Przez kilka sekund wpatrywałem się w jego twarz, analizując jego słowa. Momentami Miki był trochę za bardzo pesymistyczny. Oczywiście, wiecznie żyć nie będę, mimo że bardzo bym chciał, ale nie potrzebuje mnie do szczęścia. Kiedy mnie już nie będzie, nic nie będzie mu stało na przeszkodzie, aby znaleźć sobie kogoś innego i założyć nową rodzinę. A jeżeli wybierze anioła, tak jak o sam, nie będzie musiał przejmować się takimi głupotami jak moja śmierć.
- Ale wspomnienie tego dnia będzie cały czas z tobą, niezależnie od tego, w jakim momencie życia się znajdziesz – odpowiedziałem, gładząc jego policzek.
- To nie będzie to samo – powiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie i jakby z takim smutkiem.
- I zawsze możesz znaleźć kogoś na moje miejsce. I założyć nową rodzinę – dodałem, przyglądając się mojej córeczce, która spała na mojej klatce piersiowej.
- Rozmawialiśmy już o tym i dobrze wiesz, że to nie jest możliwe – westchnął cicho, podnosząc się do siadu.
- Może jest, tylko jeszcze o tym nie wiesz. Świat jest pełen ludzi zdecydowanie lepszych ode mnie, bez problemu sobie kogoś znajdziesz – dalej uparcie trzymałem się swojego zdania. W końcu chciałbym, aby Miki był szczęśliwy zawsze i wszędzie, ze mną i beze mnie. Jest najlepszym aniołem na świecie, więc zasługuje na wszystko, co najlepsze, a ja... cóż, ja najlepszy dla niego nie jestem. To sobie wybrał osobę do zakochania.... chociaż, to ja pierwszy się mu oświadczyłem jako głupi dzieciak. Znaczy, nie tyle, co oświadczyłem, a po prostu zakomunikowałem, że weźmiemy razem w przyszłości ślub. Ale to chyba nie miało żadnego wpływu na decyzję Mikleo, bo nawet o tym nie pamiętał. Ja też, dopóki nie straciłem pamięci i nie zaczęły do mnie powracać te najwcześniejsze wspomnienia.
- Nie rozmawiajmy już o tym, proszę – odezwał się cicho Miki, wyraźnie smutny. Pięknie, to miał być dzień tylko dla nas, spokojny, miły i całkowicie pozbawiony wszelkich trosk, a co właśnie zrobiłem? Zniszczyłem wszystko. O tym właśnie myślałem, jestem jednym z gorszych rzeczy, jakie mogły przytrafić się Mikleo.
- Oczywiście, przepraszam – pocałowałem go w policzek nie chcąc, aby się smucił, nie taki był mój zamysł.
W tym samym momencie z wody wyszedł Codi, a z jego sierści ociekała woda. Zaczął otrzepywać się z niej na brzegu, niedaleko koca. Na szczęście siedzieliśmy w cieniu, więc nas nie dosięgła żadna kropelka, ale nie można było tego powiedzieć o Coco. Kotka leżała rozleniwiona na słońcu ale zaraz uciekła na drzewo, wściekła i nastroszona. Oboje z Mikim cicho się na ten widok zaśmialiśmy, a następnie wygoniliśmy z koca psa, który przyszedł się z nami przywitać. Obudziliśmy przy tym Misaki, ale malutka nie była o to zła. W sumie nawet lepiej, drzemka dobrze jej zrobiła, ale gdyby przespała większość czasu, nie spałaby w nocy i to mogłoby być problematyczne.
Po zabawach w wodzie i krótkiej drzemce mała była głodna, dlatego wyciągnąłem z kosza przekąski. Jednak dobrze myślałem, że się przydadzą.
- Gdzie jest Yuki? – spytałem, troszkę zaniepokojony nieobecnością syna.
- Najpewniej nadal w wodzie. Nie bój się o niego, nic mu nie będzie, jeśliby chciał, może i cały dzień tam siedzieć – odpowiedział Mikleo, pomagając naszej księżniczce w jedzeniu.
- Ale co, jeżeli znajdzie jakieś dziwne rzeczy na dnie? Ty znalazłeś jakąś magiczną perłę, która omal cię nie zabiła. Takich rzeczy może być tam więcej – wyjaśniłem swoje zaniepokojenie, wpatrując się w niezwykle spokojną taflę jeziora. Miałem nadzieję, że Yuki zaraz wyjdzie z jeziora, ale tak się nie stało.
- Jeżeli tak bardzo się o to boisz, rozejrzę się za nim i go zawołam – odparł, oddając mi córeczkę pod opiekę. – Ale raczej już nic dziwnego nie powinno być w tym jeziorze.
- Po prostu na siebie uważaj – poprosiłem, chyba odrobinkę za bardzo panikując.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz