Chyba jeszcze nigdy nie widziałem, aby mój mąż aż tak nie mógł się doczekać wyjścia do ludzi. Aż miło było na niego takiego patrzeć, może jednak sobie jakoś poradzi, kiedy mnie już zabraknie... oczywiście, że sobie poradzi, jest mądrym aniołkiem i da sobie bez problemu radę. Delikatnie zacząłem gładzić go po plecach, odrobinkę go uspokajając. Był dopiero ranek, więc do balu jeszcze wiele godzin. Nawet jego mama jeszcze do nas nie dotarła, więc na razie powinniśmy skupić się na razie na dzieciach, a dopiero potem na przygotowaniach.
- Nim się zorientujesz już będziemy wychodzić – obiecałem, nie przestając gładzić jego cudownie miękkich włosów.
- No wiem, wiem, ale ja już chciałbym teraz – powiedział rozmarzonym głosem, rozczulając mnie tym bardziej. Jestem szczęściarzem, że mam taką słodziutką Owieczkę u swojego boku, i czym ja sobie na to zasłużyłem, to nie mam pojęcia.
- Nim spotkasz prawdziwego księcia lepiej zajmij się naszym, by za bardzo się porzucony nie poczuł – powiedziałem, wskazując ruchem głowy na człapiącego w naszą stronę Merlina. Jak dobrze, że nie rozumie za bardzo, co się dzieje, bo wtedy mógłby robić sceny, by nas nie puścić na ten bal. Jak już potrafi być zazdrosny o mnie, albo nawet o Misaki, więc wcale bym się nie zdziwił, jakby był zazdrosny o kogoś jeszcze. Po kim on to ma, to nie mam pojęcia, ale jest to lekko niepokojące.
Tak więc do południa poświęcaliśmy czas naszym pociechom, by nie poczuły się za bardzo odrzucone, a kiedy przyszła pani mama Mikleo, mogliśmy się zająć sobą. Najpierw poszliśmy do łazienki, by się porządnie umyć i trochę wypachnić nasze ciała, a potem... cóż, ja ubrałem się tymczasowo w rzeczy, które były dosyć proste i bardzo szybkie do założenia, ponieważ najpierw chciałem pomóc Mikleo w ogarnięciu się. Może i strój, który zakładał, wyglądał przecudownie, ale te wszystkie klamerki, sznureczki i wiązania mogły troszkę irytować i sprawiać trudności w założeniu, no ale od czego miał mnie?
- Tylko nie przesadzaj za bardzo z fryzurą – usłyszałem, kiedy posadziłem męża przede mną, by móc spokojnie zająć się jego cudownie miękkimi kosmykami. Mieliśmy jeszcze bardzo dużo czasu, więc na pewno Mikiego na bóstwo zrobię. Nie wiem, czy ja się ze sobą wyrobię, ale też z drugiej strony, co ja ze sobą mógłbym ze sobą zrobić, poza oczywiście ubraniem się. Z włosami nic zrobić nie mogłem, bo one i tak żyją swoim własnym życiem, a zarost już zgoliłem, więc ja tam dużo czasu dla siebie nie potrzebuję.
- Jak przesadzać to dzisiaj, to po pierwsze, a po drugie zaufaj mi i daj mi działać – powiedziałem, rozczesując jego włosy zastanawiając się, co mógłbym mu zrobić, by wyglądał jak najlepiej...
Na pewno zostawiłbym jego włosy jak najbardziej rozpuszczone, ponieważ były one wspaniałe. Może bym tylko spiął te kilka kosmyków przy twarzy, by mu nie przeszkadzały przy jedzeniu... o, wiem, zaplotę je w takiego malutkiego uroczego warkoczyka z tyłu. I może jeszcze wepnę mu w kosmyki srebrne łańcuszki, których zestaw podarowałem mu na święta. Dobrze, że grzywka zasłaniała złotą opaskę, bo w przeciwnym razie by mu to za bardzo nie pasowało... muszę mu kupić więcej takiej złotej biżuterii, by mu właśnie do niej pasowało.
- I gotowe – powiedziałem po krótkim przyglądaniu się jego włosom. Poza zwyczajnym ułożeniem jego kosmyków, zapleceniu tego warkoczyka i ostrożnym wpięciu błyszczących łańcuszków nic nie zrobiłem, ale taki minimalizm też nie wygląda najgorzej. – Jak oceniasz?
- Wyglądam na bardziej zamożnego niż jestem – przyznał, przyglądając się uważnie swojemu odbiciu. Nie wyglądał na jakoś specjalnie przekonanego, co mnie zmartwiło. Nie podoba mu się?
- Jesteś aniołem, nie ma nikogo bardziej wspaniałego od ciebie – wyjaśniłem, podchodząc do niego i całując go w policzek. – Proszę, jeszcze użyj balsamu do ust – podając mu słoiczek z właśnie tymże balsamem.
- Ale on ma kolor – zauważył, chyba niezbyt z tego zadowolony.
- Ma, owszem, ale nie jest on mocny, tylko trochę podbije kolor twoich ust, a to się przyda, bo twojej twarzy trochę tego koloru brakuje, a dodatkowo będziesz miał nawilżone usta. Pocałunki będą później bardzo miłe – dodałem, uśmiechając się delikatnie, ale Mikleo dalej nie wydawał się przekonany. – Też go później użyję, spokojnie – powiedziałem, odchodząc od niego, by móc się przebrać.
- Nie będę wyglądał jak kobieta? – dopytywał dalej, dzięki czemu już wiedziałem, co było nie tak. Za bardzo się tym przejmował, mi się podobało to, jak wyglądał i chyba tylko to się powinno dla niego liczyć.
- Będziesz wyglądał iście królewsko i niesamowicie – uspokoiłem go, zakładając swoje ubrania. Jak dobrze, że ja nie miałem tylu tych dziwnych wiązań, dzięki czemu już po kilku minutach byłem gotowy. – Dobrze, możemy się już zbierać.
- No ty chyba sobie ze mnie żartujesz. Chcesz tak iść na bal? – oburzenie w głosie Mikleo trochę mnie zaskoczyło. Przecież byłem przebrany, więc w czym problem? – Siadaj, teraz ja cię uczeszę.
- Nie. Znaczy... to nie ma sensu, wiesz, jakie są moje włosy, i tak się nic z nimi nie zrobi... – zacząłem się wymigiwać, bo przecież nie było sensu, aby cokolwiek z nimi robić, bo tylko się czas straci.
- Nie marudź i siadaj – dalej trzymał się swojego zdania, a ja nie miałem innego wyjścia, jak tylko postąpić według jego słów.
- Masz chociaż pojęcie, co robisz? – dopytałem czując, jak bierze się za rozczesywanie moich włosów...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz