatego nie rozmawiajmy już o tym – powiedział, chyba chcąc zakończyć ten przykry temat. – Połóż się spać, pamiętaj, że masz jutro pracę – dodał, całując mnie w policzek, po czym zniknął na schodach.
Wyglądało na to, że Mikleo już pogodził się z tym, co się dzieje na świecie. Nie mogę go winić, najwidoczniej nie tylko on, ale i ja nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić. Znaczy, na to by wyglądało, że nic nie możemy zrobić, ale ja nie chciałem w to wierzyć. Zgadza się, nie jestem już pasterzem, ale widzę anioły, więc tak czysto teoretycznie jestem w stanie coś zrobić. Powinienem. Tylko co?
Dokończyłem herbatę i poszedłem do łazienki, by zmyć z siebie cały brud dzisiejszego dnia. Mikleo nie było w pokoju, domyślałem się zatem, że znowu poszedł na dach. Oby się tylko znowu nie złapał jakiejś dziwnej choroby. Swoją drogą, miałem nadzieję, że zło rozpowszechniające się w tak szybkim tempie w żaden sposób nie wpłynie na moich najbliższych. Miki mówił, że nam nic złego się nie powinno zdarzyć, ale ja nie byłbym tego taki pewien.
Po krótkiej kąpieli od raz poszedłem do łóżka, zmęczony trochę tym dniem. Może jak się trochę odpocznę, to wpadnę na jakieś rozwiązanie?
Kiedy się rano obudziłem, by przyszykować się do pracy, zauważyłem, że Mikleo nie było obok mnie. Już się obudził? A może w ogóle się nie kładł? Spodziewając się, że prędzej będzie ta druga opcja, zdecydowałem się zajrzeć na dach. Przeczucie mnie nie myliło. Miki siedział po turecku z przymkniętymi oczami, spokojnie oddychając. Najwidoczniej czuwał i nasłuchiwał głosu Boga i trochę się zapomniał.
- Miki? – odezwałem się cicho, kładąc mu rękę na ramieniu i to wystarczyło, by Miki powrócił do rzeczywistości. – Wszystko w porządku? Trochę się zasiedziałeś – dodałem, patrząc na niego ze zmartwieniem. Jak tylko wrócę z pracy, zajmę się domem i dziećmi, a mój mąż w międzyczasie sobie odpocznie.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz