Nakładając jedzenie na talerze moich bliskich, zastanowiłem się chwilę nad propozycją mojego męża. Szczerze mówiąc, nie miałem ochoty na pływanie w jeziorze, chciałem odebrać córkę i pójść do pani jeziora, a nie iść nad jezioro gdzie musiałbym przebywać całkiem sam.
- Nie chcę - Wyznałem zgodnie z prawdą, sadzając Merlina na jego krzesełku, przysuwając go bliżej stołu.
- Dlaczego nie? - Zapytał zaskoczony, stojąc w progu kuchni, najwidoczniej nie takiej odpowiedzi się po mnie spodziewał, zawsze przecież chętnie wychodziłem nad jezioro, a teraz mimo pozwolenia nie mam ochoty nad nie pójść zdecydowanie wołać, pozostać w domu z bliskimi.
- Ponieważ nie chce tak spędzać czasu - Przyznałem, siadając obok naszego synka, pilnując, aby maluch nie bawił się jedzeniem, brudząc dokoła jedzeniem.
- Jeszcze niedawno chciałeś pójść po Misaki - Przypominał mi, z czym nie mogłem się nie zgodzić. Chciałem pójść do Lailah i zabrać Misaki do domu, a nie iść nad jezioro. To on chciał, abym to zrobił, nie pytając mnie o zdanie.
- Zgadza się, chciałem pójść po Misaki i spotkać się z Lailah, ale nie mówiłem nic o jeziorze, to akurat był twój pomysł, a nie mój - Przyznałem, zerkając na niego kątem oka, chcąc delikatnie uświadomić mu, że to ja powinienem zdecydować, o tym, co będę robić, a nie on.
Sorey nie odezwał się już ani słowem nie chcąc mnie już do niczego zmuszać, no i tak powinno być, dziś posiedzę w domu, wraz z rodziną a jutro ruszę w podróż do mamy mogąc, chociaż na chwilę uwolnić się z domowej klatki, która została dla mnie stworzona świadomie lub też nie świadomie, ale wciąż istnieje, czasem mecząc mnie bardziej niż mój mąż, mógłby nawet sobie wyobrażać.
Nie zmuszając mnie już do wyjścia z domu, zajął się sprzątaniem domu, gdy ja zajmowałem się dziećmi, zgadzając się na wszystkie ich pomysły. Cierpliwie znosząc nie zawsze zbyt mądre pomysłu naszych skarbów, które potrafiły mimo swojego wieku wpaść na pomysły godne porównania z ich tatusiem.
- Nie krzyczcie proszę - Uciszyłem dzieci troszeczkę zmęczony ich krzykami, niech się bawią, ale niech nie krzyczą, bo tego już miałem serdecznie dość.
Dzieci uspokoiły się na dosłownie chwilę, nie umiejąc za długo przebywać w ciszy. No cóż, takie już są dzieci, tego nie mogę zmienić, przynajmniej do godziny ósmej, w której to mogłem położyć już je spać, nie zapominając o kolacji, którą przygotował im tatuś.
- Nareszcie - Westchnąłem, siadając na kanapie, nareszcie mogąc przysłuchać się ciszy, której tak mi brakowało.
- Dały ci w kość co? - Słysząc pytanie męża, odwróciłem głowę w jego stronę, uśmiechając się delikatnie, kiwając tylko głową, nie chcąc przerwać ciszy.
- A mogłeś iść nad jezioro - Usłyszałem, gdy to mój mąż usiadł obok na kanapie, a ja korzystając z tej sytuacji, usiadłem na jego kolanach okrakiem, patrząc mu w oczy. - Miki wiesz, że nie możemy - Wyszeptał gdy przytuliłem się do niego, chyba myśląc, że liczę na coś więcej.
- Spokojnie, ja tylko chce się przytulić - Przyznałem, nie mając nawet ochoty na zbliżenie, rytuał najwidoczniej zadziałał nie tylko na czas pełni, ale to i dobrze, mój mąż i tak nie ma już ochoty na sex, dla tego i ja teraz nie muszę się z tego powodu męczyć. Udając, że nie mam na to ochoty.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz