poniedziałek, 6 czerwca 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Mikleo wydawał się żartować i się ze mną drażnić, ale to była bardzo poważna sprawa. Jeżeli źle go zmierzę, krawiec przygotuje dla niego zły strój, a noszenie za małych bądź za dużych rzeczy nigdy nie jest wygodne. Cóż, późnej to on będzie to nosił, więc lepiej, aby był teraz poważny i przez moment był spokojny.
- W zakładzie usłyszałem, że najlepiej byłoby, gdybyś był bez ubrań. No chyba, że czułbyś się niekomfortowo, to wtedy załóż jakieś takie lekkie rzeczy – poinstruowałem go, rozglądając się za kawałkiem papieru. Może nawet bym zapamiętał, jakie wymiary miał mój mąż, ale trochę bałem się, że zapomnę. Bywałem lekko roztrzepany, no i też lepiej by było, aby w takiej sprawie się nie pomylić. 
- To ja takiego problem mieć nie będę, bo przy tobie zawsze czuję się komfortowo – odpowiedział, kładąc swoją dłoń na moim nadgarstku. – Ale w tym celu musimy przejść do naszej sypialni. 
- Sekundkę, nie mogę znaleźć żadnej kartki... – wymamrotałem pod nosem, skupiając się na otoczeniu. Byłem pewien, że pióro z atramentem znajdowało się w naszym pokoju, ale czy kartkę też tam znajdziemy... no to już taki pewien nie byłem. 
- W pokoju są. Chodźmy już – dalej na mnie naciskał, a ja, chcąc nie chcąc, w końcu m się poddałem. Tutaj i tak niczego nie widzę, a jeżeli w sypialni niczego nie znajdę, spytam Yuki’ego, czy nie ma żadnej kartki przy sobie, jest jeszcze wcześnie, więc na pewno nie śpi. 
A jednak mój mąż miał rację. Wszystkie potrzebne rzeczy były w pokoju, dlatego mogłem spokojnie przystąpić do mierzenia. Mikleo zaczął powoli rozpinać guziki swojej koszuli, ale robił to tak nieznośnie powoli, że w końcu poszedłem do niego i mu pomogłem. Tego wieczora miałem przed sobą jasne zadanie i zamierzałem je wykonać. Wiedziałem, że Mikleo się odrobinkę ze mną drażni i ma nadzieje na coś więcej, ale jak na razie potrzymam go w niepewności. Pewnie po tym będzie na mnie troszkę zły, ale to nic, na pewno mu to wynagrodzę, tylko w swoim czasie. Starałem się być jak najbardziej dokładny w swojej pracy i nawet wszystko sprawdzałem po dwa razy. W końcu wiele od tego zależy, nie chciałbym tego sknocić. 
- Już? – spytał po jakichś piętnastu minutach, ewidentnie niezadowolony i znudzony. 
- Jeszcze jedna rzecz... – odpowiedziałem mu, starając się zagrać jak najbardziej obojętnego i odpornego na jego uroki. W rzeczywistości właśnie zapisywałem ostatnie dwie cyferki, ale on nie musi tego widzieć.
Słysząc jego ciche, pełne irytacji westchnięcie musiałem mocno powstrzymywać się od uśmiechu. Odłożyłem miarkę na stolik obok, po czym położyłem swoje dłonie na obu jego polikach i uniosłem jego głowę delikatnie do góry, by znacznie łatwiej było mi go pocałować, i dopiero wtedy złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku. To mocno zaskoczyło Mikleo, mogłem to wyczuć dzięki temu pocałunkowi. Czyli jednak jeszcze czasem potrafię go zaskoczyć... oby równie dobrze mi to wychodziło, jak będę stary. 
- I już. Dziękuję ślicznie – wymruczałem, odsuwając się od niego. 
- I to tyle? – odezwał się, ewidentnie chcąc czegoś więcej. 
- To zależy jedynie od ciebie – odparłem zaczepnie, kładąc dłonie na jego biodrach, odrobinkę drażniąc jego nagą skórę. 
Mikleo do tej pory miał na sobie jedynie bieliznę, ale szybko to się zmieniło, kiedy zarzucił mi ręce na kark i przytulił się do mojego ciała. Naprawdę miła alternatywa do spędzenia czasu, która pozwala na moment zapomnieć o tym, co nas czeka, kiedy opuścimy sypialnię. I najgorsze było w tym to, że będę musiał zgodzić się na ten ich niedorzeczny pomysł z oddawaniem kontroli demonowi nad ciałem Mikleo... mój pomysł ma pewne niedociągnięcia, owszem, ale można je szybko naprawić. Może i nie już nie jestem i nie będę pasterzem, ale na jeden dzień mogę zawrzeć pakty z pozostałymi serafinami. A jak chodzi o moją ewentualną śmierć... cóż, nie jest powiedziane, że zdarzy się to na pewno. A nawet jeżeli się zdarzy to wolę, abym to ja miał poświęcić życie niż Mikleo. 
- Idziesz jutro do pracy? – zapytał z głową położoną na mojej klatce piersiowej, podczas kiedy ja bawiłem się jego włosami. 
- Chyba tak. I przy okazji odwiedziłbym krawca, w końcu uszycie takiego stroju trochę czasu zajmuje, a ślub już niedługo – powiedziałem, nieprzerwalnie gładząc jego włosy. 
- A może byś sobie odpuścił? Jutro Lailah i reszta chcą przyjść i omówić plan ataku. Lepiej, abyś przy tym był – na jego słowa westchnąłem cicho. No tak, wiecznie się ukrywać nie możemy...
- W takim razie jedynie zaniosę te wymiary i zapłacę zaliczkę – powiedziałem, całując go w policzek. Pewnie będziemy tylko rozważać jego pomysł z demonem, wobec którego zawsze będę na nie. Nadal uważam, że demon nie robi tego bezinteresownie i ma jakiś większy plan, o którym wszyscy dowiemy się, kiedy będzie już za późno... musi wyniknąć z tego jakieś nieszczęście, czułem to w kościach, więc dlaczego wszyscy mnie olewają, nie wiem. 

<Aniele? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz