poniedziałek, 20 lutego 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Szczerze, to nie chciałem, by mój mąż powtarzał rytuał. Może i był spokojniejszy, owszem, ale ja nie podzielałem tego spokoju. Musiałem pilnować, by regularnie wychodził na dwór, i by za bardzo się nie zapominał podczas opieki nad dziećmi, bo czasem znów zatracał się w patrzeniu w jeden punkt. Nie byłem pewien, czy mógłbym spokojnie wrócić do pracy wiedząc, że moja Owieczka może mieć czasem takie zawieszenia, i jeszcze by się zaniedbał pod moją nieobecność. Przecież już teraz nie chciał za bardzo wychodzić nad wodę, pomimo, że później wracał przeszczęśliwy. 
- Nie musisz, słońce, mówiłem ci, że wolę cię sprzed tego rytuału – powiedziałem, chcąc go delikatnie przekonać do zmiany zdania. Jak ostatnio na to naciskałem, Mikleo bardziej stawał na swoim, więc ewidentnie powinienem zmienić taktykę. Jeżeli przekonam go do tego, że to dobry pomysł, to sam się ze mną zgodzi. Musiałem jednak podejść go bardzo, bardzo ostrożnie, by zaraz mi nie uciekł do Lailah, bo jak przez kolejne tygodnie znów będę musiał patrzeć na smutnego aniołka, to chyba oszaleję. Wspaniale było znów go zobaczyć emocje na jego twarzy, które potrafiłem rozpoznać bez większych problemów. Naprawdę miła odmiana. 
- Tu nie chodzi o twoje preferencje, tylko o twoje zdrowie. Jak jestem spokojniejszy, nie martwisz się i nic złego się nie dzieje – wyjaśnił, dalej uparcie trzymając się swojego. 
- Prawdę mówiąc, martwię się o ciebie każdego dnia, bo nie mam pojęcia, co czujesz, i czy czujesz się dobrze. Naprawdę dobrze było mi widzieć cię choć troszkę bardziej ożywionego – odparłem, delikatnie się do niego uśmiechając. 
- Nie miałeś mnie czasem dość, przed tym rytuałem? – spytał, niepewnie na mnie patrząc. 
- Podczas pełni bywałeś odrobinkę męczący i irytujący, faktycznie, ale było to do przeżycia. Zresztą, warto przemęczyć się z tobą ten jeden dzień, by później móc się cieszyć szczęśliwym tobą – wyjaśniłem, uśmiechając się jeszcze szczerzej. 
- Nie jestem pewien – bąknął, chyba będąc tak na wpół przekonany, a na wpół nie, ale i tak uznałem to za sukces. 
- Możemy spróbować i na razie nie powtarzać rytuału. Jeżeli będę czuł się źle z powodu twojego zachowania czy to podczas pełni, czy też podczas normalnych dni, wtedy możemy się zastanowić nad powtórzeniem rytuału – zaproponowałem, całując go w policzek. Myślę, że to całkiem uczciwa propozycja. 
- Chyba możemy tak zrobić. Ale pod warunkiem, że natychmiast mnie będziesz informował, kiedy będziesz czuł się gorzej – powiedział, czym lekko mnie zaskoczył. Nie sądziłem, że będzie stawiał jakiekolwiek wymagania, ale jeżeli to miało sprawić, że pozostanie sobą...
- Oczywiście, Owieczko, będę cię informował na bieżąco – obiecałem, zamierzając tejże obietnicy dotrzymać, bo coś czułem, że gdybym go tak troszkę oszukał, tak łatwo by mi nie wybaczył. Zresztą, nawet nie wiem, czy w ogóle by mi się to udało, bo raczej łatwo było zauważyć, kiedy z moim sercem było coś nie tak, no ale i tak będę się starał. – Więc skoro jak już mamy wszystko ustalone, może pójdziemy z dziećmi na spacer? Chyba dawno tego nie robiliśmy. 
- Chyba najpierw dzieci muszą wstać – zauważył, odrobinkę rozbawiony. I właśnie takiego aniołka zawsze chciałem widzieć, mi niczego więcej do szczęścia nie potrzeba było. 
- Wstaną pewnie niedługo, dlatego już teraz muszę wiedzieć, czy ci ten pomysł odpowiada, bo jak powiem im, że idziemy na spacer...
- Idziemy na spacer?! – kompletnie nie zauważyliśmy, że Misaki już wstała i usłyszała to, czego słyszeć nie powinna. 
- Cóż, to trochę od mamy zależy, bo jeszcze się nie zgodziła – wyjaśniłem dziewczynce, uśmiechając się niepewnie do męża. Trochę to zrzuciłem na niego, owszem, no ale też nie kłamałem, to naprawdę zależało od niego, bo ja byłem na tak, tylko od niego nie otrzymałem odpowiedzi. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz