wtorek, 28 lutego 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Miałem wrażenie, że mój mąż był kompletnie innym aniołkiem niż wczoraj, czy przedwczoraj, a przecież aż tak dużo czasu nie minęło od tamtych chwil. Trochę nie to zmartwiło, ponieważ co, jeżeli następnym razem nie będę miał wielkiej ochoty na zbliżenie, a mój Miki bardzo będzie chciał? A ostatnio znowu mam bardziej ochotę na takie zwyczajne przytulanie niż na właśnie seks, a Mikleo go potrzebował, by normalnie funkcjonować, o czym się właśnie przekonałem. No nic, na razie jakoś żyjemy i normalnie funkcjonujemy, więc na tym powinienem się skupić. I na ugotowaniu makaronu oraz pokrojeniu warzyw, by były idealne, bo właśnie tego chciałem, by moja rodzina zjadła idealny obiad. 
- Makaron z sosem pomidorowym – wyjaśniłem, siekając cebulkę, którą po chwili wrzuciłem na patelnię, by trochę ją zeszklić, czy jak to się tam to nazywało. Niedaleko obok siebie miałem spisany przepis na kartce, a ten przepis miałem od Sebastiana. O tym jednak Mikeo mówić nie będę, bo mimo, że Miki obiecał, że już więcej nie będzie zazdrosny, ale w tej sprawie mu troszkę nie ufałem. 
- A ten makaron nie jest przypadkiem za długi? – dopytał, najwidoczniej troszkę zainteresowany tym prosto brzmiącym pomysłem, bo w wykonaniu aż taki prosty nie był, przynajmniej nie, kiedy próbuje się to przygotować pierwszy raz i nie ma się absolutnie żadnych zdolności kulinarnych. 
- W innej części świata właśnie taki długi makaron przygotowują i ponoć bardzo pasuje on do tego sosu – wyjaśniłem spokojnie, dodając do garnka, gdzie miał się robić sos. 
- A skąd takie rzeczy wiesz? – dopytał, tym razem przyglądając się jeszcze niegotowemu sosowi. Muszę przyznać, troszkę mnie stresował, kiedy tak wszystkiemu się przyglądał, a jeszcze niewiele było zrobione. Miałem wrażenie, że zaraz popełnię jakiś błąd, coś przypalę, coś rozgotuję... inaczej, kiedy gotujemy razem, bo każde z nas jest skupione na swoich zadaniach. 
- Różnych ludzi się w pracy spotyka, to i różne rzeczy się słyszy. A teraz bardzo cię proszę, abyś się odsunął i daj mi spokojnie pracować – poprosiłem, mieszając cebulkę, aby się ładnie i równomiernie podrumieniła. 
- A nie mogę ci pomóc? – dopytał, ewidentnie nie chcąc za bardzo współpracować, albo wręcz przeciwnie, wszystko zależy od tego, jak się na to spojrzy. 
- Po prostu siadaj i daj mi się rozpieścić. Zasługujesz na to po ostatnich wydarzeniach – powiedziałem, zdejmując makaron z ognia, ponieważ był już gotowy. Jeszcze tylko go odcedzę i po kilku minutach będę mógł go dodać do sosu... – Albo możesz uspokoić dzieci – dodałem, słysząc nerwowe głosy z salonu. Oddałbym za nie życie i to bez wahania, ale czasami mam ich po prostu dość, zarówno Merlina, jak i Misaki. 
- Oczywiście, najgorsza praca zawsze przypada mnie... – westchnął, niby to zrezygnowany. 
- Gdybyś tyle się w łóżku nie wylegiwał, pewnie to mnie by przypadł ten zaszczyt – odparłem, całkowicie nieprzejęty jego zrezygnowaniem. Zazwyczaj to ja miałem na głowie kłócące się dzieci, miło jest w końcu zrobić coś innego. 
- Nie wylegiwałem się. Szyłem poduszkę – obronił się, oburzony moim oskarżeniem.
- Którą sam zniszczyłeś – przypomniałem mu. 
- Dobra, nie czepiaj się tak, to tylko drobne szczególiki – machnął ręką, a ja w odpowiedzi jedynie pokiwałem głową, bardziej starając się skupić na przygotowaniu idealnego posiłku niż na takim zwyczajnym przekomarzaniu się. 
Mikleo poszedł zająć się naszymi krzykaczami, a ja dokończyłem obiad; do gotującego się sosu dodałem makaron, a po tym dodałem jeszcze trochę masła, by sos zgęstniał. W międzyczasie, jak tam się wszystko się ze sobą łączyło, zacząłem rozkładać talerze i sztućce, by już po kilku minutach każdemu nałożyć porcję; Merlinowi jedynie pokroiłem ten makaron coś podejrzewając, że jak go zostawię z takimi długimi nitkami, to ubrudzi nie dość, że siebie samego, to jeszcze wszystkich wokół i całą kuchnię. Przed zawołaniem Mikleo i dzieci posypałem jeszcze dania startym serem i schowałem przepis, by Miki przypadkiem nie zrobił mi kolejnego pokazu zazdrości. Porozmawiam z nim o tym po obiedzie, i to bardzo ostrożnie, naprawdę nie mając ochoty na kolejne kłótnie. 
- Obiad podany – powiedziałem, wchodząc do salonu. 
- Pachnie przepięknie – odparł Mikleo podchodząc do mnie, kiedy dzieci już pobiegły do kuchni.
- Zanim mnie pochwalisz, najpierw spróbuj, bo może pięknie pachnieć, a smakować źle – wyjaśniłem, niespecjalnie przekonany do jego pochwał. Dopiero kiedy Miki spróbuje i powie mi, że mu smakuje, to wtedy będę spokojny, chociaż i tak nie do końca, bo przecież może mi mówić, że coś smakuje dobrze, mimo, że nie smakuje, by nie było mi przykro. Na szczęście dzieci są bezpośrednie i szczere, więc zaraz zostanie zweryfikowane to, jak mi poszło. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Było mi dobrze, naprawdę dobrze i chyba dla tego tak bardzo mnie poniosło, biedna poduszka nie zasłużyła sobie na to, co jej uczyniłem.
- Tak, chyba troszeczkę mnie poniosło - Przyznałem, uśmiechając się delikatnie do męża, odczuwając satysfakcję po naszym zbliżeniu. Sorey zrobił ze mną, co chciał i chociaż boli mnie trochę pupa, jestem zadowolony i usatysfakcjonowany, mając pewność, że teraz moje ciało znów stanie się chłodne, a ja będę czuł się znacznie lepiej.
Sorey pokręcił z niedowierzaniem głową, kładąc się obok mnie na poduszce, przytulając delikatnie do siebie co i ja sam uczyniłem, przytulając się do niego.
- Kocham cię Sorey - Wyszeptałem, chowając głowę w jego ramionach, wciąż czując się tak błogo, to było naprawdę przyjemne doznanie, którego przyznam, ostatnio w naszym związku mi trochę brakowało. Sorey może i tego nie potrzebuje, ale mnie roznosi, gdy nie mogę zaspokoić swoich żądzy.
- I ja ciebie kocham moja mała owieczko - Wyszeptał, całując mnie w czubek głowy.
- Nie jestem mały - Wyszeptałem, cicho ziewając pod nosem zmęczony dzisiejszym doznaniami.
- To prawda, jesteś malutki - Zażartował sobie ze mnie, a ja w odpowiedzi prychnąłem cicho pod nosem, nie zgadzając się z jego opinią. - Dobranoc owieczko - Wyszeptał, głaszcząc po głowie, co przyznam, podobało mi się jeszcze bardziej, takie wieczory to ja mogę spędzać zawsze.
- Dobranoc Sorey - Odpowiedziałem, nim odpłynąłem do krainy morfeusza.

Dnia następnego obudził mnie zapach przygotowanego przez mojego cudownego męża śniadanie.
- Dzień dobry owieczko - Przywitał się, stawiając tace z jedzeniem na łóżku.
- Dzień dobry kochanie, pięknie pachnie - Przyznałem, zadowolony łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, mając zdecydowanie lepszy nastrój. Jak niewiele mi potrzeba, abym był zadowolony, a moje ciało znów było chłodne jak zawsze.
- Znów jesteś zimy - Zauważył, a w jego głowie dało się usłyszeć ulgę, a mówiłem mu przecież, że jestem napalony, a nie rozpalony, zaspokoił mnie to i zaspokoił moje ciało, które teraz szaleć nie będzie, a przynajmniej nie do pełni.
- Tak wiem, mówiłem, że potrzebuję odrobinkę czułości nic więcej - Przypominałem mu, uśmiechając się przy tym zadziornie, mając doskonały nastrój, wystarczy zaspokoić moje ciało i od razu staje się łagodny jak owieczka, dosłownie i w przenośni.
Mój mąż zaśmiał się cicho, siadając obok mnie na łóżku, jedząc wraz ze mną pyszne przygotowane przez niego śniadanie.
- Musimy coś zrobić z poduszką - Przypominał mi, wyciągając z włosów pierze.
- Zaszyje tę biedną dziurkę - Obiecałem, mając zamiar uczynić to jeszcze dzisiaj, gdy tylko zjemy wspólne śniadanie..
I tak jak obiecałem, tak też zaszyłem dziurę w poduszce, uzupełniając ją o piętrze, które rozsypały się po całym łóżku. Przyznam, miałem troszeczkę roboty, ale gdy już to zrobiłem, zadowolony odłożyłem, poduszkę na swoim miejscu wychodząc z pokoju, powoli idąc do męża i dzieci, które wyjątkowo się z powodu czegoś cieszyły.
- Co się dzieje? - Dopytałem, ciekawy ich radości. Mając wrażenie, że coś mnie właśnie omija i raczej tak właśnie jest.
- Tata obiecał, że pójdziemy na dwór po obiedzie - Słysząc słowa dzieci, kiwnąłem delikatnie głową, ciesząc się ich szczęściem, pozostawiając ich w salonie, aby nadal się bawiły, gdy ja od razu poszedłem do męża, który coś tam sobie przygotowywał.
- Co robisz pysznego na obiad? - Dopytałem, wtulając się w jego plecy.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nieskromnie muszę przyznać, że słowa i zachowanie mojego męża nieco mnie zaskoczyły. Rzadko słyszę, by mówił takie teksty, więc nie byłem do tego przyzwyczajony. No i też martwiła mnie temperatura jego ciała, która zdecydowanie nie powinna być aż tak wysoka. Gdyby był człowiekiem, zaproponowałbym mu zioła, przygotował chłodny kompres, czyli jak najprędzej starałbym mu się tę gorączkę zbić, no ale on jest aniołem i nieważne, jak bardzo są one podobne do ludzi, rządzą się one swoimi prawami. Chociaż i tak wydaje mi się, że w tym momencie zbicie tej wysokiej temperatury nie wydaje się być takie złe. 
– A wydawało mi się, że chciałeś pójść na spacer – zacząłem ostrożnie, podczas kiedy Mikleo trochę tak bezceremonialnie władował się mi na kolana i zarzucił mi ręce na szyję. Nie byłem pewien, czy wolałem czuć na karku już doskonale znane mi chłodne dłonie, czy może te gorące, które zdecydowanie bardziej były przyjemne w dotyku, no ale powodowały u mnie niepokój, który czaił się z tyłu głowy. – Twoje ciało trochę by się ostudziło. 
– Wiesz, co w tym momencie pomoże mi najbardziej? Twoje dłonie pod moją koszulą i usta na mojej szyi – wyszeptał, wiercąc się na moich kolanach, niby to się poprawiając, ale ja doskonale wiedziałem, jaki był jego prawdziwy zamiar. I w sumie, to mu się udało, z czego do końca zadowolony nie byłem. Nie powinienem w tym momencie myśleć o swojej przyjemności, podczas kiedy on mi tutaj zaraz zejdzie z powodu wysokiej gorączki. 
– Nie znam się dobrze na aniołach, ale wydaje mi się, że tak wysoka temperatura u osobników twojego rodzaju nie jest dobrym objawem. Powinniśmy ją jak najszybciej zbić – dalej uparcie upierałem się przy swoim mimo, że było to bardzo trudne. Miki bardzo starał się, by odwieść moje myśli od jego teoretycznie złego stanu zdrowia. 
– Może zróbmy tak. Weźmiesz mnie tak, jak lubisz najbardziej, bez żadnych zahamowań, a potem będziemy robić, co tam uważasz za słuszne – zaproponował, czym znowu mnie zaskoczył. Nie sądziłem, że ma aż tak wielką ochotę. Faktycznie, małą przerwę ostatnio mieliśmy, bo nie odczuwałem aż tak wielkiej potrzeby, by się kochać, ale nie sądziłem, że jemu będzie tego brakować aż tak bardzo. 
– Dzieci śpią tuż obok – zauważyłem jeden bardzo kłopotliwy fakt. Doskonale wiedziałem, jak Miki potrafił być głośny, co w nim uwielbiałem, ale też jednocześnie było to niezbyt dobre, kiedy żyło się z dziećmi. 
– Zadbam o to, by być cicho. Wiesz, strasznie bardzo szukasz wymówek – dodał szybko, kiedy otworzyłem usta, by znowu coś powiedzieć. – Może powinienem porozmawiać z Arthurem. On by się tak nie wahał. 
Wspomnienie imienia tego typa spowodowało, że trochę się we mnie zagotowało. W życiu nie pozwolę mu się do niego zbliżyć, ten facet przynosi nam tylko kłopoty. 
Mimo, że wcześniej się jeszcze wzbraniałem, to teraz bez wahania jednym płynnym ruchem przerzuciłem go na łóżko, zapominając w tym momencie o jakiejkolwiek delikatności. Tego chciał i to mu sam, na następny raz odechce się mu wspominania tego przeklętego typa. 
Miki tym razem musiał sobie sam poradzić z byciem cicho, gdyż specjalnie nie zbliżałem się za często do jego ust, bo w końcu to on miał zadbać o to sam. Czasem zakrywał swoje usta własną dłonią, innym razem trochę za mocno wbijał zęby w moje ramię, ale kiedy już zbliżaliśmy się do końca musiał ukryć twarz w poduszce, co mi się tak do końca nie spodobało, bo wolałem doskonale widzieć jego twarz, no ale zabrać za bardzo też mu jej nie mogłem. 
– Czy ty właśnie rozerwałeś poduszkę zębami? – zapytałem z zaskoczeniem zauważając biały puch na jego włosach, kiedy zmęczony po wszystkim leżał na łóżku. Zerknąłem na poduszkę, którą wcześniej używał do stłumienia jęków i faktycznie, była trochę naderwana. Miki to mnie chyba nigdy nie przestanie zaskakiwać. 

<Owieczko? c:>

poniedziałek, 27 lutego 2023

Od Mikleo CD Soreya

Słysząc pytanie mojego męża, uniosłem jedną brew ku górze, nic nie rozumiejąc, dlaczego on mnie o to pyta? Przecież ja czuję się bardzo dobrze, może jestem troszeczkę zamyślony i nie do końca obecny, ale to nic takiego. A tak właściwie zamyślony I nieobecny to chyba to samo, najwidoczniej nawet z tym sobie nie radzę.
- Kotku, ale ja nie czuje się źle, przecież wszystko zemną w porządku - Wyznałem, nadal nie rozumiejąc, skąd u niego wzięło się to pytanie. Czy ze mną jest coś nie tak? Może to skutki nadchodzącej pełni, która zawsze powoduje, że szaleje.
- Owieczko jesteś nieobecny czy coś zrobiłem nie tak? - Słysząc jego pytanie, uśmiechnąłem się do niego delikatnie, stając na palcach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Nie skarbie, wszystko zrobiłeś, najlepiej jak tylko się da - Wyznałem, słodko się do niego uśmiechając.
Mój mąż, słysząc moją odpowiedź, zmartwił się jeszcze bardziej, kładąc dłonie na moich policzkach.
- Jesteś rozpalony, nie jesteś chory? Idź, się połóż, tak będzie dla ciebie najlepiej - A on znów swoje, a ja nie chcę wyjść na dwór, ja naprawdę nie odczuwam ochoty ani potrzeby, aby pójść, się położyć, ja naprawdę chce wyjść na dwór na spacer z mężem..
- Ale ja chce iść na spacer - Wybuczałem niezadowolony zachowując się jak małe dziecko, które nie dostało prezentu, który miał otrzymać od swojego taty.
- Pójdziemy wieczorem razem, a na razie idź, się połóż i odpocznij - Poprosił, całując mnie w czoło, głaszcząc po moim policzku.
- Dobrze, pójdę, ale chce wyjść później na spacer - Ostrzegłem, naprawdę chcąc iść na spacer i chociażby się paliło i walił, ja wyjdę na ten spacer.
- Dobrze, obiecuję ci, że pójdziemy, a teraz zmykaj - Po jego odpowiedzi kiwnąłem głową, robiąc to, o co prosił mnie mój mąż, kierując swoje kroki grzecznie w stronę sypialni, gdzie położyłem się na łóżku, zasypiając szybciej, niż podejrzewałem, odlatując od razu po bliższym kontakcie z poduszką, najwidoczniej bardziej zmęczony niż mogłem się tego spodziewać.


Oczy otworzyły mi się kilka godzin później, moje ciało nadal było rozpalone, ale ja nie czułem się źle, wręcz przeciwnie czułem się bardzo dobrze, odczuwając potrzebne pragnienie, które moje ciało chciało zaspokoić.
- O Miki już się obudziłeś, jak się czujesz? - Zapytał, podchodząc bliżej mnie, kładąc dłonie na moich policzkach. - Jesteś strasznie rozpalony - Zauważył, głaszcząc mnie po gorącym policzku swoją chłodną dłonią, do której musiałem się przytulić, mrucząc cicho pod nosem jak mały kotek.
- Nie jestem rozpalony, jestem napalony - Wyszeptałem, nie ukrywając tego, na co miałem już ochotę od bardzo długiego czasu.
- Czy dziś jest pełnia? - Dopytał, ewidentnie rozbawiony moim zachowaniem.
- Nie skarbie, dziś pełni nie ma, będzie za dwa dni, ale już dziś chce, abyś dał mi trochę przyjemności - Wyznałem, uśmiechając się do męża zadziornie.
Na moje słowa dostrzegłem zaskoczenie na jego twarzy, obym tylko i tym razem nie został spławiony, co jak co ale dziś naprawdę potrzebuje uwagi, a moje ciało krzyczy z pragnienia dłoni ukochanego faceta, za którym poszedłbym nawet w ogień.

<Pasterzyku? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

Byłem trochę zaniepokojony ty roztargnieniem Mikleo, które raczej nie powinno mieć miejsca. Owszem, czasem mu się zdarzało tak troskę zamyślić, w końcu to normalna rzecz, i mnie się przecież zdarzało zamyślić i troszkę stracić ten kontakt ze światem, no ale żeby aż tak...? Wyglądało to, jakby był pod wpływem rytuału, no ale to nie było możliwe, bo go nie odnawiał. Ale czy aby na pewno...?  Nie no, raczej tak się nie powinno zdarzyć, w końcu kiedy miałby to zrobić... w sumie, kiedy byłem w pracy, mógłby to bez problemu zrobić. Obiecał mi coś jednak, a jak on to obieca, to słowa dotrzymywał, więc nie będę tego negował. 
Dobrze, że zacząłem mu pomagać, bo Miki naprawdę był dzisiaj roztargniony. Znowu przeciął sobie palec, który zaraz zaleczyłem, następnie troszkę za bardzo podsmażył cebulkę, która po tym nadawała się tylko do wyrzucenia, a pokrojone warzywa wrzuciłby do garnka z makaronem, a nie z gotującym się rosołem. Zdecydowanie coś dzisiaj było z nim nie tak, a ja jak zwykle nie wiedziałem co. 
- Miki, może się na chwilę położyć, co? – zaproponowałem, jak zawsze zmartwiony jego stanem. Coś było nie tak i najgorsze było to, że nie wiedziałem, skąd mu się to wzięło. Zrobiłem coś, co sprawiło, że tak się zamyślił? A może coś powiedziałem? Sam nie wiem, nie wydawało mi się, no ale tok myślenia Mikleo nieco różnił się od mojego, więc nie zdziwiłbym się, gdybym w jego mniemaniu zrobił coś nie tak. 
- Co? Nie, nie chcę – powiedział, patrząc na mnie lekko zagubionym wzrokiem. A może był chory? Nie zdziwiłoby mnie to, zdarzało się to rzadko, ale było jak najbardziej możliwe. 
- A ty się dobrze czujesz? Nie masz gorączki? – zapytałem, podchodząc do niego i kładąc dłoń na jego czole. Niby było one ciepłe, ale nie było jakoś bardzo gorące, więc tak za bardzo przekonany nie byłem, bo może był ciepły gdyż tu w kuchni od tego gotowania było całkiem ciepło. 
- Tak. Nie. Nie wiem. A o co pytałeś? – zapytał, patrząc na mnie takim trochę nieobecny spojrzeniem. 
- Idź do dzieci, ja już tu przypilnuję, by wszystko się przygotować – powiedziałem łagodnym głosem, nie chcąc, by kręcił się tutaj w kuchni taki zamyślony. To było niebezpieczne, jeszcze by mi się poparzył, czy też palca odciął, a na to pozwolić nie mogłem.
- Ale...
- Już niewiele zostało do zrobienia, tylko trzeba przypilnować, by nic nie wykipiało i w odpowiednim momencie wstawić dorsza do pieca, a to nie jest nic trudnego. Poproszę was do stołu, jak rosół będzie gotowy – wyjaśniłem, uśmiechając się delikatnie. 
- No niech ci będzie, ale jak coś będzie nie tak, jak najszybciej daj mi znać – poprosił, na co pokiwałem głową. Wątpię, bym miał jakieś problemy, bo zostały mi naprawdę proste rzeczy do ogarnięcia, więc bez problemu mogłem się na to zgodzić. 
Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Doprawiłem jeszcze trochę rosół i tego dorsza, po czym zacząłem stawiać naczynia i sztućce na stole, nie chcąc już wołać Mikleo by mi pomagał, bo i po co, skoro to było to proste. W tym momencie najważniejsze było, by Mikleo wydobrzał i zaczął znów nieco bardziej przytomnie myśleć. Może potrzebował trochę odpocząć, albo wystarczy, że się trochę prześpi...? No nic, zaraz się okaże. Najwyżej na spacer przejdę się tylko z dziećmi, a Miki może zostać w domu i nieco się zdrzemnąć. 
- Obiad gotowy, chodźcie do stołu – powiedziałem, wchodząc do salonu, nie chcąc się niepotrzebnie wydzierać. Dzieciaki uradowane ruszyły zaraz na jedzenie, dlatego korzystając z chwilowego spokoju zatrzymałem na moment Mikleo, chcąc z nim troszkę pogadać. – I jak się czujesz? Lepiej? – zapytałem, patrząc na niego ze zmartwieniem. Był moim mężem, więc to jasne, że będę się o niego martwił, kiedy będzie zachowywał się dziwnie. Gdyby mi powiedział, co go tak dręczy, może nawet udałoby nam się to jakoś rozpracować... chociaż, jak tak sobie to wszystko przemyślę, to chyba nie byłem najlepszy w przerabianiu emocji z moim mężem i powodowałem mu jeszcze większy mętlik w głowie, niż miał go wcześniej. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Zajmując się obiadem, nasłuchiwałem krzyków dzieci, które nie potrafiły żyć w zgodzie, dlaczego tak jest? Tego nie wiedziałem może to ze względu na podobne charaktery? Sam już nie wiem, nie do końca pojmuję, czemu nasze dzieci tak się zachowują, my w dzieciństwie nie kłóciliśmy się zbyt czysto, zawsze potrafiąc się dogadać, teraz też potrafiły się dogadać z tą różnicą, że kłócimy się najczęściej o sytuację wywołującą u nas zazdrość. Potrzebną lub też niepotrzebną to jednak czasem po prostu bywa silniejsze od nas. Czy to dobrze? Sam nie wiem, zazdrość oznacza miłość o drugiego człowieka tylko czy nam wychodzi to na dobre? Sam już nie wiem, kochamy się i to jest pewne, jednak czasem mam wrażenie, że coś jest nie do końca tak, jak być powinno. I to nie tak, że nasze uczucie wygasa, to nie to, mam wrażenie, że czasem zachowuje się zbyt emocjonalnie, powinienem nadal powtarzać rytuały, aby nie reagować aż tak emocjonalnie na każdego kolejnego kolegę z pracy mojego męża.
Zamyślony przygotowywałem obiad, robiąc to bardzo powoli a wszystko dlatego, że bardziej skupiałem się na myśleniu o swoich błędach i nadchodzącej pełni, jeszcze dwa dni a ja już nie panuje nad emocjami, myśląc nad tym, co zrobię w pełnie, aby oszczędzić męża, niż na tym, co gotuję i czy robię to w sposób prawidłowy.
- Miki wszystko w porządku? - Słysząc jakby z oddali głos męża, uniosłem głowę, odwracając ją w całkowicie przeciwną stronę, niż się znajdował, nie umiejąc wywnioskować poprawnie po której stronie się znajduje. - Hej, tu jestem - Czując jego dłoń, na moim ramieniu odwróciłem głowę w drugą stronę, dostrzegając spojrzenie mojego zmartwionego męża.
- Coś się stało? - Zapytałem, nie rozumiejąc, dlaczego patrzy na mnie takim zmartwiony spojrzeniem.
- To ja powinienem o to cię zapytać, dobrze się czujesz? - Zapytał, kładąc dłoń na moim policzku, delikatnie mnie po nim głaszcząc.
- Ty mnie? Ja się czuje? Co, czekaj, o co chodzi? - Zapytałem, nie rozumiejąc jego pytania, dlaczego ono w ogóle zostało zadane?
- Miki, wszystko w porządku? Zaczynam się martwić o ciebie - Wypowiedział, niepotrzebnie się o mnie martwiąc.
- Nie martw się, nic mi nie jest, troszeczkę się zamyśliłem, nawet mi się czasem zdarza - Zażartowałem, nie mając powodu, aby nie żartować, tylko troszeczkę się zamyśliłem to przecież nic takiego.
- Jesteś pewien? Jeśli chcesz, odpocznij sobie, a ja się wszystkim zajmę - Poprosił, jak zawsze chcąc mi pomóc, martwiąc się o mnie i to jak się czuje. I to jest całkiem miłe, martwi się o mnie jak zresztą zawsze i takim zachowanie mimo wszystko zapewnia mnie w swoich uczuciach.
- Nie ma takiej potrzeby kochanie, mi naprawdę nic się nie dzieje - Zapewniłem, ciepło się do niego uśmiechając, przysuwając się bliżej, aby złączyć nasze usta w delikatnym, ale namiętnym pocałunku.
- To może, chociaż ci jednak pomogę? Dzieci są już grzeczne, a tobie pomoc się na pewno przyda - Widząc, że mimo moich słów nie odpuści, a konflikt jest nam zdecydowanie niepotrzebny tym bardziej z tak błahego powodu.
- Skoro tak bardzo ci na tym zależy - Zgodziłem się, wracając do krojenia warzyw, mając w planie przygotować dziś rosół, który się już gotował a na drugie danie dorsz pieczony z warzywami, obym tylko nic nie zespół z powodu zamyślenia.

<Pasterzyu? C:>

niedziela, 26 lutego 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Wpatrywałem się jeszcze w męża przez parę chwil nie za bardzo wiedząc, czy mówi prawdę i że on na pewno nie będzie zazdrosny, kiedy następnym razem mnie z nim zobaczy, a zobaczy na pewno biorąc pod uwagę to, że następny tydzień zostały przeznaczone nam patrole na obrzeżach miast. Gdybym miał tak codziennie wracać do domu i znosić jego wybuchy zazdrosny, chyba by mnie szlag trafił. No ale głośno tego nie powiem, bo jeszcze się będzie zastanawiał, czy nie powinien ponowić tego rytuału, a bardzo nie chciałem, by to zrobił. Może i miałem wtedy z nim więcej spokoju, no ale nie był on moim Mikim, którego tak uwielbiałem i kochałem. 
- Poza tym, że chcę tylko pomóc ci podczas robienia tego, to nie, nie mam – powiedziałem z pewną ulgą ciesząc się, że już nie jest na mnie obrażony. Tyle lat, a nadal nie potrafiłem się z nim obchodzić, kiedy jest obrażony. Raz starałem się właśnie podchodzić do niego ostrożnie i drobnymi upominkami wkraść się w jego łaski, co raz działało, raz nie, albo go troszkę ignorowałem, co też dwojako mogło zadziałać. Miałem wrażenie, że im dłużej trwamy w naszym małżeństwie, tym częściej zdarzają się nam kłótnie. A może to tylko mi się tak wydaje...? 
- Chyba lepiej będzie, jak się dziećmi zajmiesz – wyjaśnił, zerkając wymownie na dzieci, które siedziały w salonie i kłóciły się... znowu. Kiedy one nauczą się żyć ze sobą, to nie mam pojęcia, ale wierzę, że kiedyś się pogodzą. Oby tylko zaczęły się tolerować zanim zejdę z tego świata, bo naprawdę miło będzie zobaczyć, jak się w końcu dogadują. 
- Tylko żebyś mi później nie narzekał, że nie spędzamy razem czasu – przypomniałem mu nie chcąc, by później znowu był na mnie obrażony. 
- To jakoś przeżyję. Bardziej bym się ucieszył, gdybyś zabrał mnie na spacer – zasugerował mi, na co zmarszczyłem brwi. Domyślałem się, że chodzi mu o taki spacer bez dzieci, że jedynie nasza dwójka, a to w obecnym momencie nie było to za bardzo możliwe. Ale to jest informacja godna zapamiętania. 
- Mogę cię zabrać nawet i teraz, ale wraz z tobą zabiorą się jeszcze dzieci – odparłem, zabierając się za przygotowanie sobie kolejnej kawy. Skoro nie mogę pomagać mu w przygotowywaniu obiadu, to muszę mieć siłę, by przypilnować nasze kochane pociechy. 
- Po obiedzie czemu nie. Ale mam nadzieję, że jakoś w niedalekiej przyszłości weźmiesz mnie na taki spacer sam na sam – jego słowa mnie tak niezbyt uspokoiły. W sensie, jak w niedalekiej przyszłości mam go wziąć na spacer...? Chyba, że wieczorem, jak dzieci będą już w łóżkach, możemy zakluczyć dom i wyjść na spacer w świetle księżyca... tak, to brzmiało jak coś romantycznego. I mroźnego, bo w nocy najcieplej nie było, ale dla mojego męża się poświecę. Poza tym, wczoraj poszedłem z Cosmo na spacer i przeżyłem, więc i z moim Mikim przeżyję. 
- Zobaczymy, co da się zrobić – powiedziałem, słodząc sobie kawę. – Na pewno nie potrzebujesz pomocy? 
- Na pewno, Sorey, potrafię gotować, nie musisz się o mnie martwić – zapewnił mnie, no ale i tak nie ostudził mojego zapału do pomocy. 
- Wiem, że potrafisz, bo robisz to lepiej ode mnie, ale gdybym ci pomógł, praca szybciej by ci minęła... – mówiłem mając nadzieję, że mimo wszystko się na to zgodzi. 
- Wolałbym, byś miał oko na dzieci, dlatego bardzo proszę idź już do dzieci – poprosił mnie,  ja nie mając wyboru musiałem udać się do salonu, gdzie nasze pociechy kłóciły się o jakiegoś Misia. Mój boże, tyle zabawek mają, a jeszcze muszą się o nie kłócić... 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Zaspany poczułem przyjemny zapach dochodzący do mich nozdrzy, wywołując moje zainteresowanie, które zmotywowało mnie do otworzenia oczu i odwrócenia się w stronę szafki nocnej dostrzegając męża stawiającego tace z jedzeniem i chyba gorącym piciem na szafce nocnej.
- Dzień dobry, przygotowałem ci śniadanie - Usłyszałem głos mojego męża, który uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Dzień dobry, dziękuję - Przyznałem, podnosząc się do siadu, zerkając na posiłek. - Nie zjesz ze mną? - Zapytałem, widząc zbyt małą porcję jedzenia na naszą dwójkę.
- Nie, wiesz, nie jestem głodny, kawa z samego rana zdecydowanie mi wystarczy - Odpowiedział, a ja już nie komentując jego odpowiedzi, kiwnąłem jedynie głową, biorąc do rąk kubek z gorącą czekoladą. - Pójdę zrobić jedzenie dla dzieci - Dodał, wychodząc z pokoju. Miło z jego strony, że chociaż zrobił mi śniadanie, szkoda tylko, że już poszedł, najwidoczniej chyba uważając, iż dalej się na niego złoszczę, chociaż tak wcale nie było, najwidoczniej muszę mu pokazać i dać znać, że tak nie jest, dzięki temu może nie będzie się tak martwił i zrozumie, że już mi przeszło..
Porozmawiam z nim, gdy tylko zjemy, a raczej ja zjem i pojawie się w kuchni gdzie spokojnie zamieni z mężem kilka słów, o ile w ogóle będzie w stanie mnie zrozumieć, gdyż czasem, gdy tylko coś próbuje mu przekazać, mam wrażenie, że on mnie nie rozumie, a może nawet nie słucha, a wszystko to drażni mnie jeszcze bardziej. Czasem naprawdę rozumiemy się ze słów, ale innym razem nawet podczas rozmowy nie potrafimy się zrozumieć i chyba to drażni obie strony najbardziej.
Westchnąłem cicho, na myśl o tym zjadłem śniadanie, wypiłem gorącą czekoladę, odstawiając wszystko na stoliku nocnym, wychodząc z pokoju, aby wziąć szybką kąpiel i przebrać się w codzienne ubrania wracając do sypialni po tace z pustymi talerzami, kierując się w stronę kuchni, gdzie przebywał mój mąż z dziećmi.
- Mama - Zawołały dzieci, podbiegając do mnie, przytulając się do moich nóg.
- Dzień dobry skarby, śniadanie zjedzone? Ząbki i twarz umyta? - Zapytałem, zawsze pilnując o higienę prawidłowe odżywienie naszych pociech.
- Tak mamo tata nas pilnował - Odezwała się Misaki, uśmiechając do mnie ciepło.
- To dobrze - Kiwnąłem zadowolony głową, podchodząc do zlewu, gdzie umyłem naczynia z przygotowanego dla mnie śniadania.
- Mogłeś zostawić sam bym to umył - Soey podszedł do mnie bliżej, przyglądając się temu, co robię.
- Wiem, ale skoro zrobiłeś mi takie pyszne śniadanie - Odpowiedziałem, uśmiechając się łagodnie do mojego ukochanego męża, który po mojej odpowiedzi kiwnął łagodnie głową, stojąc przy mnie jeszcze chwilę.
- Jesteś wciąż na mnie zły? - Zapytał mój mąż, patrząc na mnie z uwagą w swoich zielonych oczy.
- Sorey, nie już nie jestem zły, zdecydowanie mi przeszło. Przepraszam, że byłem zazdrosny bez powodu, nie będę już robił ci żadnych problemów z powodu chłopaka, z którym pracujesz - Wyznałem, zgodnie z prawdą naprawdę już się na niego nie gniewając, nie ma, o co to i tak nic nie da, on pracy nie zmieni, a i pewnie zmiany z inną osobą mieć nie może dla tego nie chce utrudniać mu życia, bardziej niż jest to konieczne.
- Na pewno? Nie chce, abyś się gniewał, za każdym razem, gdy nas zobaczysz razem - Odpowiedział, co było zrozumiane, gdy ja się gniewam, on nie wie co zrobić, aby mi przeszło, stara się, ale ja chyba nie zawsze to dostrzegam, złoszcząc się za drobiazgi.
- Na pewno, nie będę się złościł, obiecuję. Już mi przeszło - Zapewniłem, patrząc na męża z łagodnym wyrazem twarzy. - Masz jakieś życzenia na niedzielny obiad? - Dopytałem, zmieniając temat, nie chcąc już rozmawiać o tym incydencie.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Słowa Mikleo z jednej strony dały mi do myślenia, ale też tak trochę zdezorientowały. Że niby ja nie jestem romantyczny? Przecież się staram i wszystko, co robię, to robię dla niego. Faktycznie, ostatnio mamy znacznie mniej czasu dla siebie, bo jak wracam, to zajmuję się dziećmi, no ale nawet przed pracą nie tego czasu nie mieliśmy; mieliśmy go wtedy, kiedy dzieci ktoś zabierał do siebie, więc nawet jeśli bym bardzo chciał, nie jest to do końca możliwe. Nie za bardzo wiem, czego on ode mnie oczekuje i domyślam się, że mi tego wprost nie powie, tylko samemu będę musiał na to wpaść. Pracuję dopiero drugi tydzień, boję się pomyśleć, co będzie uważał mój mąż, jak minie miesiąc... 
Wieczorem, kiedy mój mąż brał gorącą kąpiel, postanowiłem mu nie przeszkadzać i wziąłem jeszcze Cosmo na krótką, wieczorną przebieżkę. Skoro wspólne kąpiele nie są romantyczne, raczej nie powinien mieć mi za złe, że tego dnia się nie kąpiemy razem. Szczerze, tego stwierdzenia też nie rozumiałem, jak to nie są romantyczne? Zawsze myślałem odwrotnie, no ale najwidoczniej się myliłem. Ciekawe, co jeszcze ja uważam za romantycznego, a mój Miki nie. Albo odwrotnie, bo nie zdziwiłbym się, gdyby tak też się okazało. 
Kiedy wróciłem było całkiem późno, więc wydawało mi się, że wszyscy już śpią. Przed udaniem się na górę do łazienki upewniłem się, że zamknąłem za sobą drzwi na klucz i że zwierzaki mają na noc wodę w miskach. Byłem bardzo zdziwiony, kiedy w naszej sypialni jeszcze paliła się świeca. Miki to już spać powinien, czemu jeszcze tego nie robił...?
– Czemu nie śpisz? – spytałem cicho od razu po wejściu do pokoju. 
– Gdzie ty byłeś? – odpowiedział pytaniem, starając się brzmieć na obojętnego, ale miałem jakieś wrażenie, że chyba przejął się moją tymczasową nieobecnością. A może tylko mi się wydaje, bo gdyby faktycznie tak było, spróbowałby się skontaktować ze mną telepatycznie. 
– Wziąłem Cosmo jeszcze na spacer. Ma trochę za mało ruchu ostatnio – powiedziałem zgodnie z prawdą, chwytając za piżamę. Nim się położę, musiałem się wykąpać, co najchętniej zrobiłbym rano zwłaszcza, że także mam wolne, no ale mój Miki z tego powodu najbardziej zachwycony by nie był. – Pójdę się wykąpać, nie czekaj na mnie – dodałem, wychodząc z pokoju. 
Po moim powrocie zastałem nadal palącą się lampkę, ale mój mąż już spał, w pozycji półsiedzącej i z książką w rękach. No co za uparciuch... Ostrożnie zabrałem książkę z jego rąk i odłożyłem na szafkę obok, a następnie bardzo ostrożnie poprawiłem go na poduszkach tak, by bardziej leżał niż siedział. Na sam koniec okryłem go kołdrą, gdyż jak na mój gust było w naszym pokoju trochę za chłodno i nie chciałem, by mi się wyziębił, i zgasiłem świeczkę, by samemu z czystym sumieniem położyć się spać. Nadal nie będąc pewien, czy jest na mnie obrażony czy nie, tej nocy postanowiłem się do niego nie przytulać, zostawiając go tym samym w spokoju. 
Rankiem obudziłem się pierwszy, co mnie aż tak nie zaskoczyło. Już trochę sobie ten nawyk wyrobiłem, wstawanie do pracy miało jednak swoje plusy. Tradycyjnie rozpocząłem od ogarnięcia się w łazience, a następnie zająłem się zwierzakami, które od razu chciały uwagi człowieka, który dopiero co wstał. Jak już skończyłem się nimi zajmować i zapewniłem im wszystkiego, czego chciały, zabrałem się za przygotowanie mojemu mężowi śniadania do łóżka. Jeżeli on stwierdzi, że to nie jest romantyczne i że się dla niego nie staram, to ja już sam nie wiem, co miałbym dla niego zrobić, by poczuł się lepiej... 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

To było całkiem normalne, Sorey nigdy nie wie, o co się gniewam, nawet jak otwarcie mu o tym mówię.
Nie odpowiadając na jego pytanie, kroiłem warzywa do obiadu, robiąc to bardzo dokładnie, a przynajmniej się starając do chwili, w której to zamiast trafił w kapustę, trafiłem sobie w palec, od razy wypuszczając z ręki nóż, cicho sycząc z bólu.
- Daj, pomogę ci - Odezwał się Sorey, chwytając moją dłoń, lecząc skaleczenie. - I po bólu - Dodał po chwili, całując mój przedtem skaleczony palec.
Widząc jednak brak mojej reakcji, na to zachowanie westchnął cicho, tracąc się w tym wszystkim. - Powiesz mi, w końcu, o co chodzi? - Powtórzył, wcześniej zadane pytanie a ja mając dość jego niewiedzy, musiałem mu powiedzieć.
- O nas Sorey, o nas. Ostatnimi czasy zachowujesz się jak starszy człowiek, który nie ma na nic siły. Ja wiem, że jesteś człowiek i nie masz takich potrzeb, ale ja mam, a my ostatnimi czasy ani nie spędzamy razem czasu, ani nawet się nie kochamy, a ty później się dziwisz, że jestem zazdrosny, skoro mnie zaniedbujesz - Powiedziałem szczerze, co siedzi mi na wątrobie, czym szczerze zaskoczyłem męża, który się tego po prostu nie spodziewał.
- Naprawdę aż tak złym mężem jestem? - Zapytał, ewidentnie zmartwiony tym, co mu powiedziałem, najwidoczniej nie takiej odpowiedzi się spodziewając.
- Nie jesteś złym mężem, mężem i ojcem jesteś cudowny, tylko chyba zapomniałeś, co to znaczy być romantycznym, wspólne kąpiele i spanie to nie bycie romantycznym - Przyznałem, mówiąc do niego spokojnie. Chcąc, aby zrozumiał, że nie mam go za złego męża, czuje tylko się przez niego zaniedbany, a to wywołuje u mnie poczucie zazdrości o przystojnego kolegę z jego pracy.
Sorey patrzył na mnie przez chwilę, w milczeniu otwierając usta, aby coś powiedzieć i pewnie by to uczynił, gdyby nie dzieci wbiegające do kuchni.
- Mamo, mamo co dziś będzie na obiad? - Zapytała Misaki, podchodząc do blatu tuż obok mnie.
- Zapiekanka warzywna - Odpowiedziałem, krótko zwracając całą uwagę na naszą córkę.
- A mogę w czymś pomóc? Proszę.
- Teraz nie, ale później na pewno twoja pomóc mi się przyda jak już pokroje warzywa w plastry - Dziewczynka kiwnęła głową, ciesząc się na moje słowa, przynajmniej będzie miała pomóc, a tego przecież chce najbardziej.
I tak ja obiecałem, małej tak też dotrzymałem słowa, pozwalając jej pomagać, mi w przygotowaniu obiadu prosząc męża, aby ten dopilnował naszego syna w czasie gdy na będę szykował z Misaki obiad.
Obiad zrobiliśmy na dość wczesną godzinę, co nie oznaczało, iż musieliśmy od razu jeść, zapiekanka może poczekać i na nią przyjdzie czas.
Tak jak zaplanowałem obiad, nałożyłem dzieciom i mężowi, dopiero gdy zgłodnieli, pozwalając córce na pomaganie mi podczas przygotowywania zastawy, chcąc dać jej szanse na wykazanie się, zostając zauważoną.
Reszta dnia upłynęła nam bardzo spokojnie, codzienne zajęcia zostały wykonane i nawet udało nam się, koniec końców wyjąć nad jezioro bawiąc się i ucząc wszystko dla radości naszych pociech.
Wieczorem, gdy już dzieci spały musiałem zażyć długą relaksacyjną kąpiel, aby odetchnąć, ten dzień nie był jakoś bardzo męczący, a mimo to miałem trochę już dość tej codzienności, starając się zresetować, ładując baterię w gorącej wodzie.

<Pasterzyku? C:>

sobota, 25 lutego 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Zachowanie mojego męża trochę mnie dezorientowało. Niby był na mnie obrażony za... sam nie wiem, za uśmiechanie się do mojego kolegi z pracy? To jest najbardziej trafny powód, przynamniej tak mi się wydawało. Wracając, był na mnie obrażony na tyle, by nie odzywać się do mnie przez pół dnia, a mimo to kazał mi pójść na górę do pokoju i się do mnie przytulił. Ale też na moje „dobranoc” nie odpowiedział, chociaż może dlatego, że już spał... sam nie wiem. I nie wiem, jak dzisiaj mam go traktować. Mam się do niego odzywać normalnie, czy znów będzie mnie traktować jak powietrze...
- Misaki, czy ty nie masz wystarczająco dużo farbek? – spytałem, kiedy dziewczynka spytała, czy kupię jej jakiś dziwny zestaw. Jak ja uwielbiam zakupy z dziećmi, które chcą wszystko, co kolorowe, słodkie bądź urocze, a tego w porannych godzinach jest multum. 
- No niby mam, ale tu są nowe kolory, których jeszcze nie mam – wyjaśniła, robiąc słodkie oczka, które na mnie nie działały, a mogłyby, gdybym tyko nie natykał się na farby w domu na każdym kroku. 
- Mhm, dwa nowe kolory i dwadzieścia takich, jakich już masz. Wykończysz te farby, które masz w domu i wtedy kupię ci nowe – wyjaśniłem spokojnie, kupując kilka owoców, na które miałem ostatnio wielką ochotę. – Skoro masz wszystko, to nie ma sensu kupować ci kolejne rzeczy, musisz się tego nauczyć. Odkładaj to i wracamy do domu. 
Niepocieszona Misaki posłusznie odłożyła farbki i już mogliśmy wracać do domu. Merlin był dzisiaj coś jakoś tak strasznie grzeczny, na co oczywiście nie narzekałem, tylko po prostu było to niespotykane u niego. Cóż, oby był taki jak najdłużej, jeden obrażony mi w domu wystarczy. 
Po przekroczeniu progu od razu wiedziałem, że Mikleo był na nogach, a sądząc po zapachach, był w kuchni. Zerknąłem na zegar, którego wskazówki wskazywały chwilę po dwunastej. Nie za wcześnie na przygotowywanie obiadu...? Dopiero co przygotowywałem dzieciom śniadanie, nie wydaje mi się, by były głodne, no ale ja się tam nie znam. Kazałem Misaki pójść z Merlinem do łazienki i pomóc mu umyć ręce, a samemu poszedłem do kuchni, by właśnie tam umyć ręce i rozpakować zakupy. 
- Hej. Nie za wcześnie będzie ten obiad? – zapytałem cicho i dosyć niepewnie męża, który nawet nie zerknął w moją stronę, całkowicie skupiony na krojeniu czegoś. 
- Muszę się na czymś skupić – wyjaśnił po chwili jakimś takim obojętnym tonem, nie dając mi tym samym żadnej podpowiedzi odnośnie tego, czy jest na mnie zły czy nie. 
- Nie wychodziłeś już dłuższy czas z domu. Nie chciałbyś wyjść nad jezioro? Jestem pewien, że Misaki ucieszy się z tego, że znów nauczy się jakichś nowych sztuczek – zapytałem spokojnie, układając owoce w koszyku. 
- Jak będę chciał wyjść, to wyjdę – stwierdził, na co westchnąłem cicho. To brzmiało, jakby potrzebował tego wyjścia, no ale ja się tam nie znam. 
- Owieczko, czy ty nadal jesteś na mnie zły? – zapytałem bezpośrednio, chcąc wiedzieć na czym stoję. 
- Nie jestem. Co sprawia że tak myślisz? 
- No ty to sprawiasz. Zachowujesz się, jakbyś był obrażony, a ja nie mam pojęcia, za co – wyjaśniłem, mając troszkę dość tych podchodów. Nie miałem za bardzo siły czy też chęci na takie zabawy, a coś czułem, że przez tę pracę, albo raczej mojego nowego współpracownika Miki będzie chodzić taki nerwowy przez najbliższe kilka dni, jak nie tygodni, dlatego jak najdosadniej chciałem mu wytłumaczyć, że tylko jego kocham. Jaki ja musiałem być dla niego upierdliwy kiedy byłem zazdrosny... postaram się już więcej taki nie być. 

<Owieczko? c:>

piątek, 24 lutego 2023

Od Mikleo CD Soreya

Szczerze powiedziawszy to, już sam nie byłem pewien czy jestem zły na męża, czy też nie miałem, po prostu swoje humorki a widok tego przystojnego faceta u boku mojego męża wręcz mnie rozdrażnił, może byłoby inaczej gdyby między mną a mężem było coś więcej niż tylko wspólne rozmowy, kąpiele i sen. Brakuje mi w tym wszystkim naszej intymności, która ostatnimi czasy w ogóle nie istnieje. I niby nie powinienem mieć do niego o to pretensji, biorąc pod uwagę to, że on nie musi mieć zawsze na bliskość ochoty, co nie oznacza, że nie ma jej w ogóle, a może to tylko ja mam na to ochotę? Sam już nie wiem i chyba to mnie drażni najbardziej.
Biorąc kilka głębokich wdechów, zerknąłem na zegarek, dopiero teraz uświadamiając sobie, która jest właśnie godzina, Sorey już dawno powinien tu być, a więc dlaczego go nie ma?
Zaskoczony tym faktem wstałem z łóżka, wychodząc z naszej sypialni, schodząc po schodach na dół, dostrzegając mojego męża leżącego na kanapie.
- A ty co tu robisz? - Zapytałem, stając przy rozłożonej zapewne przez niego kanapie, bo przez kogo by innego.
Zaskoczony Sorey, podniósł głowę znad poduszki, patrząc na mnie z widocznym zdziwieniem w jego zielonych oczach.
- Leże chyba - Odpowiedział, mimo wszystko wyglądając na dosyć zaskoczonego moim zapytaniem.
- Dlaczego tu? - Zadąłem kolejne pytanie, nie rozumiejąc jego zachowania, przecież ja nie wygoniłem go na kanapę, prawda jestem na niego jeszcze troszeczkę obrażony, ale to nie powód, aby mój mąż spał na niewygodnej kanapie całkiem sam.
- Ponieważ miałem wrażenie, że nie chcesz ze mną spać - Gdy to powiedział, westchnąłem cicho, kręcąc swoją głową, no tak tego akurat można było się po nim spodziewać, cały Sorey, jak zawsze myśli za dużo, a potem ma za swoje.
- Lepiej nie myśl za dużo, tylko wstawaj i chodź ze mną, nie będziesz mi tu na kanapie spał, nie zgadzam się, na to, abyś tu został, później będziesz mi narzekał, że plecy cię bolą - Mruknąłem, czekając aż wstanie z kanapy.
- Ale.. - Mój mąż już chciał coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliłem, nie mając ochoty na jego dyskusje.
- Nie dyskutuj, bardzo cię proszę, tylko się rusz, za dwie minuty widzę cię w łóżku - Odezwałem się, nim zniknąłem na schodach, wracając do naszej sypialni, czekając na męża. Na jego szczęście przyszedł do mnie, kładąc się do łóżka, a ja bez najmniejszego oporu wtuliłem się w jego ciało, dopiero wtedy zasypiają.
 
Następnego dnia wstałem dosyć późno jak na mnie, dostrzegając brak dzieci w domu i z resztą nie tylko ich, Sorey również zniknął, wygląda na to, że poszli na zakupy lub na spacer, nie martwią się o nich, bo i dla czego bym miał zabrałem się za gotowanie obiadu, był późny ranek, a wczesne południe dla tego wiedziałem, że Sorey nakarmił już dzieci a, że była sobota mój mąż miał wolne i pewnie zajął się dziećmi, abym ja mógł się wyspać, a to akurat dobrze mi zrobiło, złość mi przeszła i już nawet zapomniałem o tym nieszczęsnym mężczyźnie, którym już dziś nie zaprzątałem sobie głowy, skoro Sorey musi pracować z nim, to niech już sobie pracuje wszystko mi już jedno ja i tak ostatnim czy jestem tu tylko od zajmowania się wszystkimi i wszystkim tak już po prostu musi być, gdy w domu pojawiają się dzieci bliskość i intymność rodziców niknie, a każde z nich ma swoje zajęcia, czas najwyższy się z tym pogodzić i więcej tak nie dramatyzować.
Wzdychając cicho, zająłem się po prostu gotowaniem, ono wychodzi mi najlepiej i zabiera dużo czasu, zmuszając do myślenia tylko o tym, co robię w tej chwili.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Słowa Mikiego mocno mnie zaskoczyły, nie sądziłem, że wyjrzy przez okno akurat wtedy, kiedy będę przechodził obok. No i też nie wiedziałem, dlaczego był taki zły, czy ja zachowałem się jakoś niestosownie, kiedy mnie widział...? No właśnie nie. Tyko z nim rozmawiałem, bo musiałem go poznać, no i też musiałem się z nim dogadywać, by utrzymać dobrą atmosferę podczas patroli. Dziwnie byłoby pracować z osobą, za którą się nie przepada, no ale Sebastian był taki zły. Na szczęście lub nieszczęście, bo coś czułem, że Miki z tego powodu zachwycony nie będzie. 
- Ponieważ jedynym facetem, który pasuje do mojego typu, jesteś ty – powiedziałem całkowicie szczerze i mając nadzieję, że to go udobrucha, ale sądząc po jego spojrzeniu, to tak mi się to niezbyt mi się to udało. 
- Nie mydl mi oczu tylko odpowiedz na moje pytanie – burknął, mrużąc gniewnie oczy. Miałem wrażenie, że zrobiłem coś bardzo złego i teraz muszę się z tego tłumaczyć mimo tego, że przecież jestem niewinny. 
- Nie mówiłem o tym, jak wygląda, bo to przecież nie jest takie ważne – odpowiedziałem ostrożnie mając nadzieję, że to wystarczy. 
- Ma znaczenie, pewnie dlatego go wybrałeś, bo ci się podoba. Widziałem, jak się do niego uśmiechałeś – syknął, a ja już wiedziałem, że ten wieczór do najprzyjemniejszych należeć nie będzie. 
- Nie miałem żadnego wpływu na to, kto będzie moim partnerem. I tylko rozmawialiśmy, nie robiłem niczego, co mogłoby wywołać w tobie zazdrość – wyjaśniłem spokojnie, dalej uśmiechając się delikatnie. 
- Podoba ci się, oto, co zrobiłeś – powiedział z wyrzutem, jakbym zrobił coś naprawdę okropnego. 
- Nie powiedziałem, że mi się podoba...
- Ale też nie powiedziałeś, że ci się nie podoba, więc ci się podoba. Masz pracować z kimś innym i nie obchodzi mnie, jak to zrobisz – powiedział gniewnie na odchodne i zniknął na górze. 
Westchnąłem cicho, zmęczony nie tylko tą rozmową, ale i całym dzisiejszym dniem, więc postanowiłem dać mu chwilę na przemyślenie tego wszystkiego, i zacząłem sobie odgrzewać obiad. Nie mogłem zmienić partnera, gdyż nasze patrole były wpisane w grafik na najbliższy miesiąc. Mógłbym się zamienić z kimś innym, no ale wtedy pracowałbym w innych godzinach, innych trasach... no i też to było głupie, że miałbym robić taki bałagan w papierach tylko dlatego, że pracuję z kimś za przystojnym według opinii mojego męża. Sebastian był... cóż, faktycznie był przystojny, i to strasznie przystojny, no ale ja już miałem mojego pięknego aniołka, którego na nikogo innego nie wymienię. 
- Wszystko w porządku? – usłyszałem zmartwioną Misaki, kiedy odgrzewałem sobie zapiekankę makaronową, którą dzisiaj mój mąż przygotował. 
- Pewnie, nie musisz się martwić. Lekcje zrobione? – dopytałem, biorąc na ręce Merlina, który właśnie przyszedł do kuchni.
- Jeszcze nie.
- To przynieś książki tutaj, pomogę ci – odparłem, nastawiając wodę, by móc przygotować sobie jakieś gorące picie. – A ty coś chcesz? – dodałem, zwracając się do chłopca.
- Batonika – odparł, uśmiechając się do mnie słodziutko. Gdyby nie ten jego ostatni pocisk na Nori’ego, pewnie by się nie zgodził, no ale w takim wypadku...
Przez resztę dnia Mikleo się do mnie nie odzywał, większość czasu spędzając w naszej sypialni. Kilka razy do niego zaglądałem, ale po jego zachowaniu wywnioskowałem, że nie chciał ze mną rozmawiać, to nie naciskałem. Zająłem się dziećmi, dopilnowałem, by zjadły kolację, pomogłem się im umyć i położyłem je spać, i dopiero po tych wszystkich czynnościach sam zająłem się sobą. Nim położyłem się spać, jeszcze zająłem się zwierzakami, które były odrobinkę dzisiaj zaniedbane. Cosmo zdecydowanie przydałoby się więcej ruchu, może przed snem będę go brał na chociażby krótkie spacery...? Cóż, to od jutra, dzisiaj już byłem po kąpieli, więc jeszcze by mnie przewiało. 
Zmęczony rozłożyłem sobie kanapę, nie za bardzo chcąc iść do sypialni, gdzie panowała niezbyt przyjemna atmosfera. Zresztą, nie chciałem go męczyć swoją obecnością, skoro ewidentnie się jeszcze nie odobraził. Rano w najlepszej kondycji nie będę, no ale przeżyję, najważniejsze, by Miki czuł się komfortowo. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Słysząc propozycję męża, uśmiechnąłem się do niego łagodnie, od razu wiedząc, czego od męża chce, masaż to świetny pomysł ja jednak przed jakimkolwiek maneżem chętnie zażyje kąpieli z najukochańszym mężczyzną na świecie.
- Zdecydowanie bardziej jestem za wspólną kąpielą, gorąca woda dobrze nam zrobi, a masaż decydowanie może poczekać - Wyznałem, uśmiechając się łagodnie do męża, który podszedł bliżej, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, który nie został przerwany przez żadne z naszych dzieci.
- Skoro tego chce moja owieczka, nie mógłbym jej odmówić. Zostań tu, proszę i poczekaj, a ja wszystko dla ciebie przygotuje - Wyszeptał, muskając ostatni raz moje usta, znikając za drzwiami sypialni, idąc przygotować nam gorącą kąpiel, a co ja robiłem w tym czasie? To o co poprosił mnie mój mąż, leżałem w łóżku i czekałem, no i czekałem przez cały ten czas aż w końcu mój ukochany człowiek pojawił się w sypialni, zapraszając mnie do wspólnej kąpieli.
Zadowolony ze wspólnej kąpieli relaksowałem się w ramionach ukochanego faceta, dla którego jestem w stanę zrobić wszystko, tak jak on dla mnie. Kochamy się ponad wszystko i właśnie to jest dla nas najważniejsze, on i ja od zawsze i na zawsze.
Wspólna kąpiel mi osobiście wystarczyła, gorąca łaskocząca moją skórę woda i mąż to wszystko zapewniło mi doskonały relaks, nie potrzebowałem, tak szczerze już masażu on był zbędny i bez niego było mi już dobrze. Jednak skoro mój mąż się uparł, ja nie miałem zamiaru mu odmawiać i ta czynność wywołała spore zadowolenie z mojej strony, nie mogąc jednak czuć się winnym wystarczającej ilości pieszczot, musiałem odwdzięczyć się mężowi, dając mu to samo, on wymasował mnie, a ja porządnie wymasowałem jego, dopiero wtedy mogąc spokojnie pójść spać bez poczucia niewystarczającego zaopiekowania się ukochanym.

I tak o to minął nam tydzień od dnia powrotu męża do pracy, standardowo wstawałem wcześnie, aby pomóc mu wyszykować się do pracy a córkę do szkoły, szybko sprzątałem, ucinałem sobie krótką drzemkę, zajmowałem się Merlinem, odbierałem Misaki ze szkoły i tak przez cały tydzień nawet dnia dzisiejszego z tą różnicą, że dziś w porównaniu do innych dni zobaczyłem mojego męża na patrolu z przystojnym mężczyzną o białych jak śnieg włosach, a więc to był ten jego kolega z pracy, no proszę, przystojniejszego sobie wybrać nie mógł. O już ja mu pokaże, niech tylko wróci do domu, inaczej sobie porozmawiamy.
Obrażony na męża za prace z tak przystojnym facetem usiadłem przy stole, popijając gorący napój, który sobie przygotowałem, dzieci dziś wyjątkowo grzecznie bawiły się razem, chociaż dziś nie sprawiają aż tylu problemów.
- Wróciłem - Słysząc głos męża, odwróciłem głowę w stronę męża, patrząc z obrazą na niego, nic jeszcze nie mówiąc, złoszczące się, jeszcze nie wiedziałem do końca za co, czy za tego faceta, czy za to, że mi nie powiedział, jak facet ten wygląda. Gdybym wiedział, że jest w jego typie, zastanowiłbym się nad tą wspólną pracą. - Coś się stało prawda? - Zapytał, widząc moją minę, która wyrażała więcej niż tysiące słów na tym świecie.
 - Widziałem cię dziś z tym twoim nowym kolegą z pracy, dlaczego nie powiedziałeś mi, że jest facetem pasującym do twojego typu? - Dopytałem, unosząc jedną brew ku górze, chcąc poznać jego zdanie na ten temat. Tym bardziej że wiedział, że prędzej czy później na pewno ich zobaczę gdzieś nieopodal naszego domu, a wtedy nie będę zadowolony z tego powodu.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem jakoś specjalnie zaskoczony tym, że dzieci już po dwóch minutach zaczęły się kłócić. I też wcale się nie zdziwię, kiedy po kolejnych dwóch minutach się pogodzą, albo chociaż przestaną się kłócić. I pomyśleć, że Misaki tak bardzo chciała braciszka... posiadanie rodzeństwa naprawdę jest takie złe? Ja nie mogłem się na ten temat wypowiedzieć, no bo byłem jedynakiem. Dziadek co prawda wychowywał mnie i Mikleo razem, więc czysto teoretycznie moglibyśmy uchodzić za jakichś przyrodnich braci, no ale finalnie skończyliśmy jako małżeństwo, więc za bardzo tymi braćmi się nie poczuliśmy. 
- Daj im chwilę, może się za moment uspokoją – powiedziałem, niespecjalnie się tym przejmując. Póki szklanki czy inne rzeczy w powietrzu nie są, raczej nie zamierzałem interweniować. Chyba, że bardzo będę musiał, bo krzyki będą nie do wytrzymania. Muszą się nauczyć, jak radzić sobie w takich sytuacjach bez naszej pomocy. 
- A jeżeli nie? – zapytał, już ewidentnie mając dosyć tych krzyków. Nie dziwiłem się mu, trochę to irytujące było, owszem, ale trzeba było być silnym. 
- A jeżeli nie, to wtedy zareagujemy – wyjaśniłem, uśmiechając się do niego delikatnie. – Może gorącą czekoladę ci przygotuje, co ty na to? – dopytałem, chcąc go uszczęśliwić. Dopiero co wstał, pewnie był zaspany jeszcze, więc coś gorącego do picia na pewno mu się przyda.
- Tylko jeżeli będę pił z tobą – potwierdził, na co się uśmiechnąłem i kiwnąłem głową. W sumie to mogę się napić, a skoro my, rodzice będziemy coś takiego pić, to na pewno dzieciaki też będą chciały. Chyba, że będą tak zajęte kłótnią, że w ogóle nas nie zauważą. 
Weszliśmy zatem do kuchni, gdzie przebywały nasze kłócące się pociechy. O co w ogóle poszło, nie mam pojęcia i chyba nawet nie chcę wiedzieć. Dzieci mają zupełnie inny świat i inne prawa, więc i tak wiedziałem, że nic nie zrozumiem. Na wszelki wypadek postanowiłem przygotować cztery kubki, bo coś czułem, że pewnie będą po nią wołać. A jeżeli nie, no to będę miał z Mikim po dwie czekolady. Słodkiego nigdy nie za dużo. 
- Dzieci, proszę was – odezwałem się w końcu, kiedy zdałem sobie sprawę, że to się nie uspokaja. – Obiecaliście, że nie będziecie się kłócić. Mamie to sprawia przykrość – dodałem, stawiając przed nimi ciepłe napoje. 
- Ale on zaczął – burknęła Misaki, na co westchnąłem cicho. 
- A co takiego zrobił? – dopytałem, nie chcąc od razu wydawać werdyktu. Jeżeli Merlin ją uderzył czy obraził ją, to faktycznie jego wina, ale jeżeli znów poszło o jakąś głupotkę, no to już będzie bardziej jej wina, gdyż jest starsza, i wiekowo i mentalnie, więc powinna lepiej zareagować. 
- Powiedział, że Nori jest głupi.
Naprawdę musiałem zużyć swe wszystkie pokłady silnej woli, by nie parsknąć śmiechem. Nie sądziłem, że mamy aż tak mądrego syna... no ale jednak lepiej go tak nie chwalić, bo zarówno Misaki jak i Miki nie będą ze mnie zadowoleni. Skąd to się mu wzięło, nie wiem, ale zaimponował mi tym. Z dnia na dzień coraz bardziej zyskuje w moich oczach. Musiałem bardzo uważać, by nie pokazać, że takie zachowanie jest dobre oraz udać, że jestem bardzo oburzony takowym zachowaniem ze strony naszego syna. 
- Merlinie, nie możesz mówić takich rzeczy o innych ludziach. To jest niegrzeczne i nie może się już więcej powtórzyć. A ty, Misaki, jesteś starsza, mądrzejsza, i nie powinnaś dawać się mu tak łatwo prowokować. Jeżeli widzisz, że robi coś złego, poinformuj mnie, albo mamę – powiedziałem, uważnie przyglądając się twarzy jednemu i drugiemu dziecku. Oboje nie byli zadowoleni, no ale to już nie mój problem. – Wypijcie czekoladę i szykujcie się do spania. Proszę, Owieczko – powiedziawszy to, podałem mojemu słońcu jego porcję. 
Dzieci wypiły swoje napoje i po małej pomocy w kąpieli położyliśmy je do łóżka, w końcu mogłem cieszyć się w pełni moim aniołkiem. Po szybkim posprzątaniu dołu i nakarmieniu naszych zwierzaków wróciłem na górę, gdzie już leżał mój mąż, odpoczywający po tym męczącym dniu. 
- Czy zamawiał pan może masaż do łóżka? A może najpierw zażyłby pan gorącej  kąpieli – spytałem, uśmiechając się do niego delikatnie i zamykając za sobą drzwi. Obiecałem mu dzisiaj masaż i obietnicy zamierzałem dotrzymać mimo tego, że jakoś wybitnym masażystą nie byłem, no ale postaram się, by poszło mi jak najlepiej. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nad propozycją mojego męża musiałem się zastanawiać bardzo porządnie, chwila przerwy bardzo mi się przyda tylko czy powinienem ją sobie robić? Sorey po pracy powinien odpoczywać, a nie zajmować się tymi dwoma krzykaczami. No i teraz mam wewnętrzny dylemat czy powinienem, a może nie powinienem iść odpoczywać. Bo co jeśli pójdę odpocząć, a mój mąż poczuje się źle z powodu przemęczenia? Sam już nie wiem co zrobić a czego nie zrobić. Jeśli pójdę na chwile do łóżka, na pewno nazbieram siłę po tym diable, a jeśli spać nie pójdę, będę czuł się źle, z powodu czego będę markotny i nie swój, a to może nie być przyjemne dla mojego męża, no i jeszcze ten masaż bardzo kusząca pozycja, na którą powinienem się zgodzić, a z drugiej strony to ja powinienem porządnie wymasować pracującego męża. No i już tak się w tym wszystkim zagmatwałem, że nie wiem co mam myśleć. Wiem, natomiast jedno zaczynam plątać się we własnych przemyśleniach, a to nie przynosi mi niczego dobrego.
- Miki? - Słysząc głos męża, odwróciłem głowę w jego stronę, doskonale wiedząc jakiej odpowiedzi ode mnie oczekiwał.
- No dobrze, odgrzeje ci obiad i pójdę się położyć - Obiecałem, wracając wzrokiem do odgrzewania moich małych pankejków, które smakowały dzieciom tak więc i mojemu mężowi powinny smakować .
I tak jak obiecałem, tak też uczyniłem, odgrzałem jedzenie mężowi, podałem je, ucałowałem w policzek, uśmiechając się do niego delikatnie, życząc mu smacznego, nim wyszedłem z pokoju, idąc spokojnie do sypialni, gdzie towarzyszyła mi Coco, nasza kotka bardzo lubiła z nami spać, a my nie mając nic przeciwko, temu pozwalaliśmy jej na to.
Coco, widząc, że kładę się do łóżka, położyła się na mojej klatce piersiowej, mrucząc cicho pod nosem. I takim to oto sposobem powoli odprowadziła mnie przyjemnym muczeniem do krainy snów, gdzie postanowiłem przebywać tylko kilka chwil.
Jak się jednak okazało później, sen mój nie trwał kilka minut a znacznie więcej, przespałem trzy godziny i chyba to zaskakiwało mnie najbardziej, a myślałem, że nie jestem aż tak zmęczony i szybko wstanę, a tu proszę, mój mąż miał racje, byłem jednak bardziej zmęczony, niż w ogóle mogłem podejrzewać.
Zdecydowanie bardziej już wypoczęty wstałem z łóżka, poprawiłem pościel, wychodząc z pokoju wraz z Coco, która nawet teraz mi towarzyszyła, a pomyśleć, że jej nie chciałem, naprawdę głupi byłem, że jej nie chciałem.
- Miki, jak się czujesz? - Słysząc ciepły głos męża, spojrzałem na niego, ciepło podchodząc bliżej.
- Dużo lepiej, miałeś racje, że powinienem od razu odpocząć - Przyznałem mu racje, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, dostrzegając dzieci i skrzywienie Misaki.
- Mamo no - Burknęła, kręcąc swoim noskiem, przypominając mi swoim zachowaniem Yuki'ego, jakaż ona do niego podobna.
- Oj daj spokój Misaki - Machnąłem na nią ręką, zerkając na Melina, który jak zawsze musiał troszeczkę dokazywać.
- Dzieci przemyślały już swoje zachowanie i chciały ci coś powiedzieć - Zaczął mój mąż a nasze pociechy od razu do mnie podeszły.
- Przepraszamy - Gdy to powiedziały, naprawdę mnie rozczuliły, małe kochane potworki.
- Wybaczam wam - Przyznałem, głaszcząc ich po głowach, a zadowolone dzieci od razu z radością pobiegły się bawić, pozostawiając nas samych, pozwalając nam rozmawiać i cieszyć się swoim towarzystwem.
Spokój jednak nie trwał zbyt długo, bo nim się obejrzeliśmy, dzieci znów zaczęli się kłócić.
- I tak długo wytrwali - Przyznałem, cicho przy tym wzdychając..

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Od razu zauważyłem, że Mikleo brzmiał na takiego trochę wyprutego z życia. To dlatego, że wstał za wcześnie i się nie wyspał? A przecież mu mówiłem, że ma iść spać i że sobie doskonale poradzę. To jedzenie było niepotrzebne, czułem, że byłem trochę zmuszony do jedzenia, by praca mojego aniołka się nie zmarnowała. Chyba to nie było do końca zdrowe, no ale nie chciałem, by Mikiemu było przykro. Muszę z nim wkrótce porozmawiać o robieniu tego jedzenia do pracy, bo pomimo tego, że było to kochane i przeurocze z jego strony, to też było to całkowicie niepotrzebne. Śniadanie rano już mi wystarczy, by dotrwać do tego obiadu. 
A może to nie zmęczenie, a dzieci jakoś mu dały w kość? Właśnie, gdzie są dzieci? Bardzo cicho było tu na dole, co raczej za częste nie było. No i też gdzie był Merlin, który zawsze kleił się do mamy? Chyba, że spał, a w sumie to było bardzo możliwe. Zawsze ucinał sobie poobiednią drzemkę, a jestem całkiem pewien, że wszyscy poza mną już obiad jedli. To nawet lepiej, nie chciałbym, by wszyscy na mnie czekali, nie ma na co czekać. 
- Bardzo dobrze, poza tym, że mam nowego partnera. Na razie wydaje się być w miarę ogarnięty, no ale chyba za wcześnie na takie stwierdzenia – przyznałem, delikatnie go do siebie przytulając, gdyż strasznie się za nim stęskniłem. Niby to tylko godzin, ale dla mnie to było już bardzo dużo. W końcu się do tego przyzwyczaję, bo w końcu robię to dla niego i dzieci, no ale jednak trochę ten brak Mikiego obok boli. – Gdzie są dzieci? 
- W swoich pokojach, miały pomyśleć nad swoim zachowaniem – wyjaśnił, pozwalając mi się jeszcze trochę do niego poprzytulać. – Chodź, odgrzeję ci obiad, na pewno jesteś głodny – dodał po chwili, odsuwając się i idąc w stronę kuchni, mocno mnie zaskakując wcześniejszymi słowami. 
- Co miały sobie przemyśleć? – zapytałem, chcąc się dowiedzieć co się stało pod moją nieobecność. 
- Merlin był trochę nerwowy, kiedy odbieraliśmy Misaki ze szkoły, i zaczął robić małe sceny, co Misaki strasznie zdenerwowało i po powrocie do domu troszkę się pokłócili – na jego wyjaśnienie westchnąłem cicho. Yuki i Misaki się jakoś nie kłócili bardzo, a przynajmniej ja żadnej sytuacji takiej nie kojarzyłem, no ale Misaki i Merlin to co chwila o coś musieli posprzeczać, czasem mniej, czasem bardziej, no ale te kłótnie cały czas są. 
- Później z nimi porozmawiam – powiedziałem, siadając przy stole pozwalając mu na spokojnie odgrzać to, co tam miał do odgrzania. Tu mu w niczym nie pomogę, ale pozmywać to już po sobie pozmywam, aż tak mu przemęczać się nie pozwolę. – Wyglądasz na padniętego. Co ty na to, żebyś się zdrzemnął, a ja się trochę zajmę domem? 
- O nie, nie, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz – odpowiedział, czego nie rozumiałem. Przecież nie byłem aż tak zmęczony, jutro, jak poczuję zakwasy przez dzisiejsze ćwiczenia pewnie będę troszkę nieswój, no ale dzisiaj jeszcze wszystko było dobrze, co zamierzałem wykorzystać. 
- Owieczko, nic się nie stanie, jak na chwilę się zdrzemniesz. Ja się spokojnie wszystkim zajmę, a kiedy już wstaniesz, będziesz czuł się lepiej. A wieczorem może ci masaż zrobię, co ty na to? – dalej próbowałem go przekonać do swojego pomysłu podejrzewając, że jest on całkiem dobry. Widziałem, że był taki troszkę zmęczony i przygaszony, więc nie miało sensu, by dalej się tu ze mną męczył...

<Owieczko? c:>

czwartek, 23 lutego 2023

Od Mikleo CD Soreya

Na jego pytanie energicznie pokręciłem przecząco głową, to jasne, że nie dam się przekonać, tym bardziej że już wstałem i nie dam się tak szybko spławić, wyprawie ich do szkoły i pracy, dopilnuje, aby coś zjedli przed wyjściem i aby zabrali drugie śniadanie do szkoły i pracy, bez tego nie wypuszczę ani jednego, ani drugiego z domu.
- Tego się mogłem spodziewać, jesteś strasznie uparty - Odparł, ewidentnie tym faktem niepocieszony, no cóż, na to akurat nic mu nie poradzę, zna mnie od dziecka i dobrze wie, jak bardzo uparty potrafię być i gdy już coś sobie postanowię, nie ma odwrotu i tym razem jest tak samo. Ja przygotuję im posiłek, a oni przygotują się do wyjścia. I tak właśnie się stało, ja przygotowałem im śniadanie pilnując, aby je zjedli, pakując drugie śniadanie do torby męża i plecaka córki żegnając ich, życząc miłej nauki córce, całując w czoło i bezpiecznej pracy mężowi łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, żegnając się z bliskimi.
- Nie martw się, nic mi nie będzie - Zapewnił, wychodząc z domu, zabierając ze sobą córkę, pozostawiając mnie samego ze śpiącym synkiem i zwierzakami.
Cicho wzdychając, zamknąłem za sobą drzwi, rozglądając się po salonie, poprawiając swoje włosy, co teraz mógłbym zrobić? Szczerze powiedziawszy, nie miałem żadnego pomysłu na siebie, co prawda mogłem iść jeszcze na chwile spać tylko czy zasnę. Wiedząc, że mój mąż poszedł pracować, może zacznę sprzątać? Nie na to jest zbyt wcześnie, może zrobię coś innego tylko co takiego?
Zamyślony usiadłem na kanapie, biorąc na kolana kotkę, którą zacząłem od niechcenia głaskać i nim zdołałem cokolwiek wymyślić sobie do roboty, odpłynąłem do krainy snów, siedząc na kanapie..
 Otworzyłem ponownie oczy, kilka godzin później słysząc głos mojego małego synka, który wspinał się na kanapę, zwracając moją uwagę.
- Jak ty się tu dostałeś? - Zapytałem, biorąc synka na ręce, sadzając sobie na kolanach, nasz syn był mądry i potrafił chodzić sam po schodach, wciąż jednak miał problem z otwieraniem drzwi z powodu niskiego wzrostu, który utrudniał mu dosięganie do klamki, a jednak jakoś się tu dostał, mój malutki czarodziej.
- Przyszedłem do mamy - Zawołał, przytulając się do mnie zadowolony, z powodu sam on sam wie jakiego.
- Jesteś głodny? - Dopytałem, skupiając całkowicie swoją uwagę na dziecku, które energicznie pokiwało twierdząco głową, uśmiechając się do mnie bardzo szeroko. Mój chłopiec, chociaż czasem złośliwy nigdy nie żałowałem, że go mam.. - Jakieś specjalne życzenia? - Dopytałem, wstając z kanapy, trzymając go na rękach.
- Pankejki - Zawołał, czym przyznam, lekko mnie zaskoczył, skąd mu się to wzięło, to ja nie wiem, ale jeśli bardzo chce, jestem w stanie dla niego je zrobić.
Jak mój syn tak dostał pankejki, których zrobiłem znacznie więcej, aby Misaki i Sorey też mogli je zjeść po powrocie ze szkoły i pracy.
Reszta dnia upłynęła mi dość pracowicie, Merlin troszeczkę dokazywał, a gdy tylko poszliśmy po Misaki, zrobił scenę przed jej szkołą, chcąc wejść do środka, bo przecież jego siostra jeszcze stamtąd nie wyszła, nie rozumiejąc, że nie może tam wchodzić ani przeszkadzać dzieciom w nauce.
Po powrocie do domu dzieci odrobinkę się pokłóciły, a ja mając już dość krzyków, kazałem im iść do swoich pokoi i przemyśleć swoje zachowanie, gdy ja w tym czasie musiałem odetchnąć, aby niepotrzebnie się nie złościć.
- Wróciłem - Słysząc głos męża, wyszedłem z kuchni, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Witaj w domu jak pierwszy dzień w pracy? - Zapytałem, ciesząc się z jego bezpiecznego powrotu.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem za bardzo za zachwycony tym, że Miki będzie wstawał rano, kiedy tak naprawdę nie musi. Na pewno będzie wciskał mi śniadanie, których rano nie jem, oraz jakiś posiłek do pracy, którego też raczej brać nie chciałem, bo i po co, skoro będę wracał już po południu, akurat na obiad...? Ja wiem, że się o mnie martwi, ale zdecydowanie za bardzo przesadza. Powinien się skupić na sobie i dzieciach, a ja jakoś sobie radę dam, w końcu jego zdrowie i samopoczucie było ważniejsze od mojego. 
– Mhm, ciebie u mego boku – poprosiłem, odrobinkę zmęczony kładąc się na łóżku, trochę niszcząc przy tym porządek w pościeli. Dlaczego Miki ją wygładzał, skoro wiedział, że zaraz się kładziemy, to nie mam pojęcia, ale niechaj mu już będzie. Nauczyłem się już trochę akceptować jego małe dziwactwa, chociaż tak nie do końca wszystkie. 
– To jest oczywista oczywistość – stwierdził, także kładąc się obok mnie i zaraz z cichym westchnieniem przytulił się do moich pleców. – Jakbym nie wstał z łóżka jutro wraz z tobą, obudź mnie, dobrze? – poprosił, kiedy zgasiłem świeczkę palcami. 
– Mhm – wymruczałem, tak nie do końca chcąc się zgodzić. Naprawdę nie ma powodu, by wstawał, więc i po co go budzić...? 
– Mówię poważnie – dodał, jakby to miało zmienić mój tok myślenia. 
– Ależ ja jestem bardzo poważny. I roztrzepany. I zapominalski. Może być tak, że przypomnę sobie o tej rozmowie, jak już będę musiał wychodzić, no ale wtedy już nie będzie sensu, by cię wybudzać ze snu – powiedziałem niewinnym tonem i nawet pomimo mroku wyczułem, jak morduje mnie wzrokiem, ewidentnie niezadowolony z moich słów. – Kocham cię, Owieczko. A teraz dobranoc, rano muszę wcześnie wstać – dodałem, całując go w czubek głowy. 
– Musimy wcześnie wstać – poprawił mnie, jakby to miało coś zmienić. 
– Czysto teoretycznie, ty nie musisz, tylko sobie ubzdurałeś, że musisz... 
– Sorey – burknął, przerywając moja odpowiedź. 
– Mhm, tak mi mama dała na imię. Ona to dopiero miała dziwny gust, co ono w ogóle znaczy? 
– Jest ono oryginalne i specyficzne, tak jak ty – powiedział, na co zmarszczyłem brwi. Domyślam się, że to miało mnie pocieszyć, ale jakoś się nie pocieszyłem. Wiedziałem, że od reszty ludzi nieco odstaję głupotą, ale jak mi mąż to mówi, to chyba niezbyt dobrze o mnie świadczy. – Nie myśl za dużo, tylko idź spać, bo w pierwszy dzień w pracy trzeba się wykazać – dodał, porządniej nakrywając nas kołdrą.
Następnego dnia z przyzwyczajenia obudziłem się pierwszy od męża. Jako, że Mikleo tak słodziutko sobie spał, postanowiłem go nie wybudzać, tylko od razu wstałem obudzić Misaki. Następnie oczywiście się szybko ogarnąłem w łazience i zacząłem przygotowywać śniadanie dla mojej księżniczki i właśnie wtedy do kuchni wszedł Mikleo, chyba odrobinkę zły sądząc po jego minie i tonie głosu. 
– Sorey – burknął, przecierając swoje oczy. 
– Witaj, Owieczko. Czemu wstałeś tak wcześnie – powiedziałem niewinnym tonem, udając oczywiście, że zapomniałem o jego wczorajszej prośbie. 
– Już nie udawaj. I odsuń się, zrobię Misaki i tobie coś do jedzenia, bo na samej kawie na pewno nie będziesz przez pół dnia funkcjonował – odparł, ewidentnie bardzo niezadowolony. 
– Nie dasz  się przekonać, że to niepotrzebne, co? – zapytałem naprawdę mając nadzieję, że odpuści i wróci do łóżka. Niepotrzebnie się męczy, wystarczy, że ja i Misaki musimy tak wcześnie wstawać, po co inni mają z tego powodu cierpieć...

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Słysząc słowa męża, nie odczułem zbyt dużego zaskoczenia. Mój Sorey jak zawsze stawiał sprawę bardzo jasno, ja miałem odpoczywać, a on sam wszystko przygotuję i o ile w sytuacji szybkiego powrotu do domu po odprowadzeniu naszej córki do szkoły mogę się na to zgodzić, tak dnia jutrzejszego jestem zobowiązany, aby wstać I pomóc mężowi wyszykować się do pracy.
- Nie muszę to prawda, ale chce i to uczynnie, aby dopilnować czy weźmiesz coś do pracy i czy przed wyjściem coś w ogóle zjesz - Odezwałem się, co ewidentnie nie spodobało się mojemu mężowi, który nie tego się po mnie spodziewał, no cóż, to już nie mnie kłopocze tylko jego.
- Miki - Westchnął ciężko, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Tak, właśnie tak mam na imię - Przyznałem, patrząc na męża, dając mu znać spojrzeniem, że nie odpuszczę, bez względu na to, co mi powie i jak na to zaatakuje.
- Będziesz zmęczony, powinieneś korzystać ze snu, ile tylko możesz, nim nasz Merlin się obudzi i da ci w kość. - Sorey nie odpuścił, nadal starając się mnie przekonać do swoich racji. No cóż, kto by się spodziewał, że będzie próbował mnie przekonać do zmiany zdania i myślę, że mu się to uda, na pewno mu się uda... Jest to tak pewne, jak pewne jest to, że niebo jest różowe, a ziemia jest płaska, w co akurat ludzie wieżą. Zdecydowanie to są fakty, które warto zapamiętać i życzę według nich.
- O mnie się nie martw skarbie ja sobie akurat radę dam - Przyznałem, podchodząc do niego, aby ucałować delikatnie policzek, stawiając przed nim ciepły napój czekoladowy, podając go nawet dzieciom, które akurat nigdy słodyczy sobie nie odmówią..
- Martwić się o ciebie muszę, bo ty nie martwisz się o siebie - Odezwał się, wstając od stołu, podchodząc bliżej mnie, całując w czoło. - Zawsze będę się o ciebie martwić, kocham cię mój aniele i to się nie zmieni - Wyszeptał, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, którego nie przerwało nam żadne śpiące już dziecko.
Zamruczałem cicho z powodu jego bliskości i cudownie miękkich ust, które tak lubiłem i, że ja miałbym szukać kogoś innego po jego odejściu z tego świata? Nie ma takiej opcji, kocham tylko jego i to się nigdy już nie zmieni.
- Ja ciebie też kocham Sorey - Przyznałem, wtulony w klatkę piersiową mojego ukochanego męża.
Mój mąż od razu ucałował mnie w czubek głowy, głaszcząc po plecach, wywołując u mnie jeszcze większe zadowolenie.
- Co ty na to, aby zażyć wspólną kąpiel? - Zapytałem, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej.
- Nie mogę powiedzieć nie - Wyznał, nim ucałował wierzch mojej dłoni, idąc do łazienki, naturalnie to on musiał wszystko przygotować, a ja miałem grzecznie czekać, na to aż mnie zawoła.
Wspólna kąpiel była naprawdę przyjemna gorąca woda i towarzystwo męża czego więcej byłoby mi potrzeba, no może było coś takiego, tylko nie chciałem zmuszać do tego męża. Wiedząc, że on nie zawsze ma ochotę na zbliżenia, a ja nie chciałem nigdy zmuszać go do zabawy tym bardziej że jutro idzie już do pracy.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś przed snem? - Zapytałem, poprawiając pościel, pod którą będziemy za chwilę spać.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie do końca chciałem od niego takiej odpowiedzi. Bardzie zależało mi na jego szczęściu i chciałem się dowiedzieć, czego on chce, ponieważ jeżeli nie chce iść spać, mogłem znaleźć coś innego do roboty. Owszem, ja byłem już troszeczkę zmęczony i raczej położyłbym się do łóżka, no ale ja tu taki ważny nie jestem, a może raczej nie jestem tak ważny, jak mój najukochańszy Miki. Miałem wrażenie, że ostatnio troszkę go zaniedbałem, bo był taki trochę wyłączony z życia przez ten rytuał. To po pierwsze, a po drugie chciałem mu poświęcić jak najwięcej uwagi przed powrotem do pracy. Postaram się oczywiście, by ten powrót nie wpłynął jakoś szczególnie bardzo na moje życie rodzinne... 
- A czego ty chcesz? – zapytałem, chwytając jego dłonie, zaczynając powoli bawić się jego palcami. 
- Tego, czego ty – powiedział wymijająco, na co westchnąłem cicho. Oczywiście, nie mógłbym się po nim spodziewać czegokolwiek innego... – Więc możemy umyć się i iść spać. 
- Jeżeli nie jesteś zmęczony, to nie ma sensu, byśmy tak wcześnie szli spać – zauważyłem, nie chcąc go oczywiście to niczego przymuszać. 
- Coś mi się wydaje, że kąpiel taka szybka nie będzie, wiec do tego czasu stanę się bardziej zmęczony. Zresztą, muszę się bardzo porządnie wygrzać po dzisiejszej kąpieli w tym jakże lodowatym jeziorze – przypomniał mi, z czym nie mogłem się nie zgodzić. Co prawda, przez tyle godzin przebywania w ogrzewanym domu już zdążył się jako tako ogrzać, no ale to nie była ta ulubiona temperatura jego ciała, jak chodzi o wieczorne przytulanie się do snu. 
- Masz rację. Pójdę więc przygotować nam kąpiel, za kilka minut będzie gotowa i będziesz mógł przyjść – powiedziałem, i pocałowałem go w czoło. 
- Czemu to zawsze ty przygotowujesz nam kąpiel, a nie ja? – zapytał, a ja nie za bardzo miałem pojęcie, czemu się o to pytał. Przecież to jest naturalne, prawda?
- Ponieważ jestem twoim mężem i głową tej rodziny, więc muszę o ciebie dbać – powiedziałem, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie, no bo dla mnie nawet była. 
- A ja już o ciebie nie? 
- Oczywiście, że nie, bo jestem dorosłym mężczyzną i poradzę sobie świetnie sam, dzięki czemu możesz całkowicie skupić się na sobie – wyjaśniłem mu z dumą, całując go w policzek. 
- No tak, jakże mógłbym o tym zapomnieć – ta leciutka nutka sarkazmu nie za bardzo mi się spodobała, ale zdecydowanie wolałem takie leciutkie podszczypywanie, niż gdyby tak brał wszystko do siebie. 
- Uważaj, bo ci sarkazm bokiem wyjdzie i będziesz miał problem ze zmieszczeniem się w te wszystkie piękne sukienki – burknąłem, udając tak odrobinkę obrażonego. Ale tylko udając, bo aż tak zły na niego za te słowa nie byłem. 
Minęło kilka dni, podczas których już zdążyłem udać się z powrotem do koszar, by potwierdzić swoją gotowość do pracy. Odpowiedź wraz z kilkoma informacjami na temat mojej pracy i możliwych tras otrzymałem już w piątek. Dowiedziałem się, jakie trasy będę miał to przejścia i jedna prowadziła obok naszego domu... niestety, moim partnerem w pracy będzie ktoś, kogo nie znam, co już niezbyt mi się podobało. Nie mogłem być z którymś z chłopaków...? Ich znałem i wiedziałem, że mogłem na nich polegać... no nic, może nie będzie tak źle. 
- Wstanę jutro i wyprawię cię do pracy – usłyszałem w niedzielę, kiedy to wieczorem przygotowywałem swój miecz na jutrzejszy dzień. 
- Nie musisz, przecież wrócę na obiad, lepiej się wyśpij zamiast się mną martwić – powiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie. Jak odprowadzam Misaki do szkoły, to nie podnosi się z łóżka, chyba, że Merlin się wcześniej budził, no ale to jest wyjątkowa sytuacja. A w przeciwnym razie nie ma co go męczyć, przez kilka godzin zostanie sam z naszym najmłodszym synem, więc musi zbierać siły...

<Owieczko? c:>

środa, 22 lutego 2023

Od Mikleo CD Soreya

Zerkając na męża, trzymającego na rękach naszego synka kiwając łagodnie głową, skoro nasz mały chłopiec chce nam pomagać ja nie widzę nic przeciwko, aby tu był i nam pomagał, z tego, co widzę i Sorey będzie chciał mi pomagać. Nie mając w sumie nic przeciwko, dałem mu ziemniaki, aby obierał je waz ze mną, mając w planach przygotować placki ziemniaczane, uśmiechając się pod nosem, widząc to niezadowolenie wymalowane na twarzy męża, który nie przepadał za obieraniem ziemniaków, no cóż, chce mi pomagać, to musi się poświęcić. No, chyba że woli zajmować się naszym synem, w takim wypadu może zajmować się naszym synkiem, a ja obiorę ziemniaki i upiekę placki ziemniaczane dla mnie to przecież żaden problem.
- Wiesz, że nie musisz tego robić prawda? Ja sobie obiorę te ziemniaki - Wypowiedziałem to zdanie, patrząc na męża, który mimo lekkiego skrzywienia swoich warg obierał ziemniaki, uparcie trzymając się przy swoim, on przecież nie może pozwolić na to, abym ja sam obierał ziemniaki lub przygotowywał obiad, gdy on jest w domu. Dlaczego? Sam nie wiem, po prostu taki już jest, a on nigdy się nie zmieni, co mi akurat powinno odpowiadać, nie każdy mężczyzna pomaga w domu, a ja mam szczęście, że mój mąż tak chętnie pomaga mi w obowiązkach domowych i opiece nad dziećmi..
- Nie zostawię cię samego z obiadem, gdy i tak nie mam co robić - Stwierdził, a ja już wiedziałem, że mimo niechęci do obierania ziemniaków i tak będzie mi pomagał, a jakakolwiek próba kończyła się fiaskiem..
Kręcąc z rozbawieniem głową, nie skomentowałem już nic, skupiając się na wykonywanej przeze mnie pracy.
Skoro tak stawiasz sprawę, ja nie będę się z nim kłócić, on robi swoje, ja robie swoje i wszyscy jesteśmy szczęśliwi.
Wspólnymi siłami przygotowaliśmy obiad, pilnując Merlina, który podkradał placki i nie byłoby w tym nic złego gdyby nie jeden mały fakt, placki były gorące, a nasz synek nie zwracając na to uwagi, od razu chciał zabrać gorące placki, nie myśląc o konsekwencji takiej jak poparzenie przez gorąco rączek lub buzi.
Merlin bardzo niepocieszony z powodu zakazu zabrania przez chłopca placka, zaczął głośno okazywać swoje niezadowolenie, zaczynając głośno płakać, kładąc się na ziemi, mając nadzieję, że sztuczka ta zadziała czy to na mnie, czy na jego tatusia, który tak jak i ja nie reagowało na zachowanie chłopca, który w końcu przestał płakać, siedząc na ziemi, pociągając przy tym swoim noskiem.
Z powodu tego, że chłopiec się uspokoił, podałem mu na talerzu jednego placka, który był chłodniejszy, a co za tym idzie bardziej zdatny do jedzenia przez dziecko.
Chłopiec zadowolony usiadł przy stole, zabierając się za jedzenie co i my mogliśmy uczynić, pozostawiając część gotowych placków dla córeczki, która właśnie odpoczywała w swoim pokoju.
Reszta dnia upłynęła nam bardzo spokojnie, Merlin po zjedzeniu pobawił się troszeczkę, podokazywał, ale w końcu poszedł spać. Misaki również zbyt długo nie siedziała, po drzemce, zjadła obiad, odrobiła lekcje z tatą, pouczyła się, wykąpała i poszła spać, dzieci w końcu spały a my mogliśmy odpocząć po całym dniu z dziećmi.
- Idziemy zażyć kąpieli i spać? - Słysząc słowa męża, odwróciłem głowę w jego stronę, kiwając łagodnie głową.
- Jeżeli tylko tego chcesz - Zgodziłem się, co prawda spać jeszcze mi się nie chciało, jednak dla męża byłem w stanie położyć się przy jego boku i leżeć, dopóki zmęczenie nie przejmie nade mną kontroli.

<Pasterzyku. C:> 

wtorek, 21 lutego 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Jak dla mnie Miki trochę przesadzał. Byłem pewien, że Merlin w tym momencie bawił się w salonie za pomocą swoich mocy, a że ostatnio raczej nie robił nic niebezpiecznego, jak chociażby wymierzenie noża w kogokolwiek z nas, raczej tak bardzo się nie martwiłem. No ale dla spokoju męża postanowiłem zajrzeć do salonu, chociaż zdecydowanie bardziej wolałbym zabrać się za obiad. Przygotowanie posiłku wydawało się być bardziej wymagające niż zajmowanie się naszym synem, no ale jak mój Miki mnie o coś poprosił, to trzeba było to wykonać. 
Poszedłem do salonu i tak jak myślałem, Merlin się bawił, korzystając ze swoich mocy, które swoją drogą po kim odziedziczył, to ja nie wiem. Wracając, chłopiec na środku salonu rozstawił wszystkie swoje misie i bawił się chyba w jakiś podwieczorek ulubioną i w sumie to jedyną zastawą Mikleo. Skąd on wziął swoje zabawki, to nie mam pojęcia, bo były one w jego pokoju i nie miałby czasu, by znieść tutaj aż pięć dużych miśków. Może też użył swoich mocy...? I jeszcze te filiżaneczki i dzbanek, które tak po prostu unosiły się w powietrzu... mi to tam specjalnie nie przeszkadzało, ponieważ dla mnie były to zwyczajne naczynia, ale Miki miał na ich punkcie jakąś małą obsesję, co było całkiem urocze i całkowicie dla mnie niezrozumiałe. I tak rzadko z niej korzystamy, bo tylko wtedy, kiedy mamy gości, a tych aż tak często nie mamy. Dla świętego spokoju jednak lepiej mu te filiżanki ostrożnie zabrać, bo jak Miki to zobaczy, to nie będzie zachwycony. 
- W co się bawisz? – spytałem ostrożnie, podchodząc do niego i kucając obok, przyglądając się zabawkom, które kupiłem mu całkiem dawno temu. Rany, jak ten czas szybko leciał...
- Pan Uszatek chciał się napić helbaty – powiedział, odwracając się w moją stronę. 
- Chyba trzeba będzie kupić panu Uszatkowy i innym specjalne filiżanki, byś nie używał tych mamusi, co? – odparłem, mając już pewien pomysł na prezent. Akurat takiego zabawkowego zestawu nie miał w swojej kolekcji różnorakich zabawek... jeszcze może pogadam o tym z Mikim. Ale to później. – Musimy odłożyć zastawę mamy z powrotem do kredensu. 
- Ale czemu? – bąknął, ewidentnie niezadowolony z takiego rozwoju wydarzeń. 
- Bo jak mamusia zobaczy, że bawisz się czymś tak kruchym i delikatnym, będzie zła i na ciebie, i na mnie – wyjaśniłem spokojnie wiedząc, że jak go zdenerwuję, prawdopodobnie będzie po zestawie. – Jeżeli chcesz, mogę ci wyciosać w drewnie te kilka kubeczków dla twoich pluszaków. A ty je pokolorujesz farbkami, jak tylko chcesz, co ty na to? 
- Jak chce? – dopytał, ewidentnie zadowolony z takiego zastępstwa. 
- Jak tylko chcesz – potwierdziłem, a Merlin niezwykle zadowolony z tego faktu sprawił, że zaraz filiżaneczki i dzbanuszek znalazły się na swoim miejscu. Więc teraz mam dodatkowe kilka dni roboty... no nic, ile mi może zabrać czasu tworzenie takich kubeczków? – Chodź, pomożemy mamusi w gotowaniu, co ty na to?
- Tak! – krzyknął zadowolony, wyciągając rączki w moją stronę, dlatego zaraz wziąłem go na ręce. – A kiedy będą kubeczki? 
- Postaram się je zrobić jak najszybciej, dobrze? Możesz już myśleć, jak je pokolorujesz. Przybyła kolejna para rąk do pomocy – tym razem odezwałem się głośniej, wchodząc do kuchni. Teraz będę mógł mu pomóc w szykowaniu obiadu jednocześnie mając na oku Merlina, czyli będę robił to, o co mnie pierwotnie poprosił, więc zły nie powinien być. 

<Owieczko? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

Westchnąłem cicho, mimo wszystko odpuszczając mężowi, który miał rację, dzięki pracy nasze dzieci będą miały pewną i spokojną przyszłość, której my w ich wieku nie mieliśmy.
- Ja mam nadzieję, nie wyobrażam sobie, aby Merlin nie miał w swoje urodziny, którego z rodziców.
- Wydaje mi się, że nasz syn, akurat mną, by się nie przejmować, gdyby przypadkiem mnie tu zabrakło na jego urodzinach - Stwierdził, oczywiście jak zawsze myśląc w bardzo pesymistyczny sposób, zapominając o tym, że nasz syn kocha go tak mocno, jak mocno kocha go Misaki, tylko on w porównaniu do niej nie okazuje tego w tak uczuciowy sposób. Taki już jest i tego raczej nie jestem w stanie w nim zmienić.
- Nie opowiadaj takich bzdur, jesteś jego tatą i na pewno byłoby mu przykro, gdyby jego taty zabrakło w dniu jego urodzin - Starałem się go pocieszyć, nie chcąc, aby myślał w tak negatywny sposób, sam przecież mówił mi, że to nic dobrego dla tego nie rozumiem, czemu sam ma tyle negatywnych myśli w głowie.
- Nie opowiadam, ja po prostu wiem, jaki jest nasz syn - Na dźwięk tych słów westchnąłem cicho, nawet tego nie komentując. Sorey już tak po prostu ma, on jak już coś sobie wpoi, ciężko jest go od tego oderwać, wskazując inne możliwości patrzenia na ten świat. On niestety uparcie trzyma się przy swojej racji, a kłótnia z nim nie ma sensu, mam jednak nadzieję, że kiedy zmieni zdanie na ten temat i dojrzy to, co ja dojrzałem już dawno. Merlin bardzo go kocha, tylko okazuje to na swój dziwny sposób.
Nie drążąc już dłużej tematu, znaleźliśmy się nad jeziorem, gdzie ja wraz z córką skorzystaliśmy z dobroci wody, świetnie się w niej bawiąc, ucząc się nowych sztuczek, to znaczy ja uczyłem ją nowych sztuczek, samemu przypominając sobie dawne czasy, gdy to ja uczyłem się panowania nad wodą, w całej tej zabawie znajdowała się nauka, a to łączyło przyjemne z pożytecznym, dzięki czemu nasza córeczka siąkła wiedzę, do niczego nie zmuszając się, a to ważne w tak młodym wieku, aby się nie zniechęcić, próbując wszystkiego, w swoim tępię.
Zmęczona dziewczynka mająca już dość zabawy wyszła z wody co i uczyniłem, również ja osuszając naszą dwójkę z wody.
- Zadowoleni? - Zapytał od razu mój mąż, uśmiechając się do nas ciepło.
- Bardzo, widziałeś tato, co robiłam z wodą? - Rozanielona dziewczynka od razu chciała całą uwagę skupić na sobą. Nasza mała gwiazda, atencyjna jak jej tatuś w młodym wieku. W tej chwili jest tylko zazdrosny, o bóg sam czasem wie co lub kogo.
Nie chcąc przeszkadzać jej w rozmowie z tatusiem, wziąłem na ręce naszego małego synka, na którego ktoś musiał zwrócić uwagę, a że mój mąż był zajęty, to ja musiałem poświęcić uwagę drugiemu dziecku.
- Wracajmy już - Odezwałem się szybko, przerywając im rozmowę, idąc w stronę domu, mając już dość zabawy na dworze, dla tego tak chętnie wróciłem do domu, pomagając rozebrać się naszemu synkowi, który od razu pobiegł do salonu się bawić. Misaki w tym czasie poinformowała nas o pójściu do swojego pokoju i ucięciu sobie krótkiej drzemki, która na pewno się jej przyda.
W tym czasie ja zabrałem się za robienie obiadu dla bliskich.
- Zerkniesz na Merlina proszę, nie jestem pewien czy na co głupiego nie wpadnie - Poprosiłem męża, zawsze czując niepokój, gdy syn nasz był zbyt cicho.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Od razu pokiwałem głową na jego słowa, gdyż taki był mój zamysł od początku. W końcu gdzie indziej mógłbym zabrać serafina wody, jak nie nad wodę...? On i Misaki trochę się pobawią w jeziorze, a ja i Merlin posiedzimy na mostku, bo dla nas kąpiel w wodzie mogłaby nie być najlepszym pomysłem, no ale jakoś to przeżyjemy. Dla mnie najważniejsze było w tym momencie to, że Mikleo nie powtarza rytualu. Co prawda pewnie będę trochę marudził podczas pełni, ale nigdy nie będę tego żałował. Aż naprawdę miło było się z nim dzisiaj podroczyć, bo jak ostatnim razem to robiliśmy, Mikleo zaczął zastanawiać się, co zrobił źle jak nic nie zrobił. 
- W końcu będę mógł wrócić do pracy bez obawy, że coś się stanie – powiedziałem cicho do niego, kiedy zaczęliśmy kierować się w stronę jeziora, przez cały czas mając na oku nasze pociechy. 
- A musisz wracać do pracy? – spytał, jakby z niechęcią. No tak, ostatnim razem, kiedy pracowałem, wiele było na jego głowie, ale teraz tak nie będzie.
 Postaram się pracować i jednocześnie pomagać mu w obowiązkach domowych. Jestem jego mężem, więc to leży w moim obowiązku, by go odciążać, jak to tylko możliwe. Nie wiem, jak inni nie pomagają swoim drugim połówkom, tylko dzielą obowiązki; kobieta zajmuje się domem, mężczyzna utrzymaniem domu, co niby wydawało się całkiem sensownym podziałem, no ale też nie zawsze było to takie sprawiedliwe. Nie raz zajmowanie się domem było bardziej wymagające od chociażby takiej zwykłej pracy. Miki nie miał łatwo, ale też nie miał najtrudniej, gdyż nie mieliśmy żadnych zwierząt takich jak chociażby kury. Jedynie trzeba było zająć się ogródkiem, jak było cieplej, czym raczej on się zajmował, bo ja do takich rzeczy ręki nie miałem, no ale za to wtedy całkowicie zajmowałem się wszystkim innym. 
- Chciałbym zapewnić naszym dzieciom bezpieczną przyszłość. I nie martw się, nie będę pracował cały dzień, tylko pół dnia – wyjaśniłem, przytulając go do siebie. 
- Tego nie wiesz. Co, jeżeli znowu będziesz pracował całe noce i odsypiał w dzień? Praktycznie w ogóle cię wtedy nie było – powiedział, a ja w pełni rozumiałem jego obawy. Też niezbyt miło wspominałem tamte czasy.
- A to akurat wiem. Jakiś czas temu byłe w koszarach, więc wstępne godziny już mam ustalone, mam się zgłosić, jak już uporządkuję wszystkie sprawy rodzinne i będę gotowy rozpocząć pracę – powiedziałem spokojnie, gładząc kciukiem jego dłoń. 
- I jakie to będą godziny? – dopytał, nadal brzmiąc na tak lekko obrażonego. 
- Od ósmej do szesnastej, więc będę mógł zaprowadzać Misaki do szkoły, więc troszkę się wyśpisz, ale już odebrać będziesz ją musiał sam... no ale jak wrócę, będę miał jeszcze dużo czasu, który będę mógł wykorzystać dla ciebie i dzieci – wyjaśniłem, całując go w policzek, co znowu wywołało u naszego środkowego dziecka okrzyk oburzenia. Nie wiem, co z tymi dziećmi jest nie tak, nic złego nie robimy, to tylko zwykłe buziaki, nic seksualnego. – I co ty na to?
- Wolałbym, żebyś został w domu – przyznał, na co westchnąłem cicho. Cóż, przynajmniej jest szczery.
- Postaram się, by moja praca nie wpłynęła jakoś bardzo na naszą rutynę. I na pewno dopilnuję, by w urodziny Merlina mieć wolne – dodałem tak na udobruchanie go. Przecież nic złego nie robię, idąc do pracy, a wręcz przeciwnie, zasilę dzięki temu troszkę nasz budżet i na jak mnie zabraknie na świecie, on nie będzie musiał się niczym przejmować poza wyprawieniem dzieci w świat. Chyba, że uda to nam się zrobić wspólnie, wtedy nic nie będzie musiał robić. 

<Owieczko? c:>