sobota, 11 czerwca 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Wtuliłem się w ciało męża, ciesząc się, naprawdę szczerze się ciesząc z jego powrót do siebie, tak bardzo mi go brakowało, tak bardzo bałem się, że już nie wróci do mnie, że nie uda mi się przetrwać do jego powrotu, a wtedy dzieci zostałyby bez jednego z rodziców z ojcem niepanującym nad sobą.
- Już dobrze, cicho nic mi nie jest - Wyszeptałem, przytulając się do niego, potrzebując go bardziej niż kiedykolwiek w moim życiu.
- To moja wina, gdybym nie pozwolił mu ze sobą wygrać, nic by ci się nie stało - Wydukał, przez łzy płacząc jak małe dziecko, w tej chwili nie przeszkadzało mi to wcale, to znaczy nigdy nie przeszkadzał mi jego płacz, płacz jest ludzki, jest czymś, co dał nam pan, aby okazywać swoje emocje, nie widzę nic więc złego w smutku, złości, radości. Każda emocja jest potrzebna ludziom i nie tylko ludziom do życia.
- Nie przegrałeś z nim, gdyby tak było, nie stałbyś tu teraz przede mną, przekąszając za swój błąd. Każdy z nas popełnia błędy, nie ma ludzi idealnych, ja sam idealny nie jestem i doskonale to wiem. Gdybym wtedy cię posłuchał, to wszystko nie miałoby dziś miejsca, to demon obudził w tobie to zło, a ty miałeś prawo mu ulec, to tylko słabość nie obwiniaj się za to - Wyszeptałem, unosząc głowę, patrząc prosto w jego oczy, kładąc palce na jego policzku. - Kocham cię i bardzo cieszę się, że już jesteś ze mną - Dodałem, łagodnie uśmiechając się do męża, wycierając z jego twarzy łzy.
- Jak możesz kochać takiego potwora - Wydukał, nie przestając łkać, okazując słabość, którą zawsze tak bardzo ukrywał w sobie.
- Potwora? Nie jesteś potworem, potwory cechują się przeraźliwym wyglądem i prymitywnym agresywnym zachowaniem - Omówiłem definicje, tak jakbym w ogóle zapomniał o tym, co się wydarzyło. Otóż nie zapomniałem, ja po prostu chce żyć dalej, nie myśląc o tym, co było, każdemu zdarza się potknąć, potykając, uczysz się nowych rzeczy, a to doskonała lekcja dla niego i dla mnie. Nie ufać demonom i nigdy więcej ni pozwolić mu na fuzję ze mną pod postacią demona.
- Dobrze wiesz, co mam na myśli - Westchnął ciężko zdołowany tym wszystkim. - Gdy tylko wrócisz do pełni sił, odejdę, już dawno powinienem był to zrobić - Dodał, po chwili czym lekko mnie zaskoczył. Jak to odejdzie? Gdzie? I dlaczego? On żartuje prawda? Ja nie chce zostać sam, nie chce, kto zajmie się dziećmi, kto pomoże mi je wychować, dzieci potrzebują ojca, a ja potrzebuję męża.
- Nie możesz, chcesz nas zostawić? Dzieci? Misaki, Yuki'ego? Sorey przemyśl to, ja wiem, że to, co się stało, mogło cię załamać, boisz się, że znów na skrzywdzisz, ale nie skrzywdzisz, przez cały ten czas byłeś dobry dla dzieci, one cię potrzebują, ja cię potrzebuje. A to, co się stało, zostawmy to w tyle, było minęło, nie rozdrapujmy już tego - Chciałem podnieść go na duchu, mój mąż jest dobrym człowiekiem, zawsze był dobrym człowiek, tylko w tych wyjątkowych chwilach podał się złu, nie mam mu tego za złe, bo i ja poddałem się nie raz złu, a mimo to wciąż przy nim trwam, on nigdy we mnie nie zwątpił dlatego i ja nigdy w niego nie zwątpię.
Sorey milczał kilka chwil, całując mnie w czoło.
- Przemyślę to, ale ty powinieneś się jeszcze na chwile położyć - Stwierdził, tak jakby nie widział siebie w lustrze, on także dobrze nie wglądał, powinien położyć się ze mną i również odpocząć.
- Położę się, jednak najpierw chce się odświeżyć, a i ty nie wyglądasz najlepiej i chyba powinieneś się położyć na chwilę - Odparłem, odsuwając się troszeczkę od niego.
- Dobrze, mną się nie przejmuj, idź się umyj. Odpocznij, a później połóż się spać - Nie chcąc teraz do niczego go zmuszać, poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem naprawdę długą i relaksacyjną kąpiel, której brakowało mi jak powietrza, woda to źródło mojej energii w takim razie jest to zrozumiałe.
Czysty i co najważniejsze zrelaksowany wyszedł z łazienki, idąc do kuchni, gdzie jak podejrzewałem siedział mój mąż. Bez słowa usiadłem na jego kolanach, przytulając się do niego. Czując, że w tej chwili on potrzebuje mnie bardziej niż ja go.
- Kocham cię, wiesz? - Powtórzyłem dziś to drugi raz, widząc jego przybicie, tak bardzo chciałem coś zrobić, by znów się do mnie uśmiechnął. Cokolwiek, byleby znów patrzył na mnie z miłością i radością w oczach.
- Wiem i nie rozumiem tego - Wyznał, również przytulając się do mnie.
- Miłości nie musisz rozumieć - Zapewniłem, uśmiechając się łagodnie. - Pójdziesz położyć się ze mną? Dzieci już śpią więc i my możemy - Cicho wyszeptałem, głaszcząc go po głowie. Chcąc, aby był przy mnie, chcąc na każdym kroku pokazywać mu, że go kocham i, że nie mam do niego o nic pretensji, to co się stało to była przede wszystkim moja wina i jestem tego świadom, dlatego tak bardzo nie chce, by znów obwiniał się za coś, za co obwiniać się tak naprawdę nie powinien.

<Pasterzyku? Aniołek pomoże c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz