piątek, 24 lutego 2023

Od Mikleo CD Soreya

Szczerze powiedziawszy to, już sam nie byłem pewien czy jestem zły na męża, czy też nie miałem, po prostu swoje humorki a widok tego przystojnego faceta u boku mojego męża wręcz mnie rozdrażnił, może byłoby inaczej gdyby między mną a mężem było coś więcej niż tylko wspólne rozmowy, kąpiele i sen. Brakuje mi w tym wszystkim naszej intymności, która ostatnimi czasy w ogóle nie istnieje. I niby nie powinienem mieć do niego o to pretensji, biorąc pod uwagę to, że on nie musi mieć zawsze na bliskość ochoty, co nie oznacza, że nie ma jej w ogóle, a może to tylko ja mam na to ochotę? Sam już nie wiem i chyba to mnie drażni najbardziej.
Biorąc kilka głębokich wdechów, zerknąłem na zegarek, dopiero teraz uświadamiając sobie, która jest właśnie godzina, Sorey już dawno powinien tu być, a więc dlaczego go nie ma?
Zaskoczony tym faktem wstałem z łóżka, wychodząc z naszej sypialni, schodząc po schodach na dół, dostrzegając mojego męża leżącego na kanapie.
- A ty co tu robisz? - Zapytałem, stając przy rozłożonej zapewne przez niego kanapie, bo przez kogo by innego.
Zaskoczony Sorey, podniósł głowę znad poduszki, patrząc na mnie z widocznym zdziwieniem w jego zielonych oczach.
- Leże chyba - Odpowiedział, mimo wszystko wyglądając na dosyć zaskoczonego moim zapytaniem.
- Dlaczego tu? - Zadąłem kolejne pytanie, nie rozumiejąc jego zachowania, przecież ja nie wygoniłem go na kanapę, prawda jestem na niego jeszcze troszeczkę obrażony, ale to nie powód, aby mój mąż spał na niewygodnej kanapie całkiem sam.
- Ponieważ miałem wrażenie, że nie chcesz ze mną spać - Gdy to powiedział, westchnąłem cicho, kręcąc swoją głową, no tak tego akurat można było się po nim spodziewać, cały Sorey, jak zawsze myśli za dużo, a potem ma za swoje.
- Lepiej nie myśl za dużo, tylko wstawaj i chodź ze mną, nie będziesz mi tu na kanapie spał, nie zgadzam się, na to, abyś tu został, później będziesz mi narzekał, że plecy cię bolą - Mruknąłem, czekając aż wstanie z kanapy.
- Ale.. - Mój mąż już chciał coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliłem, nie mając ochoty na jego dyskusje.
- Nie dyskutuj, bardzo cię proszę, tylko się rusz, za dwie minuty widzę cię w łóżku - Odezwałem się, nim zniknąłem na schodach, wracając do naszej sypialni, czekając na męża. Na jego szczęście przyszedł do mnie, kładąc się do łóżka, a ja bez najmniejszego oporu wtuliłem się w jego ciało, dopiero wtedy zasypiają.
 
Następnego dnia wstałem dosyć późno jak na mnie, dostrzegając brak dzieci w domu i z resztą nie tylko ich, Sorey również zniknął, wygląda na to, że poszli na zakupy lub na spacer, nie martwią się o nich, bo i dla czego bym miał zabrałem się za gotowanie obiadu, był późny ranek, a wczesne południe dla tego wiedziałem, że Sorey nakarmił już dzieci a, że była sobota mój mąż miał wolne i pewnie zajął się dziećmi, abym ja mógł się wyspać, a to akurat dobrze mi zrobiło, złość mi przeszła i już nawet zapomniałem o tym nieszczęsnym mężczyźnie, którym już dziś nie zaprzątałem sobie głowy, skoro Sorey musi pracować z nim, to niech już sobie pracuje wszystko mi już jedno ja i tak ostatnim czy jestem tu tylko od zajmowania się wszystkimi i wszystkim tak już po prostu musi być, gdy w domu pojawiają się dzieci bliskość i intymność rodziców niknie, a każde z nich ma swoje zajęcia, czas najwyższy się z tym pogodzić i więcej tak nie dramatyzować.
Wzdychając cicho, zająłem się po prostu gotowaniem, ono wychodzi mi najlepiej i zabiera dużo czasu, zmuszając do myślenia tylko o tym, co robię w tej chwili.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz