Zastanowiłem się chwilę nad jego pytaniem, analizując je bardzo dokładnie. Czy ja poradzę sobie z dwójką dzieci psem? A to już zależy, od tego, jak dzieci będą się zachowywać, od tego, jak Cosmo będzie się zachowywać i od tego, jak ludzie wokół nas się zachowają. Widząc, że nie ma przy mnie mojego męża.
- W sumie to nie wiem, tak jakby nie do końca ode mnie jest to zależne, bo jeśli dzieci i nas pies będą grzeczni, to nie będę miał z nimi problemów, jeśli natomiast grzeczne nie będą to problem na pewno się może pojawić - Przyznałem, zgodnie z prawdą nie chcąc go uświadamiać w tym, jak to ludzie mogą się zachować, gdy zjawie się sam w mieście.
- Jeśli chcesz, mogę pójść z wami, spacer i mi może się przydać - Stwierdził, z czym szczerze nie mogłem się nie zgodzić, spacer jest zawsze dobry wszystko, a więc i mój mąż powinien był skorzystać na tym wyjściu z domu.
- W sumie, jeśli nie masz już nic do zrobienia, możemy pójść wspólnie po Misaki i na zakupy - Wyznałem zgodnie z prawdą, nie mając problemu ze wspólnym wyjściem, który jak dla mnie jest przyjemnym spędzeniem czasu w gronie najbliższych sobie osób.
- Nie mam, dla tego chętnie się z wami wybiorę - Zapewnił, czym przyznam, naprawdę mnie uszczęśliwił, co jak co ale wspólne spacery z najbliższymi sprawia mi radość, niby tylko wyjście a dla mnie ma takie znaczenie.
- W porządku - I takim właśnie sposobem wybraliśmy się na wspólny spacer, odebranie córki ze szkoły i zakupy, na których dzieci jak zawsze były w stanie naciągnąć na coś swojego tatusia.
Nawet nie komentowałem takiego sposobu rozpieszczani dzieci w końcu to mało wychowawcze, jednak jak miałem wytłumaczyć to mężowi, który był innego zdania? No właśnie ni jak z powodu czego lepiej było się po prostu nie odzywać.
Powrót do domu był jak zbawienie, mimo wszystko te nieszczęsne zakupy bardzo mnie zmęczyły, może gdyby nie obecność dzieci wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, a tak tatuś rozpieszcza dzieci, a te za chwile proszą o jeszcze więcej.
- W sumie to nie wiem, tak jakby nie do końca ode mnie jest to zależne, bo jeśli dzieci i nas pies będą grzeczni, to nie będę miał z nimi problemów, jeśli natomiast grzeczne nie będą to problem na pewno się może pojawić - Przyznałem, zgodnie z prawdą nie chcąc go uświadamiać w tym, jak to ludzie mogą się zachować, gdy zjawie się sam w mieście.
- Jeśli chcesz, mogę pójść z wami, spacer i mi może się przydać - Stwierdził, z czym szczerze nie mogłem się nie zgodzić, spacer jest zawsze dobry wszystko, a więc i mój mąż powinien był skorzystać na tym wyjściu z domu.
- W sumie, jeśli nie masz już nic do zrobienia, możemy pójść wspólnie po Misaki i na zakupy - Wyznałem zgodnie z prawdą, nie mając problemu ze wspólnym wyjściem, który jak dla mnie jest przyjemnym spędzeniem czasu w gronie najbliższych sobie osób.
- Nie mam, dla tego chętnie się z wami wybiorę - Zapewnił, czym przyznam, naprawdę mnie uszczęśliwił, co jak co ale wspólne spacery z najbliższymi sprawia mi radość, niby tylko wyjście a dla mnie ma takie znaczenie.
- W porządku - I takim właśnie sposobem wybraliśmy się na wspólny spacer, odebranie córki ze szkoły i zakupy, na których dzieci jak zawsze były w stanie naciągnąć na coś swojego tatusia.
Nawet nie komentowałem takiego sposobu rozpieszczani dzieci w końcu to mało wychowawcze, jednak jak miałem wytłumaczyć to mężowi, który był innego zdania? No właśnie ni jak z powodu czego lepiej było się po prostu nie odzywać.
Powrót do domu był jak zbawienie, mimo wszystko te nieszczęsne zakupy bardzo mnie zmęczyły, może gdyby nie obecność dzieci wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, a tak tatuś rozpieszcza dzieci, a te za chwile proszą o jeszcze więcej.
Z ulgą odetchnąłem, gdy tylko znalazłem się w domu, pozostawiając wypakowanie zakupów mężowi, samemu zabierając się, jak najszybciej tylko się da za obiad, obawiając się, że dzieci, jak i mój mąż mogą być już głodni, w końcu z powodu zakupów nie miałem czasu na zrobienie posiłku, da bliskich.
- Pomóc ci w czymś? - Zapytał mój mąż, na co kiwnąłem przecząco głową, ryż z warzywami to dość szybka praca do wykonania z powodu czego nie potrzebowałem w tym pomocy. A mimo to Sorey musiał mi pomóc, chociażby w rozłożeniu talerzy czy też sztućców na stole co mimo wszystko przyśpieszyło moją pracę.
Tak więc zrobiłem obiad, nałożyłem na talerze bliskich, siadając na krześle, wpatrując się w okno, życząc wszystkim smacznego, samemu nie jedząc, nie mając najmniejszej ochoty na jedzenie.
- Mamo słuchasz mnie? - Słysząc pytanie córki, odwróciłem głowę w jej stronę, unoszą jedną brew ku górze.
- Przepraszam skarbie, zamyśliłem się, powtórzysz? - Poprosiłem, uśmiechając się delikatnie do córki.
- Mówiłam o dniu w szkole.. - I znów zaczęła mówić, o ile na początku słuchałem, tak po chwili znów się wyłączyłem, patrząc na córkę bez zrozumienia.
- Czekaj, czekaj kto z kim? - Zapytałem, czym lekko chyba zdenerwowałem naszą córkę.
- Mamo nie słuchasz mnie - Wetchnęła ciężko mówiąc, jeździe raz o jakieś koleżance a ja znów nie wiedziałem, co z czym się je.
- Miki wszystko w porządku? - Zapytał mój mąż, zwracając na chwile moją uwagę.
- Słucham? A tak, tak trochę się zamyśliłem - Przyznałem, nie wiedząc w sumie, dlaczego się co chwile wyłączam, najwidoczniej mogą być to skutki uboczne rytuału, w końcu prędzej czy później i tak musiały się ujawnić..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz