Ten pomysł nie do końca mi pasował, czemu miałbym robić wszystko, co powie, tylko dlatego, że chce iść na spacer? No ale co mam uczynić innego niż się zgodzić, tym bardziej że naprawdę chce się przejść na spacer i odebrać naszą małą królewnę.
- Dobrze, jeśli to ma cię uspokoić, mogę się zgodzić - Przyznałem, nie mając ochoty naprawdę sprzeczać się o taką drobnostkę. Jeśli to go uspokoi, mogę się poświęcić, korona z głowy mi niespanie a mu akurat nastrój się polepszy.
Sorey zerknął na mnie lekko zaskoczony, chyba nie spodziewając się pozytywnej odpowiedzi z mojej strony, kiwając mimowolnie głową, wracając do gotowania obiadu, przy którym towarzyszyłem mu, siedząc na krześle, szczerze przyznam, brzuch od nadmiernego ruchu trochę pobolewał jednak czy to powód, abym leżał w łóżku? Myśli, że nie. Stare przysłowie mówi, że jak boli, to znaczy, że się żyje, a ja akurat żyje, a więc wszystko się zgadza.
Czas do mojego wyjścia płynął bardzo wolno, co w tamtej chwili w ogóle mi nie przeszkadzało. Miłą odmianą było tak posiedzieć w kuchni, a nie w sypialni bez obecności bliskich. Tu przynajmniej mam męża i trochę nieznośnego syna, ale to nic, w końcu mu przejdzie.
- Merlin proszę, uspokój się - Zwróciłem się do synka, mając dość jego krzyków i płaczu, które nie ustawały.
- Ja chce do mamy - Zawołał, stając przy mnie, opierając o moje nogi, nie przestając rozpaczać.
- Przecież jestem tu maluchu, nie musisz płakać - Zwróciłem się do chłopca, głaszcząc go delikatnie po główce, uśmiechając się do dziecka ciepło.
Chłopiec od razu rozpogodził się, przestając płakać, unosząc główkę do góry, wycierając rączkami zapłakaną twarz.
- Mama przytul - Poprosił a ja, chociaż bardzo chciałem, nie mogłem tego uczynić, Sorey, chyba by mnie zjadł żywcem, gdyby zobaczył, że biorę synka na ręce. Uważając, że to nie odpowiednie i zagrażające mojemu zdrowiu.
Aby więc nie musieć go dźwigać kucnąłem przy nim, przytulając do siebie.
- Lepiej? - Zapytałem, gdy chłopiec kiwnął głową, uśmiechając się do mnie, po wystarczającej ilości uczuć Merlin pobiegł do salonu, bawić się z Cosmo a ja pozostałem z mężem, czekając na jego zgodę do wyjścia z domu.
- Idź po Misaki, tylko uważaj na siebie - Odezwał się w końcu, czym naprawdę mnie uszczęśliwił. Z entuzjazmem podszedłem do męża, składając szybki pocałunek na jego policzku, nim wyszedłem z domu, idąc po córkę.
Spacer po Misaki, jak i powrót do domu upłynął nam w bardzo przyjemnej atmosferze, Misaki opowiadała mi o swoim przyjacielu i wspólnej zabawie. Wygląda na to, że Misaki i Nori dobrze się dogadują, a to dobrze, ponieważ kiedy będzie starsza, będzie miała zawsze przyjaciela a może nawet kogoś więcej w swoim życiu..
Ciesząc się jej szczęściem, słuchałem jej uważnie, aż do samego domu dając jej się wygadać, tata w końcu nie jest tak wyrozumiały, dla tego mu tego nie powie, ale to nic tatuś i tak jest najukochańszym tatusiem na świecie tylko mniej wyrozumiałym od mamy.
- Tato wróciliśmy - Zawołała radosna Misaki, wbiegając do domu, zapominając o zdjęciu butów i kurtki.
- Misaki buty - Zawołałem za nią niepocieszony tym brudem, który roznosiła po całej podłodze.
- Przepraszam - Odpowiedziała, wracając do mnie, zdejmując swoje buty i kurtkę biegnąc do taty, zajmując mu czas, gdy ja zabrałem się za sprzątanie po Misaki, dopiero wtedy uświadamiając sobie, że odrobinkę przesadziłem, a mój brzuch dał mi o tym znać.
- Miki - Słysząc głos męża, zerknąłem na niego, unosząc jedną brew. - Idź się połóż - Na jego słowa zmarszczyłem brwi, nie chciałem leżeć i już chciałem to na głos powiedzieć, jednak przypomniałem sobie słowa męża, cicho przy tym wzdychając.
- No dobrze - Zgodziłem się, bez zbędnych dyskusji położyłem się na kanapie, nie chcąc iść do sypialni, w końcu leże prawda? Prawda, pretensji o to mieć nie powinien...
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz