Faktycznie, Yuki dawno nie był u Emmy, a to przecież z bardzo prostego powodu, było to zbyt niebezpieczne. I to niebezpieczeństwo nadal istnieje, ale chyba nie jest już takie wielkie. I też na pewno Yuki’emu taki wypad do przyjaciółki dobre zrobi. Ostatnio nawet z domu nie mógł wychodzić, a to nie jest zdrowe dla dorastającego chłopca. Przy odrobinie szczęścia już niedługo wszyscy będziemy bezpieczni... nadal nie jestem przekonany do tego pomysłu z demonem. Było zdecydowanie w tej sprawie za wiele niewiadomych i, co za tym idzie, za wiele było do stracenia. Wierzę, że musi istnieć jakiś inny sposób, tylko jesteśmy ślepi i nie potrafimy go dostrzec. Ale to nic, ja go znajdę, muszę go znaleźć, bo inaczej istnieje ryzyko, że mogę stracić Mikleo. Nie dam sobie w życiu rady ani bez męża, ani bez córki.
- Oczywiście, że tak. I też później go odbiorę, więc o to nie musisz się martwić – powiedziałem, uśmiechając się delikatnie. Możliwe, że mi taki spacer też dobrze zrobi. Trochę się dotlenię, może wpadnę na jakiś pomysł... nie poddam się tak łatwo, nie, jeżeli chodzi o życie mojego męża.
- Dziękuję. Yuki także będzie ci wdzięczny – odpowiedział Mikleo, całując mnie w policzek.
- Ale już będzie mniej wdzięczny, kiedy po niego przyjdę z powrotem – zauważyłem, ciężko wzdychając. Jak chodzi o powroty, Yuki zawsze lubił przeciągać, by być u Emmy jak najdłużej. Na mnie to niezbyt działało, ale Miki był zdecydowanie bardziej podatny na tego typu zagrywki.
- Myślę, że już jest dużym chłopcem i zrozumie – odpowiedział Mikleo, zabierając się za robienie posiłku dla zwierzaków.
Tak jak obiecałem wcześniej Mikleo, po śniadaniu zaprowadziłem Yuki’ego wraz z Codim do Emmy. Na szczęście podczas podróży nic niezwykłego się nie wydarzyło, zarówno w jedną jak i w drugą stronę. Tyle dobrego, że demon zdecydował się teraz zostawić nas dzisiaj w spokoju. Znaczy, możliwe, że w nocy zmieni zdanie, ale najważniejszy był ten moment.
Wróciłem do domu w momencie, w którym to Mikleo powoli przygotowywał rzeczy do obiadu, a mała biegała sobie wesoło po salonie, ganiając już nieco mniej wesołą Coco. Jednak kiedy dziewczynka mnie zauważyła, wyciągnęła raczki w moim kierunku, krzycząc głośno „tata!”.
- Dzień dobry, księżniczko – powiedziałem do niej, biorąc ją na ręce i całując w policzek. Malutka rosła jak na drożdżach i robiła się coraz to większa. I cięższa. Jeszcze trochę i będziemy musieli uczyć ją czytać, pisać, liczyć, może zapiszemy ją do jakiejś szkoły... ten czas leci zdecydowanie za szybko.
- Dobrze, że już wróciłeś. Teraz możemy porozmawiać – odpowiedział Mikleo, odwracając się w moją stronę z tym swoim poważnym spojrzeniem. Stało się coś, czego nie wiem podczas mojej nieobecności, że jest taki poważny?
- O czym? – spytałem, jeszcze nie za bardzo łącząc wątki. Na swoją obronę mogę powiedzieć, że tej nocy nie wyspałem się za bardzo.
- O demonie. I o sposobie, dzięki którego go pokonamy – no tak, cały raz o to się rozchodzi. Podczas odprowadzania Yuki’ego trochę z nim porozmawiałem i trochę zapomniałem o tej przykrej sprawie.
- Jeśli o mnie chodzi, to nadal jestem nie – powiedziałem ze znacznie większym spokojem niż wczoraj.
- Tylko, że nie ma innego sposobu, zaklęcie obronne wiecznie działać nie będzie, a uciekać i chować przed nim małą wiecznie nie zamierzam. Chyba, że masz jakiś inny pomysł, w takim razie z chęcią posłucham – odpowiedział, także zachowując spokojny ton głosu, ewidentnie nie chcąc się ze mną kłócić.
- A gdyby tak żyć takiego samego sposobu, co na Hedalfa? Uderzyć w niego mocą wszystkich żywiołów naraz? – zaproponowałem, stawiając małą na podłodze. Mikleo zastanawiał się przez dłuższą chwilę, czyli najwidoczniej wcześniej żadne z nich nie wpadło wcześniej na ten pomysł.
- Nie jestem pewien, czy drugi raz uda też udałoby się to zrobić. Zresztą, wydaje mi się, że tak wielka moc zabiłaby Junko na miejscu – na jego słowa zmarszczyłem brwi. Faktycznie, to mogłoby być lekko problematyczne, ale jeśli nie ma innego pomysłu...
- Jeśli mam wybierać pomiędzy twoim życiem, a jej, wybieram twoje – odpowiedziałem, patrząc mu prosto w oczy. To na pewno zabrzmiało bardzo egoistycznie, ale jak chodzi o moją rodzinę, zrobiłbym wszystko, nawet pozwolił dziewczynie umrze. Miałbym potem straszne wyrzuty sumienia, ale gdybym stracił Mikleo, załamałbym się jeszcze bardziej, także wybór dla mnie jest bardzo prosty.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz