Jaki ja byłem usatysfakcjonowany naszym seksem, mój mąż jest naprawdę najlepszym, co w życiu mnie spotkało i nie tylko dlatego, że doprowadza mnie do szaleństwa, ale i dlatego, że był przy mnie i kochał mnie bez względu na to, jakie miałem czasem humorki a jak oboje dobrze wiemy, moje humorki potrafią być czasem upierdliwe dla mojego męża.
- Oczywiście, że jestem jak za każdym razem - Przyznałem, zakładając koszulę na swoje ciało, całując delikatnie jego usta, uśmiechając się do niego ciepło.
Mój mąż uśmiechnął się do mnie łagodnie, chwytając moją dłoń, którą ucałował, nakrywając porządnie kołdrą, przytulając do siebie.
- Kocham cię Sorey - Wymruczałem, chowając głowę w jego ramionach, zmęczony tym, co się wydarzyło. Mój cudowny facet, którego nie wymieniłbym na nikogo innego.
- I ja ciebie kocham moja mała owieczko - Wymruczał, całując mnie w czubek głowy, odpływając wspólnie do krainy Morfeusza.
Obudzeni cichym pukaniem do drzwi otworzyliśmy oczy, podnosząc się do siadu lekko zaspani.
- Proszę - Zawołał mój mąż, zapraszając do pokoju służące, które przyniosły nam pięknie pachnące jedzenie i gorące picie życząc nam smacznego, wychodząc z pokoju zajmującego przez naszą dwójkę.
Nie przejmując się jedzeniem, wróciłem do leżenia, wtulając twarz w poduszkę, nie mając ochoty nawet wstać z łóżka. Sorey widząc moje zachowanie, zaśmiał się cicho, całując mnie w czubek głowy, bez słowa przytulając się do mnie mocno.
- Miki - Wyszeptał moje imię, dłonią drażniąc mój brzuch, chcąc skupić moją uwagę na swojej osobie.
- Sorey - Wypowiedziałem jego imię, tak jak on wypowiedział moje, ziewając cicho, nie mając ochoty na ruszenie się z łóżka.
- Tak mam na imię od urodzenia - Zażartował, klepiąc mnie kilka razy po pupie, nim wstał z łóżka, gdzieś mi znikając, chyba poszedł zażyć gorącej kąpieli, dając mi jeszcze troszeczkę poleniuchować, nim znów wrócił do sypialni, prosząc mnie, aby i ja wyszedł już z łóżka, idąc się wykąpać, ubrać, zjeść, pożegnać z parą królewską, księciem i wrócić do naszego domu, dzieci, zwierzaków I przebywającej u nas jeszcze mamy.
Niepocieszony ruszyłem się z wygodnego łóżka, idąc zrobić to, o co prosił mnie mój mąż, troszeczkę siedząc w balii, bo czemuż by też nie, wracając do ukochanego męża, który czekał na mnie ze śniadaniem, aby zjeść je wspólnie, tak jak to robiliśmy, zazwyczaj w domu o ile miałem na nie ochotę.
Najedzeni i gotowi do opuszczenia pokoju odwiedziliśmy parę królewską, a ja musiałem pobawić się troszeczkę z księciem. Malutki słodki chłopiec, jakie mnie szczęście trafiło, że to właśnie ja będę ojcem chrzestnym tego małego szkraba.
- Miki musimy już iść - Słysząc słowa mojego męża, westchnąłem cicho, niepocieszony oddając chłopca Alishy.
- Dziękuję za gościnę i życzę dużo zdrowia dla was i maliszka - Odezwałem się, żegnając z parą królewską i maluszkiem idąc za mężem, który już chwycił moja dłoń, wyciągając mnie z zamku, chcąc wrócić do domu chyba nawet bardziej niż ja sam.
- Dobrze się bawiłeś? - Dopytał Sorey, chcąc zacząć rozmowę.
- Fantastycznie, nie lubię bali, ale ten wyjątkowo mi się podobał. Dziękuję, że mnie na niego zabrałeś i spędziłeś ze mną ten cudowny czas - Podziękowałem, szczerze będąc mu naprawdę wdzięcznym za bal i za wspólnie spędzonych czas.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz