Mój mąż nie wierzył we mnie, a to bardzo mi nie odpowiadało, bo może i nie byłem tak dobry w układaniu włosów, jak on, ale i z tym byłem w stanie sobie poradzić, aby ujarzmić jego włosy.
- O nic się nie martw ja sobie radę dam - Zapewniłem, go zaczynając spokojnie rozczesywać jego włosy, układając je tak, aby wyglądały iście królewsko, poddając się mi z lekkim oporem, ale się udało i tylko to się liczy, udało się, z czego byłem bardzo dumny, chociaż raz to ja opanowałem jego włosy, mimo że nie jestem w tym tak dobry, jak on.
- Gotowe - Przyznałem, zadowolony ze swojej pracy zapraszając męża do lustra. Chcąc, aby się przyjrzał mojej pracy. Mając nadzieję, że będzie z niej zadowolony tak jak i ja.
Sorey wstając więc z łóżka, podszedł do lustra, uważnie się sobie przyglądając, szukając w swoim wyglądzie jakiś, sam nie wiem negatywnych zmian? A może pozytywnych sam nie wiem, mój mąż pod tym względem jest lekko stuknięty i jak bardzo go kocham, tak bardzo czasem nie rozumiem.
- Myślisz, że wyglądam dobrze? - Zapytał, niepewnie patrząc na mnie.
- Wyglądasz bardzo dobrze, jak dla mnie bardzo seksownie - Przyznałem, podchodząc do niego bliżej, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, ciesząc się z tak wspaniałego i przystojnego męża, który nie do końca w to wierzy, ale czy mi to przeszkadza? Ani trochę, chyba już się do tego przyzwyczaiłem i tego już nie ziemie, a nawet zmienić nie będę próbował.
- Nie powiedziałbym - Przyznał, z czym dyskutować nie będę to i tak nie ma już najmniejszego sensu ja swoje on swoje i tyle by z tego było.
- Ja jestem od tego, żeby to ocenić nie ty skarbie - Zapewniłem go, pozostawiając bez zdania, wychodząc z naszej sypialni, idąc powoli w stronę salonu, gdzie przebywała moja mama z naszymi pociechami.
Dzieci zachwycone podbiegły do mnie, przyglądając mi się uważnie, skupiając się całkowicie na mnie, nim ich tatuś zjawił się w salonie, skupiając uwagę wszystkich tam obecnych.
- Wyglądacie, naprawdę pięknie bawcie się dobrze - Mama życzyła nam dobrej zabawy. Obiecując, że dobrze zajmie się dziećmi podczas naszej nieobecności, jak dobrze, że mamy kogoś takiego kto zawsze będzie w stanie nam pomóc, gdy będziemy musieli gdzieś wyjść.
Podziękowaliśmy mamie za jej pomoc i możliwość wyjścia na bal, żegnając się z dziećmi, nim odpuściliśmy dom, powoli kierując się w stronę zamku, rozmawiając o balu i dziecku, które zaraz będziemy mieli okazje poznać.
W zamku zjawiliśmy się po niecałych dwudziestu minutach, spokojnego spaceru mogąc cieszyć się towarzystwem serafinów, królowej, króla i małego księcia Aki'ego.
- Jaki on rozkoszny - Przyznałem, biorąc chłopca na ręce, który zaczął się śmiać, poruszając swoimi rączkami, chwytając moje włosy, najwidoczniej każde dzieci już tak po prostu mają.
- Niesamowite - Odezwała się, zaskoczona Alisha czym zwróciła moją uwagę.
- Co takiego? - Zapytałem zaciekawiony jej zaskoczeniem.
- Nie płacze w twoich ramionach, to coś nowego - Wyznała, czym lekko mnie rozbawiła, czemu miałby płakać, skoro czuje, że nic nie chce mu zrobić, ciesząc się słodkością, chyba się zauroczyłem tym małym skarbem.
- Nie płacze, bo nie ma powodu, aby płakać - Przyznałem, pokazując mojemu mężowi małego księcia, uśmiechając się do niego ciepło.
- Spójrz jaki słodziutki aż się chce go schrupać - Zwróciłem się do męża rozczulony tymi małymi rączkami, słodką buzią i uśmiechem na ustach..
<Pasterzyku? C;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz