Na jego pytanie energicznie pokręciłem przecząco głową, to jasne, że nie dam się przekonać, tym bardziej że już wstałem i nie dam się tak szybko spławić, wyprawie ich do szkoły i pracy, dopilnuje, aby coś zjedli przed wyjściem i aby zabrali drugie śniadanie do szkoły i pracy, bez tego nie wypuszczę ani jednego, ani drugiego z domu.
- Tego się mogłem spodziewać, jesteś strasznie uparty - Odparł, ewidentnie tym faktem niepocieszony, no cóż, na to akurat nic mu nie poradzę, zna mnie od dziecka i dobrze wie, jak bardzo uparty potrafię być i gdy już coś sobie postanowię, nie ma odwrotu i tym razem jest tak samo. Ja przygotuję im posiłek, a oni przygotują się do wyjścia. I tak właśnie się stało, ja przygotowałem im śniadanie pilnując, aby je zjedli, pakując drugie śniadanie do torby męża i plecaka córki żegnając ich, życząc miłej nauki córce, całując w czoło i bezpiecznej pracy mężowi łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, żegnając się z bliskimi.
- Nie martw się, nic mi nie będzie - Zapewnił, wychodząc z domu, zabierając ze sobą córkę, pozostawiając mnie samego ze śpiącym synkiem i zwierzakami.
Cicho wzdychając, zamknąłem za sobą drzwi, rozglądając się po salonie, poprawiając swoje włosy, co teraz mógłbym zrobić? Szczerze powiedziawszy, nie miałem żadnego pomysłu na siebie, co prawda mogłem iść jeszcze na chwile spać tylko czy zasnę. Wiedząc, że mój mąż poszedł pracować, może zacznę sprzątać? Nie na to jest zbyt wcześnie, może zrobię coś innego tylko co takiego?
Zamyślony usiadłem na kanapie, biorąc na kolana kotkę, którą zacząłem od niechcenia głaskać i nim zdołałem cokolwiek wymyślić sobie do roboty, odpłynąłem do krainy snów, siedząc na kanapie..
Otworzyłem ponownie oczy, kilka godzin później słysząc głos mojego małego synka, który wspinał się na kanapę, zwracając moją uwagę.
- Jak ty się tu dostałeś? - Zapytałem, biorąc synka na ręce, sadzając sobie na kolanach, nasz syn był mądry i potrafił chodzić sam po schodach, wciąż jednak miał problem z otwieraniem drzwi z powodu niskiego wzrostu, który utrudniał mu dosięganie do klamki, a jednak jakoś się tu dostał, mój malutki czarodziej.
- Przyszedłem do mamy - Zawołał, przytulając się do mnie zadowolony, z powodu sam on sam wie jakiego.
- Jesteś głodny? - Dopytałem, skupiając całkowicie swoją uwagę na dziecku, które energicznie pokiwało twierdząco głową, uśmiechając się do mnie bardzo szeroko. Mój chłopiec, chociaż czasem złośliwy nigdy nie żałowałem, że go mam.. - Jakieś specjalne życzenia? - Dopytałem, wstając z kanapy, trzymając go na rękach.
- Pankejki - Zawołał, czym przyznam, lekko mnie zaskoczył, skąd mu się to wzięło, to ja nie wiem, ale jeśli bardzo chce, jestem w stanie dla niego je zrobić.
Jak mój syn tak dostał pankejki, których zrobiłem znacznie więcej, aby Misaki i Sorey też mogli je zjeść po powrocie ze szkoły i pracy.
Reszta dnia upłynęła mi dość pracowicie, Merlin troszeczkę dokazywał, a gdy tylko poszliśmy po Misaki, zrobił scenę przed jej szkołą, chcąc wejść do środka, bo przecież jego siostra jeszcze stamtąd nie wyszła, nie rozumiejąc, że nie może tam wchodzić ani przeszkadzać dzieciom w nauce.
Po powrocie do domu dzieci odrobinkę się pokłóciły, a ja mając już dość krzyków, kazałem im iść do swoich pokoi i przemyśleć swoje zachowanie, gdy ja w tym czasie musiałem odetchnąć, aby niepotrzebnie się nie złościć.
- Wróciłem - Słysząc głos męża, wyszedłem z kuchni, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Witaj w domu jak pierwszy dzień w pracy? - Zapytałem, ciesząc się z jego bezpiecznego powrotu.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz