Nie byłem zadowolony z powodu tego, że Mikleo tak po prostu kazał mi leżeć, podczas kiedy źle ze mną nie było. To wszystko przez ten głupi kaszel, gdyby nie on, nic by nie zauważył aż do momentu, w którym to byśmy położyli się do łóżka, bo wtedy moja temperatura ciała mogłaby być zdradliwa, ale do tego czasu zdążyłbym mu trochę pomóc. Dokończyłbym z nim kolację, później po niej posprzątał, położył dzieci spać, trochę jeszcze dół posprzątał... poza tym, co ja tutaj w ogóle robiłem? Jak już miałem leżeć, to w salonie, bo tutaj powinna spać jego mama. Nie pomyślałem o tym, kiedy kazał mi iść do łóżka, odruchowo skierowałem się do sypialni...
- Potrzebuję wstać i ci pomóc – bąknąłem obrażony za to, że muszę tu leżeć. Nie było w końcu ze mną aż tak źle, czułem się tylko troszkę gorzej niż zwykle, tragedii nie było.
- Będziesz mi pomagał, jak poczujesz się lepiej. Jeżeli zarazisz dzieci, własnoręcznie cię uduszę – powiedział przesadnie słodkim tonem, trochę mnie przeraził. Oczywiście wiedziałem, że tej groźby nigdy nie spełni, ale na pewno nie byłby zadowolony, gdyby jeszcze musiał zajmować się chorymi dziećmi. Już bez mojej pomocy będzie miał ciężko... nieważne, jak źle będę się rano czuł, wstanę i mu pomogę.
- Nic im nie będzie, ale powinienem zmienić łóżko. Twoja mama powinna tu spać – powiedziałem, próbując wstać z łóżka, ale dłonie mojego męża na moich ramionach skutecznie mi to uniemożliwiły.
- Tak, przeniesiesz się chory do salonu, gdzie wszyscy spędzają czas. Jak mi zarazisz mamę, to obiecuję, że ci tego nie wybaczę. A teraz nie wstawaj z łóżka, jeżeli nie musisz, bo cię do niego przywiążę – zagroził, i w te groźby byłem już skłony uwierzyć.
- Więc wychodzi na to, że cię wczoraj nie usatysfakcjonowałem w pełni – powiedziałem półżartobliwie, półserio, z niechęcią opadając na poduszki. Myślałem, że wczoraj dobrze się nim zająłem, ale najwidoczniej źle myślałem. Miki staje się coraz to lepszy, a ja właśnie coraz to gorszy... To raczej nie świadczy o mnie najlepiej, muszę pamiętać, by następnym razem większą uwagę przykładać do pieszczenia jego ciała, by doszedł jeszcze przede mną trochę więcej niż raz. Nie może być tak, że tylko ja jestem usatysfakcjonowany z naszych stosunków, a on nie do końca.
- Po prostu leż i zdrowiej. Tylko o tyle cię proszę – powiedział, wychodząc z pokoju, zostawiając mnie samego.
Myślałem, że noc będzie spokojna, że się wyśpię i rano będzie lepiej, no ale lepiej nie było. Przez całą noc męczył mnie kaszel, który był na tyle uporczywy, że nie pozwalał mi spać. I nie tylko mnie, a także i Mikiemu, który ze mną spał. Starałem się jak najbardziej powstrzymywać od tego kaszlu, ale im bardziej to robiłem, tym gorszy atak kaszlu później miałem. I jeszcze wzrosła mi gorączka, przez co Miki musiał wstawać z łóżka i chodzić po okłady dla mnie. Czułem się źle sam ze sobą, że tak bardzo mu przeszkadzałem... jak salon będzie wolny, będę musiał przenosić się na dół na noc, dzięki czemu mój mąż będzie mógł wypocząć.
- Przynieść ci zioła? – zapytał nad ranem, zmartwiony kładąc mi chyba trzeci tej nocy chłodny okład.
- Nie, nie potrzebuję ich, mój organizm sam sobie z tym poradzi – wychrypiałem, mimowolnie krzywiąc się na samo wspomnienie smaku. Zresztą, po co mi zioła, nie potrzebowałem żadnych ziół, chory przecież nie byłem, tylko tak leciutko przeziębiony...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz