Byłem zmęczony nie tylko obowiązkami, które mnożyły się każdego dnia a przy których naprawdę przydałaby się mi pomoc, o którą prosić mogłem, ale nie chciałem, ciągle uparcie sądząc, że mój mąż powinien wypoczywać, gdy ja mając swoje obowiązki, powinienem był w stanie sobie z tym poradzić, bez względu na to, jak fatalnie się czuje.
Patrząc na mojego synka, który przytulał się do tatusia, nie zwracając zupełnie na mnie uwagi. To przyznam całkiem miła odmiana, gdy szczerze miałem już dość i dzieci i wszystkich innych obowiązków najchętniej odciąłbym się od wszystkich codziennych obowiązków, znikając na dzień lub dwa, aby naładować na nowo baterie, które chyba się już wyładowały.
Wzdychając cicho, siedziałem nadal przy stole, odwracając głowę w stronę okna, wpatrując się w niego bez ukazywania najmniejszej emocji.
- Miki skarbie czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Usłyszałem jakby z oddali, czując dłoń męża na swoim rumienieniu zwracający moją uwagę.
- Co? Przepraszam, na chwile się wyłączyłem, coś się stało? - Zapytałem, tym samym skupiając swoją uwagę na mężczyźnie mojego życia, który ewidentnie coś ode mnie chciał a na którego nie zwróciłem najmniejszej uwagi, gdy on tej uwagi oczekiwał.
Sorey przyjrzał mi się, zmartwiony nim zaczął mówić, najwidoczniej znów chcąc mnie przekonać do zmiany zdania, dam sobie właśnie rękę uciąć, że tak właśnie będzie.
- Na pewno czujesz się dobrze? - Dopytał, siadając przede mną na krześle, kładąc dłoń na moim policzku, uważnie mi się przyglądając, tak jakby chciał dostrzec coś w moim spojrzeniu.
- Oczywiście, dlaczego miałbym czuć się źle? - Odpowiedziałem pytanie na pytanie, wciąż nie pojmując jego pytania ani tym bardziej martwienia się o mnie, jestem zdrowy, tylko trochę zmęczony dla tego to on powinien odpoczywać, a nie ja proste.
- Nie wyglądasz najlepiej, a ja się o ciebie martwię dla tego proszę, abyś położył się i odpocząć, jeśli nie dla siebie to chociażby dla mnie i dla dzieci - Poprosił, a ja wiedziałem, że właśnie to nastąpi, pierwszy raz się nie zgodziłem, to trzeba próbować do skutku prawda?
Wzdychając cicho, pokręciłem przecząco głową, nie mając zamiaru się zgodzić, będąc upartym osłem, który mimo złego stanu psychicznego nie chciał pokazać tego po sobie, bo czemuż bym miał, to nie w moim stylu prawa?
- Miki - Sorey westchnął ciężko, zaczynając chyba we mnie wątpić, nie mówiąc już o moim zdrowiu psychicznym, który chyba nie jest do końca poprawny przynajmniej w oczach męża, który patrzy na mnie jak na lekko chorego. A chory nie jest, a tak przynajmniej mi się wydaje.
- Tak? - Zapytałem, udając, że nie wiem, co będzie chciał teraz powiedzieć, bo przecież znam go od wczoraj i wcale nie wiem, co siedzi mu w głowie.
- Proszę cię po raz ostatni, idź połóż się chociaż na chwilę - Poprosił, całując wierzch mojej dłoni, patrząc w moje puste zmęczony oczy, które nie miały siły na okazywanie, chociażby najmniejszych emocji.
- Dobrze, tylko proszę, obiecał mi, że obudzisz mnie w razie, gdyby coś się działo dobrze? - Poprosiłem, walcząc ze swoim sumieniem, nie do końca chcąc, pozostawi go samemu, tym bardziej że wiedziałem, jaki jest jego stan zdrowia. Powinienem tu przy nim być, a mimo to padał na twarz i w sumie najchętniej poszedłbym do sypialni, odcinając się na chwile od świata, a nawet swoich bliskich, których kocham a których ostatnimi czasy mam odrobinkę dość..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz