Do domu wróciłem po nieco ponad godzinę z jak zwykle rozweseloną Misaki i czysto teoretycznie dobrymi wieściami dla mojego męża, a tak średnimi dla mnie, gdyż Lailah się zgodziła przypilnować dzieci na jeden dzień. Co jak co, ale wolałbym, by Mikleo został w domu, gdzie jest bezpiecznie i nic mu się nie stanie. Dopiero co wydobrzał i zaczął normalnie chodzić, co, jeżeli znowu coś mu się stanie, i to jeszcze tak przed balem...? Jak mi coś się stanie, to tam pal licho, ponieważ to nie ja byłem ojcem chrzestnym.
- Misaki, buty – przypomniałem dziewczynce, która po wejściu do domu od już pobiegła w stronę kuchni, chcąc przywitać się z mamusią. A wczoraj tak pięknie umyłem podłogę... no nic, dzisiaj najwidoczniej znowu czeka mnie mycie.
- Przepraszam, tato – powiedziała, wracając do drzwi, by spokojnie zdjąć buty.
- Po prostu pamiętaj, by od razu zdejmować buty, jak wejdziesz do domu. Zwłaszcza, kiedy jest śnieg, albo deszcz – poprosiłem, pomagając jej zdjąć czapeczkę, szalik, kurtkę, które zaraz powiesiłem na jednym z niższych wieszaków. Co prawda Misaki świetnie poradziłaby sobie beze mnie, no ale jak ją troszkę porozpieszczam, to się nic złego nie stanie. – No, teraz się idź przywitaj z mamą – powiedziałem, zaczynając się w końcu samemu rozbierać.
Misaki oczywiście pobiegła do kuchni, skąd słychać było głosy Mikleo oraz Merlina, a także wydobywały przyjemne zapachy. Czy mój mąż zabrał się za gotowanie...? Mówiłem mu, że zabiorę się za obiad, jak wrócę z Misaki, czyli zabrałbym się teraz. Ja tak bardzo głodny nie byłem, Misaki też, więc nic złego by się nie stało, jakby dzisiaj obiad troszkę później pojawił się dzisiaj na stole. Chociaż, nie wiem, jak Merlin, on faktycznie mógłby być głodny... to jakby był głodny, to bym mu zrobił coś szybkiego i lekkiego do jedzenia, aby za bardzo mi tu nie marudził.
- Mówiłem ci, że przygotuję obiad jak wrócę – powiedziałem, wchodząc do pomieszczenia.
- Nudziło mi się, a jako że Merlin spał, to postanowiłem się zabrać za coś pożytecznego – powiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie. – Misaki, umyj bardzo proszę ręce, zaraz obiad będę podawał. Rozmawiałeś z Lailah? – dopytał, kiedy młoda zniknęła w łazience.
- Tak, przyjdzie jutro rano. Odprowadzę Misaki do szkoły i będziemy mogli wyruszać... Tak właściwie, to na pewno chcesz jutro ruszać ze mną? – dopytałem, chcąc mieć to sto procent pewności i jednocześnie mając cichą nadzieję, że może jednak powie nie...
- Oczywiście. Jeżeli puszczę cię samego, to na pewno coś ci się stanie – odparł, gasząc tym samym moje wszelkie nadzieje. – Nie zamkniesz mnie w domu tak łatwo.
- Nie chcę cię zamykać, po prostu się o ciebie martwię. Dopiero co wyleczyłeś się z jednej rany, co jeżeli znowu coś ci się stanie? Czuję, że ani ty nie wytrzymałbyś kolejnych tygodni w łóżku, ani ja z tobą – powiedziałem, zaczynając rozkładać talerze oraz sztućce, aby moja Owieczka nie musiała się tym przejmować.
- Jak pójdziemy razem, nic nie stanie się ani mnie, ani ciebie, więc nie masz się o co martwić – powiedział, odwracając się w moją stronę i składając na moich ustach delikatny pocałunek.
- Chyba jednak wolę się pomartwić, tak dla zasady – przyznałem, cicho wzdychając. – Zajmę się teraz dziećmi i domem, a ty możesz iść nad jezioro – dodałem doskonale wiedząc, że chciałby wyjść z domu. Teraz, skoro już to jestem, Mikeo mógłby się odstresować się nad jeziorem. Wcześniej to nie było za bardzo możliwe, ale skoro już teraz jestem, to może sobie pozwolić na ten mały luksus. A jak już wróci, to przygotuję mu gorącą kąpiel, abym nie musiał przytulać się do jego lodowatego ciała. No i też żeby zrelaksował się jeszcze bardziej, nie robię w końcu tego tylko dla siebie...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz