Przyjrzałem mu się uważnie z nieufnością w swoich lawendowych oczach, od razu dostrzegając, że coś kręci, a tego nie lubiłem, uczy mnie takich złych rzeczy a później, gdy to odtwarzam na nim, ten gniewa się na mnie, za to, co robię, czasem nie pojmuje tego mojego męża.
- Sorey.. - Wypowiedziałem ostrzej jego imię, mrużąc przy tym niebezpiecznie swoje oczy.
Mój mąż, słysząc mój podniesiony głos, podszedł do mnie, niepewnie przytulając w geście uspokojenia, tak jakby to miało mi pomóc, lepiej niech nie mydli mi oczy, bo jeszcze tego może pożałować.
- Nie denerwuj się Miki, nic mi nie jest - Wyszeptał, starając się mnie udobruchać, ja jednak nie dałem się zwieść, odsuwając się od niego, stając na palcach, aby ucałować jego czoło, kontrolując tym samym temperaturę jego czoło.
- Masz gorączkę - Zauważyłem, czując ciepło bijące od jego czoła, z powodu czego jeszcze bardziej zacząłem się o niego martwić.
- Tylko ci się wydaje owieczko - Gdy to powiedział, tym swoim zachrypianym głosem wiedziałem, że kłamie. Może i jestem naiwny, ale nie głupi widzę, że jest z nim coś nie tak i teraz to już na pewno mu nie odpuszczę, pójdzie do łóżka czy mu się to podoba, czy nie.
- Nic mi się nie wydaje, idź natychmiast się położyć i bez gadania, przygotuje ci zaraz ciepłą herbatę z cytryną i miodem i przyniosę kolację - Odezwałem się w jego stronę, stawiając sprawę jasne i, mimo że na początku nie chciał tego uczynić, w końcu się poddał, nie chcąc chyba bardziej mnie denerwować, grzecznie idąc do naszej sypialni. No i tak ma być, niech odpocznie, a ja zajmę się wszystkim.
Jak postanowiłem, tak też zrobiłem, przygotowałem kolację, rozłożyłem wszystko na stole, wołając dzieci i mamę do kuchni, aby zasiedli przy stole, częstując się wszystkim, co stało na stole.
- Mamo, a gdzie tatuś? - Słysząc pytanie Misaki, zerknąłem na nią, uśmiechając się łagodnie.
- Tatuś nie czuje się dziś najlepiej, najprawdopodobniej przeziębił się na balu, dla tego teraz musi leżeć w łóżku - Wytłumaczyłem, biorąc w ręce kolacje dla męża, wraz z gorącą herbatą na razie nie męcząc go ziołami, jeśli mamy się kłócić o leki to szczerze wole, aby ich nie brał, robiąc szkodę sobie, a nie mi.
Misaki kiwnęła łagodnie głową, zajmując się swoim jedzeniem, pozwalając mi wyjść z kuchni, idąc do męża, który z widocznym niezadowoleniem patrzył na mnie trochę chyba obrażony za to, że kazałem mu pójść do łóżka, no cóż, na to nic mu już nie poradzę. Musi odpoczywać i dojść jak najszybciej do siebie i lepiej, aby tak było, bo jeśli zarazi dzieci, to chyba go uduszę.
- Wiesz, że ta mina na mnie nie zadziała prawda? - Zapytałem, stawiając na szafce nocnej kolacje dla męża.
- Nie chce leżeć, muszę ci pomagać - Odezwał się, kręcąc nosem, zachowując się jak mały chłopiec, od razu widać po kim Merlin ma swoje małe foszki.
- Sorey bardzo cię proszę, nie utrudniaj, odpocznij, zjedz, prześpij się i obiecuje, że gdy tylko będziesz się czół lepiej, pomożesz mi, a na razie musisz wyzdrowieć - Wytłumaczyłem, kładąc dłoń na jego czole, troszeczkę martwiąc się tą gorączką. - Przyniosę ci okład - I nim mój mąż zdążył jakkolwiek zareagować, mnie już nie było w sypialni, w końcu musiałem, przynieś mu zimny okład, aby zbić gorączkę. - Już jestem, potrzebujesz jeszcze czegoś? - Dopytałem, tak w razie czego kładąc mu okład na czole, chcąc dać mu wszystko, co tylko będzie mu w tej chwili potrzebne, aby jak najszybciej doszedł do siebie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz