Nie byłem do końca zachwycony z tego powodu, ponieważ byłem przekonany, że Lailah ma już wystarczająco dużo na głowie, a tu jeszcze będzie musiała zajmować dwójką dzieci, z czego jedno z nich to mały diabeł. Przecież sam bym sobie doskonale dał radę. Pewnie ten helion nadal się znajduje na tej drodze do miasta, bo pomimo naszych pierwszych planów nie udało nam się go pozbyć. Bardzo dużo się działo, kiedy dzieci nie było, i jakoś nam to trochę wypadło z głowy... będę w końcu musiał powiadomić o tym Lailah, miałem już to wcześniej zrobić, ale kompletnie wyleciało mi to z głowy. Wtedy byłem całkowicie skupiony na mężu i demonie, który się w nim ukrywał. Nadal się o niego martwię, bo nie mam pojęcia, w jaki sposób będzie wyładowywał swoje emocje, skoro pełnia już u w ty nie pomoże... Miki wydawał się tym absolutnie nie przejmować, w przeciwieństwie do mnie, no ale kiedy on niby przejmował się sobą i swoim zdrowiem.... ano właśnie. A później się dziwi, że ja się o niego za bardzo martwię.
- Nie wiem, czy Lailah będzie miała czas, jest chyba teraz dosyć zajęta... – zacząłem po chwili, nie będąc za bardzo przekonany do tego pomysłu. Zdecydowanie najlepiej będzie, gdybym sam poszedł do jego mamy. Raz już poszedłem do niej sam i mi się nic nie stało... no dobrze, nabawiłem się malutkie ranki, ale w gruncie rzeczy to nie było nic strasznego. Z Mikim było gorzej, bo on miał skręconą kostkę i dobrych kilka tygodni musiał leżeć w łóżku, przez co był strasznie nieznośny jak to Miki, kiedy musiał za długo leżeć w łóżku.
- Ciocia do nas nie przyjdzie? – spytał ze smutkiem Merlin, ewidentnie zasmucony. Na babcię i ciocię się nie może doczekać, ale jak już tata ma mu bajkę przeczytać, to wielki foch, bo on nie chce taty. Nie rozumiem tego dziecka, nigdy nie zrozumiem i nawet nie wiem, czy chcę spróbować zrozumieć.
- Przyjdzie, przyjdzie. Ładnie ją poproszę, to przyjdzie – uspokoił go Mikleo, stawiając go na podłodze, chyba mając już dość noszenia go. Nie dziwiłem się mu, chłopiec rósł jak na drożdżach i był coraz to większy, i cięższy, i mądrzejszy. – Zajrzę do niej, jak będę odbierał Misaki – zwrócił się do mnie, uśmiechając się do mnie słodko. To był ten uśmiech, który mi posyłał, kiedy czegoś chciał. Czasem mu ulegałem, czasem nie i teraz chyba byłem chyba bardziej na nie.
- A czemu miałbyś odbierać Misaki? – spytałem, nie rozumiejąc tego. Co jak co, ale to była głównie moja działka, niż jego i póki nie wróciłem do pracy wolałbym tego nie zmieniać.
- Ponieważ mam ochotę na spacer. Ostatnio mam zdecydowanie za mało ruchu – odparł, nie przestając się uśmiechać. – I może zrobię małe zakupy, a ty zrobisz obiad, trochę zajmiesz się Merlinem, odpoczniesz...
- Merlin na pewno będzie przeszczęśliwy – westchnąłem cicho, już sobie wyobrażając przeszczęśliwego z tego powodu chłopca.
- Oczywiście, w końcu bardzo kocha swojego tatusia – wyznał, całując mnie w policzek. – Pomóc ci z obiadem? – dopytał, jak zwykle za bardzo kwapiąc się do pomocy.
- Za obiad wezmę się później, zajmę się teraz praniem, trochę się tych rzeczy uzbierało. A ty chyba już masz zajęcie – dodałem, ruchem głowy wskazując na chłopca, który wbiegł do kuchni wraz ze swoimi zabawkami. Strasznie stęsknił się za mamą i jeszcze tej tęsknoty nie zapełnił. Przynajmniej na najbliższe godziny Mikleo będzie zajęty, a ja zajmę się zadaniami domowymi.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz