Od razu pokiwałem głową na jego słowa, gdyż taki był mój zamysł od początku. W końcu gdzie indziej mógłbym zabrać serafina wody, jak nie nad wodę...? On i Misaki trochę się pobawią w jeziorze, a ja i Merlin posiedzimy na mostku, bo dla nas kąpiel w wodzie mogłaby nie być najlepszym pomysłem, no ale jakoś to przeżyjemy. Dla mnie najważniejsze było w tym momencie to, że Mikleo nie powtarza rytualu. Co prawda pewnie będę trochę marudził podczas pełni, ale nigdy nie będę tego żałował. Aż naprawdę miło było się z nim dzisiaj podroczyć, bo jak ostatnim razem to robiliśmy, Mikleo zaczął zastanawiać się, co zrobił źle jak nic nie zrobił.
- W końcu będę mógł wrócić do pracy bez obawy, że coś się stanie – powiedziałem cicho do niego, kiedy zaczęliśmy kierować się w stronę jeziora, przez cały czas mając na oku nasze pociechy.
- A musisz wracać do pracy? – spytał, jakby z niechęcią. No tak, ostatnim razem, kiedy pracowałem, wiele było na jego głowie, ale teraz tak nie będzie.
Postaram się pracować i jednocześnie pomagać mu w obowiązkach domowych. Jestem jego mężem, więc to leży w moim obowiązku, by go odciążać, jak to tylko możliwe. Nie wiem, jak inni nie pomagają swoim drugim połówkom, tylko dzielą obowiązki; kobieta zajmuje się domem, mężczyzna utrzymaniem domu, co niby wydawało się całkiem sensownym podziałem, no ale też nie zawsze było to takie sprawiedliwe. Nie raz zajmowanie się domem było bardziej wymagające od chociażby takiej zwykłej pracy. Miki nie miał łatwo, ale też nie miał najtrudniej, gdyż nie mieliśmy żadnych zwierząt takich jak chociażby kury. Jedynie trzeba było zająć się ogródkiem, jak było cieplej, czym raczej on się zajmował, bo ja do takich rzeczy ręki nie miałem, no ale za to wtedy całkowicie zajmowałem się wszystkim innym.
- Chciałbym zapewnić naszym dzieciom bezpieczną przyszłość. I nie martw się, nie będę pracował cały dzień, tylko pół dnia – wyjaśniłem, przytulając go do siebie.
- Tego nie wiesz. Co, jeżeli znowu będziesz pracował całe noce i odsypiał w dzień? Praktycznie w ogóle cię wtedy nie było – powiedział, a ja w pełni rozumiałem jego obawy. Też niezbyt miło wspominałem tamte czasy.
- A to akurat wiem. Jakiś czas temu byłe w koszarach, więc wstępne godziny już mam ustalone, mam się zgłosić, jak już uporządkuję wszystkie sprawy rodzinne i będę gotowy rozpocząć pracę – powiedziałem spokojnie, gładząc kciukiem jego dłoń.
- I jakie to będą godziny? – dopytał, nadal brzmiąc na tak lekko obrażonego.
- Od ósmej do szesnastej, więc będę mógł zaprowadzać Misaki do szkoły, więc troszkę się wyśpisz, ale już odebrać będziesz ją musiał sam... no ale jak wrócę, będę miał jeszcze dużo czasu, który będę mógł wykorzystać dla ciebie i dzieci – wyjaśniłem, całując go w policzek, co znowu wywołało u naszego środkowego dziecka okrzyk oburzenia. Nie wiem, co z tymi dziećmi jest nie tak, nic złego nie robimy, to tylko zwykłe buziaki, nic seksualnego. – I co ty na to?
- Wolałbym, żebyś został w domu – przyznał, na co westchnąłem cicho. Cóż, przynajmniej jest szczery.
- Postaram się, by moja praca nie wpłynęła jakoś bardzo na naszą rutynę. I na pewno dopilnuję, by w urodziny Merlina mieć wolne – dodałem tak na udobruchanie go. Przecież nic złego nie robię, idąc do pracy, a wręcz przeciwnie, zasilę dzięki temu troszkę nasz budżet i na jak mnie zabraknie na świecie, on nie będzie musiał się niczym przejmować poza wyprawieniem dzieci w świat. Chyba, że uda to nam się zrobić wspólnie, wtedy nic nie będzie musiał robić.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz