Wściekły jak sto diabłów wyszedłem za nim, nie chcąc pozwolić na jego odejście. Cały dzień zachodził mi za skórę i robił wszystko, by mnie zdenerwować, a jeszcze teraz chce wyjść nie mówiąc mi, gdzie, po co i kiedy wróci. Jak on w ogóle śmie gdziekolwiek wychodzić bez mojego pozwolenia? Tak być nie może. Dogoniłem go bez żadnych problemów, złapałem go za nadgarstek i nim Mikleo zdążył jakkolwiek zareagować, wydałem bardzo proste polecenie: „do środka”. Czemu ja kiedyś byłem przeciwny naszemu paktowi? Przecież to jest bardzo wygodne. Chce czy nie, musi wykonywać moje rozkazy i to jest bardzo wygodne. Muszę częściej wykorzystywać tę przewagę. Byłem ostatnio dla niego za miły i jak to się skończyło? Sprawiłem, że Mikleo trochę za bardzo się rozpuścił, muszę to naprawić, nim już całkowicie zejdzie mi na psy.
~ Co ty robisz? Wypuść mnie, natychmiast! – odezwał się niezadowolony, nerwowo poruszając się w moim wnętrzu.
- Dlaczego? Zachowywałeś się bardzo niestosownie i niegrzecznie, zasługujesz na karę. Myślę, że ta nada się idealnie – odpowiedziałem, poprawiając włosy. Założę się, że przez całą noc nie będzie dawał mi spokoju: będzie się kręcił i gadał, bym go wypuścił... ale to nie jest takie ważne. Dam sobie radę, a on się zmęczy i później przez cały dzień będzie spokojny, a ja będę mógł w spokoju zająć się dziećmi.
~ Karę za co? Za to, że nie posłuchałem jaśnie pana?
- Między innymi – odpowiedziałem, kończąc tę dyskusję.
Jak podejrzewałem, Mikleo się to nie spodobało i zaczął zatruwać mi życie. Teraz, kiedy wiedziałem, gdzie jest mój mąż i co robił, byłem spokojny i nic nie mogło mnie wytrącić z równowagi. Miałem wszystko pod kontrolą i to lubiłem najbardziej. Zrobiłem sobie herbatę, nakarmiłem zwierzaki, upewniłem się, czy u dzieci wszystko jest w porządku, po czym poszedłem do pokoju, by tam poczytać książkę. Muszę przyznać, że czerpałem przyjemność ze zdenerwowania Mikleo. Teraz to ja mu robiłem na złość, i to niewielkim kosztem. No i też nauczy się pokory, bo tej ewidentnie mi brakuje.
Po jakimś czasie przyzwyczaiłem się do psioczenia i ruchliwości Mikleo, że praktycznie w ogóle nie zwracałem na to uwagi. Poszedłem w końcu spać, bo byłem trochę zmęczony. Powiedziałem grzecznie mojemu najukochańszemu mężowi „dobranoc”, a w odpowiedzi usłyszałem, żebym poszedł do diabła.
***
Następny dzień mijał mi bardzo spokojnie. Mikleo się nie odzywał od dłuższego czasu, a ja w spokoju zajmowałem się domem i dziećmi. Wziąłem małą na spacer, odprowadziłem Yuki’ego do Emmy, gdzie miał zostać na noc, a potem zajmowałem się prawie cały dzień Misaki. Mała trochę chciała do mamy, ale na szczęście cały dzień jakoś wytrwała. W końcu nastał wieczór, mała poszła spać i miałem trochę czasu dla siebie, który znowu poświęciłem na czytanie książki i dokładnie w tym momencie nieśmiało odezwał się Mikleo.
~ Sorey... mógłbyś mnie wypuścić?
- Tylko jeżeli powiesz mi, dlaczego miałbym to zrobić – odpowiedziałem, odkładając książkę na bok. Doskonale znałem ten ton, wiedziałem, że żałuje swojego zachowania, ale chciałem to usłyszeć.
~ Zrozumiałem, że uwięziłeś mnie, ponieważ zostałeś do tego zmuszony. Zachowałem się nieodpowiedzialnie i niestosownie, stawiając się tobie i cię nie słuchając. Już więcej tak nie postąpię.
Jego słowa sprawiły mi wielką przyjemność, dlatego postanowiłem go więcej nie torturować i wypuściłem go. Kiedy tylko zmaterializował się przede mną, wyciągnąłem rękę w jego stronę dając mu znać, że ma mi usiąść na kolanach. Co prawda, same słowa nie wystarczą, by odpokutować to, co zrobił, ale do tego dotrzemy zaraz.
- Twoje oko... – odezwał się, kładąc niepewnie dłoń na moim policzku.
- O co ci chodzi? – zmarszczyłem gniewnie brwi, niezadowolony z faktu, że wspomina coś o moich oczach, czy tam oku. Oczy jak oczy, nie ma po co o nich w ogóle wspominać.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz