poniedziałek, 13 czerwca 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Czemu po tym wszystkim, co mu zrobiłem, nadal uważał, że to nic takiego? Krzywdziłem go, poniżałem, zgwałciłem, prawie go zabiłem, a on po tym wszystkim chciał nadal być przy mnie. To nie było normalne, ani logiczne, ja i tylko ja jestem powodem, przez który cierpi on i dzieci. Nie dostrzega tego? Nie, jest na to za mądry, pewnie po prostu nie chce tego dostrzec. Byłoby zdecydowanie prościej, gdyby tylko Miki zdecydował, że mnie zostawi. I bezpieczniej dla nich wszystkich. Rozwiązanie naszych problemów jest tak blisko, ale Miki uparcie nie chciał pozwolić mi odejść twierdząc, że nie dadzą sobie beze mnie rady i że mnie potrzebują. 
- To nieprawda. Dałbyś sobie beze mnie świetnie radę. Jesteś silny i nie jestem ci do niczego potrzebny – wyszeptałem łamiącym się głosem, gładząc go ostrożne po plecach. 
- Nie mów tak, nie wytrwałbym bez ciebie nawet pięciu minut. Potrzebuję cię, tak jak ty potrzebujesz mnie – odpowiedział równie cicho, kładąc swoje dłonie na moich policzkach trochę zmuszając mnie do tego, bym na niego spojrzał. – Poczucie winy, jakie w tej chwili czujesz, niepotrzebnie cię wyniszcza, ponieważ ja nie jestem na ciebie zły. 
- A powinieneś – wymamrotałem czując, jak po policzku zaczynają spływać łzy. 
- Ale nie jestem. I nigdy nie będę, ponieważ to nie jest twoja wina. Wiem, że ty, prawdziwy ty, nigdy byś mnie nie skrzywdził. Musisz odpocząć i oczyścić umysł, jesteś padnięty – dodał, wycierając moje mokre od łez policzki. 
- To nie ja byłem katowany i leżałem kilka dni w łóżku – odpowiedziałem dając mu wyraźnie do zrozumienia, że to nie ja powinienem odpoczywać. 
- I to nie ja czuwałem przez kilka dni przy łóżku mało śpiąc i równie mało jedząc. I zdecydowanie nie byłem katowany – pokreślił, całując mnie w policzek, w miejscu, gdzie wcześniej się zaciąłem brzytwą podczas golenia. – Ale też trochę snu mi się przyda – dodał, schodząc ze mnie, bym najpewniej położył się wygodnie na łóżku, co uczyniłem, ale tylko dlatego, że Mikleo najpewniej chciał zasnąć przy mnie. Teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek czułem, że nie zasługuję, by leżeć tutaj wraz z nim. 
Podczas, kiedy mój mąż spał, o czym mógł świadczyć jego spokojny oddech, ja nie mogłem zmrużyć oka. Faktycznie, wcześniej mogłem śmiało powiedzieć, że byłem padnięty i jak najszybciej chciałem iść spać, ale po tym, co sobie przypomniałem, nie potrafiłem. Co jeszcze mu zrobiłem? To na pewno nie było wszystko, a Miki mi oczywiście nie powie, bo dla niego to przecież nic, albo po prostu nie chce mnie jeszcze bardziej dołować. 
Po godzinie albo dwóch Mikleo przebudził się. Przez moment chciałem udać, że śpię, ale to raczej nie miało sensu. Miki nie jest głupi, zaraz by się skapnął, że tylko udaję. 
- Za dużo myśli? – spytał cicho, poprawiając się tak, by jego twarz znalazła się nieco bliżej tej mojej. 
- Zastanawiam się, co jeszcze ci zrobiłem – przyznałem, przyglądając mu się ze smutkiem. 
- Im bardziej się nad tym skupiasz, tym gorzej dla ciebie. Musisz odpuścić i sobie przebaczyć, inaczej to zawsze będzie się za tobą ciągnąć – poinstruował mnie, kładąc jedną dłoń na moim czole, a drugą na ręce i uwolnił niewielką cząstkę swojej mocy, tym samym uspokajając trochę mnie i moje myśli. 
- Nie powinieneś tego robić, na pewno jeszcze nie wydobrzałeś o tym, co ci zgotowałem – odpowiedziałem nie chcąc, by poświęcał się dla mojego dobra jeszcze bardziej, niż to w ogóle możliwe. 
- Już nie przesadzaj, to nie jest nic wielkiego – odparł, nie zabierając swoich dłoni. 
Jeszcze przez moment z tym walczyłem, ale kiedy tylko Mikleo oczyścił mój umysł z tych wszystkich natrętnych myśli, było już tylko zmęczenie, a stąd już całkiem blisko do zaśnięcia. 
Następnego dnia obudziłem się późnym rankiem i w znacznie lepszej kondycji niż wczoraj, ale nadal z bolącą głową. Skąd ten ból głowy? Dzisiaj przecież przespałem odpowiednią ilość godzin, wczoraj zjadłem co nieco, powinno więc być ze mną wszystko w porządku. Właśnie, powinno, dlaczego więc nie jest? Ogarnąłem się szybko w łazience, przebrałem się i zszedłem na dół, gdzie była już cała moja rodzina. Musiałem wyglądać raczej marnie, bo Yuki spytał się mnie, czy dobrze się czuję. Odpowiedziałem mu, że dopiero co wstałem i dlatego tak marnie wyglądam, po czym poczochrałem jego włosy. Przywitałem się także z mężem oraz naszą małą kruszynką, siląc się na jakiś mierny uśmiech. Nie był to jeszcze ten typ uśmiechu, jakim witałem moja rodzinę każdego ranka, ale nie chciałem martwić mojego męża. I tak miałem wrażenie, że już się o mnie martwi, widziałem ten jego zaniepokojony wzrok, jak tylko wszedłem do kuchni. 
Chciałem usiąść przy stole, zjeść śniadanie i wypić kawę, by jakkolwiek dzisiaj funkcjonować, ale nic z tego. Ktoś zaczął pukać do drzwi i jak na zawołanie Codi zaczął szczekać. Jako, że tylko ja mogłem otworzyć drzwi, bo byłem widzialny dla wszystkich, z niechęcią skierowałem się do wyjścia, po drodze każąc psu się uspokoić. Za drzwiami stał młody chłopak z paczuszką w rękach, co lekko mnie zaskoczyło. Okazało się, że strój dla mojego męża już był gotowy. Kompletnie o tym zapomniałem... rany, przecież niedługo jest ślub Alishy, a ja nie mam pomysłu, co mógłbym jej sprawić na prezent. Dodatkowo, jak wcześniej bardzo chciałem iść na tę uroczystość, tak aktualnie nie wiem, czy znajdę na to siłę. Cóż, będę musiał, nie zostawię przecież Alishy w tak ważnym dniu. 
- Przyszedł twój strój – powiedziałem do Mikleo, podając mu ładnie zapakowaną paczuszkę. – Sprawdź, czy na ciebie pasuje, w razie czego może jeszcze udałoby się poprawić przed ślubem, jakby było coś nie tak. I daj znać, jakbyś potrzebował pomocy. 
- Ponieważ ubranie się to bardzo trudna rzecz i mogę nie dać rady – odpowiedział rozbawiony, przyjmując paczkę. 
- Ponieważ ten strój ma kilka dziwnych wstążeczek i ozdóbek, wiec tak, możesz nie dać rady – powiedziałem poważnie, niezbyt w nastroju na żarty. Jestem przekonany, że Miki trochę się namęczy, przymierzając te ubrania, ale będzie bardzo ładnie wyglądał. Mógłbym nawet pokusić się o stwierdzenie, że będzie wyglądał jak książę, jeżeli zrobię mu taką fryzurę, by odsłaniała opaskę na czole... aż delikatnie uśmiechnąłem się na samą tą myśl. Cóż, myślenie o Mikim zawsze poprawiało mi humor i to się chyba nigdy nie zmieni. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz