sobota, 31 października 2020

Od Soreya CD Mikleo

W zamyśleniu i ze zmartwieniem przyglądałem się mojemu mężowi, który nie wyglądał najlepiej. Jego skóra była tak blada, że miała brzydki odcień szarości i jeszcze te wielkie cienie pod jego oczami. Już pomijam fakt, w jakim stanie były jego włosy, które zawsze układały się idealnie bez jego zbytniej ingerencji, a dzisiaj… cóż, nawet związane, nie wyglądały najlepiej. Naprawdę musiał się źle czuć, skoro poprosił mnie o zamknięcie go w środku. Nigdy mnie o to nie prosił, nawet, jak się źle czuł, więc jak musiał czuć się teraz? 
- Ale to mogę to zrobić? Wiesz, w końcu zerwaliśmy pakt – powiedziałem cicho, przyglądając mu się uważnie. Zerwanie paktu miało mu pomóc, miał być dzięki temu bezpieczny, a zamiast tego jest jeszcze więcej przez to kłopotów. Jak to jest, że kiedy chcę czegoś dobrego dla innych i robię wszystko, aby im pomóc, moje starania przynoszą odwrotny skutek? Muszę mieć wyjątkowy talent do sprawiania bólu tym, których kocham. Gdyby nie mój genialny pomysł o zerwaniu paktu, Mikleo czułby się lepiej i nie wyszukiwałby w sobie niestworzonych problemów. 
- Tak, pakt nie ma na to wpływu. Muszę tylko tego chcieć i tego aktualnie chcę – powiedział zmęczonym głosem. Miałem wrażenie, że jeszcze moment, i mój mąż zaraz osunie się na ziemię, tak słabo wyglądał. 
Westchnąłem ciężko i spełniłem jego prośbę. Po chwili Mikleo zniknął, a ja poczułem przyjemne ciepło w środku siebie, w okolicach serca. Dawno nie czułem tego uczucia i szczerze, nie do koca wiem, czy za nim tęskniłem. Odkąd tylko dowiedziałem się, że będąc zły więziłem mojego – jeszcze wtedy – przyjaciela właśnie w ten sposób, zupełnie inaczej patrzę na tę możliwość. Nie czułem się z tym dobrze, ale skoro Mikleo twierdził, że tego chcę, to się z nim zgodziłem, chociaż widziałem inne możliwości. Przecież mógł jechać konno, aż do wieczora nie musiałby z niego schodzić. 
- Gdzie Mikleo?! – usłyszałem radosny i wyjątkowo głośny okrzyk Yuki’ego, który już do nas podbiegł… albo raczej do mnie, w końcu Mikleo nie było widać. Westchnąłem ciężko i odwróciłem się do chłopca, uśmiechając się do niego szeroko. I znowu drastyczna zmiana w obu moich aniołach spowodowana pełnią, a może raczej jej końcem. Mikleo stał się do bólu zmęczony, apatyczny i ledwo żywy, a Yuki nie będzie mógł sobie znaleźć miejsca. Jak ja za nim nadążę, nie mam pojęcia, chyba naprawdę się starzeję… Boże Święty, mam dwadzieścia jeden lat, najlepszy okres w życiu człowieka, a ja mówię, że jestem za stary. 
- Nie martw się o niego, jest nadal z nami, tylko go nie widać – powiedziałem do chłopca, czochrając jego włosy. – Chcesz jechać na koniu? 
- Nie, mogę iść. Chcę dotrzymać Codi’emu towarzystwa – powiedział, dumnie wypinając pierś. 
- Niech ci będzie – wzruszyłem ramionami, w myślach postanawiając również na pieszą wędrówkę. Dzięki takiej postawie wierzchowiec będzie mógł troszeczkę odpocząć. 
Podróż minęła nam w bardzo rozgadanym nastroju. Znaczy, to Yuki ciągle mówił, trochę tak jak wczoraj Mikleo, i kompletnie nie przejmował się tym, czy mu odpowiadam czy nie; odzywał się albo do mnie, albo do Codi’ego, albo chyba nawet do samego siebie. Ja chyba kiedyś też tak dużo mówiłem, buzia nie potrafiła mi się zamykać, mówiłem nawet o nic nieznaczących pierdołach, a teraz? Rozmawiałem z Yukim raczej zwięźle, by nie sprawić dziecku przykrości. A jak prowadziłem konwersację z Mikleo, rozmawialiśmy o ważniejszych sprawach, albo się droczyliśmy… chociaż, to chyba można podpiąć pod gadanie pierdoł? Jeżeli tak, to oznaczałoby, że wcale się nie zmieniłem, a po prostu mniej gadam, i tyle. To nie było nic strasznego. 
Ciekawe, czy Yuki stał się taki rozmowny poprzez obserwowanie mnie, czy może to gadulstwo było ukryte gdzieś bardzo głęboko i ujawniło się to dopiero z czasem. 
Pod wieczór w oddali ujrzeliśmy majaczące się na horyzoncie ruiny – wydawało mi się, że to mogła być jakaś świątynia, ale pewności mieć nie mogłem. Yuki od razu zaproponował, a wręcz nalegał, abyśmy jutro je odwiedzili. Nie byłem za bardzo za tym pomysłem, mieliśmy iść możliwie jak najprostszą i najszybszą drogą do Alishi, zatrzymując się jedynie na noc i czasem przy miastach, by móc kupić potrzebny dla mnie oraz zwierzaków prowiant. Powiedziałem, że porozmawiam o tym z Mikleo, na co chłopiec lekko napuszył policzki. Pewnie spodziewał się pozytywnej odpowiedzi. 
Z pomocą chłopca rozstawiłem obozowisko i nakarmiłem zwierzaki, a później wymęczyłem Yuki’ego poprzez ćwiczenia. Gdyby nie przyjemne ciepło przy sercu, pomyślałbym, że Mikleo nie ma. Brakowało mi jego obecności, ale fizycznej, chciałem go widzieć, nawet gdyby miał po prostu drzemać przy ognisku. Kiedy się za bardzo nad czymś skupiłem i później podnosiłem głowę łapałem się na tym, że szukam go wzrokiem, a kiedy go nie znajdowałem czułem, jak żołądek ściskał się ze strachu. Wtedy właśnie Mikleo znajdujący się we mnie dawał o sobie znać. 
Nieco zmęczony po zabawach z chłopcem oparłem się o drzewo. Właśnie w tej chwili Mikleo pojawił się obok mnie, a ja przyjrzałem mu się uważnie. Wyglądał lepiej, ale czy i tak się czuł?
- Wszystko w porządku? – spytałem z troską, delikatnie gładząc jego policzek. Miałem nadzieję, że już jest z nim lepiej, martwiłem się o niego, wcześniej po pełni też się tak fatalnie czuł? Nie pamiętam, chyba po prostu wtedy troszkę więcej spał, ale nigdy nie było z nim aż tak źle. Może to wina zerwanego paktu? Możliwe. Teraz, ten jeden błąd będzie się za mną ciągnął aż do końca moich, i cierpieć nie będę ja, a mój mąż. 

<Mikleo? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

Przez moment zastanawiałem się nad jego słowami, a troszkę ciężko było mi się na czymkolwiek skupić z powodu cudownie pachnącego jedzenia. Może to były jedynie zwykłe kanapki, ale w tej chwili byłem naprawdę, ale to naprawdę głodny. Rzadko kiedy miałem aż tak wielki apetyt, czy to po takich rzeczach jest normalne? Chyba tak, może w przyszłości się dowiem, o ile chłopak chciałby to powtórzyć, ponieważ ja bardzo. Podejrzewałem, że to może być przyjemne, ale nigdy nie sądziłem, że aż tak. Co prawda, na początku trochę bolało, ale nie trwało to długo, ponieważ wkrótce ból zmienił się w bardzo przyjemne doznania. 
- Czuję się bardzo dobrze. Może… troszeczkę bola mnie biodra, ale to nic takiego – przyznałem, posyłając mu łagodny uśmiech. Następnie, niewiele się namyślając, podniosłem jedną z kanapek i wziąłem duży kęs. – To jest przepyszne – dodałem, po przełknięciu jedzenia. Nigdy bym nie pomyślał, że zwykłe kanapki mogą tak cudownie smakować. 
- Cieszę się, że tak uważasz – odparł, chyba z lekką ulgą w głosie i poczochrał moje włosy. Napuszyłem lekko policzki, ukazując tym samym swoje oburzenie na ten gest, ale szybko przestałem się „gniewać”, jedzenie było o wiele ważniejsze, przynajmniej w tamtej chwili. 
Zadowolony i chyba lekko rozbawiony Taiki usiadł obok mnie, by również mógł zacząć jeść. Dopiero teraz zauważyłem, że był on był już w pełni ubrany i wyglądał cudownie, w przeciwieństwie do mnie. Tylko ja byłem nieogarnięty i nagi, przykryty jedynie cienką kołdrą, przez co musiałem się prezentować okropnie w zestawieniu z nim. Na tę myśl nieco przygasłem i straciłem ochotę na jedzenie, a poczułem niewyobrażalną chęć umycia się oraz ubrania. Miałem nadzieję, że nie gorszę chłopaka swoim wyglądem czy coś w tym stylu, oraz że nie byłem jedynym, który uważał nasz stosunek za coś cudownego.
- W porządku? – spytał nagle chłopak, przyglądając mi się z uwagą. Od razu zauważył, że przygasłem, rany, czy cokolwiek da się przed nim ukryć? 
- Pewnie, po prostu… chciałbym się umyć i ubrać – przyznałem, spuszczając wzrok z jego twarzy i wbijając go w już pusty talerz. 
- To naturalne. Poczekaj chwilę, przyniosę ci coś, co mógłbyś tylko na siebie zarzucić i możesz iść – odparł z dziwną troską w głosie i nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, zniknął z pomieszczenia. 
Westchnąłem cicho i przeczesałem dłonią włosy, uśmiechając się pod nosem. Kiedy się obudziłem, na moment naszła mnie straszna myśl, że po tym, co zrobiliśmy, wszystko się między nami zmieni i będzie między nami jakoś tak dziwnie i niezręcznie. A jednak tak się nie stało, między nami było tak, jak wcześniej, czyli dobrze. Może Taiki przejawiał odrobinę większą troskę wobec mnie, ale równie dobrze to ja mogłem przesadzić. W końcu jakby nie patrzeć, Taiki zawsze się o mnie troszczył nawet w tych chwilach, w których po prostu nie musiał. W sumie, to nigdy nie musiał, powinien przejmować się sobą, z nas dwóch on był ważniejszy i bardziej wartościowy… chociaż muszę przyznać, że to było naprawdę miłe uczucie, zupełnie inne, niż gdy dba o mnie ktoś z rodziny. 
- Już – usłyszałem i podniosłem głowę, posyłając chłopakowi najładniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać. Zauważyłem, że w rękach trzymał tę samą koszulę, którą pożyczał mi za każdym razem, kiedy tylko u niego spałem. Zastanawiałem się, dlaczego akurat ta. Dlatego, że akurat tę miał pod ręką? A może dlatego, że lubił mnie w niej? W końcu raz powiedział mi, że wyglądam w niej dobrze… nie, pewnie nie, za bardzo sobie wymyślam. Pewnie wtedy powiedział mi tak dlatego, by nie było mi przykro, czy coś w tym guście. – Proszę. 
- Dziękuję – powiedziałem grzecznie, przyjmując jego rzecz. Od razu odkryłem kołdrę i narzuciłem ją a siebie, czując się o wiele lepiej, mając coś na sobie. Nim zdążyłem zapiąć chociażby parę dolnych guzików, poczułem dłoń Taiki’ego na swoim biodrze. Najpierw na szybko spojrzałem na jego twarz, nie rozumiejąc jego gestu, a później na jego dłoń. Chyba chodziło o siniaki, które powstały przez to, że trzymał mnie tam podczas stosunku. – Nie przejmuj się tym, po prostu tak mam – wzruszyłem lekko ramionami i odsunąłem, by móc w końcu zapiąć koszulę.
- Jeśli tak uważasz – odparł, ale zauważyłem, że lekko się zawahał. Nie ufał moim słowom? Przecież bym go nie okłamał. Wstałem z łóżka i już chciałem zacząć je ścielać i zacząć składać swoje ubrania, które znajdowały się wszędzie poza łóżkiem, ale Taiki chyba musiał to przewidzieć, bo zaraz poczułem, jak owija swoje dłonie wokół mojej talii. Uniosłem głowę i spojrzałem na niego z oczekiwaniem – Nie kłopocz się tym, idź się umyj, a ja wszystkim się zajmę – wymruczał i pocałował mnie w skroń, a ja poczułem, jak po moim ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. To było bardzo miłe z jego strony.
- Dziękuję – wyszeptałem i stanąłem na palcach, by móc delikatnie ucałować jego żuchwę. Taiki wydawał się być szczęśliwy, to chyba dobrze prawda? Chyba, że mi się źle wydaje, a z tego, co zauważyłem, raczej kiepsko odczytuję emocje innych. – Czy wszystko było dobrze? – spytałem cicho, przyglądając mu się uważnie i z lekką niepewnością. Nawiązywałem oczywiście do naszego stosunku, miałem już wcześniej się o to spytać, ale nie było odpowiedniego momentu. Przyznam, nim jeszcze pozwoliłem się całkowicie ponieść bardzo bałem się, że zrobię coś nie tak, w końcu nie znałem się na tym kompletnie, to był mój pierwszy raz, a Taiki przecież miał o wiele większe doświadczenie i pewnie o wiele lepszych kochanków ode mnie. Nie chciałbym sprawić mu zawodu, co w moim przypadku było małym problemem, bo nie za bardzo wiedziałem, co robić. 

<Taiki? c:>  

Od Yra'i CD Keya

Przytłumiona i jeszcze osłabiona ledwo dosłyszałam klarowny głos niedawno poznanej Keyi. Zasłabłam? Nawet nie mam pojęcia, kiedy to się stało. W zasadzie nie dziwi mnie, że złapała mnie choroba - to było oczywiste z moimi aktualnymi warunkami życiowymi. No, a może bardziej ich brakiem.

- Dziękuję za pomoc, to naprawdę miłe - oznajmiłam wdzięcznie ochrypłym głosem, zakładając za ucho dłuższy kosmyk mojej grzywki. Już coraz bardziej komfortowo czułam się w towarzystwie dziewczyny, wcale nie jest taka zła, na jaką początkowo wygląda. Ta uśmiechnęła się do mnie i podsunęła tackę, a ja zgodnie z instrukcjami skonsumowałam wszystko, co dla mnie przygotowała. Widać było, że znała się na rzeczy i wiedziała, co robi, więc nie widziałam żadnych przeciwwskazań, aby jej nie ufać. 

- Więc jesteś zielarką, to wiele wyjaśnia - zagadałam z ciekawością - Długo już się tym zajmujesz? Wyglądasz na doświadczoną.

- Hm, gdzieś około roku? - zrobiła krótką przerwę, zastanawiając się -  Ale nie uważam, żebym była jakimś specem - odpowiedziała - Aczkolwiek dziękuję - posłała w moją stronę ciepły, choć ledwo zauważalny uśmiech.

- W takim układzie najwidoczniej masz do tego dryg. Nie myślałaś, żeby by... - niedane było mi dokończyć zdania, ponieważ moim ciałem wstrząsnął ciężki kaszel. Keya zmrużyła oczy, patrząc na mnie i oznajmiła, że pójdzie odłożyć puste naczynia. Opuściła pomieszczenie, a ja zostałam sama. Rozglądnęłam się wokół siebie. Wszystko było uporządkowane i pasujące do siebie, jakby ułożone według planu. Nie mogę powiedzieć, że mi się tutaj nie podobało, było naprawdę przytulnie. Spojrzałam na swoje dłonie, knykcie były widocznie przesuszone. Przygryzłam wargę i przeczesałam palcami długie włosy, spoglądając na ich końcówki. Nie wyglądały dobrze, wypadały okropnie w porównaniu z ognistymi kosmykami Keyi. Jak ona to robiła, że miała tak zadbaną i praktycznie cały czas ułożoną fryzurę? W ogóle to dziwię się, że jeszcze nie wyrzuciła mnie za drzwi - przecież mogła mnie uznać za wariatkę. Zawzięte rozmyślania przerwała właśnie ta sama dziewczyna, która przed chwilą gościła w mojej głowie. Przyjrzałam jej się dokładniej i dopiero teraz zauważyłam delikatne cienie pod oczami. Musiała dziś nie spać dobrze - głupio mi się zrobiło, możliwe, że to przeze mnie. Z pewnością miała jakieś plany, które jej pokrzyżowałam. Keya wróciła do pokoju, jednak nie sama. Ciemny kot dumnie za nią szedł, prawie wpadając pod jej nogi. Jego czarna sierść błyszczała, a w skośnych oczach iskrzyły się wesołe płomyki.

- Nazywa się Czarnuszek - rzekła, widząc moje zaciekawienie. Odsunęła się, by futrzak mógł mnie dostrzec, jednak ten rozwarł swój pyszczek w strachu, głośno sycząc. Uciekł na półkę, a z niej wskoczył na ramię niebieskookiej, ciągle mnie obserwując. Keya zaśmiała się widząc moją minę - Nie bierz tego do siebie, dzisiaj chyba nie jest w humorze, by poznawać nowe osoby - posłała przepraszające spojrzenie, jednak pokręciłam na to tylko przecząco głową.

- Przecież to nic takiego - Uśmiechnęłam się rozbawiona.


***


Jak się później okazało, mój stan był już dość dobry, ale Keya postanowiła przenocować mnie jeszcze jedną noc. Powiedziała, że lepiej dmuchać na zimne i odpocząć porządnie – tak dla pewności. Naprawdę nigdy jej się za to nie odwdzięczę...


Było już późno - księżyc lśnił na granatowym firmamencie, od czasu do czasu chowając się za szarymi obłokami. Wierciłam się na posłaniu, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Senność w ogóle nie nadchodziła, pomimo tego, że czułam się zmęczona. Westchnęłam cicho. Podeszłam pod okno, ostrożnie i powoli stawiając kroki. Błoga cisza wydawała się wręcz piskiem dla moich uszu, jednak nie była irytująca. Chmury odsłoniły księżyc, ukazując go, a biała smuga światła padła przez szyby na ścianę. A wtedy poczułam, jak coś we mnie pęka. Obraz przedstawiający białą różę. Miałam wrażenie, że zaraz się popłaczę. Pamiętałam to dokładnie - sztywne ciało matki leżące wśród kałuży krwi, trupio blada twarz i zimne dłonie, których palce zaciskały się na kwiecie, identycznym jak na obrazie, niesplamionym ani jedną kropelką bordowej krwi. Biała róża oznacza czystość...


Wiedziałam, że tej nocy ciężko będzie mi już zasnąć - jeśli w ogóle by się to udało. Nie wiedziałam, co wstrząsnęło mną bardziej, wspomnienia mojej matki czy bardziej to, że cokolwiek udało mi się wreszcie przypomnieć. Choć może to właśnie oba. Jednak to uświadomiło mi, jak wiele nie pamiętam. Z pewnością nie jest to ostatnia reminiscencja, jaką jeszcze odkryję. Teraz nie było odwrotu, w moim sercu zagościł żar, spragniony dogłębszych informacji. O przeszłości, o życiu i o mordercy mojej matki. A z tym ostatnim może być najciężej. Jednak teraz wiem, że jestem gotowa poznać całą historię, od początku do końca.


Nad ranem zapadłam jedynie w półgodzinny półsen. Na pewno widać było ślady po tej nieprzespanej nocy, jednak nie przeszkadzało mi to. Można powiedzieć, że w pewien sposób wręcz pomogło. Co jedynie mnie zmartwiło to Keya, znów wyglądająca, jakby również nie miała przyjemnego snu. Czyżby dręczyły ją koszmary?

- Jak się dzisiaj czujesz? - spytała mnie dziewczyna o płomiennych włosach.

- Już lepiej, wszystko dzięki tobie - rzekłam nieśmiało, bardzo mi pomogła, to muszę przyznać. Keya machnęła tylko ręką i wymamrotała coś w stylu "drobiazg" - Nawet nie wiem, jak się odwdzięczyć... Może jest coś, w czym mogłabym ci pomóc? - spytałam pełna chęci. Dziewczyna zawahała się na sekundę i zerknęła w moją stronę.

- Tak właściwie to jest coś takiego...


Plątałyśmy się wśród wysokich traw w poszukiwaniu brakujących składników w zapasach Keyi. A ponieważ tak się akurat złożyło, że potrzebowała paru leczniczych produktów, zgodziła się, abym jej pomogła w zbieraniu. Oczywiście dostałam porządny wykład na ten temat, więc liczę, że nie pomylę się w odróżnianiu żadnych ziół. Nawet nie miałam pojęcia, że istnieją niektóre rośliny! Podziwiam Keyę, że to wszystko potrafiła spamiętać. 


Wybrałyśmy się na polanę, którą widziałam pierwszy raz w życiu. Dziewczyna opowiadała mi ciekawostki na temat świata zwierząt, a ja podziwiałam jesienny krajobraz, słuchając jej uważnie. Mówiła z dużym zaangażowaniem, więc stwierdziłam, że musi interesować się zwierzętami. Nie dziwię się - potrafią naprawdę zaskakiwać i być bardzo interesujące. Szczególnie, że jeszcze tyle o nich nie wiemy! Po drodze spotkałyśmy uroczą, puchatą wiewiórkę, którą Keya poczęstowała orzechem. Zatrzymując się na chwilę i wsłuchując w leśne życie, można było się naprawdę zauroczyć. Jednak szybko udało nam się uzbierać to, co chciałyśmy i niedługo potem wróciłyśmy do domu. Teraz, ta chatka przypominała mi o tym wydarzeniu, choć jestem zaskoczona, że zwykły obraz mógł mi przypomnieć z przeszłości aż tyle. Że w ogóle coś mi przypomniał...


Koszyki ze zbiorami postawiłyśmy na drewnianym stoliku, jednak za nim to zrobiłyśmy, Keya odsunęła na bok jakieś ulotki. Zerknęłam na nie kątem oka i od razu moją uwagę przykuł zgrabny napis Poszukiwany pracownik! i wtedy mnie olśniło. Dlaczego ja wcześniej na to nie wpadłam? Rudowłosa dziewczyna od razu zauważyła, na czym skupiłam wzrok.

- Znam tego, kto wystawia ogłoszenie - uśmiechnęła się zagadkowo, a ja popatrzyłam na nią z błyszczącymi oczyma. 

<Keeeeeyaaa? c:>

Od Keyi CD Karonochino

 Zamarłam, czując jak się ode mnie odsuwa. Atmosfera sięgnęła zenitu, a napięcie, które krążyło między nami skutecznie zrywała serce. Chciałam  mu pomóc, nie mogłam patrzeć jak cierpi, jak robi sobie krzywdę. Jego krzyki nie brzmiały ludzko, jego wnętrze trawił ogień. 
- Kadohi! – krzyknęłam kiedy ugryzł własny nadgarstek, ale nie zareagował. – Przestań!
Przecież chorował na hemofilię, a tym sposobem spowoduje, że krew zacznie mocno tryskać. Wykrwawi się jeśli szybko się tym nie zajmę. Położyłam dłoń na jego spiętych plecach, aż nagle odwrócił się w moją stronę i mocno złapał za rękę. Następnie zatopił kły tym razem w moim nadgarstku, a w jego oczach pojawiła się ulga, która momentalnie została zalana potokiem łez.
Ból przeszył moje ciało, ale nie zamierzałam się wyrywać. Błagałam w myślach żebym mu wystarczyła. 
Nagle mnie puścił, a jego twarz przybrała ogromny grymas bólu. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego, tak ogromnej rozpaczy i zgubienia. Potok lamentu jaki właśnie się z niego wylał rozdzierał moje serce. Jego ciało niebezpiecznie trwało, a on sam schował się w kłębek u mych stóp. 
- Nie rób tego, cokolwiek Cię spotkało… - próbowałam do niego dotrzeć, ale nieskutecznie. 
Mocno krwawił, jego nadgarstek wymagał natychmiastowej interwencji i aplikacji odpowiednich ziół, a on sam musiał się uspokoić. Jego serce przyspieszyło wraz z oddechem, a to powodowało jedynie szybszy wypływ czerwonej cieczy. 
Nie myśląc dłużej i wiedząc, że jest teraz w totalnej rozpaczy, pobiegłam po potrzebne mi materiały. Bandaże, zioła i nić z igłą i wodę. Następnie wróciłam do mężczyzny, który coraz bardziej słabł. Zimno, które panowało na zewnątrz teraz znikło, a liczył się tylko Kadohi. 
Klęknęłam przed nim i zabrałam dłoń, ale mocnym ruchem mi ją wyrwał. Podniósł głowę, patrząc teraz na mnie wzrokiem przepełnionym nienawiścią. Wygiął usta w szalonym uśmiechu, ukazując zakrwawione usta. Mówił coś do mnie w niezrozumiałym języku, a jego czerwone oko nie odpuszczało. Nagle krwawiącą ręką sięgnął do mojej szyi, próbując zatrzymać mnie w dławiącym uścisku. Zacisnęłam mocno zęby, kiedy zebrałam w sobie siłę i uderzyłam jasnowłosego w twarz. 
Ten poddał się pędowi, a włosy przysłoniły zakrwawioną twarz. Stał się nagle bez wyrazu, obojętność przejęła jego ciało. 
- Przecież tym jestem. – wymamrotał gardłowo, ale zignorowałam to. 
Teraz to ja poczułam jak oczy zaczynają mi się szklić. Zbliżyłam się i złapałam jego policzki we własne dłonie, zbliżając czoło do jego. Opaska, która skrywała jedno z oczu nie przeszkadzała mi w tym, aby poczuć jego delikatną skórę. Nawet w takim momencie ogarniało mnie tak silne uczucie miłości, tak nieznajomo bliskie, że chciałam posiąść go na własność i przetrwać cierpienie. Ile czasu spędził w rozsypce i z tak ciężkimi myślami? Dlaczego obwiniał siebie, skoro nie miał wyjścia? Naturalnie, że nie mogłam posiąść odpowiedzi na te pytania. Byłam tylko słabym człowiekiem, kimś przez kogo Kadohi tak się czuję. 
-  Przepraszam… - szepnęłam w jego usta, następnie wracając do jego wciąż mocno krwawiącego nadgarstka. Ten wyglądał na całkowicie zrezygnowanego, bo nawet się nie odezwał. Oddał się mi, teraz całkowicie nie protestując. 
Wytarłam własną krew, rany na moim nadgarstku niemal całkowicie się zasklepiły. I to była właśnie ta drastyczna różnica między jego posoką, a moją. Oczyściłam ranę, zajęłam się tym co trzeba, aż w końcu ku mojej uciesze krew zwolniła tempo. Wiatr czochrał zabrudzone włosy chłopaka, ukazując zrezygnowanie wymalowane na jego twarzy. Bałam się tego co zamierza zrobić. Bałam się tego, co dzieje się w jego głowie. Śmierć to nie koniec, morderstwo to nie zawsze wybór, czasem konieczność.
Zakańczając bandażowanie, mocniej nacisnęłam na nadgarstek, ale nawet to nie zmusiło go do powrotu do rzeczywistości. Wyglądał jak oderwany od tego czasu, jakby tylko naczynie jakim jest ciało zostało, a myśli zostały gdzieś w odległej przeszłości. Stanęłam na nogi i podjęłam próbę pociągnięcia go za sobą, ale był zbyt ciężki. Całkowicie nie współpracował. Przeklęłam pod nosem, zastanawiając się co mogę zrobić. Zdając sobie sprawę, że nic – ogarnęła mnie panika. 
Pierwszy raz chciałam tak mocno udzielić komukolwiek pomocy. Pierwszy raz emocje nie dawały spokoju i nie umiałam nad nimi zawładnąć.
Opadłam przed chłopakiem, który wciąż nie zwracał na mnie uwagi. Teraz już sama nie wiedziałam czego potrzebuje i czy jestem dla niego problemem czy może zagrożeniem. Przyciągnęłam jego głowę do swojej klatki piersiowej, zatapiając nos w bujnych białych włosach. Przyjemny zapach uderzył w moje nozdrza, a ja mocniej się wtuliłam. 
- Nie zadręczaj się tym, na co nie masz wpływu. – powiedziałam cicho. - Wróć tu i powiedz jak mogę Ci pomóc. - dodałam głośniej. 


< Kadohi? >


piątek, 30 października 2020

Od Karenochino Cd. Keya

W gardle utkwiła mi gula która drażniła gardło, a dłonie zacisnąłem w pięści do tego stopnia, że przeciąłem paznokciami skórę. Przymknąłem oczy by odrzucić myśl o krwi, jednak wszystko się pogorszyło, ponieważ moje pozostałe zmysły oszalały. Zapach Key oraz jej krwi był teraz wręcz oszałamiający. W uszach dudnił mi głuchy odgłos uderzeń jej serca. Kły wysunęły mi się mimowolnie, a głód wydzierał coraz mocniej. Szczur nie zaspokoił potrzeby krwi, a jedynie rozpalił apetyt. Ciepło bijące od ciała rudowłosej wcale nie pomagało. Wszystkie moje wewnętrzne instynkty szalały pragnąc jedynie zaspokoić głód, a jednak umysł zachowywał resztki samoświadomości, więc udało mi się odwrócić tyłem do dziewczyny i wgryźć we własny nadgarstek. Jasne. To było głupie ze względu na moją chorobę, ale Key nie zdawała sobie chyba do końca sprawy co się stanie jeżeli ją ugryzę. Nie miałem ochoty na krew, jak dziecko na krakersa po obiedzie. Byłem naprawdę wygłodniały. Gdybym ją ugryzł, wątpię abym mógł się powstrzymać i ograniczyć ilość wypijanej krwi do tego stopnia by nie zagrozić życiu i zdrowiu dziewczyny. 

Głęboki jęk wydarł mi się z gardła, gdy poczułem drobną dłoń Keyi na plecach. Moje myśli zostały zastąpione jednym komunikatem: “Krew. Potrzebna jest krew.” Znów zaskomlałem jednak tym razem nie byłem w stanie się powstrzymać i obróciwszy się w ułamku sekundy, chwyciłem nadgarstek rudowłosej zatapiając w nim kły. Zaraz też w moje podniebienie uderzył słodki, wręcz obezwładniający smak krwi dziewczyny. Nogi zadrżały pode mną i upadłem na kolana. Czułem czerwoną ciecz spływającą ciepłym strumieniem wzdłuż mojej krtani, a oczy znów zaszkliły mi się od łez. Znów czułem się tak jak wtedy. Boże. Od 300 lat nie tknąłem ludzkiej krwi. Znów byłem potworem. Znów miałem krew niewinnych na rękach.

Czułem jak mój oddech przyspiesza, a przed oczyma znów pojawiają mi się te dawne wydarzenia. Śmierci. Zbrodnie.

Morderca! Na siłę wręcz rozwarłem szczękę wypuszczając spomiędzy kłów dłoń Keyi. Oszalały od strachu i przeszłości zalałem się jeszcze bardziej łzami i skulony u stup czerwonowłosej drżałem niekontrolowanie. 

Znów poczułem wyraźny, ciężki, wręcz duszący zapach trupów oraz płonącej żywicy. Zabiłem ich. Zabiłem. Czułem chłodne dłonie umarłych ciągnące mnie za włosy, ręce, szarpiących ubrania. Ich potępieńcze klątwy.  Miałem wrażenie jakby chłód górskiego wiatru, znów zamrażał mi serce i wszystkie zmysły. Znów czułem się jak wtedy. Jak wtedy kiedy okolica kiedyś wiecznie ruchliwa, pełna żywotności, zamarła na zawsze. Mężczyźni, starcy, kobiety i dzieci. Wszyscy rozciągnięci w najróżniejszych miejscach. Ułożeni w połamanych sylwetkach z twarzami wykrzywionymi ślepym strachem. Z oczyma wytrzeszczonymi na zewnątrz i krzykiem zamarłym jakby w pół drogi do ust. A to wszystko skąpane w półmroku wschodzącego słońca, które z każdą minutą coraz dokładniej oświetlało miejsce bezlitosnej zbrodni. Masowego mordu. Coraz więcej szczegółów, drobnostek zaczęło rzucać się w oczy. Duchy odchodziły zostawiając nagie fakty. Koszmarną rzeczywistość.

Zatopiony we wspomnieniach nie zdawałem sobie sprawy z otoczenia. Po raz kolejny pragnąc z całej siły wyprzeć się własnej natury, przekleństwa. I jedynym co utrzymywało mnie jeszcze w świadomości, że nadal żyję był kłujący ból w poszarpanym nadgarstku.

<Keya? Duchy przeszłości zostały uwolnione>

Od Mikleo CD Soreya

Zadowolony prowadziłem męża w stronę wielkiego starego drzewa, z gatunku wierz, chcąc pokazać mu, co dostrzegłem, gdy znaleźliśmy się w tym miejscu.
- Jesteśmy - Odparłem, nawet nie ukrywając swojego zadowolenia.
- Woda? Nie jest na to za zimno? - Sorey jeszcze nie podszedł, a już wyciągał pochopne wnioski, to prawda to była woda, ale nie taka zwykła woda, była bowiem zdecydowanie cieplejsze jak przystało na gorące źródła, najwidoczniej kiedyś w przeszłości wulkan miał swoją sporą aktywność, a to, co pozostało po nim to przyjemnie ciepła woda, w której nawet mój mąż będzie czuł się dobrze.
- To nie byle jaka woda, no chodź przecież gdyby była zimna nie ciągnąłbym cię tu - Zdjąłem swoje ubrania wchodząc do wody, która tak przyjemnie rozgrzewała i tak już gorące ciało. Mój mąż, wierząc mi na słowo, zrobił to samo, zdjął swoje ubrania, wchodząc do wody, która była zdecydowanie przyjemniejsze od zimnego powietrza poza nią.
Sorey przyznał mi rację, stwierdzając, że woda naprawdę jest przyjemna. A nie mówiłem, lepiej było od razu mnie posłuchać.
- To, na czym skończyliśmy? - Lekko rozbawiony zbliżyłem się do męża, uśmiechając się zadziornie.
- Niech no pomyślę - Zaczął się zastanawiać przez chwilę, kładąc dłonie na moich biodrach. - Ach no tak już wiem - Wpił się w moje usta co chętnie odwzajemniłem, już wcześniej chciałem trochę po psocić, ale nasz maluch naprawdę nas ogranicza. No nic z tym można poczekać lepiej w końcu mieć czas na sex niż uprawiać sex na czas..
Dzięki odległości, którą mieliśmy od jaskini, mogliśmy pozwolić sobie na więcej, nie musząc całkowicie milczeć, mogłem trochę głośniej okazywać swoje zadowolenie, pozostawiając po sobie wiele śladów na plecach męża, który dotykiem potrafi przejąć nade mną kontrolę.
Zadowolony odczuwałem lekkie zmęczenie a przede wszystkim ogromne zadowolenie, mógłbym tu zostać na zawsze ciepła woda, relaksując mięśnie mężczyzna, którego kocham, do szczęścia brakuje tylko dziecka śpiącego w jaskini.
- Jak się czujesz? - Sorey przyglądał mi się kilka chwil, kierując się do wyjścia z wody. Czas, aby i on odpoczął.
- Doskonale - Przyznałem, idąc w ślady męża, wystarczy już wody i zabawy, choć przyznam, było naprawdę cudownie.
Sorey naprawdę się cieszył, dziś nie udawał radości, on po prostu był radosny, ta pełnia każdemu z nas się przydała Yuki trochę odpoczął, ja wyszalałem się aż do następnej pełni a Sorey, choć na chwilę przestał się martwić. Wszystko jest tak jak być powinno.
- Dobranoc - Wymruczał mi do ucha zadowolony ostatni raz łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Dobranoc, śpij dobrze - Z łagodnym uśmiechem i wielkim zadowoleniem stanąłem na warcie, pilnując moją rodzice, robiąc wszystko, aby wydobyć z siebie ostatnie opary energii.

***

Rano, gdy słońce wstało, czułem się do niczego, ledwo siedziałem oparty o ścianę jaskini, moje oczy piekły, a ciało nie miało siły wstać, pełnia budzi we mnie radość i nadmierną ekscytacją, która wykańcza mnie dnia następnego.
Czując się jak żywy trup, nawet już nie wiedziałem co dzieje się wokół mnie, zazwyczaj w takich momentach ukrywałem się na jeden czasem dwa dni, w zależności jak szybko byłem w stanie używać mocy, które męczyłby jeszcze bardziej moje ciało.
Wszyscy już zdążyli wybudzić się ze snu, gdy ja dopiero co odpływałem, zmęczony ledwo trzymałem się na nogach, łapią wszystko z wielkimi opóźnieniem.
Rany, jakie było to irytujące, gdy jako jedyny nie miałem na nic siły.
- Dobrze się czujesz? Wyglądasz fatalnie - Sorey wcale mi nie pomógł, mówiąc to, co było wręcz oczywiste.
- Czuję się tak jak wyglądam - Przyznałem, dłonią pocierając twarz, aby się obudzić. - Mogę dziś cię wykorzystać? Nie będę w stanie wiele zrobić, dlatego proszę wezwij mnie do środka - Wydukałem, zakrywając usta, aby nie ziewać.
- Na pewno? Nie lubisz przecież być zamykanym - Kiwnąłem głową, nie lubię, ale to lepsze niż meczenie się ze mną, poza tym znacznie bezpieczniejsze i dla niego i dla mnie, jeśli ktoś go zaatakuje, będzie chroniony przez moją obecność wewnątrz niego, a i ja nie będę się męczył drogą.
- Po prostu to zrób - Burknąłem, byłem zmęczony i markotny chciałem tylko pójść spać, jeszcze trochę i usnę tu na siedząco, nie mając z tym problemów.

<Sorey?c:>

Od Taiki CD Shōyō

Naprawdę robię wielki błąd, daje mu najpierw do zrozumienia, że nie możemy tego robić, a gdy przychodzi co do czego, nie potrafię się powstrzymać. Wiem, że będziemy tego później żałować, w tej chwili jednak nie mogę, a może nie chcę nic z tym zrobić.
Słowa chłopaka zachęciły mnie jeszcze bardziej, nie mogłem się powstrzymać, gdy jego ciało tak bardzo pragnęło mojej bliskości, mojego dotyku i uwagi. Czy mogłem więc mu odmówić? Nie potrafiłem nigdy oprzeć się pożądaniu, które kontrolowało mój umysł. I w taki o to sposób po raz kolejny zrobię coś, czego robić przecież nie miałem.
Nie mówiąc już nic, bo słowa nie były i tak ważne zobaczyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, pozwalając się całkowicie ponieść. Chłopak miał rację, oboje tego chcemy, a więc nie ma potrzeby się powstrzymywać w tej chwili to i tak nie miało najmniejszego znaczenia, jego ciało w każdym najdrobniejszy centymetrze należało do mnie, a sam chłopak cudownie mi o tym przypominał, gdy moje usta dotykały jego klatki, a z jego gardła wydobywały się cicho jęki podniecenia.
Doskonale wiedziałem jak zająć się jego ciałem, aby czuł się jak w niebie, dokładnie przygotowałem go do zbliżenia, robiąc wszystko, aby tej chwili nigdy nie był w stanie zakończyć bez względu na to, co stanie się później, kiedy to oboje znów będziemy trzeźwo myśleć.

Upojne chwilę odeszły pozostawiając za sobą tylko przyjemne wspomnienia. Moja mała Karotka mocno najwidoczniej zmęczona szybko zasnęła, wtulając się w moje ciało, nie miałem nic przeciwko, choć przyznać muszę, że było to dziwne, pierwszy raz po seksie leżę w łóżku, zazwyczaj zbieram się i już mnie nie ma. I nie, nie chodzi tu o to, że to mój dom i z niego mógłbym wyjść, nie czuje jednak takiej potrzeby ani chęci wręcz przeciwnie przyjemnie leży mi się z nim w łóżku po tak cudownych wspólnych doznaniach.
Głaszcząc delikatnie ramię mojego śpiącego liska, wpatrywałem się w sufit, myśląc o tym, co wydarzyło się między nimi, analizując wszelkie za i przeciw powtórzenia tego, to fakt nie często zdarza mi się sypiać z kimś drugi raz, tym razem jednak myślę, że to naprawdę warte powtórki, może i chłopak nie do końca wiedział, co ma robić i jak się zachować myślę jednak, że dobrze go poprowadziłem, bo krzyczał tak pięknie, aż miło było to usłyszeć.
~ A miałem nie sprowadzać go na tę ścieżkę - Pomyślałem, poprawiając się delikatnie tak, aby nie obudzić śpiącego chłopaka, przytulając go do siebie, też byłem już trochę zmęczony, a więc postanowiłem zamknąć na chwilę oczy, by odpocząć kilka, a może nawet kilkanaście minut.

***

Obudziłem się znacznie później, niż mogłem przypuszczać, minęła ponad godzina od chwili mojego zamknięcia oczu, niby nic się nie stało, mogłem jednak spożytkować zdecydowanie lepiej ten czas.
Wzdychając cichutko, tak aby nie obudzić jeszcze śpiocha, wstałem powoli z łóżka, cicho wymykając się z pokoju. Po naszym stosunku należało umyć swoje ciało, doprowadzając się do codziennej perfekcji, dopiero wtedy wychodząc z łazienki, schodząc następnie do kuchni, gdzie miałem zamiar zjeść śniadanie. Takie zabawy wzmagają apetyt, trzeba więc uzupełnić braki potrzebne do normalnego funkcjonowania organizmu.
Tym razem nie mogłem jednak zjeść sam, dziwne myśli krążące w mojej głowie kierowały mnie ku powrocie do chłopaka, dziwne, lecz na tyle silne, abym to zrobił, biorąc talerz z jedzeniem do pokoju gościnnego, poczułem silną potrzebę podania śniadania, a powinno być obiadu do łóżka.
Przeniosłem więc talerz z jedzeniem do łóżka, stawiając go na szafce nocnej, delikatnie szturchając śpiocha w ramię.
- Halo, halo czas wstawać księżniczko - Shōyō otworzył powoli oczy, wycierając je dłonią,0 delikatnie uśmiechając się do mnie.
- Proszę, śniadanie zjedz, musisz uzupełniać to, co spaliłeś - Wyjaśniłem, podając mu talerz do rąk..
- Dziękuję - Nie przestając się uśmiechać, oblizał usta najwidoczniej głodny.
- Jak się czujesz? Boli cię coś? - Spytałem, z troską której sam nie pomogłem, miałem się tym nie interesować, a przyszło co do czego i już wariuje.

<Karotka? C:>

Od Keyi CD Yra'i

Zmrużyłam oczy, analizując zebrane do tej pory informacje. Dziewczyna o imieniu Yra wzbudzała we mnie mieszane uczucia. Wyglądała na zagubioną  w relacjach międzyludzkich, a jej zachowanie było nieoczywiste. Ciężko było mi wywnioskować coś szczególnego.
- Miło mi. Keya. – zsunęłam się z konia, następnie luzując popręg. – To, co robisz w tym lesie? Zapytałam, prowadząc Siwego obok siebie. Noce i dnie były zimne, a ta kobieta szła boso  i w dodatku bardzo skąpo ubrana. Było z nią coś nie tak. Przez myśl przebiegło mi słowo, które bardzo dobrze znam – wygnaniec. Nie mogłam przecież wykluczyć takiej opcji, choć nic by to prawdopodobnie nie zmieniło. 
- Mieszkam. – zdradziła ostrożnie. Uśmiech zdobiący jej twarz coś mi przypominał, ale jeszcze nie odkryłam co dokładnie. – Las to niesamowite miejsce.
Westchnęła rozmarzona, choć postawa ciała wciąż zdradzała nieufność. Przytaknęłam ruchem głowy i zmrużyłam oczy, zastanawiając się wciąż nad tym, skąd mogę znać jej urodę. Nie miałam pojęcia o czym mogę z nią rozmawiać, a i wciąż nie obdarzyłam ją zaufaniem. W ogóle spacer po lesie z całkowicie nieznajomą wydawał mi się dziwny i nie mogłam uwierzyć, że w tym uczestniczę.
Kiedy dotarłyśmy do celu, zauważyłam, że Yra jest dziwnie nieobecna. Jej oczy przestały mieć jakikolwiek wyraz. Nagle dziewczyna straciła równowagę i w ostatnim momencie wpadła w moje ręce. Straciła przytomność, a jej wiotkie ciało należało teraz do mnie.
- Same problemy. – mruknęłam do siebie. Po sprawdzeniu, zdiagnozowałam zwykłe osłabienie lub początek grypy. Chodziła półnaga po lesie w zimie, więc wcale mnie to nie dziwiło, a jako że obrałam teraz taką życiową ścieżkę nie mogłam zostawić jej na pastwę losu.
Z trudem udało mi się zapakować dziewczynę na rumaka. Ruszyłam w drogę powrotną, zabierając ją do mojego domu. Mieszkał ze mną Kadohi, ale obecnie musiał wyjść na kilka dni, więc miałam wolny pokój. Już niedługo potem przybyłyśmy pod moje mieszkanie, a po chwili leżała na kanapie – wciąż nieprzytomna. Przykryłam ją ciepłym kocem i zapaliłam obok kadzidełko, sprawiając, że zapach w pokoju wypełniła przyjemna woń ziół. Okazało się, że dziewczynę złapała w międzyczasie gorączka, ale po popadaniu kory wierzby wymieszanej z kwiatem lipy przestała ona postępować. Jej stan śmiało mogłam nazwać bezpiecznym i stabilnym, ale widoczne było wycieńczenie organizmu. Ile biegała tak po lesie i co konkretnie się jej przydarzyło? Raczej nie oczekiwałam odpowiedzi.
Yra w ciągu reszty dnia przebudziła się zaledwie kilka razy. Wciąż nieobecny wzrok i zmęczenie wymalowane na twarzy uspokoiło mnie, bo wiedziałam, że jeszcze długo pośpi. Pomimo, że martwiłam się co będzie dalej, to pozostawiłam to losowi. Kiedy się obudzi, czeka nas rozmowa.
Ostatni raz sprawdziłam co robi i po upewnieniu się, że mocno śpi sama ruszyłam do łóżka. Momentalnie złapał mnie sen, a ja całkowicie się mu oddałam.

Moje dłonie pokryte były czerwoną cieczą, a włosy wpasowały się w odcień świeżej krwi. Pokrywała wszystko, brudząc pomieszczenie, w którym stała. Księżyc dokładnie oświetlał całą scenę, dzięki wpadającym przez okno naprzeciwko mnie promieniom odbijanego od słońca światła. Katana, którą trzymałam, jakby się do mnie śmiała i błagała o zaspokojenie głodu. Moje usta wygięły się w uśmiechu, spełniając jej prośbę. Pod nogami padło ciało. Nagle jakby pojaśniało, dostrzegałam więcej szczegółów. Białe włosy, ciemna cera i równie jasne oczy pokryte teraz krwią, a w  dłoniach nieskalana biała róża. Jeszcze nie zdążyła się otworzyć, więc pozostała zamknięta na wieki. 
Pusty wzrok uderzył we mnie mocno, a martwe ślepia wywołały dreszcz. Nigdy już nie powstanie, nigdy nie skrzywdzi żadnego człowieka. Robię tak jak powinnam. Robię to czego wymagają. Robię to co lubię. A jej duch pozostanie przy mnie i będzie mnie dręczyć na wieki. 





Obudziłam się zlana potem i z trudem łapałam powietrze. Schowałam twarz w dłoniach, zmęczona wysiłkiem. Moje serce niebezpiecznie się śpieszyło, a ucisk naciskał na klatkę piersiową. Najbardziej jednak uderzył we mnie szok, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co właściwie się wydarzyło. To nie sen, a moja rzeczywistość. Do tego miałam złe przeczucia, że ta dusza została dopiero obudzona. Koszmar nie powstał sam z siebie, został przywołany. Czyżby już martwa, zamordowana kobieta była jakoś związana z Yrą? Karnacja i wyjątkowe włosy z pewnością je łączyły. Schowałam się pod kołdrą, próbując zatrzymać natłok myśli. Z pewnością już dzisiaj nie usnę.


Rankiem wszystko się uspokoiło. Kiedy zawitałam u Yra’i ta była obudzona. 
- Jak się spało? – zapytałam ostrożnie, stawiając obok na stoliku tackę z przygotowanym jedzeniem i herbatą ziołową. – Wypij to i zjedz wszystko. 
Rozkazałam, siadając na krawędzi łóżka. Jej bystre oczy mnie zilustrowały, więc cicho się zaśmiałam na ten gest i uniosłam ręce w geście obrony.
- Zasłabłaś, masz początek grypy. Jestem zielarką, więc moim obowiązkiem było ci pomóc.
Wytłumaczyłam się.


<Yra? :>>


czwartek, 29 października 2020

Od Soreya CD Mikleo

 Zabawnie było obserwować, jak moje anioły w ten jeden chyba szczególnie dla nich ważny dzień zamieniają się osobowością. Już prawie zapomniałem, jak to oddziaływało na Mikleo. Szczerze, nigdy nie powiązałbym pełni oraz apatii Yuki’ego, a przecież wcześniej działo się z nim podobnie. Kompletnie zapomniałem po tym, że przecież on jest tej samej rasy, co mój mąż i co miesiąc myślałem, że ma po prostu gorszy dzień. Albo, że poprzedniego dnia za bardzo przesadził z mocami, co czasem mu się zdarzało. Nie dość, że przez następne dwa dni chodził zmęczony i ogólnie jakiś taki bez życia, to dodatkowo nie mógł używać swoim mocy przez tydzień, albo i więcej. Po kilku takich razach już nauczył się, jaki jest jego limit i kiedy powinien przestać, i coraz rzadziej zdarzało mu się przesadzać. Ale jakim cudem nie łączyłem jego apatii z pełnią, wie wiem. To chyba pokazywało, jak wielkim ignorantem byłem. 
- Nie mogę jeść za szybko, bo jeszcze kolki dostanę – powiedziałem lekko uszczypliwie, chcąc się lekko podroczyć z mężem. Widziałem, jak bardzo zżerała go energia i jak bardzo chciał ją spożytkować, ale nie mogłem nic na to poradzić. Wcześniej oczywiście mieliśmy na to pewien sposób, i to bardzo przyjemny sposób, ale teraz nie mogłem mu pomóc, nie było ku temu odpowiednich warunków. Będzie musiał się trochę pomęczyć się z tym sam, przynajmniej do wieczora. Na razie nie podobało mi się jedynie to, że znów dotykał mojego plecaka, a ja nie zdążyłem jakkolwiek zareagować. Dobrze, że ukryłem niespodziankę na samym dnie plecaka, chyba tylko dzięki temu jeszcze jej nie znalazł.
Mikleo westchnął ciężko, jakby zirytowany moimi słowami i usiadł obok mnie. Nie trwało to jednak długo, bo zaraz wstał i zaczął robić małe kółeczka wokół obozowiska. Chyba nawet zwierzaki nie wiedziały, o co mu chodzi, bo w pewnym momencie Codi oderwał się od jedzenia i zaczął przyglądać się mojemu mężowi z widocznym niezrozumieniem na pyszczku i z tak śmiesznie przechylonym łebkiem. Chyba muszę zmienić zdanie, nawet Yuki się tak nie zachowywał. Może czasem, jak był mniejszy troszkę marudził, że chce już jechać, ale aż tak źle nie było. A co robi właśnie w tym momencie? Siedzi cichutko przy mnie i rysuje sobie patykiem po piasku, a jego twarzyczka była dziwnie zobojętniała. Zupełnie jak nie on. 
Jeżeli tak będzie co pełnię, chyba wkrótce z nimi zwariuję. 
Pospieszyłem się trochę z tym jedzeniem, nie chcąc jeszcze bardziej irytować Mikleo. Chociaż, nie wyglądał na jakoś bardzo zirytowanego. Bardziej na zniecierpliwionego i radosnego jednocześnie. Dziwne połączenie. Czy każda pełnia wyglądała tak samo? Chyba nie, nie wydaje mi się. A może to dlatego, że każdą pełnię spędzaliśmy bardzo podobnie? Tak, to chyba o to chodziło. 
- Spokojnie, jeszcze zdążysz spożytkować tę energię na inne rzeczy – powiedziałem do niego wesoło, sadzając Yuki’ego na koniu. Czy to dziecko znowu zasnęło? Dzieje się tak prawie od roku, a nigdy nie potrafiłem się to tego przyzwyczaić. Zawsze się o niego martwiłem, bałem się czasem nawet, że to jakaś dziwna anielska choroba pomimo tego, że wiedziałem, że to tylko przeholowanie z mocami. Szczerze, nawet teraz się trochę o niego obawiałem, a przecież wiedziałem, że to tylko pełnia. 
- Sugerujesz coś? – odparł dziwnym tonem Miki, patrząc na mnie spod przymrużonych oczu. W jego cudnych, lawendowych oczach zauważyłem dzikie ogniki. Rzadko kiedy widzę go takiego, a to bardzo cudny widok. 
- To pozostawiam do twojej interpretacji – uśmiechnąłem się do niego łagodnie, wsiadając na konia. 
Podróż była zabawna, przynajmniej z mojej perspektywy. Mikleo był bardzo gadatliwy, mógłbym rzec, że buzia mu się nie zamykała, gdyby tak wziąć pod uwagę to, jak bardzo mało ostatnio mówił. Nie, żeby mi to przeszkadzało, lubiłem, kiedy mówił, miał bardzo ładny i przyjemny dla ucha głos. A jeżeli chodzi o emocje i o wyrażanie ich, chyba po raz pierwszy tak łatwo mu to wszystko szło. Naprawdę miło było na to patrzeć. 
Kiedy zatrzymaliśmy się na noc, bardzo szybko ogarnęliśmy obozowisko. Znaczy, Mikleo ogarnął, ja jedyne, co zdążyłem zrobić, to rozłożyć koc dla śpiącego Yuki’ego i otulić kocem. Rozumiałem, że jest pełnia i w ogóle, ale nadal nie potrafiłem zrozumieć, skąd Mikleo bierze tyle energii. I tyle myśli, którymi tak chętnie dzieli się ze mną na głos. 
- Jeśli chcesz mi powiedzieć, że dzisiaj ty bierzesz wartę, to cię zasmucę, bo dzisiaj jeszcze ja was popilnuję – powiedział Mikleo, kiedy przysiadłem obok niego. 
- Nie po to tutaj przyszedłem – wymruczałem, przybliżając się do jego ust i kładąc jego dłoń na biodrze. Anioł zaraz odwzajemnił ten gest, ale później zupełnie niespodziewanie odsunął się ode mnie i położył mi palec na ustach. Posłałem mu oburzone spojrzenie, o co mu niby chodzi? Coś mu nie pasuje?
- Chodź – wyszeptał, chwytając mnie za dłoń i pociągając  w górę, zmuszając mnie tym samym to wstania. 
- Co? Ale co z Yukim? Nie możemy go zostawić samego – powiedziałem, niepewnie zerkając w stronę śpiącego chłopca. 
- Przecież śpi. I nie jest sam, ma Codi’ego. Poza tym, będziemy niedaleko, nic mu się nie stanie. No chodź – dalej nalegał, a ja finalnie mu uległem. Nie wiedziałem, co takiego wymyślił, ale postanowiłem mu zaufać. 

<Mikleo? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Po tym przestałem już cokolwiek rozumieć. Najpierw mówi mi, że nie szuka związku i nie mieć ze mną nic wspólnego w tym kontekście, a chwilę po tym całuje. Jak powinienem to odebrać? To znaczy, że chce tego? Przecież nie zrobiłby tego, gdyby nie chciał. Znałem jego podejście co do związków, wiedziałem, że nie szukał niczego stałego, dlaczego więc zrobiłem sobie nadzieję? Jakaś mała cząstka mnie wierzyła, że usłyszę coś innego, a po tym geście z jego strony chyba zacząłem wierzyć w to jeszcze bardziej. Taiki miał rację, nie chciałbym, aby skończyło się na jednym razie… chyba, tak mi się wydaje. Po prostu nie chciałbym go stracić i chciałbym być możliwie jak najbliżej niego. Ufałem mu, zależało mi na nim, a kiedy był blisko, serce zaczynało bić szybciej. Czułem się przy nim bezpiecznie, nie musiałem przejmować się tym, kim i jak bardzo niedoskonały jestem, a jego dotyk… uwielbiałem jego dotyk, albo raczej moje ciało  je uwielbiało. Słowa Nadii nie sprawiły, że zacząłem patrzeć na niego inaczej. Ona mówiła o kimś zupełnie innym, o złym człowieku, a Taiki… Taiki przecież nie był zły.s
Położyłem dłoń na jego policzku i delikatnie pogładziłem go po nim. Co ja powinienem teraz zrobić? Wcześniej, jak mi dobitnie powiedział, że nic między nami być nie może, pomyślałem, że lepiej będzie, jak po prostu ograniczę kontakt z nim, póki mi nie przejdzie, co było bardzo głupim pomysłem i jednocześnie bolesnym rozwiązaniem dla mnie. Głupi, bo nie było wiadomo, jak długo będzie trwał w moim przypadku ten stan, albo czy przypadkiem nie nastąpi odwrotny skutek od zamierzonego. A bolesny, bo im dłużej go nie widziałem, tym gorzej się czułem. Chyba odrobinkę się od niego uzależniłem. 
Stanąłem na palcach i niepewnie połączyłem nasze usta, spodziewając się odtrącenia, ale po prostu chciałem się dowiedzieć, czego tak naprawdę chce chłopak. Ku mojemu zaskoczeniu, Taiki odwzajemnił pocałunek. Na ten gest każda komórka w ciele wręcz krzyczała ze szczęścia, a kiedy położył dłoń na moim biodrze, od razu poczułem jak moje ciało zaczyna przyjemnie drżeć. Znów poczułem się cudownie, nie opierałem się mu i pozwoliłem, aby popchnął mnie na łóżko. Taiki nie oderwał się od moich ust, pochylił się nade mną i nim się zorientowałem, wsunął dłoń pod moją koszulkę. Z mojej głowy uleciały wszelkie myśli, na ten moment kompletnie zapomniałem o tym, co takiego mi mówił. Nie za bardzo wiedziałem, jak powinienem się zachować i co robić, dlatego starałem się podążać za instynktem. Niepewnie wsunąłem dłoń w jego kosmyki, a drugą zacząłem odpinać guziki jego koszuli. Nie chciałem, aby chłopak przestawał, oszaleję, jeżeli to zrobi. 
Ale nagle właśnie to się stało. Chłopak oderwał się od moich ust i zaprzestał błądzić dłonią po moim ciele. Oboje zaczęliśmy ciężko dyszeć, Taiki wydawał się być zmieszany, ale nie rozumiałem, czemu. Posłałem mu smutne spojrzenie i nerwowo poruszyłem swoimi ogonami, czego oczywiście ujrzeć nie mógł. Moje ciało obecnie znajdowało się w bardzo dziwnym stanie, nigdy wcześniej się tak nie czułem. No, może nie biorąc pod uwagę wczorajszego wieczora, ale wczorajsze wspomnienia były lekko zamglone. Dzisiaj było lepiej niż wczoraj, przynajmniej lepiej. 
- Nie wiesz, w co się pakujesz, Shōyō – powiedział cicho, wpatrując się we mnie z niezrozumiałym dla mnie spojrzeniem. Przygryzłem nerwowo wargę, w myślach przyznając mu rację. Nie miałem pojęcia, ale to wszystko było takie przyjemne. Po prostu nie chciałem, aby przestawał, prostszej myśli mieć nie mogę. 
- Chcę tego. Ty chyba też. Podoba mi się to, każdy twój dotyk jest cudowny. Chyba nie ma w tym nic złego, prawda? – odparłem równie cicho, nieco się przy tym rumieniąc. 
- Nie zapewnię ci tego, czego chcesz – ostrzegł mnie, a ja uśmiechnąłem się do niego najładniej jak tylko potrafiłem. 
- Sam nie wiem, czego chcę. Jestem pewny tylko jednego. Nie chcę, abyś przestawał – wyszeptałem, patrząc na niego z uwagą. Czułem dziwne mrowienie na całym ciele, jedynie siłą woli powstrzymywałem się od tego aby utrzymać swoje ciało w miejscu. Byłem zniecierpliwiony i to nie za bardzo mi się podobało.

<Taiki? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Wiedziałem, że Sorey może mieć pretensje o niewybaczenie go na czas ze snu, pewnie myśli, że będę z tego powodu zmęczony, jak to była zazwyczaj tym razem będzie jednak inaczej, to jutro będę ledwo żywy, dziś natomiast mógłbym góry przenosić, czując się jak nowo narodzony.
- Dobrze, dobrze obudzę cię - Obiecałem, uśmiechając się do męża.
- A tylko spróbuj nie - Udał groźnego co wcale mu się nie udało, kiwnąłem jednak głową, rozumiejąc co do mnie powiedział, pozwalając mu tym samym spokojne wrócić do snu.
Oczywiście miałem zamiar obudzić męża, gdy tylko wstanie Yuki miałem jednak przeczucie, że to nie będzie potrzebne, dziecko samo głośno da znać o swoim istnieniu.
Głaszcząc przez chwilę włosy męża, wpatrywałem się w niebo, doskonale wiedząc, dlaczego nie chcę mi się spać, dzisiejszej nocy będzie pełnia, mój organizm doskonale to czuje. Brak zmęczenie, nadmierna chęć ruchy i to przyjemne mrowienie ciała. Tej nocy znów nie będę mógł spać może to i dobrze mój mąż skorzystał na tym, będzie mógł odpocząć i zebrać siły na dalszą podróż, gdy ja będę mógł, wszystkim się zajmę, przynajmniej dopóki hormony nie wezmą góry.
Grzecznie więc czuwałem, nie poruszając się nawet odrobinkę, aby nie obudzić śpiącego chłopaka, któremu zacząłem się przeglądać. Był naprawdę cudowny, może on tego nie dostrzega, ale ja tak, nie pokochałem przecież byle kogo. Sorey od zawsze był moją bratnią duszą irytującą mnie swoim dziecinnym zachowaniem, które z czasem naprawdę pokochałem, nie chciałbym nikogo innego, nigdy już nie pokocham nikogo innego. Anioły zakochują się na całe życie, wiernie trwają przy swoich połówkach, nawet gdyby Sorey bardzo tego chciał, nie opuściłbym go nie mogę, anioły nie potrafią zdradzić ani odejść. Wiernie trwają aż do końca przy tych, których kochają.
Zamyślony nie dostrzegłem, gdy Yuki wyszedł z jaskini, podchodząc do nas, ku mojemu zaskoczeniu był bardzo cicho, spokojne dziecko ta pełnia i na niego zaczyna działać, na co dzień żywy i radosny teraz cichy i spokojny pełnia ujawnia drugie oblicze każdego anioła, choć raz dziecko nie będzie sprawiało problemów.
Pogłaskałem chłopca po główce, budząc męża, który mógł być odrobinkę zaskoczony zachowaniem chłopca, który wręcz spał na stojąco.
- Co mu jest? - Wstał z ziemi, biorąc chłopca na ręce, może wcześniej, gdy taki był Sorey brał go za chorego a może to pierwsza pełnia, które i na niego oddziałuje.
- Nic, nie martw się pełnia nadchodzi jutro mu przejdzie - Mówiłem wszystko z ogromną radością zachowując się jak radosny chłopiec dziś nic nie może mnie zdenerwować.
Sorey na początku był nawet zaskoczony, szybko jednak przypominał sobie, jaki byłem podczas pełni. Moje ciało nie odczuwało zmęczenie, a mózg chciał zrobić tak wiele rzeczy, rany nie dam rady, dziś siedzieć w siodle muszę chodzić i chodzić, ruszać się, aby nie zwariować.
Nie czekając więc na zgodę ze strony męża, zrobiłem wszystko, spakowałem nas, przygotowałem śniadanie, ogarnąłem zwierzaki, szło mi to naprawdę szybko, Sorey nie zdążył zareagować, a ja byłem już ze wszystkim gotowy.
- Jak ty to robisz? - Na dźwięk jego słów zaśmiałem się cicho, wzruszając ramionami, dziś szaleje, nocą nie będę umiał miejsca sobie zanieść, a jutro będę umierał.
- Mówiłem pełnia, no już jedź i ruszamy - Ponagliłem go ogarniając zmęczonego chłopca, który nie miał sił dziś nawet się bawić, nie specjalnie mi to przeszkadzało będzie grzeczny i mało gadatliwy, a i to dobrze mu zrobi.

<Sorey? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Byłem naprawdę zaskoczony, słysząc jego słowa, naprawdę nie tego się spodziewałem, myślałem raczej, że przyzna mi rację, mówiąc coś w stylu „Masz rację, gdybym nie był pijany, nigdy bym tego nie zrobił” Z resztą każde zdanie brzmiałoby lepiej niż to które od niego usłyszałem w tej chwili. Oczywiście nigdy nie gardzę przelotnym seksem, nie tego jednak dla niego chcę. Co, jeśli coś więcej poczuje po naszym zbliżeniu? Co, jeśli dla mnie to będzie tylko jednorazowy wyskok? Sam przecież słyszał, że ja nie potrafię kochać i tak wiem, wiem, zawsze w takich momentach słyszę „Może nie trafiłaś na odpowiedniego?” Nigdy nie trafię na odpowiedniego dla siebie, bo wina całkowicie leży po mojej stronie, nie potrafię kochać, a może nie chcę kochać. Nie ma to zresztą znaczenia, chłopak na pewno nie chciałby być jednorazową przygodą. A co jeśli między nami by się wszystko zmieniło? Co wtedy? Nie chcę tego, ja na prawdę go lubię i, mimo że pragnę jego bliskości, bardziej niż mogę sobie wyobrażać, nie chcę sobie na to pozwolić, on sam naprawdę nie ma pojęcia co mówi.
- Shōyō to.. Cóż trochę głupia sprawa - Przyznałem, nie za bardzo wiedząc jak by z nim zacząć tę rozmowę. To nie było takie proste, jakby się wydawało, jak mam to powiedzieć, aby nie skrzywdzić go? Nie tego przecież dla niego chcę, gdybym chciał go wykorzystać, zrobiłbym to już dawno, chłopak jest bardzo naiwny, a to idealny cel do zabawy, polubiłem go, więc chcę oszczędzić mu tego bólu, który może doznać po tym, co stałoby się po stosunku i nie chodzi mi tu o ból fizyczny, a raczej ten psychiczny.
- Chodzi o wygląd prawda? - Spytał, unosząc głowę, pierwszy raz było mi głupio, naprawdę głupio, nie chcę go skrzywdzić, a on sam wyciąga całkowicie sprzeczne wnioski. Co wygląd ma do tego wszystkiego? Ja naprawdę nie jestem aż takim pustakiem, nie patrzę na jego wygląd na większości moich jednorazowych przygód też nie, wchodzę w układ, dobrze się bawię i kończę znajomość. Tyle, nie ma znaczenia wygląd.
- Nie o to mi chodzi - Westchnąłem cicho zastanawiając się przez chwilę jak mam mu to wyjaśnić, ale tak by go nie skrzywdzić.
- Bardzo cię lubię a twój wygląd jest idealny ja po prostu nie chcę cię skrzywdzić - Próbowałem mu to jakoś wyjaśnić i sam już nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, czy z nim, jak można czuć coś do gościa takiego jak ja? Doskonale wie jakim dupkiem jestem, Nadia wszystko mu powiedziała, a on mimo to chce w to wejść?
- Skrzywdzić? - Powtórzył to z takim zaskoczeniem, jak gdyby nigdy nie słyszał o tym, jak to ze mną jest.
- Nie wchodzę w stałe związki, a nie sądzę, aby cię interesowała tylko zabawa - Wyjaśniłem, nie wiem, czy chłopak mnie rozumie i czy ja go rozumiem, wiem, jedno ja naprawdę nie nadaje się dla niego.
- Rozumiem - Kiwnął głową spuszczając głowę wpatrując się w nerwowo drżące mu dłonie.
Rany co ja zrobiłem? Gdybym nie odwzajemnił tego pocałunku, wszystko byłoby dobrze, dlaczego więc to zrobiłem? Dlaczego jego smutek powoduje ból w moim sercu? Co mam robić? Nie myśląc za długo, uniosłem jego podbródek do góry, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. Jestem idiotą, chciałem, żeby wybił sobie mnie z głowy, a zamiast tego całuję go w chwili, w której całować go nie powinienem.
- Wybacz, to nie było na miejscu, nie chcę ci zrobić krzywdy - Przyznałem, choć serce było jak szalone, tak bardzo chciałem trzymać go z daleka, jednocześnie pragnąc mieć go, jak najbliżej siebie. Jestem kretynem najprawdziwszym kretynem, zrobię mu nadzieję, a później mnie znienawidzi, już czuję tę nienawiść kierowaną w moją stronę. Zasłużenie w końcu nie potrafię trzymać go z daleka, choć bardzo chcę, aby go nie skrzywdzić.

<Karotka?c:>

środa, 28 października 2020

Od Soreya CD Mikleo

 Pomasowałem tył głowy z lekko skwaszoną miną, może to nie było mocne uderzenie, ale jednak odrobinę bolało? Czemu musiał mnie bić? Przecież nic złego nie zrobiłem, wyraziłem tylko swoje zdanie, które w sumie później okaże się prawdą. Może i teraz nie jest zmęczony, ale za parę godzin będzie uważał inaczej, ale wtedy będzie już za późno. Dodatkowo obiecał mi, że mnie obudzi, i jeszcze nie dopełnił obietnicy. Tak się nie robi, jak ja mu coś obiecam, to dotrzymuję słowa, albo przynajmniej się staram. A on zrobił to z premedytacją, i jeszcze uważa, że się nic nie stało. 
- Nie zachowuję się jak dziecko – bąknąłem pod nosem, nieświadomie lekko pusząc policzki. Co to w ogóle ma być? Najpierw mówi mi, że nie jestem już dzieckiem, a teraz twierdzi coś zupełnie odwrotnego. Wtedy nawet zrobiło mi się miło, w końcu zawsze nazywał mnie dzieciakiem, niezależnie, ile miałem lat, albo czego to nie zrobiłem. I właśnie teraz to wszystko się posypało. 
- Właśnie widzę – odparł, wyraźnie rozbawiony moim zachowaniem. Przepraszam bardzo, ale co go tak bawi? Przecież nie zrobiłem niczego zabawnego. Czasem naprawdę go nie rozumiałem. Znaczy, cieszy mnie niezmiernie to, że tak świetnie idzie mu nauka, zwłaszcza, że nauczyciel ze mnie żaden. Doceniam każdą, pojedynczą emocję, która pojawia się na jego twarzy, albo którą mogę wychwycić z tonu jego głosu. Miło by jednak było, gdybym również wiedział, co go tak bawi, może również bym się pośmiał. – Trochę tęsknię za takim tobą – dodał po chwili cicho, a ja zmarszczyłem brwi na jego słowa. Teraz też nie potrafiłem go zrozumieć. 
- Przecież jestem takim sobą cały czas – przyznałem szczerze, patrząc na niego z niezrozumieniem. To była prawda, jeżeli ktoś się zmienił, to on i Yuki, ale ja nadal jestem po prostu taki, jaki byłem zawsze. Czyli mało użyteczny. 
- Zmieniłeś się, Sorey. Zauważyłem, że jesteś mniej radosny, a więcej udajesz. Nie chcę, abyś zmuszał się do czegokolwiek – szepnął, delikatnie gładząc mój policzek.
 Zastanowiłem się chwilę nad jego słowami? Czyżby tak było? Może odrobinkę. Uśmiechałem się, by się mną nie przejmował oraz by mógł uczyć się emocji, a tego przecież tak bardzo pragnął. Po jego śmierci faktycznie nie potrafiłem czerpać radości z życia, ponieważ jak dla mnie zniknęła ona wraz z nim. Od całkowitego załamania się powstrzymywał mnie Yuki, ale przyznam, były takie dni, w które chciałem go zostawić pod opieką Zaveida i Edny. Według mnie oni zapewniliby mu lepsze wychowanie, są Serafinami, na wychowywaniu małych Serafinów znają się na bank lepiej ode mnie. Zresztą, nadal tak uważam, Yuki na pewno miałby lepiej z nimi niż ze mną. 
Ale przecież teraz już wszystko było dobrze. Mikleo wrócił, jest tutaj z Yukim i ze mną, a dodatkowo na ten moment jeszcze mnie nie nienawidzi, czy może być lepiej? Nie, i dlatego bardzo mnie to cieszy, i zawsze mi się wydawało, że to wyraźnie pokazuję. Może Mikleo nie potrafił określić , czy jestem radosny czy nie? Nie, problem nie tkwi w nim, a we mnie. Chyba będę musiał bardziej okazywać moją radość.
Przybliżyłem się do niego i nachyliłem się nad nim, delikatnie całując jego nos. 
- Niczego nie udaję, Owieczko. Bardzo, ale to bardzo cieszę się, że wróciłeś i jesteś tu z nami – powiedziałem lekko uszczypliwym tonem, uśmiechając się do niego zadziornie. Mimo, że a zewnątrz było jeszcze szaro, ponieważ słońce nie zdążyło wyłonić się zza horyzontu, zdołałem ujrzeć, jak lekko burzy się na moje słowa. Wiedziałem, że to magiczne słówko na niego zadziała. 
- Możesz przestać z tą owieczką? To kompletnie do mnie nie pasuje, nawet nie wiem, skąd ci się to wzięło – odparł, prychając cicho pod nosem. Nie wiedzieć czemu, ale bardzo nie lubił tego przezwiska, burzył się na nie gorzej niż wtedy, kiedy nazywam go słodkim czy uroczym. 
- Tyle razy ci to tłumaczyłem. Masz takie miękkie, białe włosy – powiedziawszy te słowa, zgarnąłem za ucho jeden z jego kosmyków. – I jesteś bardzo uroczy. I dodatkowo masz takie niewinne spojrzenie. 
- Niewinne spojrzenie? Czy ty siebie w ogóle słyszysz? – spytał, chyba bardziej rozbawiony niż zezłoszczony. To dobrze, o to mi chodziło. 
- Przecież anioły są symbolem czystości i niewinności, czyż nie? – wymruczałem i ucałowałem tym razem jego usta. – Skoro już wstałem, mogę was popilnować, póki Yuki się nie obudzi, a ty mógłbyś się przespać, póki masz taką możliwość – odparłem, odrywając się od niego i opierając głowę o chłodny kamień.
- Mówiłem ci już, że nie jestem śpiący, jak ktoś z nas dwóch ma spać, to ty. To ty jesteś człowiekiem, nie ja – odparł, a ja westchnąłem cicho. 
- Nie musisz mi przypominać, że jestem tym słabszym, zdaję sobie z tego sprawę – powiedziałem nieco żartobliwym tonem, by nie poczuł się źle. Sam nie odebrałem tego jako obelgę, po prostu stwierdzam prosty fakt. – Skoro ty nie korzystasz z możliwości snu, to ja się jeszcze chwilę prześpię. Tylko obudź mnie, jak Yuki wstanie, tylko żeby nie było tak, jak z moją wartą – powiedziałem ostrzegawczo, opierając głowę o jego ramię i przymykając oczy. W sumie, byłem jeszcze odrobinkę zmęczony, ale byłem w stanie poświęcić się, gdyby Mikleo był zmęczony. Skoro mam wybór, to z niego skorzystam. Nie ma sensu, abyśmy oboje stali na warcie, a może drzemiąc na ramieniu męża szybciej się wybudzę, kiedy będzie trzeba. W tej kwestii już mu troszkę nie ufałem, skoro raz mnie nie obudził, kiedy go o to poprosiłem, drugi raz również mógłby tego nie zrobić. 

<Mikleo? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Obudziłem się późnym rankiem, z okropną suchością w gardle i równie okropnym samopoczuciem. Doskonale pamiętałem wszystko z poprzedniego wieczoru, albo przynajmniej znaczną większość, a już a pewno moment, w którym zostałem przyprowadzony do pokoju. Westchnąłem cicho i przeczesałem dłonią włosy, zapewne powodując na głowie jeszcze większy bałagan niż który powstał przed całą noc. Nie bolała mnie głowa, nie byłem nawet za bardzo zmęczony, czułbym się świetnie gdyby nie ta okropna suchość w gardle. Tak powinno być po alkoholu? Nie wiem, ale jeśli tak, to wcale nie było tak źle. Ogólnie wieczór był naprawdę udany, a może byłby taki, gdyby nie to, co stało się później, w domu, w tym pokoju. 
Naprawdę go pocałowałem. Rany, naprawdę to zrobiłem, i to było… cudowne i dziwne zarazem, ale dziwne w tym pozytywnym znaczeniu. Obawiałem się z początku, że Taiki będzie na mnie zły, ale kiedy odwzajemnił pocałunek i zainicjował kolejny, poczułem się naprawdę szczęśliwy. Jego dotyk na mojej skórze to było coś niesamowitego, nigdy w życiu nie było mi tak przyjemnie i kiedy zaczynało mi być jeszcze lepiej, on nagle... przestał. Tego nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego to zrobił? Taiki stwierdził, że dnia następnego bym tego żałował, ale jak na razie żałuję jedynie tego, że nic się nie stało. Przecież ja tego chciałem, on chyba też tego chciał, więc co mogło być w tym złego? Nie skrzywdziłby mnie, tego byłem pewien. 
A może to była jedynie wymówka? Może to ze mną było coś nie tak? Odsunął się ode mnie dopiero po tym, jak wsunął swoją dłoń pod moją koszulkę. Może to przez to, że byłem za bardzo chudy? Pewnie nie byłem w jego typie, ale chciał mi tego powiedzieć wprost, by mnie nie obrazić. Rany, na pewno nie byłem w jego typie, przecież jak ja wyglądałem, a jak on, przecież to niebo a ziemia. Co ja sobie w ogóle myślałem? Byłem mały, chudy, i ogólnie jakiś taki beznadziejny. To oczywiste, że nigdy nie spojrzy na mnie tak, jak ja od niedawna patrzę na niego. To odtrącenie naprawdę mnie zabolało. 
Opadłem z powrotem na poduszki, czując zażenowanie oraz smutek jednocześnie. Nie dość, że jestem beznadziejny, to jeszcze wyjątkowo głupi. Pewnie po tym już Taiki nie będzie chciał mnie znać, albo zacznie traktować mnie chłodniej, bym nie zaczął sobie wyobrażać nie wiadomo czego. Naprawdę mi na nim zależy, więc czemu muszę to wszystko psuć? 
Poczułem, jak coś wskakuje na mój brzuch i zaraz zrozumiałem, że jest to Vivi. Nim się zorientowałem, zaczęła lizać mnie po policzkach, powodując tym samym śmieszne łaskotanie. Zaśmiałem się cicho i odsunąłem ją do siebie, po czym podniosłem się do siadu. Widok cieszącego się na mój widok zwierzaka, przynajmniej ona jedna ma mnie za kogoś wartościowego. 
- Dzień dobry, piękna – powiedziałem cicho, głaszcząc jej cudownie miękką sierść. – Daj mi moment, ogarnę się i będziemy mogli wracać do domu – dodałem, nie przestając drapać jej za uchem. Tak chyba będzie najlepiej. Cichutko się ogarnę, poprawię po sobie łóżko, a potem równie szybko wyjdę, nie chcąc przeszkadzać Taiki’emu i jego cudownej cioci, a zwłaszcza Taiki’emu. Już wystarczająco się popisałem. Nie żałuję pocałunku, z chęcią powtórzyłbym go jeszcze raz, ale coś czuję, że to już nie będzie możliwe… rany, co się ze mną dzieje? Kiedy on mnie pocałował, nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy, a teraz sam chcę to zrobić. Już powoli przestaję rozumieć samego siebie. 
Postawiłem Vivi na podłodze i sam ruszyłem do łazienki. Byłem cicho, nie chcąc przeszkadzać Taiki’emu i jego cioci, którzy byli w kuchni i rozmawiali między sobą. Po piętnastu minutach, kiedy już wychodziłem, usłyszałem zamykanie się frontowych drzwi; najwidoczniej ktoś musiał wyjść. To był chłopak, czy może jego ciocia? Cóż, niedługo się dowiem, sam również będę wychodził. 
Wróciłem do pokoju, gdzie spędziłem noc, gdzie zastałem leżącą na łóżku Vivi, która na mój widok zeskoczyła na podłogę i podbiegła do mnie, wesoło merdając rudą kitą. Chyba wyczuwała, że potrzebuję małego pocieszenia, bo moje samopoczucie było naprawdę kiepskie. Poklepałem ją po łebku i zacząłem poprawiać łóżko. Słysząc ciche pukanie od razu przestałem i odwróciłem się w stronę drzwi, wpatrując się w nie wyczekująco. Kiedy do pokoju wszedł uśmiechnięty Taiki, poczułem się trochę dziwnie. Czyli zachowuje się tak, jak gdyby nic się nie stało…? W sumie, nic się stało, do niczego nie doszło. Próbowałem zrobić dobrą minę do złej gry, ale chyba nie najlepiej mi to wychodziło.
- Hej, słyszałem, że wstałeś. Jak się czujesz? – spytał łagodnie, wchodząc do środka. Ciekawiło mnie, kiedy wspomni o tym, co wczoraj zrobiłem, albo czy w ogóle o tym wspomni.
- Całkiem dobrze – odparłem, posyłając mu lekki uśmiech i odwracając się znów, chcąc dokończyć to, co wcześniej zacząłem. – Właściwie, mogę już wychodzić, nie chciałbym kłopotać ciebie i twojej cioci – drugie zdanie powiedziałem już z nieco zachrypniętym głosem, to wszystko przez tą głupią suchość w gardle. 
- Przecież nie musisz od razu wychodzić, nie jesteś żadnym kłopotem , nigdy nie byłeś i nie jesteś – odpowiedział chłopak i usłyszałem, jak podchodzi do mnie. – Przyniosłem ci wodę i coś na ból głowy, pomyślałem, że możesz czuć się po wczorajszym piciu nie najlepiej, trochę cię wzięło. 
- Nie boli mnie głowa – zauważyłem, odwracając się do niego i przyglądając się mu uważnie. Dopiero teraz ujrzałem, że faktycznie, trzyma coś w dłoniach, wcześniej kompletnie nie zwróciłem na to uwagi, skupiłem się tylko na jego twarzy. – Ale dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony – dodałem po chwili zdając sobie sprawę, że to, co powiedziałem, mogło zabrzmieć niegrzecznie. 
- Nie musisz tego ukrywać, widzę, że nie wyglądasz najlepiej – nadal uparcie trzymał się swojego. Westchnąłem cicho, słysząc jego słowa. Czyli zauważył? Jestem chyba beznadziejny w udawaniu tego, że wszystko jest ze mną w porządku. Albo po prostu nie chcę udawać przy nim. 
- Ale to nie z tego powodu – powiedziałem cicho, po chwili wbijając wzrok w podłogę. Chyba nie ma sensu, aby dłużej to ukrywać. – Pamiętam, co się wczoraj wydarzyło i co zrobiłem. 
- Och – wyrwało się mu z piersi. – Cóż, nie przejmuj się tym. Alkohol czasem tak działa na ludzi, nie musisz się o to martwić. Wiem, że gdyby nie to, nigdy byś tego nie zrobił. 
- A gdybym ci powiedział, że tak? Że zrobiłbym to jeszcze raz, nawet nie będąc pod wpływem alkoholem? – wymamrotałem nawet nie podnosząc wzroku. Poczułem, że lepiej, aby to wiedział, chociaż to było dla mnie trochę bardzo zawstydzające. 

<Taiki? c:>

Od Yra'i CD Keya

Kolorowe liście tańczyły na chłodnym wietrze, spadając powoli z gałęzi drzew. Przemierzając leśną ścieżkę, przez moją głowę przebiegały tysiące myśli. Dźwięcznie śpiewające ptaki budziły powoli każdego mieszkańca kniei, a ja oddychałam rześkim powietrzem unoszącym się wśród lasu, stawiając powoli krok za krokiem. Bose stopy stykały się z okrutnie zimną ziemią, jednak przyzwyczajona do takich warunków, nie zwracałam na to uwagi. Poszukiwania jakiegokolwiek posiłku nie należały do najłatwiejszych, już wiele razy przekonałam się, że nawet po długim czasie mogą zakończyć się fiaskiem. Dziś byłam zdeterminowana i miałam pełno nadziei, że jednak uda mi się cokolwiek znaleźć. Idąc i rozglądając się na boki, nagle do moich nozdrzy dotarł drażniący, ale subtelny zapach. To z pewnością nie było żadne znane mi zwierzęcie, ta woń wyróżniała się wśród innych odorów - doskonale wiedziałam, że należy do człowieka. Nutka rumianku, szałwii, może i również melisy. To połączenie polnych ziół nie wzbudziło we mnie niepokoju, wręcz przeciwnie. Choć może tylko dlatego, że miałam z nimi do czynienia na co dzień?...

Odgłos dudniących o twardą glebę kopyt był coraz głośniejszy i jakby bliższy. Niedługo potem, zgodnie z moimi przypuszczeniami, ukazała mi się kobieca sylwetka, dumnie zasiadająca siwego rumaka. Najchętniej zerwałabym się i uciekła, ale coś podpowiadało mi, żebym pozostała w miejscu. Mętlik w głowie i lekki strach przyćmił na chwilę mój umysł, jednak szybko zganiłam się w myślach za swoje tchórzostwo - jeśli można to tak w ogóle nazwać.
- Zejdź mi z drogi. Chyba, że masz do mnie jakiś interes to masz jedyną szansę na rozmowę. Trochę mi się śpieszy - rzekła z uśmiechem, ale obie doskonale wyczuwałyśmy tę gęstą atmosferę, ciążącą wokół nas. Cóż, było dość niezręcznie.
- Wybacz - z moich ust wypłynęły ciche słowa. Jej błękitne niczym morze oczy, ogniste włosy oraz nic nie zdradzający wyraz twarzy tworzyły wrażenie obojętności i chłodu. Musiała dostrzec mój dociekliwy wzrok, ponieważ również na mnie zerknęła. Zerwałam szybko kontakt wzrokowy i skierowałam swoje spojrzenie na czworonożnego kompana rudowłosej dziewczyny - Piękny koń. Pasujecie do siebie - zagaiłam, ale bardziej pod wpływem niezręcznej ciszy. Podniosłam lekko kąciki ust, a ona westchnęła ciężko, choć cicho.
- To tyle? Myślałam, że masz coś ciekawszego do powiedzenia... - stwierdziła szczerze. Już miała odjeżdżać, gdy zatrzymały ją moje słowa.
- Może... Mogłabym poprosić cię o pomoc? Wiesz czy są tu gdzieś jeżyny? - jej koń prychnął, niecierpliwiąc się i sam nie wiedział czy ma stać, czy jechać dalej.
- Dlaczego miałabym ci zaufać? Wybrałaś się do lasu i nie wiesz co, gdzie znaleźć? - nie była przekonana co do mojej prośby. Po krótkim namyśle rzekła jednak, iż znajdują się około dwieście metrów stąd. Podziękowałam jej szczerze i ukłoniłam się delikatnie. - A więc jedziesz gdzieś konkretnie? - zagaiłam rozmowę. W tej dziewczynie było coś enigmatycznego, jakby wiedziała o czymś, o czym niekoniecznie wszyscy mają pojęcie - Ach, jestem Yra - uśmiechnęłam się, ocierając moją bosą stopą o drugą. Miałam nadzieję, że ta kobieta nie odprawi mnie z kwitkiem - naprawdę mnie zaintrygowała. No i pomogła, jako pierwsza.

<Keya? :3>

Od Mikleo CD Soreya

 Nigdy nie zrozumiem mojego męża, dlaczego on nigdy nie spyta mnie o to, co ja myślę? Dlaczego zawsze sam wyciąga wnioski bez wcześniejszego skontaktowania tego ze mną? Nie chce się narzucać ani nie oczekuje od niego mówienia mi o wszystkim, jest przecież wolną istotą, wolałbym jednak, żeby nie decydował za mną, to nigdy nie wyszło mu na dobre, nie jestem nim, nie myślę tymi samymi kategoriami. Rany znamy się od zawsze, a on wciąż tego nie rozumie. 
- Nigdy nie powiedziałem, że mi to przeszkadza - Zauważyłem, podchodząc do męża, opuszkami palców dotykając jego delikatnego na tę chwilę zarostu. 
- Podoba mi się - Po wypowiedzeniu tych słów ucałowałem jeden z jego policzków, nie okłamując go, to naprawdę mi nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie bardzo mi się podobało, zazdrościłem mu tego, sam chciałbym dojrzewać w ten sam sposób, chciałbym się starzeć a w przyszłości godnie umrzeć, nawet nie wie, ile szczęścia ma, nie widzi tego, jak cudownie los go pobłogosławił, widzi, oddycha, żyje. Nie warto zwracać uwagi na drobnostki, to tylko zarost w niczym nam nie przeszkadza.
- Podoba się? - Zaskoczony uniósł brew, patrząc na mnie z niedowierzaniem, chyba myśląc, że tylko udaje, aby poprawić mu nastrój, absolutnie nie byłbym do tego zdolny.
- Tak, podoba mi się, dzięki niemu wyglądasz, jak mężczyzna, dojrzewasz i to chyba jest najwspanialsze w życiu człowieka, zmieniasz się stajesz się coraz starszy coraz to przystojniejszy już nie jesteś dzieckiem - Wyjaśniłem swój punkt widzenia, mam oczywiście świadomość, że mój mąż tego nie popiera, on myśli, że starzenie się jest złe, naprawdę powinien zacząć bardziej doceniać życie.
- Starzeje się - Westchnął ciężko, patrząc w moje oczy. Chyba wiem, co siedzi mu w głowie, może mi tego nie powie, ale ja już doskonale go znam. Wiem, co sobie wmówił. Mistrz czarnych scenariuszy.
- Głuptasie doceń to, osiągasz dojrzałość, twoje ciało z roku na rok się zmienia, kiedyś odejdziesz z tego świata i będziesz wolny. Wiele bym dał, aby być człowiekiem najwspanialszy okres mojego życia. Bycie wiecznie młodym i nieśmiertelnym nie jest fajne. Świat się zmienia, ludzie odchodzą, czasy mijają, a my zostajemy na ziemi jak jej więźniowie, naprawdę powinieneś przestać przejmować się zarostem, lubię go tak samo, jak każdą część twojego ciała - Połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku ciesząc się z wypowiedzianych przeze mnie słów może dzięki temu zmieni myślenie, przestanie przejmować się takimi drobnymi szczegółami. Przestanie się przejmować tym, co ja pomyśle. Naprawdę mam język i potrafię mówić, gdyby coś było nie tak, na pewno bym mu o tym powiedział.
Sorey milczał, analizując moje słowa, jeśli po tym, co mu powiedziałem, wciąż będzie twierdził, że goli się dla mnie, to naprawdę przysięgam walne go w ten głupi łeb.
- Połóż się, ja sobie poradzę - Nie dałem mu wyboru, miał odpoczywać i koniec kropka wystarczająco się już namęczył, pilnując nas w nocy, teraz ja zadbam o jego bezpieczeństwo i spokojny sen ani myśląc budzić go w nocy, ma spać, a nie wartować. Oczywiście musiałem mu obiecać, że go obudzę, choć nie miałem takiego zamiaru, powiedziałem to tylko po to, aby odpuścił i poszedł spać.
Sorey wreszcie zasnął, a ja zająłem się całą resztą, położyłem dziecko spać, nakarmiłem zwierzaki, okryłem porządniej ciało męża i Yuki'ego wychodząc z jaskini, świeże powietrze było bardzo przyjemne, chętnie spędziłem na nim całą noc, wpatrując się w gwiazdy. Pierwszy raz od dawna bez żadnych obaw relaksowałem się na trawie, szukając gwiazd tworzących wzory.
Czas płynął, a ja nawet nie czułem zmęczenia, było przyjemnie i tak spokojnie, przynajmniej do momentu, w którym to mój mąż się nie obudził. Tak podejrzewałem, że będzie miał do mnie pretensje o nieobudzenie go na czas. Cóż nie było takiej potrzeby, nie byłem senny więc w czym problem?
- Daj spokój nic się nie stało - Stwierdziłem, bo niby co stać się miało? Nie umarłem od nieprzespanej noc tak jak i on nie umarł od przespanej, powinien bardziej wyluzować.
- Przeze mnie będzie teraz zmęczony - Usiadł obok ciężko wzdychając, no i dostał za to w łeb nie za mocno, ale dostał.
- Nie przez ciebie jasne? Nie chciało i nie chce mi się spać. Sam zdecydowałem, aby cię nie budzić, nie obwiniaj się o wszystko, niby dorosły a czasem wciąż jak dziecko się zachowuje - Westchnąłem, kręcąc głową dorosły facet, mężczyzna a umysł dziecka no naprawdę. Czasem się zastanawiam gdzie w tym wszystkim podział się mój dawny mąż? Moja śmierć strasznie go zmieniła i choć bardzo się staram i uczę się wszystkiego, on nie staje się dawnym sobą. Udaje, ale to wciąż nie on, może to już nigdy nie będzie on? Nie przeszkadza mi to, wszystko się zmienia, czasem chciałbym, tylko aby był bardziej radosny, a nie tylko takiego udawał.

<Sorey? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Zaskoczony przez kilka dłuższych chwil nie wiedziałem, co się dzieje, co młody właśnie zrobił. To, to było naprawdę dziwne i takie do niego niepodobne nigdy, ale to naprawdę nigdy nie podejrzewałbym go o coś takiego. Co mu w ogóle odbiło? To wina alkoholu? Na pewno tak. Dlaczego więc dałem się w to wciągnąć? Bez oporu odwzajemniłem ten pocałunek, a gdy tylko odsunął się ode mnie, poczułem się dziwnie, pragnienie brał nade mną górę. Jeden pocałunek wystarczył, abym wyobraził sobie nie wiadomo co.
Nie myśląc za długo, wpiłem się w usta chłopaka, popychając go na poduszkę, młody nie opierał mi się, co podniecało mnie jeszcze bardziej, mój umysł odebrał to jakoby zielone światło, zgodę na coś, czego robić z nim nie powinienem nie teraz nie w tej chwili. Nie zasłużył sobie na to. Nie wie, w co próbuje się wpakować. 
Włożyłem dłoń od jego koszulkę, czując przyjemne drżenie pod palcami, rany jak niesamowite było to uczucie, alkohol pomógł karotce się wyluzować, a ja nieświadomie chciałem to wykorzystać. Jestem dupkiem i nie ma co tu kryć.
W ostatnim momencie powstrzymałem się, wyjmując dłonie spod jego koszulki, odsuwając się od jego ust, tak wiele mnie to kosztowało, nie mogę przecież go wykorzystać. Jestem dupkiem w niektórych sytuacjach mam jednak rozum i nie chce krzywdzić osoby, którą naprawdę lubię.
- Przepraszam nie powinienem - Potarłem dłonią twarz wstając z łóżka już wiedząc, że źle zrobiłem, nie powinienem zgadzać się nawet na ten zwykły pocałunek, nie wolno mi, nie wolno mi wykorzystać przyjaciela, on nie jest zabawką, nie czułby się dobrze, gdyby się okazało, że go wykorzystałem, gdy on nie do końca był tego świadom. Teraz się tak zachowuje, bo alkohol mocno poprzewracał mu w głowie, jutro nic nie będzie pamiętał i tak właśnie zakończ się dzisiejsza historia.
- Dlaczego? Przecież to nic złego - Słysząc jego pytanie spojrzałem na jego twarz, cicho wzdychając. Jego policzka pięknie zaróżowione dodawały mu słodkości, wyglądał jak laleczka pragnąca uwagi. Pogłaskałem go więc po jednym z tych ślicznych policzków, całując jego czoło, uśmiechając się delikatnie do chłopaka.
- Teraz tak uważasz jutro, gdy się obudzisz będziesz tego żałował - Po tych słowach wstałem z łóżka, kierując się do wyjścia z pokoju, wystarczy tego dobrego, im dłużej tu jestem, tym bardziej młody zaczyna szaleć, w końcu nie wytrzymam i zrobię coś głupiego, czego bardzo nie chcę. 
- Dobranoc - Szepnąłem cicho wchodząc z pokoju, w którym zostawiłem chłopaka.
Oparłem się o drzwi pokoju, w którym się znajdował, ciężko wzdychając, jeszcze chwila a jestem pewien, że byłby kolejnym chłopakiem, którego zaliczyłbym dla zabawy lub pod wpływem. Nie tego dla niego chciałem, niewłaściwego chłopaka sobie obrał. Karotka to sympatyczna istota, bardzo lubię tego młodzieńca i chyba właśnie dlatego nie chce zrobić mu krzywdy..
Rany, od kiedy jestem taki grzeczny? Nigdy przedtem nie interesowało mnie to, co może poczuć druga strona, sam tego chce więc i ja nie mam oporu, tym razem powstrzymałem się, myśląc tylko o sobie, co ten chłopak ze mną robi? Rany, ja chyba naprawdę się starzeje. 
Wzdychając ciężko, wróciłem w końcu do swojego pokoju, gdzie usiadłem przy oknie, otwierając je na oścież. Świeże powietrze pozwalało mi trzeźwiej spojrzeć na świat. Musiałem zastanowić się nad kilkoma sprawami, przede wszystkim nad tym, do czego prawie dziś by nie doszło.

***

Nie specjalnie pamiętałem, kiedy zasnąłem, pogrążą w myślach tyczących się sprawy mojego młodego towarzysza. Wciąż nie wiedziałem co myśleć o tym wszystkim. Shōyō był pijany, nieświadomie połączył nasze usta. To ja powinienem go powstrzymać, a nie dodatkowo go zachęcać dotykiem i pocałunkiem.
Jest mi głupio z powodu tego, co się wydarzyło, nie mam jednak zamiaru zachować się inaczej niż na co dzień, nic się nie stało, było minęło, temat uważam za zamknięty.
Z taką myślą wszedłem z pokoju gotów na kolejny piękny dzień. Słońce świeciło, ptaszki śpiewały, co może pójść nie tak? Nic, jest wręcz cudownie.
Z pozytywnym myślami wszedłem do kuchni, gdzie moja ciocia przygotowała śniadanie, jak dobrze, że ją mam, gdyby nie ona już dawno umarłbym z głodu.
- Gdzie twój kolega? - Spytała, gdy tylko mnie zobaczyła, ach jak miło a może tak cześć? Dzień dobry? Cokolwiek? No dobra przeżyje.
- Chyba jeszcze śpi - Przyznałem, biorąc się do roboty, moja ciocia też miała prawo odpocząć nie tylko robić, skoro już nie śpię, mogę jej pomóc i porozmawiać o wszystkim, co na sercu mi leży, pomijając oczywiście temat Karotki, o tym wolałbym z nikim nie rozmawiać. Temat został zakończony wczoraj, było minęło koniec kropka. 

<Karotka? C:>

Od Keyi do Yra'i

 Przymknęłam powieki, kiedy tylko napotkałam pierwsze tego dnia promienie wschodzącego dopiero słońca. Wygięłam usta w lekki uśmiech, wdychając woń porannego powietrze. Mimo zimna, chętnie wkroczyłam w znany teren, jakim była stajnia. Znajdowała się kilka minut drogi od mojego domu, a właściciel znał Lorena i mogłam gościć się tu kiedy tylko miałam ochotę.
Dzisiejszym wierzchowcem okazał się dzielny wałach Baron, na którym zaraz potem ruszyłam w stronę lasu. Minęło sporo czasu odkąd siedziałam ostatni raz na koniu. Praca całkowicie zabierała mój czas, a jesienna pogoda wcale nie zapowiadała zmniejszenia chorych na dość popularne w tym okresie choroby. 
Zielarstwo to ciężki orzech do zgryzienia, ale zaczynało mi się to coraz bardziej podobać. Możliwość zdobycia nowych znajomości i bycie szanowanym raczej budziło we mnie pozytywne emocje.
Spięłam łydki, popędzając zwierzę i przechodząc do kłusu. Kiedy tylko wjechałam w bór, uderzył mnie przyjemny zapach drzew i budzącej się ziemi. Liście powoli zaczęły zmieniać barwę i przyozdabiać okolicę. Zamknęłam oczy, wciągając powietrze w płuca. Nagle wałach zatrzymał się, a kiedy tylko podniosłam powieki ujrzałam nieznajomą dziewczynę.
Od razu rzucił mi się w oczy jej niespotykany wygląd. Ciemna skóra, mocno błękitne oczy i odmienny strój. Wlepiła we mnie wzrok, z którego wyczułam niepokój, ale i determinację. Siwy prychnął, niespokojnie przebierając nogami, a ja mocniej przywarłam do siodła. Białe włosy, które mocno kontrastowały z jej karnacją falowały z wiatrem, a między nami zapadła napięta atmosfera.
- Zejdź mi z drogi. – powiedziałam łagodnie. - Chyba, że masz do mnie jakiś interes to masz jedyną szansę na rozmowę. Trochę mi się śpieszy.
Zacisnęłam dłonie na wodzach, zmuszając do łagodnego uśmiechu. Dawna profesja wciąż zmuszała do zachowania wszelkiej ostrożności w stosunku do nowo poznanych osób. Nigdy nie mogłam wykluczyć, że ktoś właśnie planuje zemstę. 


<Yra?>

wtorek, 27 października 2020

Yra - Wilkołak


Autor zdjęcia lilopelekai
"Każdy żyje, wierząc w to, co wie, oraz w to, czego doznaje. Sumę tych doświadczeń zwie rzeczywistością. Lecz wiedza i poznawanie to pojęcia ulotne. Mogą okazać się niczym więcej jak tylko ułudą. Może każdy żyje w takim świecie, jaki sobie wykreował. Nie zastanawiałeś się nad tym?"
Ranga: Omega
Level: 0
Stanowisko: Bezrobotna
Login: Howrse: ѕαηуα / E-mail: lileen3@wp.pl
Imię i nazwisko: Nieznane 
Pseudonim: Yra
Pochodzenie: Nieznane
Rasa: Wilkołak
Płeć: Kobieta
Orientacja: Heteroseksualna
Wiek: Młoda  dziewczyna, wiek jednak bliżej nieznany
Cechy zewnętrzne: Białe włosy kontrastują z ciemną karnacją dziewczyny, okalając jej dość ostro zarysowaną twarz. Błękitne oczy, w których jakby cały czas tliły się tysiące myśli i pełne usta, często spierzchnięte i poranione od przygryzania, tworzą wrażenie zamyślonej i lekko zagubionej wśród otaczającej ją rzeczywistości. Dzięki swojej naturze wilka nie musi poświęcać dużej ilości czasu, aby być wysportowaną, lecz jej sylwetka nie należy do ideałów. Delikatnie zarysowana talia to zmysłowy atut, lecz nie ma imponujących kształtów. Strój ubogi i skąpy praktycznie zawsze przyciąga na siebie spojrzenie, choć pozytywnym wzrok nie można tego nazwać
Umiejętności i moce:  Umiejętność szybkiego łączenia faktów i kierowania się logiką niekiedy pomagają jej w codziennym życiu. Ale w niedalekiej przyszłości ma poznać, że to wcale nie jej wrodzona intuicja tak wiele razy pomagała jej przetrwać. Urodziła się ze ślicznym głosem i choć nie okazuje tego na co dzień, potrafi pięknie śpiewać.
Charakter: Powoli poznaje swoją osobowość, jednak w dalszym ciągu nie ma pojęcia kim tak naprawdę jest, więc trudno jej jakkolwiek siebie opisać. Z pewnością szybko dostrzega szczegóły i czyta z ludzi jak z otwartej księgi. Łatwo rozpoznaje ich emocje, lecz czasem za bardzo polega na swojej intuicji, o czym przekonała się już parę razy. Pomimo jej stadnej natury wilka, zdecydowanie preferuje introwertyczny styl życia. Samotność jej nie przeszkadza, jednak jeśli miałaby mieć przyjaciela to tylko takiego, z którym łączy ją głęboka więź i nie do przerwania nić porozumienia.
Nie uważa się za marzycielkę, lecz tak naprawdę w swojej głowie stworzyła już tysiące idei i scenariuszy dotyczących jej życia - realnych i tych trochę mniej. Raczej nie lubi dzielić się swoimi myślami z innymi, dlatego też często rozważania zachowuje dla siebie. Można powiedzieć, że jest dosyć skryta.
Piosenki pokochała od momentu, kiedy pierwszy raz usłyszała kobietę śpiewającą na przedstawieniu w wiosce. Jej serce skradła kołysanka, którą akurat śpiewano i od tamtej pory uwielbia nucić ją pod nosem. Tak właśnie rozpoczęło się jej zamiłowanie do muzyki - stała się wręcz jej częścią charakteru.
Historia:  Pewnego dnia zbudziła się obok szumiącego wodospadu o wschodzie słońca. Kompletnie nic nie pamięta - nie wie jak się tam znalazła, kim była i kim jest. Powoli próbuje rozwikłać męczące ją zagadki, jednak nie jest to takie łatwe, jakby się zdawało.
Rodzina: Nieznana
Relacje: -
Zauroczenie: -
Partner/ka: Brak
Aktualny pobyt: Nie ma stałego miejsca, pląta się wśród gęstwiny drzew, nieopodal wodospadu
Ekwipunek: -
Fundusze: 40 K
Głos: Davy Jones [Lyrics]
Inne informacje:
 - Uwielbia zieloną herbatę
- Kocha zapachy polnych kwiatów, kojarzą jej się z bezpieczeństwem
- Wyznaczyła sobie zasadę, którą ściśle przestrzega, aby nigdy nie upolować żadnego niewinnego zwierzęcia
- Stara się akceptować swoją wilkołakość, ale ma momenty, w których przeklina ją i ma ochotę po prostu być normalna
Zdjęcia dodatkowe: